35. Wyrok


Doszliśmy do centrum dowodzenia.
Zamkneliśmy drzwi by nikt nie mógł się tu dostać. Monty usiadł przy jednym z komputerów i zaczął hakować, ustawi tak abyśmy na ekranach na ścianie widzieli cały poziom 5.

-Tak z ciekawości- zwróciłam się do stojącego przy ścianie Dantego- Dlaczego nie jest Pan z resztą swoich?

-Po tym co zrobiłem wyzwolenie ma koszt. Ja ponoszę koszty aby oni nie musieli.

Na ekranach wyświetliły się pomieszczenia z 5 poziomu. Na jednym widać salę, w której przykuci do ścian są nasi ludzie, a na środku na łóżku leży Raven. Żywcem wiercą w jej kości i pobierają szpik, słychać jej okropny, pełny bólu i rozpaczy krzyk. Inni krzyczą do strażników, którzy ich pilnują by puścili Raven. W pokoju są też dorośli z Arki, w tym mama Clarke oraz zastępca kanclerza Kane.

-Ugoda to był Pana pomysł nie Cagea.- mówi Clarke, mężczyzna przytaknął.- Niech Pan im powie by przestali.- wskazała ekran.

-Nie zrobię tego.- powiedział twardo Dante.

Wściekłam się i podeszłam do niego.

-Lepiej powiedź. Nie jestem z tych ludzi, którzy potrafią panować nad gniewem.- może jeśli go zastraszę zrobi to, ale nie, on z kamienną twarzą ponownie powiedział nie. Zauważyłam na monitorze, że do sali wprowadzili też Jaspera, zacinęłam dłoń mierząc Dantego zawistnym spojrzeniem.- Sam Pan tego chciał.

Uderzyłam go z pięści w twarz, ten oparł się o ścianę by nie upaść na ziemię i rękawem marynarki otarł krew z wargi. Wyprostował się i ponownie powiedział nie. Chciałam jeszcze raz go uderzyć ale mocny uścisk Bellamy'ego na moim przedramieniu mi na to niepozwolił.

-Przestań, to nic nie da.

-Puszczaj.- wyrwałam się z jego uścisku, odeszłm na drugi koniec sali i usiadłam na krzesełku obok Monty'ego.

Spóściłam głowę w dół, oparłam łokcie o blat i przyłożyłam dłonie do twarzy.
Złapali Jasper'a, przecież miał zabić prezydenta, a może taki właśnie ma plan, może specjalnie się podłożył by dostać się na poziom 5.

-Carl Emerson, strażnik Mount Weather.- powiedziała Clarke do trzymającej w dłoni krótkofalówki.

-Kto mówi?- odezwał się męski głos po drugiej stronie.

-Dobrze wiesz kto, daj mi prezydenta.- rozkazała. Po chwili z urządzenia usłyszeliśmy głos Cagea.

-Tu prezydent Wallace.

-Mam twojego ojca, jeśli niewypuścisz moich ludzi zabiję go.- rzekła szorstko blondynka, spojrzałam na nią. Wygląda jak ktoś kto jest gotowy zrobić dosłownie wszystko by dopiąć swego.

-Udowodnij.

Clarke podała urządzenie Dantemu aby ten coś powiedział by potwierdzić że na prawdę tu jest.

-Trzymaj się planu.- rzekł do syna zanim Clarke zabrała mu krótkofalówkę.

-Słyszałeś.

-Nie zrobisz tego.

-Nie znasz mnie. Skończmy z tym, puść moich ludzi.

-To oznaczałoby nasz koniec.- rzekł Dante.

Clarke wycelowała pistoletem w Dantego.

-Stój, potrzebujemy go.- powiedział Bellamy. Atmosfera napięła się jeszcze bardziej. Blondynka odbezpieczyła i przycisnęła spust broni.

-A ja potrzebuję by jego syn uwierzył. Nie zmuszaj mnie do tego.

-Nikt z nas nie ma wyboru.- powiedział Dante patrząc na nią i godząc się ze swoim losem.

-Nie chciałam tego.- pociągnęła za spust, usłyszeliśmy huk wystrzału przez który wzdrygnęłam się, Dante upadł martwy na ziemię.

-Posłuchaj mnie uważnie- zwróciła się do Cagea przez krótkofalówkę- Nie spocznę dopóki moi ludzie nie będą wolni. Jeśli ich nie puścisz napromieniowuję poziom 5. Zrozum, że nie chcę śmierci nikogo więcej. Zabroń wiercenia i porozmawiajmy, wszyscy możemy wyjść z tego cało.

Gdy skończyła mówić po drugiej stronie nikt się nie odezwał, za to na monitorze zauważyliśmy że zbliża się do nas strażnik Emerson. Ale na szczęście wcześniej pomyślałam i zdeaktywowałam wszystkie karty by nikt nie mógł się tu dostać.

-Dasz radę napromieniować poziom 5?- Clarke zapytała Monty'ego.

Jej pytanie mną wstrząsnęło. Wstałam gwałtownie patrząc na nią z niedowierzaniem.

-Odbiło ci?! Nie możesz tego zrobić. Tam są dzieci i ludzie, którzy nam pomogli.- wybuchnęłam.- Monty nawet się niewarz tego zrobić.- zwróciłam się do przyjaciela, który zdążył już zacząć wpisywać coś na klawiaturze.

-A masz lepszy pomysł?- zapytała stając na przeciw mnie, przybliżyłam się do niej mierząc się z nią wzrokiem.

-Jasper zabije Cagea i nie będzie problemu.

-Jesteś tego pewna, że przestaną? Nie wydaje mi się by Jasper'owi się udało, spójrz na ekran, złapali go.- gdy to powiedziała moja pewność siebie zmalała. Może ma rację, ale nie mogę pozwolić by zabili niewinnych ludzi.

Nagle do drzwi zaczął dobijać się Emerson, a na jednym z monitorów zobaczyliśmy, że zamiast Raven na stół położyli matkę Clarke, a na drugim ekranie Octavia z Mayą i Danielem są otoczeni przez żołnierzy w jadalni, celują do nich.

-Skończyłem, wystarczy pociągnąć tą dźwignię.- powiedział Monty i wskazał na panelu kontrolnym dźwignię.

-Nie róbcie tego, proszę.- powiedziałam gdy Clarke z Bellamy'm zbliżyli się do panelu.

-Nie mamy wyboru.- rzekła Clarke.

Mam natłok myśli. Co powinnam zrobić? Pozwolić im czy nie? Uratować swoich czy ryzykować ich życie? Pozwolić umrzeć Danielowi i Mayi? Jeśli pozwolę jej umrzeć zawiodę Jasper'a, przecież obiecałam pomóc mu ją ochronić.
Emocje wzięły górę nad rozsądkiem.
Wyciągnęłam za paska spodni pistolet, który wcześniej zabrałam strażnikowi, który zabił Rayllsów, tylko dlatego że mi pomogli.

Odbezpieczyłam broń i wycelowałam w zaskoczonych moich zachowaniem Clarke i Bellamy'ego.

-Nie pozwolę wam tego zrobić.

...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top