21. Alarm

...

-Alarm, kod 43!- z głośnika wiszącego na ścianie usłyszeliśmy czyjś głęboki głos.

-Co się dzieje?- zapytałam przestraszona.

-Spokojnie.- złapał mnie za ramię i szybkim krokiem zaczął mnie gdzieś ciągnąć.

-Co oznacza ten kod?

-To że ktoś zmierza w stronę wyjścia i chce otworzyć właz. Jeśli tak się stanie bunkier zostanie napromieniowany i moi ludzie, łącznie ze mną, umrą.

Zatrzymaliśmy się przy wejściu do windy. Daniel kazał mi wejść następnie wcisnął przycisk.

-Idź do swoich, później porozmawiamy.- chciałam zaprotestować ale nie zdążyłam.

Drzwi windy zamknęły się, poczułam jak rusza.

Od kilku minut siedzę jak na szpilkach na swoim łóżku i czekam, reszta moich chyba niczego nie wie bo zachowują się zwyczajnie, oprócz Monty'ego bo mu powiedziałam.

-W porządku?- zapytał brunet podchodząc do mnie.

-Tak, tylko zastanawia mnie kto chciał otworzyć właz? A myślę że mogła to być Clarke. I może ponieść teraz poważne konsekwencje.- zmartwiłam się.

-Nie rozumiem czemu tak się zachowuje. Przecież mamy tu wszystko.- powiedział siadając obok mnie na łóżku. Oparłam głowę na jego ramieniu. Westchnęłam smętnie, a moje myśli znowu kręcą się koło jednej osoby. Dlaczego nie mogę po prostu zapomnieć?

-Nadal o nim myślisz.

-To boli.- spojrzałam mu w oczy. Posłał mi pocieszny uśmiech i objął mnie ramieniem.

-Wiem, pamiętaj że jesteśmy jak rodzina. Ja i Jasper jesteśmy tu dla ciebie.

-A ja jestem tu dla was.- odwzajemniłam jego uśmiech.

Po chwili do pomieszczenia wszedł Jasper, jego mina nie wróży nic dobrego. Ja i Monty wstaliśmy i podeszliśmy do niego.

-Co się stało?- zapytał Monty.

-Clarke się stała, chciała otworzyć właz i wszystkich tu zabić.- powiedział z wyrzutem i wściekłością w oczach.- Ona oszalała. Teraz prezydent z nią rozmawia.

-Ale nikomu nic się nie stało?- zapytałam.

-Nie. Nie chcę by Clarke to zepsuła.- powiedział z żalem- Monel porozmawiaj z nią, ciebie może posłucha.- złapał mnie za ramiona patrząc z nadzieją.

-Ja? Nie sądzę by posłuchała się mnie, ale spróbuję.- Jasper przytulił mnie mocno, oddałam uścisk.

-Dziękuję.

~

-Szach i mat, Miller!- powiedziałam radośnie na co siedzący na przeciw mnie chłopak fuknął.

-Znowu wygrałaś. Jak to zrobiłaś? Miałaś znacznie mniej pionków, a i tak mnie pokonałaś. Co to za sztuczka, hm?

-Drogi przyjacielu to się nazywa dobra strategia, której najwyraźniej ci brakuje albo po prostu mam czysty talent do szachów.- powiedziałam rozbawiona uśmiechając się .

-Więcej z tobą nie gram.- powiedział niby poważnie ale po chwili sam zaczął się uśmiechać.

-Może kiedyś wygrasz, ale na razie rozstawiaj na kolejną rundę mam zamiar cię zmiażdżyć.

-O nie, nie ma mowy. Znajdź sobie kogoś innego.- zaczął powoli wstawać z krzesełka.

-Ej, no weź. Może tym razem wygrasz?- uśmiechnęłam się uroczo jak tylko mogę by go przekonać.

-Nawet nie próbuj, twój uroczy uśmiech na mnie nie działa. I tak na dzisiaj mi wystarczy.

Nathan odszedł w stronę siedzących na łóżku Harper i innych. Westchnęłam przyglądając się pionkom na planszy i się nad nią pochyliłam. Wzięłam do rąk figurkę króla i królowej. Zaczęłam się im przyglądać i nie wiem czemu znowu zaczęłam myśleć o Bellamy'm, to robi się uciążliwe. Cały czas muszę coś robić by zająć myśli czymkolwiek tylko nie nim.

-Grasz z niewidzialnym przyjacielem?- usłyszałam głos nad sobą, który sprowadził mnie na ziemię i przez co drgnęłam gwałtownie.

-Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć.- ciepły i aksamitny głos. Podniosłam głowę do góry, a moje zielone tęczówki zetknęły się z błękitnymi tęczówkami Daniela przez co zapomniałam języka w buzi.

-Ja...- otworzyłam usta ale szybko je zamknęłam nie wiedząc co powiedzieć bo nie usłyszałam co do mnie wcześniej mówił. Ale ze mnie pokraka.

-Lubisz szachy.- na szczęście nie skomentował mojej reakcji i szybko zmienił temat.

-Tak, tylko szkoda że nikt nie chce ze mną grać bo zawsze wygrywam.

-Więc musimy kiedyś się zmierzyć.- powiedział pewnie.

-Kiedyś? Czemu nie teraz?

-Bo chcę ci coś pokazać.- uśmiechnął się tajemniczo.

-Brzmi ciekawie.

Wstałam nie odrywając od niego wzroku i nie skończyło się to dobrze. Zahaczyłam biodrem o stolik przez co go wywróciłam razem z szachami, przeklnęłam pod nosem z bólu, a gdy chciałam to jakoś ogarnąć prawie wywaliłam się przez krzesełko. Na dźwięk uderzenia wszyscy spojrzeli w naszą stronę, a ja zażenowana zrobiłam się czerwona i z chęcią zapadłabym się teraz pod ziemię. Co się ze mną do cholery dzieje?!

-Chodźmy lepiej.- powiedziałam zawstydzona swoją niezdarnością i złapałam się za bolące biodro wymuszając uśmiech mówiący, że wszystko jest w porządku, a w myślach zaczęłam wyklinać ten głupi stół, akurat musiał tu stać.

-Jesteś cała?- zapytał z troską, potaknęłam głową, że tak.

-Chodźmy.- powtórzyłam, co tym razem wyszło mi wręcz błagalnie. Bo wszyscy w pomieszczeniu patrzą na nas z zaciekawieniem, a do tego Miller śmieje się pod nosem.

-Dobrze.

Wyszliśmy z pomieszczenia na korytarz i weszliśmy do windy. W niej Daniel cały czas mi się przygląda, a ja staram się jak mogę by unikać jego spojrzenie.

-Mocno boli?

-Bywało znacznie gorzej.- ból powoli zaczął znikać, właściwe to na początku bolało jak cholera teraz już mniej. W ciszy wyszliśmy z windy gdy się zatrzymała i również w ciszy przeszliśmy przez korytarz. Zatrzymaliśmy się przed metalowymi drzwiami, a Daniel otworzył je swoją kartą. Weszliśmy do środka.

-To magazyn?- zapytałam gdy blondyn włączył światło i mogłam zobaczyć ogromnych rozmiarów halę pełną zapełnionych półek sięgających aż do sufitu i wiele innych znajdujących się przy ścianach zabytkowych rzeczy.

-Tak, łatwo tu zabłądzić.- złapał mnie za rękę i pociągnął w głąb magazynu. Przeszliśmy pomiędzy regałami i zatrzymaliśmy się na niedużym kawałku wolnego miejsca przy ścianie przy której stoją dwa krzesła, fotel i biurko, a na nim gramofon i kilka płyt winylowych. To miejsce wygląda na dobrą skrytkę, oddzielone od reszty magazynu przez regały i do tego łatwo je przeoczyć.

-To moja samotnia.- odezwał się Daniel podchodząc do biurka.-Lubię tu zaszyć się od problemów codzienności i słuchać ulubionych piosenek.

-Skoro to twoja samotnia to czemu tu jestem?- rozejrzałam się dokładniej po pomieszczeniu.

Niebieskooki wyją jedną płytę z opakowania i włożył ją do gramofonu, a chwilę później po pomieszczeniu rozniósł się spokojny dźwięk piosenki.

-Bo zależy mi na tobie.- odwrócił się do mnie przodem i podszedł. Zamurowało mnie, przecież znamy się tak krótko. Wyciągnął w moją stronę dłoń.- Zatańczysz?

-Nie jestem w tym najlepsza.

-Więc cię nauczę.

Moją lewą dłoń położył sobie na ramieniu, a prawą splątał ze swoją. Położył drugą swoją dłoń na mojej tali i przysunął mnie bliżej siebie. Zaczęliśmy kołysać się w rytm piosenki.

-Nie gryzę.- zaśmiał się perliście, ma piękny śmiech, jak i uśmiech i oczy i ... właściwie to wszystko. Jest tak blisko mnie, że czuję bijące od niego ciepło.

-Widzisz, całkiem dobrze ci idzie.- zauważyłam błysk w jego oczach gdy delikatnie okręcił mnie wokół mojej osi i ponownie wróciliśmy do wcześniejszej pozycji.

-Ładna piosenka, jest po francusku?

-Tak, jedna z moich ulubionych. Les rois du monde, tak się nazywa.- spojrzał mi głęboko w oczy.- Jesteś piękna. Gdy pierwszy raz cię zobaczyłem od tamtego momentu myślę cały czas o tobie.

-Dziękuję, to miłe.- zarumieniłam się. Przez chwilę trwaliśmy w ciszy.- Możesz to wyłączyć.- powiedziałam odrywając się nagle od niego. Spojrzał na mnie zdezorientowany.

-O co chodzi? Zrobiłem coś nie tak?

-Nie, po prostu ... wiele ostatnio się wydarzyło i...

-Rozumiem- wciął mi się w moją próbę beznadziejnego wyjaśnienia- nie tłumacz się jeśli nie chcesz. Nie chcę na ciebie naciskać.

Podszedł do gramofonu i go wyłączył.

-Przepraszam, nie chciałam ...

-Nie przepraszaj, serce nie wybiera.

Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o co mu chodzi.

...


Jak wam się podoba?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top