14. Fuck you

...

Jestem u siebie i robię bomby z rzeczy które podobno załatwił Finn. Właśnie skończyłam 23, odłożyłam ją na bok. Teraz zrobię sobie przerwę bo od tego ciągłego siedzenia zgłodniałam.

Podeszłam do stoiska z jedzeniem, otworzyłam paczuszkę i wzięłam do ust kilka suszonych owoców oraz popiłam je wodą.
Jeszcze chwilę sobie postałam kończąc swój posiłek gdy przyglądając się namiotowi Bellamy'jego zobaczyłam jak z środka wychodzi Raven. Nic w tym nie było by dziwnego gdyby nie to że poprawiła swoją zmiętoloną bluzkę oraz zaczęła związywać rozczochrane włosy. Poczułam się ... ciężko w sumie mi to określić bo zrobiło mi się dziwnie duszno, puls przyspieszył tak samo jak rytm serca które mnie zabolało, jakby ktoś mnie ukuł w nie szpilką. Oni chyba ... chyba jednak tak. Kurwa!

Zdenerwowana wróciłam do siebie. Usiadłam przy biurku.

W mojej głowie zaczęło pojawiać się mnóstwo pytań Dlaczego? Może tylko mi się wydawało? Może za dużo sobie wyobrażam? Te pytania na które i tak nikt mi teraz nie odpowie zaczęły mnie irytować dlatego muszę się czymś zająć. Słone łzy zaczęły spływać mi po policzkach.

Zaczęłam składać kolejną bombę choć w takim stanie nie powinnam bo łatwo popełnić jakiś błąd. I tak też się stało, pomyliłam substancje. Bum! Odskoczyłam do tyłu upadając na plecy. Z puszki zaczął w szybkim tempie wydobywać się dym. W namiocie zaczyna brakować tlenu. Dym podrażnia moje gardło, zaczęłam kaszleć dusząc się oparami.

Muszę się stąd wydostać. Zaczęłam czołgać się w stronę wyjścia. Udało się. Z ulgą odetchnęłam świeżym powietrzem będąc już na zewnątrz.

-Mój Boże!- usłyszałam nad sobą Octavię która podbiegła do mnie i pomogła mi wstać odsuwając od dymu wydobywającego się z mojego namiotu.

-Co się stało?- zapytała z przerażeniem dziewczyna pomagając mi usiąść na konarze.

-Spokojnie to na szczęście tylko dym. Za jakiś czas zniknie i wszystko wróci do normy.- przez myśl przeszło mi inne zakończenie, gdybym pomieszała inne substancje to albo by mnie wysadziło albo stopiło by mi skórę i mięśnie i też bym zginęła ale w bardziej boleśniejszy sposób. Zaczęłam płakać, schowałam twarz w dłonie.

-Monel, co się dzieje?-spytała z troską Octavia, załkałam i otarłam rękawem załzawione oczy.

-Jest super- rzekłam ironicznie- Przed chwilą mogłam umrzeć bo ... bo się głupio zakochałam ale jest świetnie po prostu świetnie.- starałam się uśmiechnąć by zakryć ból ale wyszedł mi tylko krzywy grymas.

-Przykro mi.- szatynka mocno mnie przytuliła, odwzajemniłam uścisk. Zaczęła głaskać mnie po plecach abym mogła się uspokoić. Gdy tak się stało odsunęłyśmy się od siebie.

-Dzięki.- dziewczyna posłała mi lekki uśmiech.

-Co ci zrobił?

-Kto?- udałam że jej nie zrozumiałam, przewróciła oczami.

-Wiesz kto, mój brat.

-Nie chcę żebyście przeze mnie się pokłócili.

-I tak już to robimy. Potrafi być dupkiem więc chcę wiedzieć za co ma oberwać ode mnie.

Wyjaśniłam Octavii o co chodzi.

-Co za kutas za raz... - chciała wstać ale ją zatrzymałam.

-Wolę sama to załatwić.- spojrzałam na wkurzoną szatynkę, która po chwili się uspokoiła.

-Jesteś pewna- pokiwałam głową na tak- Ale w razie czego pamiętaj że pomogę ci skopać mu tyłek.- lekko się uśmiechnęła, to bardzo miłe z jej strony że chce mi pomóc. Chciałabym mieć taką siostrę jak ona.

~

Wywietrzyłam już swój namiot i sprzątnęłam bałagan.

-Jak się czujesz?- do środka wszedł Jasper z miską jedzenia dla mnie.

-A jak myślisz.- chłopak podał mi to co przyniósł.

-Siedzisz tu sama i nie wychodzisz. Wiecznie nie możesz tego unikać.- usiadł obok mnie na łóżku.

-Pierwszy raz się zakochałam, a pech chciał że to akurat musi być nieszczęśliwa miłość.- prychnęłam. Jasper objął mnie ramieniem i pstryknął mnie w nos. Zaśmialiśmy się.

-Dasz radę, jak zawsze. A w razie czego masz mnie i Monty'jego. Pamiętaj o tym, jesteśmy rodziną.

-Dziękuję.- dałam mu całusa w policzek.

-Od tego jesteśmy. Masz- z kieszeni kurtki wyjął krótkofalówkę - na pewno ci się przyda. Lepiej pójdę bo widzę że masz jeszcze co robić.- wstał i podszedł do wyjścia ale jeszcze na chwilę odwrócił się do mnie mówiąc- Ty zawsze lubisz coś rozsadzić.

-Spadaj.- uśmiechnęłam się do niego gdy wyszedł.

~

Już prawie skończyłam pracę gdy znowu ktoś wparował do mojego namiotu.

-Podobno potrzebna ci pomoc.- na dźwięk jej głosu moje mięśnie napięły się, a to co trzymałam w ręku odłożyłam ale nie odwróciłam się do niej.

-W takim razie źle słyszałaś.- powiedziałam oschle, krew zaczęła szybciej przepływać w moich żyłach. Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie powinna tu przychodzić, a na pewno nie jeszcze tego samego dnia gdy wszystko nadal się we mnie gotuje.

-Ale widzę że jeszcze nie skończyłaś.

-Lepiej wyjdź.- starałam się to powiedzieć w miarę łagodnym tonem.

-Chce ci tylko pomóc.- dziewczyna naburmuszyła się nadal się upierając.

-Wystarczająco mi pomogłaś.- jeżeli za raz nie wyjdzie to ...

-O co ci chodzi?- drgnęłam nerwowo, a oddech przyspieszył. Wdech i wydech, jebane problemy z "gniewem". - Ej mówię coś do ciebie!- podniosła głos zirytowana moim zachowaniem. I to był błąd.

-Powiedziałam wynocha!!- wkurzona odwróciłam się stając centralnie przed jej twarzą. Dziewczyn zmarszczyła brwi z lekkim obawą że tak wybuchłam.

-Czemu ...

Nie dokończyła ponieważ chwyciłam ją za kurtkę i siłą wyciągnęłam z namiotu. Popchnęłam ją, a ta upadła tyłkiem na ziemię. Chciałam wrócić do środka ale jej wypowiedź mnie zatrzymała.

-Odbiło ci wariatko!- mimo że stoję do niej tyłem to usłyszałam jak wstaje. Teraz coś we mnie pękło. To stało się samoistnie, nie kontrolowałam tego. Odwróciłam się i z całej siły uderzyłam pięścią w jej twarz. Znowu wylądowała na ziemi patrząc z niedowierzaniem na mnie i trzymając dłoń w miejscu w które oberwała i które zdążyło już się zaczerwienić, na pewno będzie duży siniak.

Stojąc przed nią sama nie wierzę w to co zrobiłam, niektórzy zaczęli się mi dziwnie przyglądać i czekać czy jeszcze coś zrobię.

-Ja ... - cofnęłam się do tyłu.

Pewnie teraz uważają mnie za świruskę, za niebezpieczną. Ja po prostu ... nie chciałam. W szybkim tempie odeszłam z tego miejsca i schowałam się za statkiem, tu raczej nikt nie powinien mnie znaleźć.

Oparłam się przodem o metalową ścianę w której zobaczyłam swoje niewyraźne odbicie. Wkurzyłam się, z cztery razy uderzyłam w metalową konstrukcję.

-Kurwa.- przeklnęłam pod nosem przykładając do piersi teraz cholernie bolącą mnie rękę. Do tego obdarłam sobie skórę na kostkach dłoni z której zaczęła spływać krew. Mam nadzieję że sobie jej nie połamałam. Usiadłam po turecku opierając się plecami o ścianę i patrząc na gwiaździste niebo. Chyba jednak jestem chora psychicznie.

Mój spokój przerwał Murphy który podszedł do mnie i po prostu usiadł nic nie mówiąc. Spojrzałam na niego zdziwiona, a on patrząc w górę jakby nic się nie stało powiedział.

-Ładna noc.- po chwili spojrzał na moją dłoń a później na moją twarz.

-Nie sądziłem że Raven ma tak twardą twarz.- prychnęłam rozbawiona jego komentarzem.- I właśnie taki uśmiech lubię. ... Wiesz że Jasper i Monty się martwią.

-Wiem ale nie mają czym, nie zrobię tym razem nic głupiego.

-Tym razem?

-Długa historia której nie mam ochoty opowiadać, w sumie to chciałabym na zawsze to zapomnieć. ... Myślisz że jestem - zawahałam się chwilę czy aby na pewno go o to zapytać - wariatką?- spojrzałam na niego dokładnie mu się przyglądając i czekając na jego reakcje. Westchnął.

-Nawet gdyby każda osoba wokół tak twierdziła ja uważałbym że jesteś szalenie normalna.- uśmiechnął się delikatnie zmniejszając odległość między nami i patrząc mi w oczy.

W ostatniej chwili się opamiętałam cofając się do tyłu.

-Przepraszam ale ... ale nie mogę.- wstałam i zanim opuściłam to miejsce zobaczyłam zawiedzioną i przygnębioną twarz Murphy'jego.

-Przepraszam.

...

Mam nadzieję że się wam podoba 😆😇💕

Super, aż 1210 słów!! 😉


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top