Rozdział 11

Thrawn nie zamierzał grzecznie pojść do celi, w której gniłby do końca swych dni. Nie miał w planach poddawać się i składać swego losu w ręce Rebeliantów. Od początku wiedział, że musi uciec. Ale co dalej?

Cóż, jeśli Rebelianci rzeczywiście jakimś cudem pokonali siłę militarną Imperium, utworzyli nowy rząd. A tam gdzie rząd zawsze znajdą się i opozycjoniści. Zwolennicy starego porządku...

Imperialni oficerowie byli sprytni i przebiegli. Na pewno już funkcjonowała jakaś koalicja wyznająca imperialne idee. Musiał się tylko do niej dostać, a potem zrobić z nią porządek, zmobilizować armię i odbić stolicę, przywołując chwałę i tryumf Imperium. O tak, to był dopiero plan... w zasadzie jego zarys, ale mistrz strategii taki jak on nie potrzebował wiele czasu, by przeobrazić go w pełni dopracowany i szczegółowy plan działań. Wystarczy kilka godzin, by dopilnować każdego słabego punktu i wyłapać wszystkie kruczki, które jakimś cudem (wynikającym pewnie ze zmęczenia po ośmiu latach odcięcia od cywilizacji) umknęły jego genialnemu umysłowi. Po upływie sporego szmatu czasu spędzonego w samotności, co nie było trudnym wyczynem, gdyż nikt na siłę nie szukał jego towarzystwa, miał już wszystko przygotowane i zapięte wręcz na ostatni guzik... poza jednym, drobnym elementem.

Nie wiedział jednej rzeczy: jak ma uciec spod czujnego oka trójki wyszkolonych w Mocy rycerzy (kim była w ogóle ta trzecia, o której tylko mówili? Przebywała na tym swoim Łowcy razem z tą całą rebeliancką dziewczyną Bridgera i praktycznie się stamtąd nie ruszała), skoro byli pośrodku Nieznanych Regionów, gdzie nie było żywej duszy?

Teraz jednak wreszcie przydarzyła się okazja. W końcu miał szansę — kryształ, który daje ogromną i nieokiełznaną siłę, zdolną zagrozić całej Galaktyce... musiał mieć ten klejnot. Pytaniem było tylko, jak zwędzić tak wartościowy przedmiot sprzed nosa samej mistrzyni Jedi. Thrawn mimowolnie wzdrygnął się, myśląc o słowie "kradzież".

„To takie rebelianckie" – pomyślał z niesmakiem. – „Muszę zachowywać się jak jakiś złodziej i dwulicowy szczur. Ale to wszystko w imię wyższych wartości... Och, co ja gadam, toż to zachowanie godne byle szubrawca, a nie Wielkiego Admirała potężnej floty!".

Jęknął w duchu, a przez myśl mu przeszło, kiedy to wszystko wreszcie się skończy. Jego charakter uległ znacznej zmianie od czasów jego imperialnej chwały, niemniej wciąż przyświecał mu ten sam cel: zniszczyć Rebelię i sprawić, by Imperium i jego wyznawcy mogli trwać przez wieki, w logicznym i starannie uporządkowanym świecie.

Widocznie jednak los postanowił mu wynagrodzić osiem lat udręki, bo okazja do wcielenia nikczemnego planu w życie nadeszła całkiem niebawem.

Na statku, który zajmowała trzecia, "mała" Jedi  - jak nazywał ją Thrawn, była bowiem niska i wyraźnie było widać, że najmłodsza - pojawił się jakiś wyciek w komorze paliwowej, a zapasowe części potrzebne do zreperowania usterki znajdowały się tylko na frachtowcu, którego strzegła Lady Tano i w którym spoczywał tajemniczy kryształ - Tano będzie musiała opuścić statek by pomóc "małej Jedi" w naprawie, a on zostanie sam (bądź z dziewczyną Bridgera, której czujność łatwo można było uśpić). Bez czujnego nadzoru Jedi nad głową, będzie miał szansę, i to prawdopodobnie jedyną, by uciec i przywrócić potęgę Galaktycznemu Imperium.

Zgodnie z jego przewidywaniami Ahsoka zniknęła, a na jej miejsce przybyła młoda Mandalorianka. Ku jego rozczarowaniu nie docenił jednak czujności byłej Rebeliantki: miała oczy i uszy szeroko otwarte.

- Dokąd to się wybierasz? - spytała z nutą ciekawości w głosie, gdy Chiss podjął pierwszą próbę oddalenia się niezauważenie w celu przeszukania kajuty Togrutanki.

- Do miejsca, o którym wolałbym nie mówić głośno, panno Wren - odpowiedział. Dzięki Imperatorowi, że łazienka znajdowała się tuż obok!

Dziewczyna nieprzekonująco uniosła brew do góry i ani myślała odwrócić wzroku. Wielkiego Admirała zaczęło to już z lekka denerwować, lecz nie mógł dać po sobie znać, że coś jest na rzeczy. Z dumnie uniesioną głową wszedł do pomieszczenia z odświeżaczem i odczekał odpowiednią, lecz jak najkrótszą przy tym liczbę minut. Gdy już miał nacisnąć klamkę, w głowie zaświtała mu nowa myśl. Dywersja. O tak, to jest coś, czego bardzo w tej chwili potrzebował. A jak sprytnie zauważył, nie musiała być to wcale rzecz trudna - Ahsoka omyłkowo musiała zostawić przy odświeżaczu holokomunikator. Idealnie.

~~~

~ *osiem lat wcześniej* ~

Ezra w celi, do której wepchnął go Thrawn nie zabawił długo. Prędko zauważył swoją ulubioną drogę ewakuacji - szyb wentylacyjny i ochoczo z niego skorzystał. Wiedząc, że nie zazna zbytnio rozrywki uwięziony dryfując gdzieś w nadprzestrzeni na imperialnym statku, postanowił nieco się zabawić i cierpliwie czekał tuż przy kratce wentylacyjnej, aż Chiss nie wszedł do klitki i nie wydał z siebie żałosnego wrzasku. Wtedy też ubawiony Bridger cicho się wycofał, by potem latami z uśmiechem wspominać niezapomnianą minę imperialnego oficera.

Dzięki swoim wyostrzonym zmysłom względnie szybko opanował tunele, a najczęstszym miejscem jego "wypadów" był składzik z żywnością. Miał świadomość, że prowiant trzeba oszczędzać, jednak starczyłoby tego na kilka lat - statek musiał przecież zapewnić wyżywienie kilku tysiącom Szturmowców. Jedzenie nie psuło się, ponieważ w większości były to racje żywnościowe żołnierzy - okropnie mdły w smaku kleik, który pachniał i wyglądał obrzydliwie, ale za to był bogaty we wszelkie wartości odżywcze, jakie były potrzebne nawet na cały dzień, jeśli zajdzie taka potrzeba.

I tak też, mimo starannego unikania rozwścieczonego Chissa, dla którego Jedi użył jednej z tych swoich sztuczek i po prostu rozpłynął się w powietrzu nadszedł wreszcie czas, gdy musieli się ze sobą zetknąć. Bridger odkrył właśnie ukryte przejście do pomieszczenia, w którym znajdowało się jedzenie dla bardziej dostojnych członków imperialnej floty. Były tu koreliańskie ciasta ryshcate, orzechy vweilu, wara i kukuia; owoce shuura, daele, jagody salak oraz meilooruny; jak również tatooińskie tykwy sidi i międzygalaktyczne placki muftari oraz akiviańskie bułeczki dao-be, niestety lekko już zeschnięte - minęły dwa i pół tygodnia, odkąd zniknęli z Lothal i zanurzyli się w niezmierzonych dotąd nigdy nadprzestrzennych szlakach i jedzenie trzymało się chyba tylkoza sprawą specjalnych warunków panujących w składziku.

Były tu także strawy przygotowane na wypadek dłuższej wyprawy lub nieoczekiwanej awarii - Ezrze aż zaparło dech w piersiach, gdy zobaczył góry suszonego mięsa z nerfa i steków z dewbacka, a także energetycznych słodkich batonów i puddingów, tony ryżu kodari, saszetki ze sproszkowaną zupą z kryształowych grzybów i szczelnie zapakowane ciasteczka jif, których data ważności sugerowała wyraźnie, że są wzmacniane jakimiś specjalnymi formułami.

Stojąc tak osłupiale i podziwiając dawno niewidziane przysmaki (wojna i uszczuplone fundusze Republiki, która dużo wydawała na uzbrojenie sprawiały, że nawet tak powszechne placki muftari ciężko było znaleźć, a co dopiero kupić), nie zauważył, jak ktoś skrada się do niego od tyłu. Moc chyba postanowiła zrobić sobie krótką przerwę, ponieważ ostrzegła młodego Jedi przed niebezpieczeństwem dopiero wtedy, gdy wróg był dwa kroki za nim.

Dlatego uczeń Kanana nie miał zbyt wiele opcji do wyboru i jedyną stosowną i skuteczną ucieczką wydał mu się nagły przysiad, w którym przekoziołkował się w bok, a następnie zerwał w te pędy do biegu. Mocą szybko otworzył sobie drzwi i ruszył biegiem korytarzem. Thrawn nie zamierzał jednak szybko się poddawać i równie szybko, o ile nie szybciej ruszył za Bridgerem.

Ezra kondycję miał niezłą kondycję, ale kilkanaście dni przesiedzianych skulonym w szybie wentylacyjnym dało mu się wyraźnie we znaki - biegł coraz wolniej i wolniej, tymczasem Mith'raw'nuruodo wcale nie tracił sił i z każdą sekundą coraz bardziej zbliżał się do swojej ofiary.

Młody Jedi mógłby się już żegnać z życiem, jednak Moc chyba postanowiła wynagrodzić mu swą wcześniejszą opieszałość. Gdy Wielki Admirał znajdował się już trzy metry za chłopakiem i szykował się do skoku, który bez dwóch zdań przygwoździłby go do ziemi bez możliwości ucieczki, całą Chimerą zatrząsł potężny wstrząs. było to znajome, bliskie sercom obu przymusowych towarzyszy tąpnięcie oznaczające wyjście z nadprzestrzeni, jednak poprzez niekonwencjonalny sposób dokonania tej czynności spotęgowane do tego stopnia, że grawitatory i stabilizatory nie podołały swemu zadaniu i wrogowie równocześnie wylądowali plackiem na podłodze.

- Co się stało...? - spytał przestrzeń Thrawn, pocierając mocno potylicę i próbując podnieść się na nogi. Nieoczekiwanie odpowiedź przyszła od Jedi, który najwyraźniej chwilowo również zapomniał o ich sporze.

- Nie mam pojęcia. Ale z jakiegoś powodu purrgile nas opuściły i zostawiły tutaj.

- Tu, czyli gdzie? - zawołał Thrawn przewracając przy tym oczami.

- Skąd mam wiedzieć? Gdzieś bardzo, bardzo daleko od wszelkich znanych nam miejsc i osób.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top