Rozdział 3.
8 lat Aurory.
Podróż z Japonii ciągnęła się w nieskończoność. Na zlecenie pewnego człowieka, który chciał pozostać anonimowy, rozbiliśmy bandę handlarzy bronią. Cieszyłam się, kiedy po tygodniu spędzonym z dala od domu, mogłam wrócić do rodziny.
Zaparkowaliśmy motocykle na parkingu podziemnym. Grupa udała się do wejścia dla pracowników, które prowadziło do ich części, zaś ja weszłam do domu.
Już z dołu słyszałam wesołą melodię, płynącą z fortepianu. Szłam, niczym zaczarowana, prowadzona przez dźwięki. Weszłam na pierwsze piętro i ujrzałam Sergio. Trzymał Aurorę na kolanach i grał dla niej piosenkę. Gdy tylko się zbliżyłam, córka zwróciła na mnie uwagę i zeskoczyła mu z kolan, tym samym kończąc jego grę.
– Mama! – wypowiedziała w mój brzuch od razu, gdy się we mnie wtuliła. – Tęskniłam.
– Ja też, skarbie. – Pogładziłam jej ciemne włosy.
Sergio wstał z ławki i podszedł do mnie. Przez chwilę spoglądał na mnie szmaragdowymi tęczówkami, a następnie zrobił krok, niemal anulując dzielącą nas przestrzeń. Wplótł palce w moje włosy i przyciągnął mnie do siebie, po czym zabrał mi oddech pocałunkiem.
– Fuj – skomentowała córka.
– Oboje tęskniliśmy – rzekł, ignorując komentarz Aurory. – Jak było w Japonii?
– Z małymi przygodami, ale finalnie wszystko skończyło się dobrze. Grupa handlarzy była znacznie większa, niż przypuszczaliśmy. Zrobiliśmy lekki chaos.
– Jak na moją żonę przystało. – Posłał mi uśmiech, a wyraz jego twarzy zdradzał, że był ze mnie dumny.
– Mamo. – Córka pociągnęła mnie za rękaw skórzanego kombinezonu. – Wiesz, że jestem już taka, jak ty?
– Jak ja? – zapytałam, unosząc brwi. – A to dlaczego?
– Tata nauczył mnie rzucać nożami.
– Trenowaliśmy niecały tydzień – dodał.
– Nawet ja potrzebowałam na to pełnego tygodnia. – Zdziwiłam się i złapałam jej drobną dłoń. – Chcesz mi pokazać, co potrafisz?
– Tak! – pisnęła.
Z uśmiechem całą trójką ruszyliśmy w stronę warsztatu. Minęliśmy ogród i weszliśmy na kamienną ścieżkę. Do naszych nozdrzy dotarł intensywny zapach kwiatów, które posadziliśmy wzdłuż dróżki. Dotarliśmy do oczka wodnego, obok którego mieścił się mój warsztat. Tam trenowałam z mistrzem różne techniki bitewne, aby stać się kimś, kogo nie można pokonać.
Rozwinęłam etui z nożami i po przejechaniu palcem po stali, upewniłam się, że jest wystarczająco naostrzony. Raz jeszcze spojrzałam na Aurorę z uśmiechem, po czym podrzuciłam nożem i mocno łapiąc za rękojeść, zrobiłam zamach, trafiając w ścianę.
– Liczę, że trafisz najbliżej mnie, skarbie. – Wysunęłam mniejszy nóż i podałam go córce. – Tylko proszę, kochanie. Ostrożnie – podkreśliłam.
– Ostrożnie, jasne. – Skinęła głową.
Sergio ukucnął u jej boku i położył dłoń na plecach.
– Tak, jak cię uczyłem. Skup się, pszczółko.
– Tak, jak mnie uczyłeś – powtórzyła.
Rzuciła nożem, trafiając parę centymetrów dalej ode mnie. Cała nasza trójka się ucieszyła, ale nie pozwoliłam nam długo trwać w tej radości. Ponownie wzięłam zamach, tym razem trafiając w to samo miejsce, w które wbiło się ostrze Aurory. Jej nóż osunął się po ścianie i upadł na ziemię, ale zamiast smutku, dostrzegłam na jej twarzy zdziwienie.
– Wow – przeciągnęła swój zachwyt. – Też chcę tak umieć.
– Mama wszystkiego cię nauczy. – Kucnęłam obok Sergio, ujmując dłońmi jej ręce – I tak jestem z ciebie dumna. Tatuś też. Wszystkiego tak szybko się uczysz.
– Jak dorosnę, chcę być taka, jak ty – oznajmiła, roztapiając lód, który po zleceniu okalał moje serce.
– Och, kochanie... – Zamknęłam ją w silnym objęciu. – Masz jeszcze na to czas. Czekają cię najlepsze lata młodości. Pierwsza przyjaźń, miłość...
– Zagalopowałaś się z tą miłością – przerwał mi Sergio. – Żadnych chłopaków. Co najmniej do kiedy żyję – powiedział srogo.
– Chłopcy są głupi. W szkole tylko mnie denerwują. Wolę bawić się z dziewczynami – oznajmiła Aurora, na co Sergio głośno westchnął.
– I oby tak zostało, pszczółko. Oby tak zostało...
12 lat Aurory.
Nasza willa znajdowała się trzydzieści kilometrów od Costa Calmy. Niemal pośrodku niczego, tak aby nie było słychać oddawanych strzałów i krzyków naszych ofiar. To był pomysł Sergio. Już w Tajlandii, kiedy zatrzymał mnie na lotnisku i obiecał, że przeniesie się dla mnie na wyspę, szukał miejsca, w którym będziemy mogli dokonywać swoich zbrodni.
Niedaleko więc musiałyśmy się udać, aby poćwiczyć strzelanie.
Rozstawiłam kilka punktów, do których Aurora miała trafić, celując nie tylko z glocka, a także snajperki i karabinu.
– Trzymaj – rzekłam, wyciągając wszystko z torby i podając je na oślep córce. Broń, magazynek i naboje zostały połączone w całość, gdy się odwróciłam. – Już?! Tak szybko złożyłaś glocka? – zapytałam zdziwiona.
– Przypominam ci, że jestem córką dwóch największych bossów narkotykowych, a przed sobą mam płatną zabójczynię.
– Masz dwanaście lat – podkreśliłam.
– I od dziecka szkolicie mnie na przywódcę. Składanie broni jest banalnie proste. Poza tym tata prosił, abym ćwiczyła szybkość i zwinność. Zaznaczył, że na akcjach będę miała mało czasu na przeładowanie broni.
– I miał rację.
– Właśnie. – Wzruszyła ramionami. – Dlatego ćwiczyłam, aby być jak najlepsza. Jak ty, mamo.
– W porządku. – Wykrzywiłam wargi w uznaniu. – Gotowa?
– Gotowa – oznajmiła.
– A więc ułóż dłoń na rękojeści. Złap glocka prawą ręką najwyżej, jak się da, tak aby nie zachować miejsca pod ostrogą. – Z dumą patrzyłam, jak Aurora wykonuje moje polecenie. Znała ten schemat, ponieważ powtarzałam jej go po raz kolejny. – Zapnij uchwyt pistoletowy od zewnątrz do wewnątrz...
– Dzięki temu, kiedy wyciągnę dłonie przed siebie, chwyt zaciśnie się mocniej – dokończyła za mnie. – Pamiętam.
– W porządku. Wiesz jak celować. Nadgarstki...
– Wiem – przerwała mi. – Wszystko wiem.
– No to do dzieła, skarbie. – Przyciągnęłam jej głowę do swoich warg i pocałowałam skroń. – Teraz zrób to od nowa sama.
Aurora przeładowała broń i zapięła ją w opowiednim chwycie, poprawiając palec na spuście. Wystrzelała magazynek, celując do wszystkich punktów jakie jej rozstawiłam w różnych odległościach od siebie.
Po wszystkim zerknęłyśmy na tarcze. Jej celność mnie zadowoliła, choć nie była najlepsza. Nadal miałyśmy nad czym pracować, ale przecież nie wszystko przychodzi od razu. Mimo wszystko byłam z niej bardzo dumna. Aurora była coraz lepsza, nie tylko pod kątem umiejętności.
Ta sprytna bestyjka od dziecka nas obserwowała. Nasze ruchy, gesty, mowę. Nabierała charakteru i stawała się twardsza. Kto wie, czy ja i Sergio nie stworzyliśmy istnego demona...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top