Rozdział 22: Trening
To ten rozdział, na który wszyscy czekali hihi. Także dajcie czadu moje drogie bąbelki x
Życzę Wam miłego czytania i jarania się rozdziałem!
Twitter:#agneswattpad
Instagram:only_maleficent_
Stojąc przed drzwiami klubu bokserskiego umieszczonego na obrzeżach West Hollywood, Agnes czuła się, jakby utknęła we własnym koszmarze i nie potrafiła się wydostać. Chłodny wiatr rozwiał jej włosy, kiedy stała niemal przygwożdżona do zmoczonego kroplami deszczu betonu i wlepiała zaszklony wzrok w przezroczyste drzwi. Kilka zadrukowanych kartek znajdowało się w witrynie. Nie potrafiła zmusić się do zrobienia choćby jednego kroku i przeczytania ich. Zamrugała ociężałymi powiekami i strąciła niesforne kosmyki ze swoich oczu. Mruknęła coś niezadowolona pod nosem, kiedy kolejny podmuch wiatru uderzył prosto w jej głowę.
Czwartkowy poranek w West Hollywood odznaczał się niebywale wybredną pogodą. Agnes rozejrzała się dookoła siebie z nutką ironii stwierdziła w myślach, że tego dnia nawet pogoda nie była przypadkowa. Bóg najwyraźniej postanowił oddać jej samopoczucie w formie bezkształtnych, szarych chmur, nieprzyjemnego wiatru i hektolitrów deszczu, które stukały w jej płaszcz.
Nawet deszcz nie zmusił jej, by weszła do środka. O wiele bardziej wolała moknąć na zewnątrz i udawać, że absolutnie nie wraca do tego, co było kiedyś. Nie chciała zetknąć się z własną przeszłością nawet opuszkami palców. Odetchnęła. Wciąż nie dochodziło do niej, że miała walczyć z bratem człowieka, którego zabiła na oczach tłumu. W zasadzie dlaczego akurat z nim? Czy tamtego feralnego dnia był na trybunach i patrzył jak wiwatowano jej za brutalne zabójstwo? Czy może był to jedynie niefortunny przypadek? Setki pytań wariowały po jej głowie. Koszmary dręczące ją nocami, omamy kreujące brunatną ciecz na jej dłoniach i łzy, które niekontrolowanie cisnęły się do jej oczu sprawiały, że była wręcz irracjonalnie zmęczona. Każdego dnia czuła większy ciężar na swoim sercu.
- Może jednak wrócę do hotelu... - mruknęła sama do siebie.
Zerknęła na zegarek. Nie mogła po prostu zamknąć się w hotelowym pokoju. To wszystko zaszło stanowczo zbyt daleko, by mogła się wycofać. Cień nadziei na to, że uda jej się jakoś zebrać dowody i zanieść je prosto na policję motywował ją jako jedna z niewielu rzeczy, by podjąć się walki.
Nie wiedziała czy sobie poradzi. Nie mogła być pewna, jak to wszystko się skończy. Czy wyjdzie z tego poobijana czy może nigdy już nie wtłoczy powietrza do swoich płuc? Nie miała pojęcia. Jedyne czego była pewna to to, że nie może zrezygnować. Trzasnęła stopą w podłoże. Robiło się stanowczo zbyt zimno jak na jej standardy.
- Kiedyś i tak będę musiała to zrobić - mruknęła niezadowolona.
Szybkim krokiem podeszła do drzwi i pchnęła je przed siebie. Ciepło wytwarzane przez sprawną, nowoczesną klimatyzację uderzyło w jej ciało. Zaraz potem przeszedł po nim dreszcz niepokoju. Wciągnęła powietrze nosem. Znajomy zapach potu i odgłosy treningów dobiegły do jej uszu. Zakręciło jej się w głowie. To wszystko było wprost irracjonalnie znajome. Przyłożyła dłoń do ust, orientując się, że jest jej niedobrze. Nerwowo rozejrzała się dookoła siebie. W ostatniej chwili zauważyła po swojej prawej drzwi do damskiej toalety.
Wparowała do niej jak poparzona. Zawiasy skrzypnęły pod naporem jej rąk, by zaraz potem zamknąć się z hukiem. Dopadła do umywalki. Oparła o nią ręce i spojrzała w dół. Odkręciła kran. Łapczywie chwyciła w usta strumień zimnej wody i przepłukała usta.
- Kurwa mać - warknęła.
Uniosła wzrok. Skrzywiła się, gdy tylko spojrzała samej sobie w oczy. Lustro doskonale oddawało jej pokiereszowane oblicze. Miała bardzo niewyraźną minę, zrobiła się blada niczym kreda a na jej czole wykwitły krople zimnego potu. Czuła chłód, który przywarł do jej żył pod wpływem nadmiernej ilości emocji. Wzięła kilka głębszych oddechów.
Odwróciła się. Plecy zetknęły się z lodowatą powierzchnią umywalki. Przetarła dłońmi twarz.
- Nie teraz, Agnes - mruknęła. - Nie poddasz się.
Chwiejnym krokiem ruszyła w kierunku holu. Uśmiechnęła się niemrawo pod nosem, widząc, że doskonale wyczuła chwilę. Mess stał tuż przy recepcji i rozglądał się wyczekująco na boki. Zablokował z nią spojrzenie, kiedy tylko stanęła na linii jego wzroku i uśmiechnął się przyjaźnie. Skinęła głową, poprawiając na swoim ramieniu worek, w którym trzymała sportowy dres.
- Wybacz spóźnienie - westchnęła.
- Nie ma sprawy - odparł. - Ja zazwyczaj spóźniam się na nasze kolacje - parsknął. - Poproszę klucz do siódemki - zwrócił się do barczystego recepcjonisty, który spojrzał na nich spode łba.
- Numer rezerwacji? - mruknął nieprzyjemnie.
Agnes wywróciła oczami. Zawsze, kiedy sądziła, że to ona jest niesympatycznym gburem pojawiał się ktoś, kto udowadniał jej, że zawsze można było się urodzić jeszcze gorszym marudą i utrudniać życie wszystkim ludziom.
- Siedemdziesiąt pięć - odpowiedział od razu Mess.
Mężczyzna zerknął do olbrzymiej książki, którą uzupełniał resztę i wzruszył ramionami. Powolnym krokiem doszedł do olbrzymiej szafy pełnej kluczy i zdjął odpowiedni z wieszaka. Chwilę później ten sam klucz znalazł się w ręce Mess'a.
- Przyjemniaczek - burknął, kiedy ruszyli w kierunku sali.
- Bardzo sympatyczny był, nie mam pojęcia, o czym mówisz - parsknęła rozbawiona.
Śmiechem próbowała rozładować własny stres. Mimo tego wciąż miała wrażenie, że ledwo może stać na nogach. To z kolei nie zwiastowało owocnego treningu. Nieprzekonana weszła do olbrzymiego pomieszczenia. Zasłonięte rolety wprowadzały w nim nastrojowy półmrok. Mess trzasnął dłonią we włącznik światła.
- Zgaś - szepnęła.
- Potrafisz się bić w ciemnościach egipskich? - jęknął.
- A ty nie? - parsknęła, wymijając go przy framudze i ruszają prosto do niewielkiej ławki.
Rzuciła swoje rzeczy na skórę, która obijała siedzisko i westchnęła. Przez chwilę wlepiała wzrok we własną torbę. Miała szczerą ochotę po prostu ją zostawić i wyjść. Dopiero, kiedy Mess znalazł się przy niej, zebrała siły na to by rozpiąć zamek. Drżącą dłonią wyjęła z niej sportowy dres, którego nie używała od lat. Logo Nefex'u znajdowało się na plecach bluzy, co wywoływało w niej irracjonalne poczucie tego, że znów należała do piekła. Świat, od którego uciekała znów stał się jej domem.
Pochłonięta nieznośnymi myślami o zdradzie własnej moralności, niewiele myśląc zrzuciła z siebie biały T-shirt i poprzecierane jeansy. Mess przełknął ślinę. Sądził, że będzie prosiła go o chwilę na przebranie się, ale ona nie miała takiego zamiaru. Bez zawahania zrzuciła swoje ubranie, pozostając w samej koronkowej bieliźnie, która uwydatniła wszystkie jej kobiece atuty i przetrzepała dres, śmierdzący starością.
Przebierali się w całkowitej ciszy. Mess zerkał ukradkiem na doskonałe ciało kobiety. Czuł, jak jego Jabłko Adama wymownie drga. Wciągnął powietrze nosem. Mógł poprzysiąc, że stał tuż obok Afrodyty, która nieświadomie kusiła go swoimi wdziękami całkowicie niepewna swojego irracjonalnego piękna.
- Nigdy nie widziałeś kobiety w bieliźnie? - parsknęła, zarzucając luźną bluzę na swoje ramiona. Suwak podjechał do góry, chowając jej piersi. Chwyciła za spodnie.
Uśmiechnął się pod nosem. Wręcz cicho się zaśmiał, wsłuchując się w jej uwagi. Nigdy nie zastanawiał się nad tym, kiedy zaczęli ze sobą flirtować, ale niewątpliwie w ich zaczepkach było coś pociągającego. Przerzucił koszulkę przez szyję i zerknął na nią. Iskierki rozbawienia wymieszanego z pożądaniem lawirowały na jego tęczówkach w towarzystwie delikatnie zadziornego uśmiechu.
- Widziałem - odpowiedział cicho. Nutka niskiego tembru w jego głosie wywołała ciarki na jej karku. Związała na nim włosy. - Ale żadna nie dorównywała tobie - wychrypiał.
Zerknęła na niego delikatnie zdziwiona tą uwagą. Nie sądziła, że kiedykolwiek odważy się na takie słowa względem jej osoby. On jedynie zaśmiał się widząc jej zdezorientowaną minę i wyjął z torby czerwone rękawice bokserskie. Pomachał jej nimi przed twarzą i ruszył w kierunku prowizorycznego ringu, na którym rozstawiono worki treningowe, ale pozostawiono również wolną przestrzeń do walki wręcz.
- Dołącz, kiedy będziesz gotowa.
Skinęła głową. Kilka razy zacisnęła i rozluźniła dłonie. Potrząsnęła nerwowo głową, chcąc pozbyć się z niej wyimaginowanego obrazu krwi. Przymknęła powieki i odchyliła głowę w tył. Chłyst orzeźwiającego powietrza wpadł do jej płuc.
- Dawno się nie widziałyśmy - parsknęła, zerkając na swoje błękitne rękawice.
Zabrała je ze sobą i wdrapała się na ring. Mess w skupieniu wykonywał rozgrzewkę. Dołączyła do jego rozciągających ćwiczeń. Nie miała zamiaru skatować sobie mięśni jeszcze przed przystąpieniem do walk. Starała się brać spokojne oddechy i nie myśleć o tym, że właśnie wróciła do punktu wyjścia. Naprzeminnie unosiła ramiona, chcąc dać im dość ruchu przed właściwymi ćwiczeniami.
- Mówią, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu - parsknęła, wlepiając wzrok w panoramę włoskiej stolicy wymalowanej na przeciwległej ścianie. - Mnie najwyraźniej wszystkie drogi prowadzą na ring - prychnęła gorzko.
- Pleciesz bzdury - odpowiedział, kręcąc głową z politowaniem. Kilka sekund później wykonywał już kolejne ćwiczenie. - Gdyby wszystkie drogi prowadziły cię na ring, nigdy byś mnie nie poznała - wzruszył ramionami. Kręcił żywo nadgarstkami, w których co jakiś czas strzelały nierozciągnięte chrząstki.
- Sądziłam, że Cherry da mi w końcu nową ścieżkę w życiu - westchnęła cicho.
Mess zmarszczył brwi. Przez myśl przeszło mu, że naprawdę szybko doszli do etapu, w którym mogli być wobec siebie bezwzględnie szczerzy. Nie traktowała go już odzywkami pełnymi kpiny i ironii oraz nie próbowała przed nim uciekać. Na każde jego słowo reagowała prawdą i choć wiedział, że nie miał ku temu powodów czuł w sercu nutkę dumy.
- A nie dało? - spytał cicho.
Przysiadł na podłodze. Obserwowała spod długich rzęs jak przyciągnął do siebie rękawice i uważnie wiązał je na dłoniach. Włosy, które pozostawił w całkowitym nieładzie opadały mu niesfornie na czoło. Uśmiechnęła się pod nosem. Wyglądał jak mały bezbronny chłopiec, którym dawno nie był. Kucnęła naprzeciw niego. Pierwsza rękawica wylądowała na jej drobnej pięści.
- Czy ja wiem...? - westchnęła. - To piękna przygoda, ale rozejrzyj się - mruknęła, odwracając głowę dookoła osi. - Wróciłam do piekła - westchnęła.
- Więc uznaj, że zawsze masz w nim furtkę - powiedział cicho.
Tajemniczy głos, w którym kryła się nutka olbrzymiej mądrości wywołał na niej wrażenie. Założyła drugą rękawicę. Wstali w tym samym momencie. Magiczna atmosfera splątała ich oddechy, kiedy w milczeniu spoglądali sobie w oczy. Tym razem ze sobą nie walczyli, udowadniając, że ogień i woda nigdy nie spierały się ze sobą. Żywioły, które mogli reprezentować tworzyły idealną harmonię.
- Mam? - spytała zaciekawiona, przekręcając głowę w bok.
- Stresujesz się - wychrypiał niespodziewanie.
Agnes zmarszczyła brwi. Ton jego głosu znacznie się obniżył. Kroki, które wykonywał dookoła jej sylwetki odbijały się echem po całej sali. Lampa zamontowana nad nimi huczała cicho, będąc jedynym źródłem światła, do którego włącznika nie mieli dostępu. Dreszcz przeszył jej ciało, kiedy stanął za jej plecami.
- To raczej nie dziwne - nabrała więcej powietrza w płuca. - Po pierwsze utknęłam we własnym koszmarze a po drugie zaczynasz mnie przerażać - parsknęła rozbawiona.
Przełknęła ślinę. Stał tuż za nią. Była pewna, że schylał głowę. Jego oddech drażnił skórę na jej karku oraz jej uszy. Nie miała zamiaru się odsuwać. Dawno stał się naprawdę przyciągającym uwagę człowiekiem. Odwróciła głowę w bok, jakby chciała kolidować z jego spojrzeniem. Coś magnetycznego pociągnęło ją w jego stronę.
- Zupełnie niepotrzebnie się boisz - wychrypiał.
- Walki czy ciebie? - parsknęła.
- Odpowiedz sobie sama - zaśmiał się cicho. - Dlaczego się boisz? - zapytał.
Pociągnął z całą swoją siłą za jej ramię. Jęknęła zdezorientowana, kiedy jej ciało gwałtownie obróciło się w jego kierunku. Stali do siebie przodem. Rysy jego twarzy znacznie się wyostrzyły, co potraktowała jako symbol ostrzegawczy. Odsunęła się od niego i stanęła w pozycji gotowej do walki. Zmarszczyła brwi, nie mając pojęcia, co planował.
- Dlaczego się boisz? - ponowił pytanie odrobinę głośniej, uderzając rękawicą w rękawicę.
- Nie boję się, o co ci chodzi?! - krzyknęła zdenerwowana, jego irracjonalną reakcją.
Pokręcił litościwie głową. Jego kark strzelił w kilku miejscach, kiedy poprzekręcał głowę na kilka stron. Spojrzał na nią tak, jak nie patrzył jeszcze nigdy. Przełknęła ślinę i niemal wbrew sobie odsunęła się w tył. Patrzył na nią tak, jakby chciał powiedzieć, że nie żartuje. Serce łomotało w jej klatce piersiowej, bijąc w rytmie szoku. Celowo wyprowadzał ją z równowagi i choć była tego świadoma, nie mogła się opamiętać. Nerwy przejęły nad nią kontrolę mieszając się z setką myśli. Myśli, które wirowały przy walkach, jej przeszłości i przy mężczyźnie, który właśnie pozbawiał ją kontroli.
Zupełnie niepodobna do siebie jedynie stała jak wryta z zaciśniętymi pięściami. Sytuacja zwyczajnie ją przytłoczyła. Podskoczyła wystraszona w miejscu, gdy sam zainicjował atak. Wystrzelił pięścią niczym z bicza, próbując wymierzyć jej solidne uderzenie w stylu prawego sierpowego, którego uniknęła w ostatniej chwili. Uderzał z zawrotną prędkością, jakby doskonale potrafił przewidzieć każdy jej ruch. Oddychała ciężko starając się bronić.
- Dlaczego się boisz?! - ponowił pytanie, kiedy zablokowała jeden z jego ciosów własnym przedramieniem.
- Nie boję się! - wrzasnęła, odpychając go z całej siły. Uderzył o taśmy ringu.
Z wrzaskiem dobiegł do niej z powrotem i wciągnął ją w wir walki, którą pamiętała z ringu. Ciosy dopuszczane w boksie mieszały się z tymi, które nie miały z nim nic wspólnego. Czuła jak traci kontrolę nad wszystkim. Gubiła się w uderzeniach i unikach, nie potrafiąc skupić swojej uwagi na pokonaniu przeciwnika. Źle wykonany wykop przypłaciła upadkiem na matę.
Przeturlali się po podłodze. Kiedy otworzyła oczy nie widziała już niczego poza dwoma, niemal czarnymi tęczówkami, które wywiercały dziury w jej duszy. Pot, spływający z jego czoła kapał na jej szyję, gdy łapała chłystami powietrze.
- Dlaczego się boisz? - wychrypiał cicho, tuż przy jej ustach.
- Bo jestem beznadziejna, Mess - odpowiedziała. - Bo nie mam dość sił na tą walkę i dlatego, że to jest mój koniec - wyrzuciła z siebie łamiącym się głosem. - Bo chciałam uciec a...
- I uciekłaś - wyszeptał. - I będę ci pozwalał uciekać tak długo, jak tylko będziesz chciała - dodał z obietnicą w głosie. - Jestem twoją furtką do ucieczki i zawsze dam ci bezpieczeństwo, którego potrzebujesz.
- To idzie za daleko - wychrypiała, patrząc na ich klatki piersiowe, które dzieliły milimetry.
- Obydwoje wiemy, że nie - szepnął. Ułożył dłoń na jej mokrych ze zmęczenia włosach i przeczesał je palcami. - Jesteś dobrym człowiekiem Agnes i jesteś dość dobra, żeby walczyć - zapewnił ją pełnym przejęcia głosem.
- Co jeśli nie chcę walczyć? - jęknęła. - Potrzebuję jedynie uciec i...
Spojrzała na jego twarz. Wydawał się być całkowicie spokojny. Każde słowo, które wypowiadał było przepełnione powagą i swego rodzaju tajemnicą, której nie złożył jej nikt inny. W półcieniu wydawał się być człowiekiem jeszcze piękniejszym niż dostrzegała to na co dzień. Ciche tchnienie opuściło jej usta. Przymknęła powieki, rozumiejąc, co miał na myśli, mówiąc, że będzie dla niej furtką do ucieczki. Stał się jedynym człowiekiem, któremu powierzyła każdy, nawet najboleśniejszy element układanki, jaką była. Jednocześnie był spokojem, który koił tornado szalejące w jej żyłach.
- Więc ucieknij - wychrypiał cicho.
Doskonale wiedziała, co miał na myśli. Ich oddechy mieszały się ze sobą, tworząc między nimi naprawdę niebezpieczną nić bliskości.
- Jeśli to zrobię, skażę cię na wieczne niebezpieczeństwo - mruknęła. - Nawet jeśli naprawdę uważasz mnie za dobrą osobę...
- Jeśli uważam cię za dobrą osobę, to tym bardziej rzucę się za ciebie lwom na pożarcie - zapewnił.
Pokręciła głową z niedowierzaniem. Był człowiekiem tak idealnym, że świat nie dopuszczał tego do siebie. Skinęła niepewnie głową. Ujęła jego policzki własnymi dłońmi i uniosła delikatnie głowę. Potraktował ten ruch, jako przyzwolenie. Z niemal namacalną ulgą wpił się w jej usta z olbrzymią zachłannością. Zupełnie, jakby czekał na to całe swoje życie. Błądził palcami po jej ciele a ona naprawe nie wiedziała, jakim cudem do tego dopuściła.
Nie miała jednak zamiaru przerywać. Słodkie pocałunki, które składał na jej ciele, raz po raz szarpiąc za jej skórę sprawiały jej wręcz irracjonalną przyjemność. I naprawdę uciekała. Uciekała w świat zupełnie inny od tego, który ją przerażał. Zabierał ją do raju, w którym mogli skupić się tylko na sobie. I nie miało znaczenia to, że tkwili w klubie sportowym rozłożeni na macie. Taniec ich ciał na ringu bokserskim miał swój urok.
- Wszyscy zauważą - wysapała podniecona, kiedy podgryzał skórę na jej delikatnej szyi.
- Od kiedy przejmujesz się opinią innych? - szepnął jej do ucha.
- Racja - mruknęła.
Chciała przewrócić jego ciało i wdrapać się na jego biodra, ale nie pozwolił jej na to. Przyszpilił ją do ziemi własnym ciałem. To wywołało w niej natychmiastową reakcję. Płomień pożądania rozbłysnął w jej oczach. Pociągnęła go mocniej na siebie i w ogniu pocałunków zabrała się za zrzucanie z niego koszulki. Palcami badała jego doskonałe ciało, powoli przestając myśleć o konsekwencjach tego, co robili. Oddawała się chwili uciekając w przyjemność z patrzenia mu w oczy i zwiedzania ciał.
Zacisnęła powieki, kiedy zdarł z niej spodnie. Rozchylił palcami jej koronkowe majtki, które powoli robiły się wilgotne. Chryste, była tak pobudzona jak jeszcze nigdy. Rozłożyła nogi i wręcz błagała spojrzeniem, żeby posiadł ją w każdy możliwy sposób. Jęknęła cicho, kiedy docisnął swoje krocze do jej czułego miejsca.
- Tabletki? - wychrypiał do jej ucha. - Nie mam przy sobie...
- Tabletki - ukróciła jego słowa, wpijając się brutalnie w malinowe usta, do których uciekała.
Wbiła długie paznokcie w jego plecy, kiedy wykonał pierwsze pchnięcie. Chłodna mata, która znalazła się pod jej plecami niemal zapłonęła pod wpływem ich miłosnego tańca. Pomieszczenie wypełniło się odgłosami erotycznej miłości.
- Drzwi są zamknięte? - wysapała pomiędzy kolejnymi konwulsjami przyjemności.
- Powiedzmy, że nie wiedziałem jak ten trening się skończył, więc je przekluczyłem - parsknął.
Brunetka wypuściła powietrze z ust, gdy poczuła, że całe jej ciało wypełniała słodka przyjemność. Instynktownie podkurczyła palce u stóp, kiedy on pozbywał się z niej wszystkich negatywnych emocji w najbardziej perwersyjny sposób. Chłonął jej ciało, jakby miał dotykać go po raz ostatni. Badał palcami jego każdy zakamarek, wciągając słodki zapach jej różanych perfum.
Moment, w którym doprowadził ją do upojnego końca przypieczętował ognistym pocałunkiem. Jęknęła cicho upadając plecami na matę ringu i zerknęła na niego w amoku. Leżał obok niej, normując własny oddech i przykrywał przedramieniem swoją twarz. Usta wykrzywił w łagodnym oddechu.
- Uciekłaś? - spytał po chwili.
- Już się nie boję - odpowiedziała jedynie. - A teraz... - dodała zagryzając wargi.
Uchylił powieki, sprawdzając co miała na myśli. Parsknęła widząc jego zszokowanie, kiedy poprawiła swojego kucyka i wymownie oblizała usta. Właśnie wtedy wiedział, że wróciła. Wróciła bogini kobiecości i prowokacji, w której się zatracił.
- A teraz ja sprawię ci przyjemność - wychrypiała.
---
Dzień-dobry wieczór! Kłaniam się niziutko i pozdrawiam. Za wierność i wytrwałość w czytaniu otrzymaliście SEGZ. Nieuchronnie zbliżamy się do końca tej książki, dlatego z marszu chciałabym zaprosić Was do ,,Wywiadu'', w którym mam nadzieję się ze mną zatracicie.
Dajcie czadu pod #agneswattpad! Kocham Was pysie!
Mal x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top