Rozdział 20: Spowiedź pełna bałaganu
Ten tytuł to taki śmieszek językowy XDD Weźcie go doceńcie błagam XDDD Kocham Was mocno i miłego czytańska!
Twitter:#agneswattpad
Instagram:only_maleficent_
Jutro nadeszło szybciej niż obydwoje się spodziewali. Agnes przemierzała szarobure uliczki West Hollywood z niepokojącym poczuciem tego, że coś wybuchnie, kiedy tylko się spotkają. Stukot jej obcasów wypełniał kolejne zaułki, którymi się poruszała. Kąpiąc się w promieniach letniego słońca, skierowała swoje kroki do eleganckiej restauracji, w której jedli kolację jakiś czas wcześniej.
- Dlaczego ja w zasadzie nie pojechałam samochodem? - jęknęła niezadowolona.
Przepychanie się między tłumami ludzi, pędzącymi na urwanie głowy prosto do domu nie należało do jej ulubionych zajęć. Posiłki, które nosili w rękach napawały ją niemałym niepokojem o to, że prędzej czy później skończy z plamą po kebabie lub kawie na własnym płaszczu.
Warknęła coś nieprzyjemnie pod nosem, kiedy mały chłopiec wpadł w jej nogi na środku chodnika. Uciekł przerażony, gdy tylko potraktowała go rozdrażnionym spojrzeniem pełnym jadu. Nie była fanką małych dzieci. Wręcz śmiała powiedzieć, że zwyczajnie ich nie znosiła. Nie widziała nawet krzty uroku w śliniących się, gaworzących i wiecznie płaczących niemowlakach. Generalnie każde dziecko, które miało poniżej sześciu lat uważała za zagrożenie dla własnego życia.
Zirytowana spuściła wzrok na własne nogi. Czarna obcisła sukienka nie ucierpiała. Również pończochy, które zasłaniały jej blade nogi wyszły bez szwanku z niespodziewanego zderzenia. Wywróciła oczami i kontynuowała podróż. Do umówionej kolacji miała zaledwie dwadzieścia minut i wciąż była daleko. Przyśpieszyła znacznie kroku w okolicach głównego skrzyżowania West Hollywood. Była już naprawdę niedaleko a złoty zegarek zawieszony na jej szczupłym nadgarstku dość jasno dawał jej znać, że czasu nie przybywało. Mimo to nie miała zamiaru się spóźnić.
Do Fenestry wpadła zdyszana minutę przed czasem. Wzięła kilka głębszych oddechów i zerknęła w lustro zawieszone w holu. Delikatnym ruchem dłoni poprawiła loki świdrujące się na jej ramieniu. Falami opadały aż do piersi, które przepięknie uwydatniła czarna niczym noc sukienka.
- Jest znośnie - westchnęła.
Złoty, długi kolczyk zakołysał się, gdy zrównoważonym krokiem ruszyła do wysokiego bruneta, stojącego przy niewielkiej recepcji. Ułożyła dłonie na drewnianym blacie i uśmiechnęła się nonszalancko. Czarne paznokcie zdobione srebrnymi elementami błyskały w świetle eleganckich żyrandoli.
- W czym mogę pani pomóc? - zapytał oficjalnie.
- Jestem umówiona na spotkanie - odetchnęła. - Niestety nie znam numeru rezerwacji - przyznała niechętnie. - Szukam Mess'a Meanson'a - skinęła głową.
Ubrany w elegancki garnitur brunet pochylił głowę. Światło laptopa odbiło się na jego twarzy, gdy zaciekawionym wzrokiem śledził listę gości. Tamtego wieczoru mieli naprawdę spory ruch, ale tylko jeden z klientów zarezerwował osobny boks w loży vipowskiej. Kelner, tudzież recepcjonista wyprostował się jak struna i spojrzał z uznaniem na Agnes, która całkowicie niezainteresowana jego osobą, przyglądała się lakierowi na własnych paznokciach.
- Pani Agnes Grant? - zapytał formalnie.
- We własnej osobie - odpowiedziała. Ciche prychnięcie wypadło spomiędzy jej warg niemal mimowolnie.
Po latach nie potrafiła już kontrolować kpiących uśmiechów i chichych parsknięć. Każdy, kogo zała był do nich zwyczajnie przyzwyczajony i nie czuła potrzeby zmieniać własnego zachowania. Zacisnęła mocniej palce na pasku skórzanej torebki.
- Pan Meanson zarezerwował dla państwa boks w loży - powiedział poważnie.
Agnes zmarszczyła brwi. Ten gest stanowił odzwierciedlenie jej zdziwienia. Była przekonana, że stoliki w lożach były wprost absurdalnie drogie. Ne potrafiła odnaleźć we własnej głowie absolutnie żadnego logicznego argumentu, który tłumaczyłby, skąd Mess mógł mieć aż tyle pieniędzy. Przede wszystkim zastanawiało ją, dlaczego wydał na nią aż tyle. Równie dobrze mogła zjeść 2forU w McDonaldzie i byłaby równie ukontentowana, co posiadówką w eleganckiej i jednocześnie absurdlanie drogiej restauracji.
- Czy jest już obecny? - zapytała.
- Niestety nie - odparł młody pracownik. - Prosił, żeby przekazać, że może się spóźnić o kilka minut - dodał.
- Oczywiście - wywróciła oczami. Punktualność z pewnością nie była cechą rozpoznawczą Mess'a.
- Prosił również, żebym odprowadził panią do boksu.
Agnes skinęła głową na znak zrozumienia. Ruszyła za wysokim brunetem. Kieliszki stukały dookoła nich. Gwar rozmów roznosił się po całej sali, by niebawem ucichnąć. Znaleźli się w podłużnym korytarzu, który wypełniała jedynie słodka muzyka klasyczna. V symfonia Ludwiga van Beethovena pieściła uszy Agnes, kiedy przemierzali w całkowitej ciszy elegancki hol. Stukot jej obcasów ustał dopiero, gdy stanęli przed drewnianymi drzwiami.
- Zapraszam - kelner otworzył przed nią drzwi zgodnie z zasadami savoir vivre'u a ona skinęła głową na znak wdzięczności.
Pozostawił ją samą. Z zapartym tchem, oglądała osobny pokój. Złote ramy kryły w sobie reprodukcje obrazów największych artystów. Ze ściany spoglądała na nią ,,Dama z łasiczką''. Agnes ruszyła przed siebie z zapartym tchem. Olbrzymi okrągły stół zapraszał do siebie idealnym okryciem, kartami dań i złotym dzwonkiem, który ułożono pod dwoma kieliszkami. Zawiesiła torebkę na oparciu krzesła. Przysiadła na nim i podpierając podbródek na wierzu własnej dłoni, rozglądała się po wręcz irracjonalnie pięknym pokoju.
Oczekiwanie na kogoś było wręcz przyjemnością w takim miejscu. Zerkała zaciekawiona na bogate zdobienia, co jakiś czas rozchylając usta z zachwytem. Dzieła sztuki otaczały ją z każdej strony swoją estetyką a ona wprost nie mogła przestać się nimi napawać. Klasyczna muzyka cicho płynęła w tle, absolutnie nie zagłuszając jej myśli a samo pomieszczenie napawało ją wprost błogim spokojem, którego potrzebowała.
Przejechała wypielęgnowaną dłonią po jedwabnym, czerwonym obrusie, który zakrywał jej kolana. Ciche tchnienie zadowolenia wybiegło z jej ust. Uśmiechnęła się sama do siebie, czując, że właśnie tego potrzebowała. Pragnęła jedynie chwili spokoju i właśnie ją dostała. Cisza miała jednak to do siebie, że często uprzedzała burzę. Skrzypnięcie zawiasów wybudziło ją z ekstazy w jej się znalazła.
- Pomyślałem, że tutaj będzie nam się lepiej rozmawiać - parsknął cicho, wchodząc do pomieszczenia pod falami jej intensywnego spojrzenia. - Mam nadzieję, że ci się podoba.
Zagryzła wargę. Elegancka wersja Mess'a zdecydowanie była jej ulubioną. Czarny niczym smoła garnitur opinał jego umięśnione ciało. Pod szyją zaciskała się muszka, która zakrywała jego jabłko adama. Postawione żelem włosy podkreślały idealnie ostre rysy jego twarzy. Rysy, które w tamtym momencie miała ochotę zbadać własnymi rękami. Skrzywiła się, kiedy tylko dotarło do niej, o czym myślała. Odwróciła wzrok i westchnęła cicho.
- Jest naprawdę pięknie - przyznała zrównoważonym tonem głosu. - Zastanawia mnie jedynie, skąd masz na to pieniądze - westchnęła.
Parsknął cicho pod nosem. Był wprost rozbawiony jej uwagą, co upewniło ją w tym,że mogą być ze sobą szczerzy. Wyglądało na to, że nie należał do ludzi, których łatwo można było urazić. Poczucie humoru, którym się odznaczał naprawdę jej imponowało.
- Zasadniczo to wiąże się niejako z tym, o czym chciałbym porozmawiać, dlatego może lepiej będzie, jeśli pozostawię odpowiedź na później - parsknął cicho.
- Jeśli uważasz, że tak będzie lepiej, to w porządku, Zgredek - zaśmiała się.
Zerknęli sobie w oczy. Niespokojny prąd utworzył się międzych ich źrenicami, co zmusiło ich do odwrócenia głów. Mess przyciągnął do siebie palcami kartę dań. Jej krawędzie niechlujnie podwinęły bordowy obrus, który w oczach Agnes był najpiękniejszą tkaniną pod słońcem. Wygładziła go.
- Zamawiasz coś? - zapytał przeczesując wzrokiem czarno - biały karton.
- Nie będę próbowała cic wmówić, że nie jestem głodna - parsknęła z lekka kpiąco. Odpowiedział jej uśmiechem. - Chętnie zjem, to co ostatnio - zapewniła.
- Coś do picia?
- Białe wino będzie przewyborne - odpowiedziała, przejeżdżając językiem po pomalowanych wargach.
- Wobec tego dwa razy krewetki i białe wino - skinął głową.
Niczym hrabia z wysoko postawionej arystokratycznej warstwy chwycił za czubek złotego dzwoneczka pozostawionego przy kieliszkach i delikatnie nim potrząsnął. Ciche brzdęknięcie rozniosło się zaskakująco donośnym echem po pomieszczeniu. Ku zdziwieniu Agnes niedługo potem w pokoju zjawił się kelner, który z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy odebrał ich zamówienie.
- To trochę potrwa - parsknął Mess.
- Więc zdążysz mi opowiedzieć, skąd masz taką fortunę - zauważyła trafnie.
Gładziłą dłonią chropowaty materił pończochy, która zakrywała skórę na jej nogach. Paznokciami błądziła po własnym udzie. Nogę zakładała na nogę a wzrok skierowała na obramowane złotem obrazy.
- Są przepiękne - skomentowała pod nosem.
- A ty wciąż świecisz jaśniej niż one - odpowiedział jej.
Jego filozoficzne rozważanie napełniło Agnes dziwnym poczuciem tego, że znalazła się w odpowiednim miejscu i z odpowiednim człowiekiem. Zalotnie zakręciła pasmo włosów na place i puściła je niczym sprężynkę. Jego słowa skomentowała cichym parsknięciem i litościwym przekręceniem głowy.
- To zapewne światło, które odbija się od moich kolczyków - zażartowała.
- Być może - zaśmiał się cicho, wzruszając ramionami. - Wszystko sprowadza się do tego, że onieśmielasz samym spojrzeniem - dodał o wiele poważniej. - Nawet kelner nie mógł od ciebie oderwać wzroku - parsknął.
- Czasami już tak bywa - jej cichy, aczkolwiek elegancki chichot rozniósł się po pomieszczeniu. - Kobieca broń ma wiele twarzy - dodała zamyślona.
- Nauczyłem się tego przy tobie - parsknął. - Dlatego uznałem, że będziesz ukontentowana wycieczką do takiego miejsca, jak to.
- Nie mogę zaprzeczyć - westchnęła. - Nie myliłeś się - dodała. - A nagrodę za twoje dobre sprawowanie dostanę ja - parsknęła. - Tłumacz się soczyście, bo kolejnym razem zostawię cię w każdej piwnicy, w jakiej będziesz się znajdować.
- Trajkoczesz jak katarynka, Agnes - prychnął rozbawiony.
Ciche parsknięcie wydobyło się między jej wargami. Mess Meanson zaczynał się czuć w jej towarzystwie naprawdę pewnie i nie była przekonana, co do tego, że ich znajomość szła w dobrym kierunku. Niemniej jednak nie mogła zaprzeczyć - błysk w jego oku i zadarty kącik pełnych ust napawały ją swego rodzaju satysfakcją.
- A ty pozwalasz sobie na stanowczo zbyt wiele - odparła spokojnie.
Nutka kpiny przedarła się w jej głosie, kiedy oparła łokcie o blat stołu, złączyła dłonie, na których błyszczały złote pierścionki i podparła o nie własny podbródek. Uraczył ją szerokim, szczerym uśmiechem, który chwilę potem zamienił się w niepewne westchnienie. Zmarszczyła brwi i przekręciła głowę pytająco.
- Co chodzi ci po głowie, panie Meanson?- spytała zaczepnie.
- Można powiedzieć, że mam w niej niezły bałagan - parsknął.
Agnes pokręciła litościwie głową. Miała naprawdę wielką ochotę na wymazanie tego żartu z własnej głowy. Zażenowana przyłożyła wypielęgnowaną dłoń do własnego czoła i wtłoczyła więcej powietrza w płuca. Chwilę później nie żałowała tej decyzji. Atmosfera w pomieszczeniu znacznie stężała a poważna muzyka Vivaldiego zwiastowała nadchodzącą zimę*. Agnes przełknęła ślinę w oczekiwaniu na słowa mężczyzny. Jeszcze przed tym, zanim zdążył się odezwać, kelner przyniósł im zamówione wino, które z radością sączyła. Alkohol bywał naprawdę dobrym wsparciem, gdy nie wlewało się go w swoje ciało na potęgę.
- Dowiem się dzisiaj prawdy? - spytała z nonszalancją wypisaną w głosie.
- Po to tu przyszliśmy - westchnął. - Obawiam się jednak, że to, co powiem może... - zawahał się na kilka sekund, by zaraz potem nabrać więcej powietrza w płuca. - Nieco skomplikować naszą znajomość.
- Obawiam się, że jesteśmy już w pieprzonym apogeum dziwności, jeśli chodzi o naszą znajomość - mruknęła.
- Być może - wzruszył ramionami.
Coś w jego oczach stało się dla Agnes Grant ostrzeżeniem. Wyprostowała się jak struna, czekając na jego słowa. Napięcie narastające wraz z coraz szybszym tempem wygrywanym przez instrumenty upewniło ją jedynie, że zaraz dowie się prawdy. Prawdy, która wbrew temu, co sądziła ukłuła ją prosto w serce.
- Odpowiem ci na wszystkie trzy pytania jednocześnie i będę się po prostu łudził, że mnie nie zabijesz - westchnął.
- Niech będzie - zgodziła się niechętnie.
- Pytałaś kiedyś, dlaczego potrafię się bić - przypomniał jej. - Potem pytałaś o tatuaż - westchnął. Skinęła głową na znak tego, że pamięta. - A potem chcialaś się dowiedzieć, co robiłem podczas walk Nefex'u.
- I czwarte pytanie dziś - wtrąciła. - Skąd masz pieniądze, na to wszystko?
- Tak - odpowiedział spokojnie. - Otóż zaciekawiłaś mnie tym, że nosimy na swoich ciałach ten sam tatuaż - zaczął niespokojnie. Tembr jego głosu był znacznie poważniejszy niż zazwyczaj, co sprawiało, że Agnes czekała na jego słowa niczym na wyrok.
- Valknut - wyszeptała cicho. Mimowolnie przejechała dłonią po boku własnego uda.
- Właśnie - skinął głową. - Twoja historia o Nefexie mnie zaniepokoiła, dość szybko zacząłem łączyć wątki, ale nie chciałem cię niepokoić - westchnął, podczas gdy ona wywróciła oczami. - Więc postanowiłem poszperać na własną rękę.
- Jesteś głupcem, szukając prawdy w tak niebezpiecznych rejonach - skomentowała.
- Być może - parsknął. - Z pewnością masz odrobinę racji zważywszy na to, co stało się potem - mruknął.
Podłużne blizny wciąż szpeciły jego plecy. Doskonale pamiętał, że dawali mu jedynie kromkę chleba i szklankę wody na dzień a potem przychodzili i bili go, kiedy mieli na to ochotę. Był pewien, że ktoś rozdzierał skórę na jego plecach scyzorykiem i jeszcze bardziej pewien tego, że Nathaniel po prostu chciał zemsty.
- Sęk w tym, że udało mi się dojść do prawdy - westchnął. Ułożył dłoń na jej dłoni zupełnie, jakby chciał przeprosić za to, co zaraz miało wypaść z jego ust. - Rozmawiałem z kilkoma osobami z kręgu Nefex'u, udało mi się dostać do różnych dokumentów i ... - powietrze wypełniło całe jego płuca.
Spowiedź przed osobą, wobec której miało się setki uczuć nigdy nie była prosta. Była to spowiedź pełna bałaganu i morderczych bitew, które toczyły się w głowie człowieka.
- To ojciec - wychrypiał, patrząc jej z przerażeniem w oczy.
- Co ojciec?
- Ojciec uczył mnie boksu - westchnął. - Ojciec był bokserem - dodał ostrożniej. - Ojciec zarabiał majątek, który nigdy nie wydał mi się podejrzany i mój ojciec... - zaklął w myślach. - Mój ojciec był założycielem Nefex'u.
Odsunęła instynktownie dłoń. Razem z jej ciałem w tył przesunęło się również krzesło, które huknęło o ziemię, gdy tylko wstała zszokowana, tym co usłyszała. Siedziała przy jednym stole z synem diabła i musiała to przetrawić.
- Przysięgam, że nic o tym nie wiedziałem - jęknął, wystawiając dłonie w obronnym geście. - W dwutysięcznym piątym akcje mojego ojca wykupili Kennedy i Clark, ja byłem za młody na rządzenie tym syfem i nigdy nie dotarłem na swoje miejsce, ja...
- Jesteś synem pierdolonego potwora, Mess! - wrzasnęła.
Podświadomie wiedziała, że nic z tego, co się wydarzyło nie było jego winą. Całym sercem pragnęła po prostu usiąść i się nie denerwować. Człowiek który stał przed nią przerażony najpewniej nie miał nic wspólnego z tym co przeszła. A jednak. Jednak nie potrafiła znieść tego, że nosił w sobie krew wariata, który stworzył od podstaw cały chory proceder walk.
- Wiem o tym, Agnes...
- Więc dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?! - warknęła.
Złowrogi płomień błysnął w jej oczach. Naprawdę nie wiedziała, dlaczego w ułamku sekundy pogrążyła się w szaleństwie, którego nienawidziła. Była po prostu wściekła. Wściekła, bo człowiek, któremu powierzyła swoją całą nadzieję na przebaczenie okazał się być elementem tego, co w jej świecie było najgorsze. Nim zdążyła się powstrzymać dopadła do jego ciała, jak burza i z całej siły uderzyła go w brzuch. Rany, które wciąż nosił na swojej skórze sprawiły, że zgiął się wpół i zatoczył do tyłu.
- Co ty wyprawiasz?! - warknął. - Pogięło cię do reszty, Agnes?!
- Nie potrafię tego kontrolować - jęknęła żałośnie, pchając go na ścianę. - Jesteś synem tego pierdolonego potwora! - wykrzyczała mu w twarz po raz kolejny.
Krystaliczne łzy rozmazały w kilku miejscach tusz do rzęs, który pięknie podkreślał jej spojrzenie. Wargi drżały jej w nienaturalny sposób, kiedy szarpali się ze sobą na środku boksu w eleganckiej restauracji. Wirowali w pięknej walce w towarzystwie muzyki i to było naprawdę irracjonanie piękne z boku. Pomiędzy nimi panowała jednak walka, która toczyła się nie tylko w sferze fizycznej, ale również w ich głowach i sercach.
- Ale nim nie jestem! - odkrzyknął spanikowany.
Szarpanie się z Agnes nigdy nie było dobrym pomysłem. Pociągnął za jej dłoń, próbując ją unieruchomić, ale niewiele to dało. Odbiła się jedynie od jego klatki piersiowej i wykorzystała to na swoją korzyść, zadając mu kolejny cios pod żebra. Zatoczył się w tył i poczuł, że traci równowagę. I właśnie to miał zamiar wykorzystać. Korzystając z jej chwilowego rozkojarzenia, złapał w ostatniej chwili za jej dłoń i pociągnął za sobą. Runęli na ziemię, niczym dwie spadające gwiazdy.
Boleśnie uderzyła dłońmi o ziemię, zwisając nad jego twarzą. I choć wiedziała, że mogła, nie miała zamiaru dalej przelewać na niego swojej goryczy. On nie był złym człowiekiem. Nieskończone pokłady dobra błyskały z jego oczu, kiedy spoglądała prosto w jego źrenice. Nierównomierne oddechy pełne emocji zmieszały się ze sobą. Siedziała na jego udach w rozkroku i nie miała pojęcia, co robić. Dusiła się tym, co tworzyło się między nimi, kiedy znajdowali się kilka centymetrów od siebie.
- Przepraszam - wychrypiała.
- Nic się nie stało - zapewnił, ciężko oddychając. - Co teraz będzie? - zapytał cicho.
Zerknęła na niego spod długich rzęs i przełknęła ślinę. był po prostu doskonały w swojej nieperfekcyjności i nawet nie znajdowała słów na to, jak bardzo ją to pociągało. Dreszcz przeszedł po jej ciele, kiedy całkowicie zatopiła się w spojrzeniu jego ciemnych tęczówek. Ciche tchnienie wypadło z jej ust.
- Najpierw powiem prawdę a potem zrobię, coś skrajnie głupiego - mruknęła.
- Więc słucham... - wychrypiał.
- Prawda jest taka, że zgodziłam się na ich warunki.
Nim zdążył choćby otworzyć usta, by zaprotestować temu, co zrobiła, chwyciła jego twarz w dłonie i bez namysłu wpiła się w jego usta. Opór, który początkowo jej stawiał minął w przeciągu kilku sekund. Zaplótł dłonie na jej plecach. Jęknęła cicho, kiedy odwrócił ich ciała tak, by móc znajdować się nad nią. Patrzenie na nią sprawiało mu zwyczajną przyjemność. Była piękniejsza niż wszystkie dzieła sztuki, które spoglądały na nich ze swoich złotych ram. Była diamentem, o który pragnął dbać do końca życia. Chłonęli każdy milimetr swoich ciał i nim zdążyli się zorientować jego dłonie dobrały się do luźnych ramiączek jej sukienki. Wirowali po podłodze niczym wariaci i mieli olbrzymią ochotę zatopić się w tym poczuciu całkowicie.
I Agnes była już niemal pewna, że zajdzie między nimi do czegoś więcej. Sprzączka jej koronkowego stanika brzdęknęła cicho pod naporem jego palców a ona sama cicho dyszała, kiedy sunął językiem po jej szyi. Cholernie dobre uczucie, które uwalniało z nich wszystkie złe emocje musiało jednak minąć.
Drzwi otworzyły się z hukiem, kiedy oni jak poparzeni odskoczyli od siebie. Kelner zasłonił oczy własną serwetką, zastanawiając się, co powinienem zrobić i po ówczesnym zostawieniu zamówienia zostawił ich samych. Salwy śmiechu wypełniły pomieszczenie. Rzucili się zmęczeni na podłogę.
- Uznaj to za pierwszy trening do walki - wysapał, uśmiechnięty.
- Dokończymy go kiedyś? - spytała zaczepnie.
Wstał z chłodnej posadzki i podał jej rękę. Wsparła się o nią i na chwiejnych nogach uniosła się do pionowej pozycji. Odwróciła się do niego plecami i zaczesała włosy do przodu. Doskonale wiedział, o co jej chodziło. Z cichym śmiechem przesunął palcami po jej kręgosłupie, wywołując na nim przyjemne ciarki i zapiął stanik, który ostatkami trzymał się na jej sterczących piersiach.
- To byłoby wysoce nieprofesjonalne, pani adwokat - odparł jedynie maszerując do stołu pełnego jedzenia.
Uśmiechnęła się pod nosem. Jeśli była czegoś pewna, to właśnie tego, że miała zamiar pieprzyć profesjonalność. I musiała zrobić to czym prędzej, bo doskonale wiedziała, że przed walką nic nie było pewne. Po walce mogła już nie mieć okazji, by choćby spróbować oddać komuś swoje serce.
- Wszystkiego w życiu trzeba spróbować - wyszeptała sama do siebie.
---
Mam nadzieję, że jesteście ukontentowani tą sceną. Będzie jeszcze parę takich.
Przypominam o mojej nowej książce: ,,Wywiad'' ! Wpadnijcie tam i dajcie znać, jak Wam się podoba <3
Menel x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top