Rozdział 1: Potrafię zadbać o samą siebie
Witam serdecznie perełki! Mam nadzieję, że wyprowadzimy tą książkę do względnego poziomu czytelnictwa i nie pozostanie ona jedynie moją małą porażką. Historia o Agnes Grant chodziła mi już trochę po głowie, ale zwyczajnie nie miałam czasu jej pisać. Na ten moment jednak mam go więcej (ciekawostka - jeden rozdział zawieszonego Fogiveness to około 4/5 rozdziałów innych książek) i mam zamiar doprowadzić tą książkę do końca! Pomóżcie mi się trochę rozwinąć i dajcie (szczerze) dać znać, co sądzicie!
Nowości w mediach...
Instagram: only_maleficent_
Twitter: #agneswattpad
Miłego czytania i witam w świecie pierwszej powerful kobiety w historii mojego pisarstwa!
Wiejskie, świeże powietrze nieśmiało wpadało do pomieszczenia przez delikatnie uchylone drzwi. Na dworze łagodnie powiewał wiatr - pogoda zdawała się być wprost idealna. Wiosenne dni bywały naprawdę piękne a dzień, w którym Agnes Grant próbowała zmienić swoje życie i zapomnieć o nurtującej przeszłości z pewnością do takich należał.
Słońce przebijało się wręcz z gracją przez niewielkie, białe chmurki, spokojnie płynące po wprost absurdalnie błękitnym niebie. Sielankowy obraz.
Miejsce należało do tych, w których Agnes od razu poczuła się dobrze. Utopijny zakątek bezpieczeństwa, którego nieustannie poszukiwała zupełnie niespodziewanie stanął na jej drodze, kiedy przewoziła kolejne stosy ubrań do nowego mieszkania.
Zgodnie z tym, co obiecała sobie jeszcze w samochodzie wróciła do Ośrodka Jeździeckiego Cherry.
Podpierała się przedramionami o mahoniowe biurko i po raz ostatni przeglądała wypełniony czarnym długopisem formularz. Obracanie w prawniczych sferach szybko nauczyło ją, żeby czytać każdy, nawet najdrobniejszy druczek zawarty w umowie. Pomijanie szczegółów mogło doprowadzić do tragedii. Biała, cienka kartka wyginała się pod uciskiem jej palca, kiedy skurpulatnie przeczesywała wzrokiem każde zdanie umowy. Odetchnęła. Wszystko zdawało się być w jak najlepszym porządku.
Wystawiła dłoń w stronę wysokiego mężczyzny. Nie pośpieszał jej. Dzielnie krzątał się po własnym biurze, kiedy ona bez słowa wyjaśnienia śledziła absolutnie każdy zapis zawarty w formularzu. Z uśmiechem przyjął od niej świstek papieru. Zgiął go na pół i podał jej dłoń, którą uścisnęła z szerokim uśmiechem.
- Witamy w drużynie - powiedział formalnym tonem, który mimo wszystko był zabarwiony przyjaznym usposobieniem. - Klubową koszulkę dostaniesz w przeciągu kilku tygodni - poinformował.
Odruchowo spojrzała na białe logo, które zdobiło jego czarny T-shirt. Uśmiechnęła się pod nosem. Pomyślała, że ze swoim ponurym charakterem zupełnie nie pasuje do miejsca, w którym się znalazła. Wszyscy dookoła wydawali się być szalenie mili i otwarci na nowe znajomości, tymczasem ona podejrzliwie spoglądała na każdego człowieka, który pojawiał się w jej okolicy.
- Dziękuję - skinęła głową. - Cieszę się, że tak szybko mogłam dołączyć do drużyny.
- Pokazałaś, że masz naprawdę duży potencjał - przyznał z nutką podziwu wymalowaną w głosie. - Oczywiście musisz zaimponować jeszcze kilku sponsorom, ale myślę, że to nie będzie stanowiło problemu.
Kilka treningów w siodle, które obserwował szybko zaowocowało propozycją dołączenia do profesjonalnej, sportowej części klubu. Nie miała zamiaru odmawiać. Adrenalina od nastoletnich lat była nieodłączną częścią życia Agnes Grant i choć jeździeckie zawody nijak miały się do tego, co robiła wcześniej, musiała przyznać, że wolała mieć choć odrobinę rywalizacji niż całkowicie z niej rezygnować. Każdy czasami potrzebował udowodnić samemu sobie, że jest kimś wartym uwagi.
- Miło mi to słyszeć - podsumowała zblazowanym tonem. - Również mam nadzieję, że moja prezentacja przebiegnie bez komplikacji.
Nie miała takiej nadziei. Była tego stuprocentowo pewna, choć wolała z marszu nie wychodzić na przesadnie pewną siebie a nawet momentami egoistyczną osobę.
Wiedziała, że utrzymywała się w siodle całkiem nieźle, ale nie musiała nikomu tego mówić. W kwestii sportu czy jakiejkolwiek innej sfery życia ludzkiego prawdziwa była jedna teza - liczyły się czyny, nie słowa.
Z resztą nie miała zamiaru mówić zbyt wiele. Im mniej wiedzieli o niej ludzie, tym było lepiej - i dla niej, i dla nich. Odetchnęła. Rozejrzała się po biurze właściciela ośrodka i zerknęła za własne plecy.
- Chętnie dowiedziałabym się, z kim będę miała przyjemność pracować - przyznała oficjalnie.
- Obsługę stajni poznasz z pewnością mimowolnie - zaśmiał się przyjaźnie.- Jeśli chodzi o konia... - zerknął w plik papierów, które leżały rozrzucone na jego biurku. - Myślę, że Shogun będzie odpowiedni. Na ten moment nikt na nim nie trenuje - poinformował.
- W takim razie chętnie się na nim sprawdzę - stwierdziła. - Pójdę go obejrzeć, jeśli pozwolisz - skinęła głową.
- Czwarty boks na lewo w stajni przy placu - wyrzucił z siebie od niechcenia.
Musiała przyznać, że imponowała jej jego pamięć. Niewielu ludzi potrafiło zarządzać wielkimi instytucjami a jemu wychodziło to wręcz doskonale.
Pożegnała go promiennym uśmiechem, który z przyjemnością odwzajemnił. Wyszła na świeże powietrze, oddychając nim z niemal chorą fascynacją. Brak miejskiego zapachu spalin sprawiał, że czuła się naprawdę dobrze i bezpiecznie.
Przez chwilę stała w progu budynku socjalnego. Ręce trzymała w kieszeniach czarnej niczym smoła kamizelki. Rozglądała się po okolicy. Ośrodek był naprawdę imponujących rozmiarów a mimo tego zachowywał w sobie nutkę swojskości i rodzinnej atmosfery.
- Mam nadzieję, że nie będę musiała szybko stąd uciekać - parsknęła ironicznie pod nosem.
Pokręciła głową ze swego rodzaju politowaniem. Zbiegła kilka stopni prosto na żwirową ścieżkę, której kamyki rozprysnęły się pod ciężarem skórzanych oficerek. Ruszyła w kierunku placu, który graniczył jedną ze ścian z pokaźnych rozmiarów stajnią.
W środku panował przedtreningowy gwar. Ludzie szykowali swoje konie do jazdy, znosili sprzęt, ubierali się w odpowiedni - szczególny dla jeźdźca sposób. Agnes uśmiechnęła się z politowaniem na widok maleńkiej dziewczynki, która targała olbrzymie siodło.
- Pomóc ci? - zapytała rozbawiona. Mimowolnie unosiła kąciki ust, wyglądając naprawdę przyjaźnie, choć z pewnością nie należała do cukierkowych, empatycznych kobiet.
- Mogłaby pani? - odetchnęła rudowłosa dziewczynka, na której twarzy wyrastały powoli czerwone wypieki. Była naprawdę zmęczona.
- Jasne - skinęła głową.
Przejęła siodło od dziecka i przyjrzała mu się uważnie. Było w naprawdę dobrym stanie. Pomyślała, że obsługa stajni z pewnością przykładnie dba o wszystko, co tylko znajduje się na terenie ośrodka.
- Powiedz, kiedy będę miała się zatrzymać - poleciła rudowłosej, która energicznie przeskakiwała ze stopy na stopę.
- Idziemy prawie do końca stajni - wzruszyła ramionami.
Agnes jedynie skinęła głową. Wywróciła oczami, kiedy zorientowała się, że grupka młodych jeźdźców przygląda się jej z wyraźnym zainteresowaniem. Wydała z siebie zirytowane westchnięcie, w którym kryła się obawa o to, że nie ma miejsca na świecie, w którym wszyscy mężczyźni wiedzieliby, jak należy się zachowywać w towarzystwie kobiet. Wygłodniały wzrok z pewnością nie należał do savoir- vivre'u.
- Proszę - jęknęła, odkładając sprzęt na specjalny metalowy wieszak, kiedy znalazła się przy boksie karej klaczy, na której najwyraźniej trenowała maleńka rudowłosa.
- Dziękuję pani bardzo - pisnęła podekscytowana dziewczynka. - Mogę się jakoś odwdzięczyć? - spytała nieśmiało.
Agnes spuściła wzrok na własne stopy, by ukryć rozbawienie. Posłała dziewczynce kolejny sympatyczny uśmiech i zerknęła w głąb stajni.
- W zasadzie możesz - wzruszyła ramionami. - Szukam Shoguna - przyznała.
Doskonale wiedziała, w którym miejscu stacjonował jej zwierzęcy partner. Zauważyła jego boks kilka sekund po wejściu. Miała niezwykłą podzielność uwagi, dzięki której nie dawała się łatwo zaskoczyć. Mimo tego nie chciała psuć rudowłosej radości. Pozwoliła się zaprowadzić aż pod drzwi odpowiedniego boksu.
- To tutaj - poinformowała drobna nastolatka. - Mam nadzieję, że będziecie się lubić - klasnęła w dłonie. - A teraz...- zerknęła na swojego konia, który nerwowo brodził kopytem po betonowej podłodze.
- Leć, zanim się spóźnisz - zaśmiała się Agnes.
Podeszła spokojnie do okna boksu. Oparła o nie przedramiona. Przez chwilę obojętnie wpatrywała się w zwierzę, śledząc jego ruchy. Dostojnie chodził dookoła boksu, próbując sprawdzić, co dzieje się na zewnątrz.
- Narwany jesteś - parsknęła. - Zupełnie jak ja, dogadamy się- stwierdziła ironicznie.
Odsunęła się w celu otworzenia drzwi. Przemknęła do środku boksu, przymykając jego wejście. Nie miała zamiaru robić narobić sobie problemów pierwszego dnia w nowym klubie - ucieczka konia nie wchodziła w grę. Zwierzę zerknęło na nią zaciekawione, ale podeszło dopiero po chwili.
- Nie jestem taka straszna, jak uważasz - zaśmiała się cicho, głaszcząc nieśmiało chrapy konia.
Zarżał cicho. Wyraźnie zainteresował się nową osobą w jego towarzystwie. Zaśmiała się pod nosem. Uwielbiała zwierzęta, odkąd pamiętała. Wydawały się jej być naprawdę inteligentnymi kompanami a cechą, którą w nich uwielbiała było oddanie. Zwierzęta były jedynymi lojalnymi wobec ludzi stworzeniami. Podczas gdy ludzie ranili i zdradzali, zwierzęta w milczeniu trwały przy ich boku niezależnie od wszystkiego.
- Nie jesteś taka straszna? - parsknął ironicznie głos za nią.
Wyprostowała się jak struna, ale nie odwróciła się. Ze spokojem gładziła nos konia, który powoli oddychał, delektując się pieszczotą. Głos, który dochodził zza jej pleców był nieprzyjemny. Wyczuwała w nim nutkę kpiny, którą całym sercem gardziła. Wiatr otulił jej plecy. Ktoś szerzej otworzył drzwi boksu - była tego pewna.
- Z pewnością nie dla zwierząt - odpowiedziała chłodno. - Dla ludzi różnie bywa - skwitowała.
- Niebezpieczna kobieta? - parsknął kpiąco.
- Nie chcesz sprawdzić - skomentowała szorstko.
Czuła się zagrożona a to nigdy nie kończyło się dobrze. Widziała jak koń zaczyna się denerwować, przejmując od niej nerwy. Zacisnęła boleśnie powieki. Pomyślała, że powinna zacząć panować nad tym, co w człowieku najsłabsze - emocjami. Odetchnęła.
- Dlaczego nie? - zaśmiał się.
Wszedł do wnętrza boksu. Nie odwróciła się do niego przodem, ale wyraźnie usłyszała skrzypnięcie metalowych zawiasów. Zwierzę usunęło się w głąb boksu zupełnie, jakby czuło zbliżające się zagrożenie.
- Zapewniam, że nie chcesz znać odpowiedzi na to pytanie - skwitowała.
Odwróciła się na pięcie w stronę rozmówcy. Splotła przedramiona na piersiach, by wyglądać bardziej stanowczo i była pewna, że jej się to udaje. Pewność siebie i niezłomność wprost biła od jej osoby. Ostrzegawczy wzrok ciemnych tęczówek wbijała prosto w rozbawione, błyskające iskierkami figlarności zielone tęczówki młodego mężczyzny, który nie odpuszczał.
- A jeśli poznam? - zbliżył się do niej. - Zrobisz mi krzywdę? - zapytał hipotetycznie.
Cofnęła się o krok. Kątem oka obserwowała konia. Wiedziała, że z każdym zwierzęciem należy uważać. Zwierzęta od zawsze kochały ludzi bardziej niż oni sami siebie, ale czasami musiały zadbać również o siebie. Agnes nie chciała wejść w strefę komfortu Shoguna, który nie wydawał się być szczególnie spokojnym pupilem.
- Nie chcesz się przekonać - jęknęła obojętnie, spuszczając nadmiar powietrza z płuc.
- Zawsze jesteś taka tajemnicza? - parsknął.
- Tylko dla młodych dupków, którzy sądzą, że mogą się do mnie przystawiać - wywróciła oczami, podkreślając wagę swojej wprost nastoletniej ironii wystosowanej w formie przytyku. Uznała, że do wszystkich trzeba mówić w zrozumiałym języku - do debili należało mówić językiem, którego używali.
- Ostro - wycedził przez zęby. - Nie przystawiam się do ciebie - wzruszył ramionami. - Spodobałaś się moim kolegom i będę szczery - westchnął, posyłając grupce młodych jeźdźców rozbawione, porozumiewawcze spojrzenie. - Założyliśmy się o to, czy uda mi się ciebie pocałować.
- Och - mruknęła zażenowana.- Bardziej oklepanie i szczeniacko się nie dało? - sarknęła.
- Być może się dało - wzruszył ramionami. - Każdy potrzebuje czasem być młodym i głupim - skomentował z lekka filozoficznie. - Nie daj się prosić - jęknął.
- Przykro mi, ale nie jestem chętna na takie ceregiele - odmówiła stanowczo. - Będziesz musiał rozczarować kolegów - dodała zajadle.
Już odwracała się w kierunku zwierzęcia, kiedy niespodziewanie została z dużą siłą pociągnięta do przodu. Zacisnął rękę na jej ramieniu i przyciągał ją coraz bliżej siebie, co wcale nie poprawiało sytuacji. Robiła się coraz bardziej zła a to musiało mieć negatywne konsekwencje. Huragan powoli rozpętywał się w jej żądnym adrenaliny ciele, które szybko zareagowało na zaczepkę. W ostatniej chwili powstrzymała się od solidnego kopnięcia. Miała zamiar spróbować pokojowo wyjść z opresji.
- Jeden buziak - wycedził przez zęby. - Przecież nie każę ci odprawiać tu ze mną jakiejś orgii, nie bądź sztywna - mruknął.
- Na miłość boską - jęknęła. Wyrwała swoją rękę bez większych problemów i rozmasowała obolałe ramię. - Ty naprawdę masz nie więcej rozumu niż chłopcy, którzy poznają tajniki seksu - splunęła na siano. - Słowo ,,nie'' w moim przypadku ma tylko jedno znaczenie i nie ma od niego ustępstw - skwitowała stanowczo.
- W takim razie...
Naparł na nią całym ciałem. Przekręcił jej drobną sylwetkę w drugą stronę i oparł nią o ścianę. Pomyślała, że znajduje się w takich sytuacjach stanowczo zbyt często. Wywróciła oczami, kiedy zaczął zbliżać się do jej twarzy. Naprawdę nie sądziła, że taki chuderlak może próbować cokolwiek zrobić i czerpać wzorce z jakiś chorych filmów o kulturze gwałtu i podwładności kobiety wobec mężczyzn. Odliczała w głowie do własnego wybuchu - nie znosiła mężczyzn, którzy nie znali granic.
- Powiedziała, że nie chce kontaktu z tobą - usłyszała za własnymi plecami.
Kątem oka spojrzała na wejście do boksu. Wysoki brunet opierał się o drzwi. W jego czarnych niczym smoła oczach błyszczały złowrogie iskry, które w pewien sposób zaimponowały Agnes. Uśmiechnęła się pod nosem. Jednego dnia znalazła i oprawcę, i księcia z bajki, który miał ocalić ją z opresji. Parsknęła. Naprawdę żałowała, że niektórzy mężczyźni nie rozumieli, że istniały również księżniczki, które nie bały się walki.
- Dziękuję za pomoc - odpowiedziała przyjaźnie. - Ale sobie poradzę - skinęła głową.
- Nie wygląda, jakbyś sobie radziła - mruknął niezadowolony chłopak.
- Ty nie wyglądasz, jak rycerz z bajki a jednak nie narzekam - zaironizowała. - Odsuniesz się po dobroci czy... - wróciła wzrokiem do chłopaka, który nie odpuszczał i wciąż przyciskał jej ciało do ściany boksu.
- A co możesz mi zrobić? - parsknął szczeniacko.
Tym samym przebrał miarkę, choć sobie z tego nie zdawał sprawy. Zacisnęła wściekle zęby, przypominając sobie o tym, co powtarzała jej świętej pamięci babcia - jeśli szczenię nie rozumie, co robić, to należy je ukarać. W ten sposób każdy może nauczyć się czegoś na własnych błędach - bo błędy należy przebaczać, ale nie pozostawiać ich bez konsekwencji.
- Zgodnie z twoim życzeniem - chrypnęła jedynie.
Nie zdążył nawet odpowiedzieć. W ułamku sekundy jej ręka znalazła się na jego ramieniu. Agnes odepchnęła oprawcę w tył. Gdy tylko zatoczył się w tył naparła z całej siły na jego ramiona i uważając by nie wpadł pod końskie kopyta wymierzyła mu kopnięcie prosto w jego czuły punkt. Zaraz potem pociągnęła jego koszulkę do siebie i wymierzyła mu soczyste uderzenie prosto w nos.
Strużka krwi popłynęła po jego wardze. Oszołomiony zatoczył się do tyłu i oparł się o drewniane belki, które rozdzielały stanowiska koni. Shogun cicho zarżał, kiedy ona z niewzruszonym wyrazem twarzy mijała w wejściu bruneta.
- Mówiłam - chrząknęła tajemniczo. - Potrafię zadbać o samą siebie.
Echo jej melodyjnego głosu długo odbijało się w uszach ciemnowłosego chłopaka. Mess zerkał na nią całkowicie oszołomiony, kiedy wychodziła z budynku stajni nawet nieprzejęta tym, co zrobiła. Dopiero po kilku sekundach zmarszczył brwi. Przez jego głowę przemknęło, że nie mogła być zwyczajną klubowiczką. Coś w niej było wprost elektryzujące. Zanim jednak miał podjąć się próby odkrycia nutki tajemniczości, którą nosiła w sobie niejaka Agnes musiał pomóc Johnowi, którego twarz wyglądała jak zgniłe jabłko.
***
Aj, ale się cieszę z tej nowej przygody! Tym razem mam plan od a do z i obiecuję tego nie rzucić! Kocham Was mocniutko i czekam na Wasze opinie/reakcje!
Buziole,
Mal x.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top