Rozdział 46


Szedł pierwszy, przez co miałam idealny widok na jego szerokie plecy. Zastanawiałam się jak to możliwe, że mieszczą się tam skrzydła. Ciekawe w ogóle, jak wygląda Zaan w swojej prawdziwej formie. Na pewno jest czarny. W końcu, widziałam czarne łuski na jego skórze, gdy się wścieka. Jak bardzo musi być wyprowadzony z równowagi, by zmusić go do przemiany? 

Właśnie takie głupie myśli miałam przez całą drogę do mojego tymczasowego mieszkania. Z jednej strony było to naprawdę ciekawe, z drugiej chciałam wyprzeć z swojej świadomości obraz przerażonego Emanuela i to, że zaraz dojdzie do ostrej wymiany zdań z inspektorem.

Na korytarzu nie było wiele osób. Praktycznie nikogo, ale po raz pierwszy dostrzegłam ducha. To nic, że nie pamiętałam jak się nazywa, ale poczułam dumę, że w końcu sama go dostrzegłam bez jego gwałtownej ingerencji.

W końcu doszliśmy do mojego mieszkania. Drzwi same się przed nami otworzyły, a ja poczułam dreszcz. Czy Jan naprawdę cały czas mnie obserwuje? Miałam nadzieję, że nie. Zwłaszcza wtedy, kiedy Zaan przyszpilił mnie do ściany, górując nade mną.

Jak zwykle kiedy jesteśmy sami, w powietrzu unosi się zapach intymności i piorunującej elektryczności. Żaden facet nigdy tak na mnie nie działał jak inspektor. To wręcz nierealne.

— Za kogo mnie masz? — wysyczał nad moją twarzą, rozjuszony ja byk.

Zrobiło mi się gorąco przez bliskość.

— O co ci chodzi? — zdołałam powiedzieć, a raczej wykrztusić słabo.

Jego powieka drgnęła, ale nie wydawał się jeszcze bardziej wściekły na moje pytanie.

— Irytuje mnie... — zaczął — niewyobrażalnie wścieka, że wszystko robisz sama.

— Chcesz mnie prowadzić za rączkę? — zadrwiłam, nie mogąc sobie tego odmówić.

— Nie o tym mówię! — wrzasnął mi w twarz, a ja zadrżałam.

Po raz pierwszy od naszego poznania się, przestraszyłam się inspektora. Wyglądała na naprawdę groźną kreaturę, gotową zrobić mi krzywdę.

— Mówię o niebezpieczeństwu na jakie się wystawiasz. Na drogi jakie wybierasz. W żadnej nie ma mnie!

Zamrugałam zaskoczona na jego wyznanie, wybuch, propozycję, jakkolwiek to nazwać.

— Co?

— Co? — odpowiedział naburmuszony.

Nie był już wściekły, raczej mogłabym się pokusić o stwierdzenie, że był zmieszany. W moich oczach, ten wielki niebezpieczny półczłowiek - półsmok wyglądał jak urażony chłopiec. Był przeuroczy i już więcej nie poczułam się osaczona, czy stłamszona tym, że to on nade mną górował.

Uniosłam dłonie i położyłam je sobie na jego policzkach. Natychmiast jego zarost zaczął mnie kuć w dłonie. To było całkiem miłe, zwłaszcza, że wszyscy mężczyźni w moim życiu zawsze dbali o to by być dokładnie ogolonymi.

— Co dokładnie masz na myśli? — zapytałam cichszym głosem, patrząc mu prosto w złote oczy.

Zawahał się. Pewnie duma nie pozwalała mu powiedzieć wszystko to, co leżało mu na sercu.

— Zostałem — zaczął zniżając się w moim kierunku — oddelegowany jako twój opiekun w tym świecie.

Zmarszczyłam brwi, przetwarzając jego słowa.

— No tak. — Pokiwałam głową, zastanawiając się nad oczywistością tego stwierdzenia.

— Ale mnie nie potrzebujesz — padło. — Łazisz sobie gdzie chcesz, kiedy chcesz i z kim chcesz.

Czy on się martwi?

Wgapiałam się w niego, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę o to mu chodzi. Uraziłam tego faceta, bo on nie bierze udziału w mojej pogmatwanej akcji i próbie nie dania się wywalić z tego świata. Nie wspominając już o tym, że to on jest główną osobą, która ma mnie bronić przed tym wampirem—czarodziejem.

— Pytanie — zaczęłam zbierając w sobie całą odwagę, bo pytanie było jak z taniej komedii romantycznej — czy ty mnie potrzebujesz.

Zmrużył oczy jeszcze bardziej, że wyglądały jak małe szparki dziko patrzącego kota. Aż mi się przewróciło w żołądku. Co ja mam w głowie, że pytam o takie rzeczy? Czy ja wstydu i oleju w głowie nie mam?

— Żaden normalny smok nie potrzebuje człowieka. Zwłaszcza dziewicy na dłuższą metę — powiedział gardłowo, bez zająknięcia.

Poczułam jakby wszystko zawalało mi się na głowę, jakby każde słowo z osobno strzelało w moje serce. Zakręciło mi się w głowie, twarz zrobiła czerwona, a ja nie miałam drogi ucieczki, bo wielkolud odgradzał mi jakiekolwiek wyjście.

— Czy ty wiesz jak działasz na smoka? — warczał bez przerwy, a ja nie mogłam się ruszać. — Czy ty wiesz, że jesteś w ciągłym niebezpieczeństwie przy mnie? Mógłbym cię zgwałcić w ciemny kącie i pozbyć się tej agonii przy każdym naszym kontakcie.

— Moja obecność cię męczy? — wychrapałam, powstrzymując łzy, który już były w drodze do ujawniania się.

— Tak — przyznał, co brzmiało jak policzek w twarz. — Niewyobrażalnie. Jeszcze nikt nie ofiarował mi takiego cierpienia.

Aż przewróciły mi się wszystkie wnętrzności. Czy on chce mnie torturować?

— Ale wiesz co? — szepnął niespodziewanie, schylając się tak, że był przy moich ustach. — Nie jestem normalnym smokiem, a jeszcze nikt nie ofiarował mi zarazem takiej słodyczy.

— Brawo ja? — Kompletnie zapomniałam jak się używa mózgu.

— Brawo ty, Ali. — Uśmiechnął się przepięknie, czym mnie natychmiast kupił. Byłam jego.

Nie wiele myśląc, skoczyłam na niego i mocno pocałowałam. Złapał mnie za uda, wbijając mocno swoje palce w moją skórę.

Całowanie się z inspektorem było jak przenoszenie się do innej rzeczywistości. Było to tak intensywne, że traciłeś kontakt z rzeczywistością. Wszystko się kręciło i wydawało niesamowicie lepsze.

Przeniosłam swoje dłonie z karku na jego pierś i odkryłam, że jego serce pędzi. Ale to nie było normalne szybkie bicie serca człowieka. Jego organ tak szybko bił, że w pierwszej chwili się przestraszyłam. Wydawało się jakby miało zaraz przebić się przez żebra i skoczyć prosto na mnie.

Natomiast jego dłonie, szybko znalazły swoje miejsce pod moją marynarkę. Byłam świadoma, że za parę chwil pozbędę się nie tylko jej, ale wszystkich moich ciuchów.

Kompletnie nie miałam obiekcji.

I wtedy, w momencie kiedy ta przeklęta marynarka wylądowała na ziemi, ktoś mocno zapukał do drzwi. W pierwszej chwili oboje kompletnie to zignorowaliśmy, ale wtedy pukanie się powtórzyło i to o wiele agresywniej.

Zaan odsunął się ode mnie i wciągnął dwa razy gwałtownie powietrze przez nos. Skrzywił się, ale postawił mnie na ziemie. Widocznie był to ktoś ważny, że w takiej sytuacji postanowił przerwać.

Byłam pewna, że to Emanuel, ale wtedy Zaan powiedział:

— Wampir.

Przeraziłam się, że to ten wampir, który na mnie poluje, ale Zaan nie wydawał się jakoś specjalnie poruszony, dlatego i ja trochę się uspokoiło.

Odsunął mnie na bok i otworzył drzwi. Stał tam, tak samo doskonały i spokojny jak wtedy, kiedy widziałam go ostatni raz. Wyglądał na trochę zmieszanego. Przywitał się grzecznie po polsku, uśmiechnął się niezręcznie do mnie i skupił się na Zaanie. Zaczął nawijać po niemiecku, a ja znów plułam sobie w twarz, że nie znam tego języka. Skupiłam się w zamian na jego postaci i szybko dostrzegłam słownik niemiecko-polski w jego dłoni.

Zaan wydawał się na wysoce niezadowolonego, ale pokiwał w końcu głową.

— Chce z tobą porozmawiać — zwrócił się do mnie.

Miałam ochotę się rozejrzeć, sprawdzając czy rzeczywiście mówi do mnie.

— Niby jak się dogadamy?

Nie miałam ochoty spędzić reszty wieczoru z tym wampirem.

— Powiedział, że ma słownik i tłumacza w telefonie u siebie.

— Ty nie możesz iść jako tłumacz? – Naburmuszyłam się.

— Niestety — powiedział, a ja chciałam krzyczeć z frustracji. — Powiedział, że chce ci przekazać informacje jak pokonać naszego poszukiwanego.

— Nie rozumiem.

— W przepowiedni jest napisane, że to ty go pokonasz, a on chce ci pomóc. Niestety jak twierdzi, to tajne informacje, które możesz znać tylko ty.

Skrzywiłam się niezadowolona. Wcale nie chciałam zostać żadną bohaterką. Wolałam iść do łóżka z inspektorem.

— Przyjdę po ciebie za godzinę — powiedział łagodnie, co mnie kompletnie rozczuliło. Powiedział to tak miękko, że aż zmiękły mi nogi. Dotknął mi ramienia, pozostawiając po sobie gęsią skórkę. — Jesteś bezpieczna w Instytucie.

Już wiedziałam, że nie będę spała tej nocy.

Zaan odszedł, zerkając na mnie i wampira kontrolnie. Zostałam sama z facetem, z którym nawet nie potrafiłam się dogadać. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top