Rozdział 24


Kiedy Zaan pozbierał moje żałosne szczątki z ziemi i stanęłam wyprostowana miedzy dwoma gigantami, poczułam się jak mała mysz przed tygrysami. 

Najwyraźniej wampir nie okazywał żadnej agresji ani niechęci do nas, gdyż zostaliśmy zaproszeni do jego domu. Słowa nie rozumiałam w ich rozmowie, ale domyśliłam się, że się dogadali.

Trzymając się blisko inspektora szłam za wampirem. Widziałam jak zerkał na mnie parę razy. Ale nie wydawało się to wygłodniale spojrzenie. Właściwie było beznamiętne. Nie wiedziałam, co może sobie o mnie pomyśleć i czy szykuje plan morderstwa na mnie.

Dobrze wiedział, że jestem człowiekiem, a ja dobrze wiedziałam, że jestem jego naturalnym pożywieniem.

Niech mnie tylko tknie, a przysięgam, że będę bardzo głośno krzyczeć aż ogłuchnie.

Weszłam do domku, jako ostatnia i natychmiast zaatakował mnie intensywny zapach ziół i palonego ogniska. Rozejrzałam się zaciekawiona. Wnętrze było bardzo dobrze urządzone, trochę zagracone, ale przytulne. Pełno było suszonych ziół i starych książek. Jednak to, co najbardziej zwróciło moją uwagę, znajdowało się w kominku. W pierwszej chwili myślałam, że to zwykły ogień, w końcu dawał czerwono-pomarańczowe światło. Jednak to nie był ogień. To była unosząca się nad ziemią kula energii o takim kolorze. Nie tylko ja zwróciłam na to uwagę, ale i Zaan, jednak on to zignorował i ruszył w stronę kanapy, gdzie mieliśmy odbyć przesłuchanie.

Poszłam za nimi czując się jak ozdoba, a nie towarzyszka inspektora. Równie dobrze mogło mnie tu nie być. W końcu nie rozumiałam ani słowa.

Usiedliśmy na kanapie, a wampir na fotelu. Wyglądał na zrelaksowanego i swobodnie odpowiadał na pytania. Wydawało się jakby był na spotkaniu towarzyskim.

Frustrowało mnie, że nic nie rozumiałam. Postanowiłam przynajmniej udawać, że wiem, o co chodzi.

— Pyta się czy chcesz coś do picia – zwrócił się do mnie niespodziewanie inspektor.

No i się wydało, że nie mam pojęcia co się dzieje.

— Nie.

W życiu nie wezmę nic do ust w mieszkaniu faceta, który jest podejrzewany o bycie mordercą. Nie wspominając już, że jest wampirem i pewnie doskonale słyszy jak trzepocze mi serce z nerwów.

Postanowiłam przestać udawać, że interesuje mnie ta ich rozmowa w obcym języku i zaczęłam się rozglądać.

Zauważyłam kilka książek po francusku i angielski. Szkoda, że polskiego nie potrafi.

A może by go tak wyswatać z Vanessą?, pomyślałam. Oboje blondyni, oboje piękni, oboje nieśmiertelni. Idealnie pasują.

Z nudów zaczęłam im nawet planować ślub, gapiąc się na tą kule energii. Co ona tutaj robi i do czego była?

Nikt z obecnych nie zwracał na nią większej uwagi, jakby rzeczywiście była zwykłym ogniskiem. Ale dla mnie w niej było coś niepokojącego. Coś mnie do niej przyciągało, zapragnęłam jej dotknąć.

Nagle uderzyło mnie, jak niepokojące mam myśli. To nie było normalne. Wyprostowałam się gwałtownie zaniepokojona.

Obaj mężczyźni zwrócili na mnie uwagę.

— Co to za kula? — Zebrałam się w końcu w sobie i zadałam to pytanie.

Tym razem spojrzenie wampira trochę się zmieniło. Wyglądał na zaniepokojonego, jednak tylko ja to zauważyłam, bo Zaan odwrócił się przodem do mnie z jawną irytacją.

— kula energetyczna, służy do ocieplania mieszkań. Nie trzeba być czarodziejem by ją stworzyć. A teraz siedź spokojnie i nam nie przeszkadzaj.

Urażona jego słowami prychnęłam i odwróciłam się do niego bokiem, zakładając ręce pod piersiami.

— Wer ist dein Begleiter? – zapytał zainteresowany wampir, zerkając na mnie.

— Sie ist niemand wichtig, ignoriere sie finfach – odpowiedział wściekle i chyba wrócił do zadawania pytań.

Po paru kolejnych pytaniach, mężczyźni niespodziewanie wstali. Z zainteresowaniem, że coś się dzieję, wyprostowałam się i również chciałam wstawać, ale powstrzymał mnie surowy inspektor.

— Siedź tu i się nie ruszaj – syknął i odszedł na bok z wampirem w stronę półki z książkami.

Znów poczułam się jak pies. Po co, do diabła, mnie ze sobą brał, jeśli tylko siedzę i nic nie robię?

Wściekła do granic możliwości skupiłam się na kuli energii. I nagle do mnie dotarło, że kula delikatnie zmieniła kolor. Nie było czerwono-pomarańczowa, ale czerwono-fioletowa. Zaintrygowana całą to sytuacją, najpierw zerknęłam na mężczyzn czy na mnie nie patrzą, a następnie ostrożnie podeszłam do kuli.

Pulsowała ciepłem, ale nie była gorąca.

Zapragnęłam ją dotknąć. Dlatego, niemalże nie kontrolując własnych ruchów wyciągnęłam dłoń.

Czy jeśli mnie nie parzy to będzie w porządku?

— Aya? – usłyszałam za sobą zaniepokojony głos inspektora, ale było już za późno.

Kierowana złośliwym odruchem szybko dotknęłam całą dłonią ciepłej kuli. Przez sekundę nic się nie stało, a mnie oblał soczysty rumieniec, rozumiejąc, na jaką idiotkę wyszłam. Jednak wtedy, po tych dwóch sekundach, kula błysnęła i wybuchła. Odrzut był tak ogromny, że wszystko wyleciało w powietrze razem ze mną.

Poleciałam do tylu oślepiona i zaszokowana. W powietrzu poczułam jak coś mnie obejmuję i mocno do siebie przyciska. Bez patrzenia potrafiłam rozpoznać, że to inspektor mnie złapał.

Powietrze z impetem targał moimi włosami. W końcu zdołałam otworzyć oczy i zobaczyłam, że lecimy z niewyobrażalną szybkością przez las. Widziałam tylko męskie ręce, całe w czarnych łuskach, mocno obejmujące mnie w tali.

Zaan był niczym moja tarcza. Chronił mnie przed gałęziami i przeszkodami, jakie były na naszej drodze.

Myślałam, że w końcu pęd osłabnie i zatrzymamy się. Jednak nie przewidziałam, że ziemia pod naszymi stopami się skończy. Musieliśmy naprawdę daleko przelecieć, gdyż dotarliśmy aż do wąwozu. Natychmiast też zaczęliśmy spadać w dół, na co po raz pierwszy wrzasnęłam.

Zostałam obrócona przodem do inspektora i wtedy to zobaczyłam. Zaan był cały w czarnych łuskach, tylko w niektórych miejscach prześwitywała jego ludzka skóra. Jego oczy również się zmieniły. Złote tęczówki całkowicie naszły na białka, a średnice stały się pionowe tak, że przecinały wzdłuż gałkę oczną.

Sapnęłam zaszokowana, jednak przeraziłam się dopiero, kiedy zobaczył skrzydło. Tylko jedno jak u nietoperza. Siła, jaką włożyłby je wyciągnąć z pleców musiała być ogromna, gdyż rozszarpała mu z tyłu kurtkę.

Moja hierarchia strachu musi być naprawdę dziwna, gdyż zaraz zignorowałam fakt jak przerażająco wygląda inspektor i przyległam do niego jak małpa, bardziej bojąc się upadku.

Dzięki temu jednemu skrzydłu, zwiększył opór powietrza i zmienił kierunek naszego lotu. Zaczęliśmy zbliżać się w stronę ściany wąwozu.

Jezu, pomyślałam mocniej ściskając jego kołnierzyk kurtki, rozbijemy się.

— Trzymaj się!

Nie musiał mi tego powtarzać. Jestem pewna, że gdyby nie jego łuski zmiażdżyłabym mu klatkę piersiową.

Puścił mnie tylko po to by złapać się skał i zatrzymać naszą drogę do śmierci. To nie było najmilsze zatrzymanie się, uderzyłam boleśnie czołem o jego ramię, ale przynajmniej żyliśmy.

Ta cała szaleńcza akcja zrobiła wrażenie nawet na inspektorze, gdyż czułam jak serce szaleńczo mu pije pod piersią.

Biorąc się w garść w końcu na niego spojrzałam. Oddychał niewyobrażalnie szybko z zamkniętymi oczami. Miałam wrażenie, że zaraz wypluje własne płuca.

Wyczuł, że na niego patrzę, bo otworzył swoje dzikie oczy.

Nie wiem, co to było, może szaleńczy instynkt, udowadniający, że jestem wariatką. Może uczucie, którego nie rozumiałam. A może zwykła głupota spowodowana niebezpieczeństwem, jakie przeżyłam. Ale zrobiłam coś, co mogło skończyć się naprawdę źle.

Pod wpływem durnego impulsu pocałowałam inspektora i mojego tymczasowego przełożonego.

Złapałam jego twarz w łuskach za obie dłonie i zbliżyłam swoje wargi do jego. Nie byłam mistrzynią całowania, zresztą nie miałam większego doświadczenia, ale to, co się zadziało między mną a Zaanem można określić istną burzą nieznanych mi dotychczas emocji.

Nie odepchnął mnie, jakbym mogła się spodziewać, wręcz przeciwnie. Niemal natychmiast pogłębił pocałunek, przyciskając mnie do skalnej ściany wąwozu. Całował mnie agresywnie, a przy swojej głowie słyszałam jak kruszy skały dłońmi.

Rzeczywistość przestała istnieć, wcale nie znajdowałam się kilkanaście metrów nad ziemią, a od upadku nie asekurował mnie przyczepiony do skał inspektor.

Ale jak nagle pocałunek się pojawił, tak i szybko się skończył. Inspektor gwałtownie odsunął głowę, jak najdalej się dało. Patrzył na mnie wściekle, a ja dopiero wtedy zrozumiałam, co zrobiłam.

— Zrób to jeszcze raz – wycharczał z trudem. – To posiądę cię na tych skałach.

Jezu.

— Przepraszam – szepnęłam zażenowana, chowając czerwoną twarz w zagłębieniu jego szyi.

Wziął kilka głębszych wdechów i twardy jak skała, przez napięte mięśnie, zaczął się spinać w górę.

Ale żenada. Nie dość, że narobiłam bałaganu, to jeszcze całowałam się ze smokiem. To trzeba być mną, by coś takiego przeżyć w jeden dzień. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top