Epilog
Obudził mnie mocny uścisk dłoni. Dokładnie to prawej i obejmowały ją dwie obce odpowiedniczki. Coś mokrego kapało na moją skórę. I to właśnie ta ciekawość tego co się dzieje, zmusiła mnie do podniesienie ciężkich powiek.
W pokoju było ciemno, paliła się tylko mała lampka, a zza oknem było czarno. Ile spałam?, przeszło mi przez myśl.
Byłam w szpitalu, to na pewno. Ale szybko też odkryłam, że nie byłam w zwykły pokoju szpitalnym. O nie, podejrzewałam co to za miejsce. Warszawski prywatny szpital, w którym zawsze byłam leczona na żądanie mojego dziadka. To wyjaśnia pokój, w którym byłam tylko ja.
A może nie do końca tylko ja.
Biała kanapa była przyciągnięta tuż obok mojego łóżka, a na nim siedziały dwie osoby. A raczej to jedna osoba siedziała, a druga leżała rozłożona na całej jej długości i miała głowę na kolanach tego co siedział.
Natychmiast ich rozpoznałam. Ten śpiący to mój ojciec, który był jeszcze w mundurze wojskowy, a siedzący blondyn, który notabene właśnie trzymał mnie za rękę i to jego łzy kapały mi na dłoń, był Julkiem.
Wyglądał strasznie, miał poczochrane włosy i całą czerwoną twarz od płaczu. Głaskał mnie po dłoni i pociągał cicho nosem. Wyglądał jak nieszczęśliwe dziecko. I nie miało znaczenia, że był starszy ode mnie o dwadzieścia lat.
Ten widok złapał mnie za serce tak bardzo, że poczułam uścisk w piersi. Poczułam również wyrzuty sumienia na myśl, co musiał czuć, kiedy zrozumiał, że nie ma mnie w pokoju, w którym miałam spokojnie spać.
Wynagrodzę mu to, pomyślałam pewnie.
Delikatnie ścisnęłam jego dłonie, na co natychmiast uniósł głowę i spojrzał na mnie ogromnymi oczami. Zakrwawionymi i spuchniętymi oczami.
— Cześć Julek — szepnęłam zachrypniętym głosem, bojąc się jego reakcji.
Krzyknie? Rozpłacze się? Będzie zły?
— O Boże, moje dziecko! — wrzasnął wstając, przez co mój ojciec, który cały czas beztrosko spał na kolanach blondyna, spadł jak długi na podłogę.
Ten krzyk był jak gong, zmrużyłam nawet oczy przez ból głowy, ale nie dałam rady mu tego powiedzieć. Takiej radości nie wiedziałam u niego od bardzo dawna.
Rzucił się na mnie, mocno mnie ściskając i zaczął całować mnie po głowie. Dopiero wtedy zrozumiałam, że mam na głowie bandaż.
Mój ojciec jęknął z podłogi, ale blondyn miał to całkowicie gdzieś. Oto uroki prawdziwej przyjaźni na rzecz miłości ojcowskiej. Bo inaczej nie dało się wytłumaczyć oddania Julka w stosunku do mnie. Zwłaszcza po tym jak stracił syna. Zostałam mu tylko ja.
— Śmierdzisz Julek — sapnęłam, przez to że mocno mnie ściskał.
Pachniał potem i mocną kawą.
— Ciężko by nie śmierdział. — Na krawędzi łóżka pojawiała się głowa mojego ojca. Również miał cienie pod oczami i lekkie plamy czerwieni na nieogolonych policzkach. — Nie mył się kilka dni.
— Fuj — zachichotałam, stwierdzając że jego zapach w ogóle mi nie przeszkadza. Poczułam się bezpiecznie i błogo. Tutaj, przy Julku i tacie był mój dom.
Objęłam mocno drugiego ojca, powoli rozumiejąc co do mnie powiedział tata. Spałam parę dni. To było trochę niepokojące. Jeszcze do tego pomyśleć... Jak dokładnie znalazłam się w tym szpitalu? Jakoś nie miałam odwagi zapytać teraz o to moich bliskich.
Julek wlazł mi do łóżka, by niemal mnie miażdżyć w uścisku. Trzymał mnie tak, jakby już nigdy nie chciał mnie puścić i wystawić na jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
Mogłam się tylko domyśleć, co musi czuć po tym wszystkim.
Zerknęłam na ojca. Byłam jego kopią, te same ciemne włosy, oczy i śniada cera. Wyglądał na zmartwionego, mimo że się uśmiechał delikatnie. Wiedziałem, że on w przeciwieństwie do Julka wszystko trzyma w sobie. To było złe, nie tylko ja tak myślałam. Jego psycholog również.
Miał szarą, zmęczoną twarz i kilkudniowy zarost. Zawsze golił się gładko, a to że miał na sobie mundur, tylko świadczyło o tym, że przyleciał tu prosto z Afganistanu.
Poklepał mnie po kolanie, gdyż przez Julka nie mógł mnie nawet pogłaskać po głowie. Wzruszyłam się.
— Przep... — zaczęłam, ale zaraz zostało mi przerwane.
Julek podniósł się gwałtownie i spojrzał na mnie wilkiem. Ostatnio miał taka minę, kiedy z Adamem wróciliśmy do domu pijani, a na następny dzień szliśmy do szkoły. Ale wtedy był jazgot i szlaban.
— Nawet nie zaczynaj — ostrzegł. — Mam już listę kar i szlabanów oraz groźby. Jak zaczniesz, to i ja zacznę.
Więc jednak nie przeprosiłam. Nie miałam odwagi tego powiedzieć, po tym jak mnie ostrzegł. Julek to łagodna klucha, ale jak się na coś wścieknie to klękajcie narody. Dlatego jeśli ktoś już miał nas karać, to mój ojciec. Wiecie... Z Afganistanu, czy innego kontynentu, na którym trwa wojna ciężko być surowym. To mój ojciec był tym pobłażliwym. Wiecznie go nie było i to Julek się nami opiekował, dlatego jego podejście taty do problemów wychowawczych było lekkie.
Mimo pełnoletniości i samodzielności, nadal drżałam przed złością Julka.
Mój ojciec uśmiechnął się patrząc na nas i odetchnął głęboko. Brzmiało to tak, jakby wszystkie negatywne emocje z niego uleciały.
— Cześć tato — przywitałam się z nim słabo, wzruszona że widzę go od niemal kilkumiesięcznej rozłąki. Ostatnio zjechał na pogrzeb i żałobę po Adamie. Jednak znów musiał jechać, by ogarnąć najazd talibów na jedną z jednostek. W końcu to on był generałem.
Pamiętam rozpacz Julka, kiedy tata wyjeżdżał. Jego syn odszedł i teraz wyjeżdżał na niebezpieczną misję. Wiedziałam, że mają kontakt niemalże cogodzinny, ale w ciągu tej godziny w takim miejscu może się wiele stać. Rozumiałam strach Julka o tatę, ale nie byłam tak wrażliwa jak on. Ja urodziłam się z świadomością, że ojciec jest na wojnie, on nie mógł tego przeżyć.
Uniosłam dłoń w stronę rodzica i wtedy to dostrzegłam. Cała moja ręka była w bandażach. Byłam zaskoczona, gdyż w ogóle mnie nie bolała.
Tata i Julek zrobili dość niemrawą minę, ale zostałam delikatnie złapana za zabandażowaną rękę.
— Jak się czujesz? — zapytał mnie ojciec, delikatnie gładząc moją dłoń. Miał takie duże i usłane bliznami dłonie. Były takie charakterystyczne dla niego.
— Prawie nic mnie nie boli — powiedziałam szczerze.
Taka była prawda. Czułam się nawet winna z tego powodu. Nic mi nie było, a oni na pewno odchodzili od zmysłów.
Oczywiście obaj wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami, a mnie to jak zawsze irytowało. To nic, że z Adamem robiłam identycznie.
— Policja będzie chciała z tobą porozmawiać.
Oczywiście, pomyślałam. Zostanę zwolniona jak nic. Trzeba wymyślić dobrą i realną wersję wydarzeń.
— Hm... Zapewne — mruknęłam niepocieszona. Ciekawe ile będą mnie trzepać i kto? Mam nadzieję, że nie Oliwer... Ten to jest dopiero sadystą.
— I dziadek — dodał mój ojciec, a mi od razu ode chciało się żyć. Już wole Oliwera.
— Wole gadać z szefem mafii pruszkowskiej — mruknęłam pod nosem, a Julek mimo dotychczasowej napiętej miny, uśmiechnął się delikatnie.
On też nie lubił mojego dziadka. Może dlatego, że dziadek nie może go zdzierżyć. Twierdził, że Julek nie powinien się mną opiekować i gdyby nie interwencja blondyna, wylądowałabym w elitarnej szkole z internatem o rygorze gorszym niż w wojsku.
— Cóż — zaczął tata powoli, nie dając po sobie poznać, że go to rozbawiło. — Chcesz czy nie, sam tu przyjdzie i rozpocznie wojnę. Przeniósł cię ze szpitala w Gdańsku prywatnym odrzutowcem aż tu, do Warszawy. Na pewno będzie chciał wyjaśnień.
— My też — dodał Julek.
— Ale najpierw odpocznij. Najważniejsze, że jesteś cała.
Uśmiechnęłam się do nich niemrawo. Wiedziałam, że dziadek się wtrącił. Ale pytanie dlaczego wylądowałam w Gdańsku? Czy to tam wampir miał swoją kryjówkę i dusze wysłały mnie do najbliższego szpitala w okolicy? A może było jeszcze inaczej?
— Gdzie mnie znaleziono? — zapytałam nieśmiało.
Obawiałam się odpowiedzi, a jeszcze bardziej reakcji Julka. Dlatego z dwojga złego skupiłam się na tacie.
— Wleciałaś przez okno do szpitala.
Zamrugałam zaskoczona, pamiętam ból, uderzenie o podłogę, ale dźwięku wybicia okna? Albo szkło raniące moją skórę? Nic z tych rzeczy.
— Och.. — sapnęłam, nie dając rady zareagować jakoś lepiej.
— Na drugim piętrze — dopowiedział Julek z goryczą.
Tym razem musiałam na niego spojrzeć. Miał pytanie w oczach, ale również wściekłą minę. To nie było normalne. Zdecydowanie nie. Jak ja się z tego wytłumaczę?
— Ojej — podsumowałam wybitnie błyskotliwie.
Oczywiście nie mogłam im tego wytłumaczyć, bo nawet nie wiedziałam jak. Prawdy im nie powiem, bo po pierwsze nie byłam jej pewna, po drugie była zbyt nieprawdopodobna.
Dlatego nic im nie wyjaśniłam, a oni na to przystanęli, ciesząc się, że w ogóle żyję.
Oparłam się o ciepłego Julka, dając się objąć po drugiej stronie tacie. Na pewno byłam osaczona przez męskie ramiona, ale w końcu poczułam się bezpieczna.
Potrzebowałam odpoczynku i spokoju po tym wszystkim.
— Muszę do toalet — powiedziałam w końcu.
To Julek zareagował pierwszy, uniósł się i wskazał na nocnik.
— Mowy nie ma! — krzyknęłam oburzona, na co mój ojciec zarechotał. — Mogę się nawet czołgać, ale nie załatwię się w tym!
Oczywiście musiałam zrobić dramę. Ostatecznie postawiła na swoim i poszłam do łazienki. A raczej zostałam odprowadzona, bo mimo że miałam siły by dojść do pomieszczenia na końcu korytarza, to Julek nie chciał mnie puścić samej.
Trzymał mnie mocno za rękę i tylko moim refleksem zamykania drzwi na klucz dałam radę powstrzymać go od wejścia za mną do łazienki.
Musiałam się dostać do Instytut, choćby tylko na dwie minuty, by wszystko im opowiedzieć i pomóc w zlokalizowaniu tych dwóch przestępców.
Niejednokrotnie korzystałam z drzwi łazienki, zwłaszcza że tutaj w łazience było wejście do pryszniców i osobne do łazienki. Stałam w przedsionku z lustrem i umywalką, intensywnie wołając w myślach Jana by mnie wpuścił.
Jednak z przerażeniem odkryłam, że to nie działa. Otwierałam i zamykałam drzwi na przemian do pryszniców i do toalety.
— Jan? — syknęłam głucho, ale ten nie chciał mi jakkolwiek odpowiedzieć.
Poczułam zimne przerażenie. Wiedziałam, że to nie jego złośliwe żarty. Tu było coś poważniejszego.
Zachwiałam się z wrażenia, podtrzymując się umywalki.
Nie mogę dostać się do Instytutu. Jan nie chce mnie wpuścić.
Spojrzałam w lustru, widząc swoją bladą twarz. Ale to nie tylko to zobaczyłam w odbiciu. W lustrze zobaczyłam czarną postać. Natychmiast ją rozpoznałam. Czarną smugą był demon, który jest zamknięty wewnątrz mnie.
— Kochanie? — usłyszałam za drzwiami zmartwionego Julka. — Wszystko dobrze?
— Rozpoczyna się nasza gra — powiedział zniekształconym głosem i uśmiechnął się do mnie nienaturalnie szeroko.
Chwyciłam się mocniej umywalki.
— Alicjo Ginewro Ewangelia, otwieraj natychmiast drzwi!
Co się właśnie, do diabła, rozpoczęło?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top