Żołnierz
Zatrzymaliśmy się pod bramą wjazdową do jakiegoś starego obozu czy coś.
- To tutaj? – zapytał Steve.
- Plik powstał w tym miejscu – odpowiedział.
- Tak jak ja – odpowiedział blondyn.
**
Znaleźliśmy tajną windę w tajnej bazie, super. Miejsce tak w ogóle okazało się starą miejscówką T.A.R.C.Z.Y. Światło pozwoliło nam ujrzeć pomieszczenie wypełnione starymi komputerami.
- Plik nie mógł powstać tutaj to starocia – powiedziała Nat.
Rozejrzałam się wokół, faktycznie to za stary sprzęt aby zrobić na nich cokolwiek. Czarna Wdowa włożyła pendriva do portu, przez co wszystko się uruchomiło. Czyli jednak to działa. Na ekranie pokazała się jakby czyjaś twarz z dziwacznym akcentem wymienił nasze imiona i roczniki.
- To chyba nagranie nie? – zapytała ruda.
- Wypraszam sobie, może nie jestem kim byłem kiedy Kapitan wziął mnie do niewoli w 45 jednakże jestem – odpowiedział komputerowy głos. Na małym ekranie zaraz obok pojawiło się zdjęcie okropnie szpetnego gościa.
- Znasz tego typa? – zapytała Romanoff.
- Arnim Zola, niemiecki naukowiec pracował dla czerwonej czaski nie żyje od lat – zaczął blondyn obchodząc maszynę.
- Po pierwsze jestem szwajcarem, po drugie rozejrzyj się nigdy nie byłem dalszy od śmierci...
Zaczął mówić dalej o sobie i zaczął wyjaśniać nam o co tu chodzi. Zaczął mówić o Hydrze z tym że rozwijała się w samym środku T.A.R.C.Z.Y. Że cele którego utrudniały dalszy rozwój trzeba było likwidować jak na przykład ojciec Stark'a niby zginął przez przypadek. Na ekranie przez moment było widać Zimowego Żołnierza a zaraz za nim mnie, ale oni tego jednak nie zauważyli, na moje szczęście.
Kapitan w przypływie agresji uderzył w monitor rozbijając go przy tym. Zola pojawił się na tym mniejszym.
- Gadaj co jest na dysku!
- Projekt wizja wymaga wizji, napisałem więc algorytm.
- Do czego służy? – odezwałam się po raz pierwszy jak tylko tu przyjechaliśmy.
- Nie zdołamy zgłębić już tego tematu z uwagi na fakt że za chwilę nastąpi wasz zgon – drzwi od windy zaczęły się zamykać. Steve rzucił tarczę w ich stronę, lecz nie zdąrzył.
- Leci na nas pocisk, średniego zasięgu, góra pół minuty – powiedziała ze strachem Nat. Spojrzałam na Steve'wa, nasze spojrzenia skrzyżowały się, w jego spojrzeniu zauważyłam ogromną troskę przebijającą strach.
Kapitan szybko otworzył kraty w podłodze, wszyscy troje wskoczyliśmy tak równocześnie z wybuchem. Steve zasłonił nas tarczą. Cały gruz zaczął spadać nam na głowy. I co my teraz zrobimy? Damy radę to przeżyć? Rogers przyjmuje na siebie wszystko co leci. Nie pozwolę mu znowu nadstawiać karku w ratowaniu nas. Zmieniłam się w potężnego goryla. Owinęłam ich wielkimi ramionami i skuliłam się najbardziej jak tylko mogłam tak aby wszystko leciało na mnie a jak najmniej na nich.
- Co ty wyprawiasz?! – krzyknął Steve próbując się jakoś wyrwać. Mężczyzna spojrzał w głąb moich oczu. Ich błękitny kolor w jakimś stopniu zniwelował ból jaki ogarnął moje ciało. Po chwili ogarnęła mnie ciemność.
**
Ocknęłam się w innym miejscu. Miękka i pachnąca pościel wywołała u mnie lekki uśmiech, zaciągnęłam się zapachem lawendy, po czym dźwignęła się na rękach, jednak nie dało to zbyt wiele ponieważ moje jeszcze słabe ręce odmówiły i posłuszeństwa i znowu upadłam na twarzy. Rany na plechach zaczęły się goić, jeszcze trochę i po krzyku. Dopiero niedawno Nick odkrył że moje ciało potrafi leczyć się szybciej niż u zwykłego człowieka, nie jest to szybkie tempo ale na pewno lepsze niż zwyczajne, w jakiś sposób je aktywował.
- Nie wiesz jak mnie wystraszyłaś – powiedział poważnie Steve. Zaśmiałam się krótko i mimo braku sił przeniosłam się do pozycji siedzącej. – Powinnaś jeszcze leżeć.
- Zaraz będzie dobrze – machnęłam ręką.
- Nie rób tego więcej, proszę – powiedział siadając naprzeciwko mnie.
- Nie zawsze ty musisz ratować innych – odpowiedziałam kręcąc głową.
- Czuję się odpowiedzialny za ciebie – szepnął uśmiechając się delikatnie.
- Steve nie jestem dzieckiem, dam sobie radę przecież wiesz...
**
Podczas gdy ja jeszcze byłam nieprzytomna Steve, Nat i czarnoskóry mężczyzna u którego się ukryliśmy o imieniu Sam wymyślili plan działania. Nie mam w nim roli, ponieważ Kapitan nadal uważa że nie jestem jeszcze w pełni sprawna, co jest już bzdurą. Wyleczyłam już do końca rany i mogę już walczyć, no ale spróbuj przegadać Steve'a.
**
Usiadłam sobie na ziemie i zaciekaniem przyglądam się rozwojowi sytuacji jak ma tutaj miejsce. Przed chwilą Natasha zrzuciła pracownika T.A.R.C.Z.Y z budynki, zaraz po tym przyleciał Sam w super odrzutowych skrzydłach.
- Ten algorytm to program wybierający cele wewnętrzne... - powiedział szybko dysząc. Jak groźba śmierci może zmusić człowieka to mówienia, to takie proste.
- Na przykład? – warknął Steve, aby lepiej słyszeć co mówi ten łysol, podniosłam się i podeszłam do blondyna.
- Ty, reportaż w Kairze, wice sekretarz obrony, wzrokowa uczennica, Bruce Banner, Stephen Strange, każdy kto może zagrozić Hydrze dziś lub w przyszłości – krzyczał już trochę spokojnym głosem.
- W przyszłości? Jak to ustala? – zadał kolejne pytanie.
- Jak wszystko 21 wiek to cyfrowa księga Zola nauczył Hydre z niej czytać – wstał na równe nogi – Wyciągi z kont, recepty, ankiety wyborcze, e-maile, telefony, głupie oceny w szkole, algorytm ocenia przeszłość obywateli i przyszłość.
- I co dalej?
- Pierce mnie zabije...
- Co dalej!
- Wtedy działa z satelity skreślają ludzi z listy, parę milionów na raz...
**
Jadąc ulicami słuchałam co mówią, mało co się odzywam, tak czy inaczej nikt mnie nie słucha i nie biorą na poważnie tego co mówię, ale jestem już do tego przyzwyczajona. Łysol spojrzał się na mnie z zaciekawieniem w tym samym czasie gdy reszta zaczęła obmyślać plan działania.
- Co? – warknęłam mierząc go groźnym spojrzeniem.
- Nagrodzili by mnie sowicie gdybym cię do nich przyprowadził – uśmiechnął się szeroko mierząc mnie chytrym spojrzeniem.
- Kto...
Coś wskoczyło na dach naszego samochodu wybiło szybę w drzwiach i wyrzuciło przez nie Sitwell'a. Przez ułamek sekundy zauważyłam metalowe ramię. O nie...
Odsunęłam się na bok gdy zaczął strzelać, Nat wskoczyła na kolana Steve, ten jednak szybko zareagował chwycił za Dźwinie, a samochód stanął zrzucając przy tym nieprzyjaciela z dachu pojazdu. Przetoczył się po jezdni, wbił metalowe palce w asfalt dzięki czemu zatrzymał się. Wyprostował się, na jego twarzy jak zwykle znajduj się maska i gogle. Czarna Wdowa wyciągnęła pistolet w tym samym czasie kiedy uderzył w nas opancerzony pojazd. Zaczął spychać nas prosto na Zimowego Żołnierza, dzięki czemu wskoczył na dach naszego pojazdu, Sam zaczął hamować i spróbował skręcić gdzie kol wiek, Nat za to próbuje dosięgnąć pistoletu który przez uderzenie upuściła. Metalowa ręka wybiła przednią szybę i wyrwała kierownicę.
- O rzesz ty... - krzyknął Sam spoglądając na Steve'a, ze wzrokiem czy aby na pewno mu się to nie wydawało. Czarna Wdowa zaczęła strzelać w dach samochodu, napastnik był zmuszony przez to przeskoczyć na opancerzony wóz jadący tuż za nami. Przez brak kierownicy pojazd zaczął obijać się o inne.
- Zabierz ich stąd! – krzyknęłam do Rogers'a.
Kapitan bez zbędnych pytań złapał Nat i Sam'a i 'wyważył' drzwi od swojej strony. Nie zdążyłam jednak wyskoczyć przez otwarte okno. Samochód zaczął koziołkować, a ja razem z nim. Po kilku sekundach gdy w końcu zatrzymał się na dachu, cała obolała wyczołgałam się z maszyny. Nie było to miłe doświadczenie.
- Hope!
- Nic mi nie jest! – odkrzyknęłam podnosząc się. Gdy spojrzałam w stronę kapitana zauważyłam małą rakietę lecącą w jego stronę. Blondyn bez namysłu odepchnął rudowłosą i zasłonił się tarczą. Pocisk zrzucił go z mostu na którym się znajdujemy.
- Steve! – krzyknęłam biegnąc w stronę krawędzi. Wyjrzałam przez nią aby ujrzeć przewrócony autobus, z zamiarem wyskoczenia chciałam wskoczyłam na murek, lecz niestety byłam zmuszona odwrócić się gdyż agenci Hydry zaczęli do nas strzelać. Skryłam się za wrakiem naszego auta. Wyjrzałam aby sprawdzić sytuację, kula śmignęła tuż przed moim nosem. Napastnicy z Zimowym Żołnierzem na czele zaczęli do nas strzelać, lecz bardziej skupili się na Czarnej Wdowie i Sam'ie. Zauważyłam ja Nat skacze z mostu wystrzeliwując wcześniej linkę, poszłam w jej ślady. Zmieniłam się kruka i z sfrunęłam na dół. Poleciałam od razu w stronę autobusu w poszukiwaniu Steve'a. Przybrałam znowu ludzką postać. Natasha zmaga się z Zimowym Żołnierze, powinnam jej pomóc ale wpierw muszę znaleźć Rogers'a. Znalazłam go nieprzytomnego przewróconym autobusie.
- Steve! Steve! – krzyknęłam potrząsając nim. Zamrugał kilka razy, po czym spojrzał na mnie.
- Hope? Nic ci nie jest? – zapytał podnosząc się, pomogłam mu oczywiście.
- Mi nie ale Nat zaraz może – powiedziałam podtrzymując go. Mój wyczulony słuch usłyszał jak coś ląduje na dachach samochodów niedaleko. Ktoś zaczął strzelać z cięższej broni w autobus. Razem z Kapitanem rzuciliśmy się do biegu, unikając kul. Blondyn wyskoczył z maszyny akurat na swoją tarczę, którą bez wahania chwycił i zasłonił się nią. Tarcza zaczęła obijać pociski które zmieniły kierunek lotu i zamiast w nas leciały w agentów zabijając ich przy tym. Rogers zaczął biec w kierunku mężczyzny który ma tą cięższą broń. Po chwili jednak leżał na ziemi pokonany. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu tej jednej osoby. Zauważyłam go walczącego z Nat, jednym ruchem zrzucił ją ze swoich pleców, ta w zamian rzuciła niewielki krążek który przywarł do metalowej ręki napastnika i poraził go prądem. Czarna Wdowa wykorzystała chwilę i zaczęła uciekać krzycząc do cywilów aby uciekali, po chwili złapała się za ramię i upadła. Pobiegłam w jej stronę, zmieniłam się w tygrysa i zasłoniłam ją własny ciałem. Agent Hydry wskoczył na dach samochodu tuż za nami. Wdrapałam się na maskę rycząc w jego stronę. Na ratunek przybył Steve, mężczyzna jednak spostrzegł go w ostatniej chwili i zamachnął się metalową ręką, lecz Kapitan zasłonił się tarczą, przy zetknięciu się dwóch metali wydobył się specyficzny dźwięk. Nim Rogers zdołał coś zrobić Żołnierz kopnął go przez co odleciał do tyłu. Zaczęli walczyć. Zmieniłam się w człowieka i przykucnęłam przy Nat, zabrałam jej dłoń z rany postrzałowej aby zobaczyć jej stan.
- Cholera... - przeklęłam pod nosem.
- Idź mu pomóż dam sobie radę – powiedziała lekko dysząc.
- Nie mogę cię tak z tym zostawić – powiedziałam uciskając ranę.
- Dam radę! Idź! – krzyknęła odpychając moją dłoń. Wyprostowałam się, spojrzałam na nią ostatni raz po czym z powrotem zmieniłam się w tygrysa i pobiegłam w kierunku Steve'a. W czasie w którym mężczyzna zaczął dusić Kapitana wkroczyłam. Rzucił nim w samochód w tym samym czasie kiedy ja rzuciłam się na niego. Chwycił mnie metalową dłonią za kark, lecz ja szybko zmieniłam się w mysz i zeskoczyłam na ziemię, zdezorientowany odwrócił się w moją stronę, spojrzał w dół, podniósł nogę w zamiarze zgniecenia mnie. Zmieniłam się w goryla i stanęłam naprzeciw jego. Zszokowany zaczął mnie bić gołymi rękoma, jednym ruchem ręki odepchnęłam go tak że wylądowała na ziemi. Niepewnie zmieniłam się w człowieka i podeszłam do niego.
- James – powiedziałam cicho, ten spojrzałam na mnie zdziwiony – James to ja Hope poznajesz mnie?
Wstał na równe nogi uważnie mi się przyglądając. Płomień nadziei zapalił się gdzieś w moim sercu. Poznał mnie?
- Hope! – krzyknął Kapitan. Spojrzałam na biegnącego w naszą stronę blondyna. Poczułam ostry ból w brzuchu, zaraz po nim zostałam odepchnięta. Mężczyźni znowu zaczęli walczyć. Zimowy Żołnierz wyciągnął sztylet a Steve wyciągnął z furgonetki swoją tarczę. Podniosłam się trzymając się z brzuch który miał przed chwilą styczność z metalową pięścią agenta Hydry.
- James przestań! – krzyknęłam, brunet spojrzał na mnie przelotnie – James błagam! To nie jesteś ty!
Brunet stanął patrząc na mnie, Rogers wykorzystał moment chwycił go za podbródek i przerzucił go przez ramię. Agent bez najmniejszego problemu przeturlał się po ziemi i wyprostował się. W między czasie z jego twarzy spadła maska. Odwrócił się twarzą do nas. Steve jakby znieruchomiał patrząc się ogromnymi oczami na mężczyznę.
- Bucky? – zapytał.
- Kim do diabła jest Bucky? – odpowiedział pytaniem marszcząc brwi. Wycelował w stronę Kapitana pistolet, lecz na ratunek przybył Sam ze swoimi mechanicznymi skrzydłami i odepchnął Zimowego Żołnierza. Gdy po ponownym przeturlaniu się wstał na równe nogi z lekkim zmieszaniem wycelował ponownie pistolet w stronę Steve'a i tym razem przybyła pomoc ale w formie Nat która wystrzeliła rakietę. Samochód obok bruneta wybuchł. Z daleka można już usłyszeć syreny policyjne. Podeszłam do Kapitana, spojrzałam na niego. Wzrok wbił w ziemię intensywnie myśląc.
- Steve... - szepnęłam kładąc rękę na jego ramieniu.
Coś oplotło moją szyję i mocno się na niej zacisnęło. Automatycznie moja ręka powędrowało w to miejsce. Opuszkami palców przejechałam po materiale który ma dodatki metalu i kabelków.
O nie...
Chwyciłam mocno za materiał i spróbowałam go zerwać lecz skończyło się tak jak zawsze. Duża moc prądu elektrycznego poraziło każdą część mojego ciała. Z krzykiem upadłam na ziemię, ciągle próbując zerwać obrożę. Obok mnie pojawił się Rumlow z pilotem w dłoni.
- Fajne urządzenie – zaśmiał się wciskając przycisk zwiększający moc. Zamknęłam oczy powstrzymując się od krzyku, ponieważ do tylko dałoby większą satysfakcję temu, nie powiem komu. Ból ustał, lecz brak siły zostało. Agenci niegdyś T.A.R.C.Z.Y teraz Hydry zakuli mnie w kajdany i założyli mi mój stary kaganiec.
- Opuść broń. Nie tutaj! – krzyknął Rumlow zakładając kajdanki Kapitanowi. Przez porażenie dużą ilością woltów przez przynajmniej godzinę nie będę do końca świadoma co się dzieję, nie będę mogła sama stanąć na nogi. To jest chyba moja jedyna słabość – fizyczna. Zapakowali nas wszystkich do auta. Dla większego bezpieczeństwa moją obrożę podpięli do łańcucha przymocowanego do ściany pojazdu. Hydra nadal sądzi że nie panuje nad sobą?
***
Jadąc samochodem na początku nikt się nie odzywał. Wbiłam wzrok w ziemię. Czuję się już o wiele lepiej, ta regeneracja naprawdę jest świetna. Starał się stłumić nawyk który zaszczepiła we mnie Hydra, czyli chęć mordu. Nikt nie wie jaką mam teraz ochotę zedrzeć te kajdany, obroże, kaganiec i rozszarpać wszystkich agentów Hydry, za to co znowu mi zrobili, za to co zrobili moim przyjaciołom, za to co zrobili James'owi. Nie poznał mnie, przedtem zawsze po usuwaniu pamięci mnie jako jedyną pamiętał.
- To był on, patrzył na mnie ale mnie nie poznawał – powiedział Kapitan, nie odrywając wzroku od podłogi. Spojrzałam w jego stronę. Kątem oka na mnie zerknął lecz szybko wrócił do poprzedniego punktu. Poczułam ukłucie w sercu. Jest na mnie zły? Ale czemu? W ogóle skąd on zna James'a? I czemu powiedział do niego Bucky? Zacisnęłam szczękę. Czemu zawsze robie wszystko źle?
- Zginął 70 lat temu jak to możliwe? – zapytał Sam.
- Zola – odpowiedział Steve nie patrząc na niego – Bucky'ego schwytano i podano eksperymentom, dlatego przetrwał upadek, widać go znaleźli – uniósł głowę. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o ścianę. Jak kto żył 70 lat temu? Jakie eksperymenty? Jaki upadek?
- To nie twoja wina – powiedział Natasha pół przytomnie.
- Bucky dawał mi oparcie.
- Potrzebny nam lekarz, jeśli nie powstrzymamy krwawienia ona umrze – wtrącił Sam, spojrzałam na ochroniarza. Nie ma się co łudzić nie pomoże nam, oni tylko liczą aż w końcu zdechniemy. I nie myliłam się jeden gościu machnął elektryczną pałką tuż przed Wilson'em. Na widok iskier moje wszystkie mięśnie napięły się. Niespodziewanie agent poraził prądem drugiego ochroniarza, po czym ogłuszył go. Ale o co chodzi? On a raczej ona zdjęła Chełm, a naszym oczom ukazała się agentka Maria Hill.
- W tym się nie da myśleć – powiedziała poprawiając włosy. Spojrzała podejrzliwie na Sam'a – Co to za jeden?
- Nie teraz czas na wyjaśnianie uwolnij nas – powiedział szybko Steve. Maria uwolniła wszystkich, po czym podeszła do mnie i zdjęła mi kaganiec z twarzy, zaraz po tym uwolniła moje nadgarstki od ściśle spiętych kajdanek, jej ręka już wędrowała do mojej obroży, gdy ja zerwałam się na nogi, lecz niestety łańcuch przywiązany do mojej ozdoby na szyi sprowadził mnie znowu na siedzenie.
- Nie ruszaj – powiedziałam drżącym głosem – Z każdą próba jej zdjęcia porazi mnie duża mocą prądu, poza tym Rumlow ma pilota i dostanie powiadomienie że do takiej próby doszło, musicie uciekać beze mnie – powiedział całkowicie poważnie. Nikt nie może jej zdjąć bez tego cholernego pilota.
- Nie ma mowy nie zostawimy cię – powiedział Steve, spojrzałam na niego. Spojrzał na mnie tak jak zawsze z troską.
- Może uda mi się ją rozbroić – powiedziała Hill. Obejrzała dokładnie kable, zastanowiła się chwilę po czym wyjęła nóż za pasa i z lekko drżącymi rękoma przecięła jeden z kabelków. Nic się nie stało, zero prądu. Odetchnęłam z ulgą i pozbyłam się tego dziadostwa.
-----
Jeśli ci się spodobało zostaw komentarz <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top