Zwycięstwo


     Po długich poszukiwaniach, znaleźliśmy jakąś jaskinie, w której skryliśmy się przed burzą piaskową. Usiadłam na głazie i zaczęłam tępo gapić się w ścianę. Thor i Jane weszli bardziej w głąb. Potrzebuję teraz trochę samotności. I tak nie wydostaniemy się z tej planety, no bo jak? Utknęliśmy tu. Nie będę mogła się zemścić na Malekith'e, czego w tym momencie pragnę najbardziej. Znowu odzywa się w mnie bestia którą stworzyła Hydra i pierwszy raz w życiu chcę się nią stać. Chcę go zabić, chcę zrobić to z ogromną satysfakcja. Patrzeć jak umiera w męczarniach. Schowałam twarz w dłonie. Dlaczego do zawsze ja muszę mieć pecha? Dlaczego to zawsze mnie spotyka takie nieszczęście? Tracę wszystkie bliskie mi osoby.

- Hope chodź szybko! – krzyknęła Jane. Wstałam i ruszyłam w ich stronę. Foster rozmawia przez telefon? Ale w jaki sposób? Zaczęła iść w głąb jaskini, zrobiliśmy to samo. Nagle przeszliśmy przez niewidzialną barierę i znaleźliśmy się znowu na ziemi, tuż przed starą fabryką. To było dziwne.

**

    Weszliśmy do mieszkania Foster i od razu zaczęła się na nas drzeć Darcy. Nie słuchając nikogo skierowałam się w stronę łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz. Oparłam się rękoma o umywalkę i spuściłam głowę. Zacisnęłam mocno powieki. Ujrzałam obraz uśmiechającego się do mnie Lokiego. Ile ja bym dała aby on tu teraz ze mną był, aby był cały i zdrowy. Uniosłam głowę, i spojrzałam w lustro. Brudna twarz, podrapana i mokra od łez które ciągle mam w oczach. Spojrzałam z nienawiścią na swoje odbicie. Gdybym w porę zareagowała to by żył! Dlaczego jestem taka głupia! Dlaczego jestem taka słaba! Kolor tęczówek pod wpływem mojej złości zmienił barwę na żółtą. Zamachnęłam się i zbiłam jednym uderzeniem lustro. Stłumiłam okrzyk i upadłam na kolana. Muszę go pomścić... 

Nigdy nie wierzyłam w miłość ja to tam mówią, od pierwszego wejrzenia. Mimo to że Loki był zły, coś poczułam. W pewnym stopniu przypominał mi mnie. 

**

Udaliśmy się wszyscy do Greenwich, gdzie podobno ma się wszystko zacząć. Razem z Thor'em czekaliśmy na przybycie mrocznych elfów.

- Ty i Loki... - zaczął spoglądając na mnie niepewnie.

- Co? – zapytałam unosząc brwi.

- Coś między wami...

- Nie czas na takie rozmowy – warknęłam odchodząc od niego o kilka kroków.

     Po chwili statek Malekith'a pojawił się, ludzie zaczęli uciekać w popłochu. Z maszyny wyszedł przywódca elfów. Zmieniłam się w orła i poleciałam w jego stronę. W tym samym czasie ja i Gromowładny wylądowaliśmy kilka metrów od niego.

- Niepotrzebnie się fatygowaliście – burknął – Śmierć i tak by was dopadła.

- Oj śmierć dopadnie ale ciebie! – warknęłam zaciskając pięści. Spojrzał na mnie z zaciekawieniem.

- Z moim Eter'em byłabyś niezwyciężona! Rozważałem opcję aby część zostawić w twoim ciele i tak słuchałabyś moich rozkazów! Miałbym u boku bestię – powiedział ciężkim głosem.

- Nigdy.

      Elf zaczął jakby strzelać do nas z Eter'u. Mi jakoś udawało się go omijać zmieniając co chwila swoją postać. Malekith skupił się na synu Odyn'a dzięki czemu mogłam zajść go od tyłu. Ubiegł mnie jednak Thor, rzucił w niego młotem przez co odleciał bardzo daleko. Zaczęłam więc walczyć z jego żołnierzami. Jeden po drugim zaczęli padać. Z ogromnym szczęściem patrzyłam jak giną. Mimo to że nauczyłam się panować nad zwierzętami w tym momencie zaczęłam tracić kontrolę. W jednej sekundzie zalazłam się na zupełnie innej ulicy z dala od pola walki. Zmarszczyłam brwi, zmieniłam się w wilka i zaczęłam szukać poprzedniego miejsca. Co chwilę obok mnie pojawiały się elfy, lecz szybko sobie z nimi radziłam. Teleportowałam się ponownie. Tym razem pojawiłam się obok Jane i Erik'a, po chwili przybiegł też Thor. W powietrzu unosi się ogromna chmura Eter'u.

- Mam go pokonać tym? – zapytał Thor wskazując na dziwne urządzenia.

- Za daleko – odpowiedział.

- Nie mamy się jak tak dostać – dodała Jane.

- Dajcie to – powiedziałam. Wszyscy spojrzeli na mnie jak na coś niezwykłego.

- Nie ja to zrobię – odpowiedział Gromowładny, zabrał od Erika urządzenia i pobiegł w kierunku chmury.

     Po upływie kilku sekund czerwona chmura zniknęła a razem z nią Malekith. Razem z Jane pobiegłyśmy sprawdzić co się stało. Na trawniku leży nieprzytomny Thor. Statek zaczął spadać jego stronę. Foster bez namysłu pobiegła do blondyna. Próbowałam ją zatrzymać. Próbowała odciągnąć mężczyznę, podbiegłam do niej i zaczęłam jej pomagać. To na nic jest zbyt ciężki. Statek nagle zniknął. Odetchnęłam z ulgą. Wstałam odeszłam kilka kroków i przysiadłam na schodkach. Jane przytuliła się do blondyna który zaczął odzyskiwać świadomość. Przynajmniej ona będzie szczęśliwa...

***

- Naprawdę musisz wracać? Nie możesz zostać? – zapytała Jane uśmiechając się smutno.

- Przykro mi, za dużo czasu tu spędziła. Poza tym znowu zaczęłam tracić kontrolę muszę się ulotnić aby nikomu nie zrobić krzywdy – odpowiedziałam zatrzymując się przed bramkami na lotnisku. Foster rozłożyła ręce do uścisku co bardzo chętnie zrobiłam.

- Pozdrów Thora jak wróci.

- O ile wróci.

- Będę tęsknić – powiedziałam patrząc na kobietę.

- Ja też.

**

Jestem już w Ameryce. Podróż przebiegła spokojnie. Zabrałam swoją walizkę i skierowałam się do wyjścia. Pewna postać przykuła moją uwagę. Wysoki umięśniony blondyn trzymający kartkę z napisem:

Hope Reynolds

Uśmiechnęłam się na ten widok. Podeszłam do niego i mocno przytuliłam.

- Co ty tu robisz? – zapytałam odrywając się od niego.

- Nick dał mi cynk że przylatujesz i tak sobie pomyślałem że nie będziesz miała gdzie mieszkać więc...

- Steve jesteś cudowny.



_____________

Spokojnie będą dalsze części xdd

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top