Impreza
Po szybkim prysznicu, wyszłam z kabiny oplotłam się ręcznikiem i stanęłam przed lustrem. Spojrzałam na swoje odbicie, a właściwie na swoje żółte oczy. Od spotkania z Jamesem ciągle są żółte, zupełnie tak, jak kiedy byłam przetrzymywana przez Hydrę. Zamknęłam na chwile oczy, skoncentrowałam się na swoich naturalnych oczach, po czym otworzyłam je, lecz nic się nie zmieniło. Powtórzyłam czynność, znowu nic, poddenerwowana wykonałam to jeszcze raz, znowu ten sam efekt. Wściekła z krzykiem uderzyłam pięścią z całej siły w lustro, które roztrzaskało się na małe kawałeczki. Niektóre z nich powbijały mi się w ręce i niektóre nawet w twarz. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam płakać, upadłam na kolana, raniąc je przy tym, podwinęłam nogi do klatki piersiowej i oplotłam je rękoma. Próbuje być twarda, naprawdę próbuje stawić czoła swojej przeszłości. Nawet, jeśli mi się to udaje to i tak nie na długo, zawsze musi coś się stać, co mi o tym przypomni. Tak bardzo chciałabym mieć normalne życie, normalne dzieciństwo. Czasem przeklinam swoje zdolności, gdyby nie one byłoby zupełnie inaczej, nie musiałam bym przechodzić przez tak wiele, w moim życiu nie byłoby tyle cierpienia, ja nie zadała bym tyle bólu innym. Cicho łkając, ciągle siedziałam w łazience na odłamkach szkła.
- Hope!
Usłyszałam krzyk z mojego pokoju, podniosłam głowę w górę. To Steve, no tak pewnie Jarvis dał mu znać, że z mojego pokoju wydobył się krzyk.
- Gdzie jesteś?!
Nie chce żeby oglądał mnie w takim stanie, więc siedziałam cicho. Myślałam, że zrozumie że chce z nim rozmawiać i sobie pójdzie, ale gdy drzwi od łazienki wyleciały z zawiasów wiedziała że nie zrozumiał. Spojrzałam zapłakana na Kapitana, zaraz za nim stoi Tony, oboje wpatrzeni we mnie z lekkim przerażeniem.
- Hope, co się stało? – Zapytał kucając obok mnie – Masz szkło wbite w twarz!
- Jarvis każ przyjść Doktor Cho do pokoju Hope – Powiedział Stark, po czym podszedł do mnie.
- Przepraszam – szepnęłam spuszczając głowę.
Zawsze muszę być w centrum uwagi, zawsze musi mi się coś stać, zawsze inni muszą się martwić o mnie, przysparzam im tylko kłopoty niż w jakiś stopniu pomagać. Na dodatek użalam się nad sobą, teraz to dość często w sumie.
- Za co ty przepraszasz? – Zapytał Rogers.
- Za to że ciągle musicie się mną zajmować – Odparłam.
**
Kolejne dni spędziłam na treningach, nie mogę się zaniedbywać, Tony nawet stworzył dla mnie specjalny tor przeszkód, abym udoskonalała swoje przemiany w jak najszybszym i najlepszym tępię. Nie powiem, ale ten tor jest naprawdę ciężki, ale faktycznie poprawiłam się. Zawsze miałam mało czasu na analizę otoczenia i ocenie sytuacji. Teraz podczas tych treningów to się poprawiło, podczas jakiegoś ataku szybko analizuje, w jakie zwierzę najlepiej się przemienić i jaki ruch wykonać. Dziś ma się odbyć ta cała impreza, mam okazję na odstresowanie. Nie ubrałam się jakoś super czy coś, założyłam w sumie to, co zwykle zakładam, czarna bluzka, czarne spodnie i buty na delikatnym grubym obcasie.
Przyszło dość sporo osób, jestem typem samotnika i obecność tak dużej grupy ludzi źle na mnie wpływa, cóż chciałam się chociaż upić, ale zapomniałam, że mój metabolizm jest szybszy niż u normalnej osoby, po 10 drinku i 5 szklance whisky, straciłam wiarę, że kiedykolwiek mi się to uda. Siedząc gdzieś w kącie przypatrywałam się innym.
**
Z upływem czasu ludzi robiło się coraz mniej, zdarzyło mi się porozmawiać z kilkoma osobami, lecz inni unikali mnie szerokim łukiem, pewnie przez te oczy. Miałam załatwić sobie soczewki, ale jakoś tak nie mam czasu i ciągle o tym zapominam.
Na sam koniec została tylko nasza drużyna, usiedliśmy sobie przy stoliku i miło spędzaliśmy czas razem, śmiejąc się i wygłupiając. Zaczął się temat o młocie Thora, Clint myśli, że to jest jakaś sztuczka, każdy z rozbawieniem patrzył jak próbuje go unieść, lecz ten ani drgnie i tak o to w ten sposób zaczęły się jakby 'zawody' w unoszeniu młota. Następnym ochotnikiem był Tony, rzucając żartami również spróbował i nic. Po chwili wrócił z rękawicom Irona Mana, ponownie spróbował i znowu nic się nie stało, dołączył do niego Rhodes ze swoją rękawicom, na marne. Każdy był rozbawiony całą tą sytuacją, nie powiem ja też się nieźle uśmiałam. O dziwo Bruce również dołączył do zabawy. Następny jest Steve, mężczyzna podszedł do młota, podwinął rękawy, chwycił za trzonek i pociągnął, moje oczy dostrzegły lekkie uniesienie, ale minimalne przy dalszej próbie już nie drgnął. Spojrzałam na Thora jego przerażona mina świadczyła o wszystkim.
- To może koleżanka? – Zapytał Clint patrząc na Nat.
- O nie, nie, nie i tak nie zmieści się do torebki – Zaśmiała się upijając łyk piwa.
- No to może ty Hope? – Zapytał Barton.
Spojrzałam na każdego z lekkim szokiem.
- Ja? Ta, która ma tu najbrudniejszą duszę? Nie ma nawet sensu – Zaśmiałam się pasując. To by nigdy nie przeszło, nigdy.
- Nie obraź się wasza wysokość, ale to jakiś kant – Powiedział Tony.
- Albo jesteś do dupy – Dodał Clinton klepiąc Starka po piersi.
- Psze pana a on się brzydko wyraża – Powiedziała Maria patrząc na Kapitana i wskazując na Bartona. Steve westchnął w niedowierzaniu.
- Wszystkim musiałeś wygadać? – Spojrzał wymownie na Iron Mana. Wszyscy zaczęli się śmiać.
Dzisiejszy wieczór nawet zaliczam do udanych, miło spędziłam czas w tym gronie. Gdy chciałam upić kolejny łyk piwa, po pomieszczeniu rozniósł się przeraźliwy wysoki dźwięk jakby sprzężenia. Wypuściłam butelkę z ręki, aby zatkać swoje uszy. Mam o wiele bardziej wyczulony słuch niż normalny człowiek, a to bardzo zabolało. Szkło rozbiło się tuż obok moich butów. Gdy dźwięk ustał, wyjęłam palce z uszu, zauważyłam na nich krew. Super jeszcze tego mi brakowało.
- Hope w porządku? – Zapytał Banner podchodząc do mnie – Twoje uszy.
- To nic, zaraz się zregeneruje –Machnęłam rękom, czasami się zdarza. Nat dała mi chusteczkę, abym wytarła krew.
Usłyszałam dźwięk jakby stąpania metalu o podłogę. Wszyscy się odwrócili, ujrzeliśmy jednego ze zniszczonych robotów Starka. Coś mi tu nie gra.
------------
No i jest xd Nudny, krótki, w sumie nie ma co czytać ;/ ale i tak możecie napisać w komentarzu co sądzicie xd
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top