Ciemność


    Siedząc w niewielkiej kawiarni rozmyślałam o wszystkim i o niczym. Od pewnego czasu moje życie jest takie jak sobie wymarzyłam – spokojne. Mieszkam chwilowo w Londynie, przygarnęła mnie przyjaciółka Erik'a Selvig'a – Jane Foster 'dziewczyna' Thor'a. Fajna osoba lecz po tym co wywnioskowałam z jej opowieści po tym jak Gromowładny został zesłany na Ziemię ona się nim zajęła z czasem zaczęli coś do siebie czuć, potem jakiś atak trudno było to zrozumieć gdy cały czas szlochała, Thor wrócił na Asgard i miał wrócić do niej ale tego nie zrobił, a potem zobaczyła go w Nowym Jorku. Całymi dniami siedzi w domu, ale ja nie. Korzystam z tej wolności, wychodzę na imprezy, ciągle spaceruje, czytam książki, oglądam filmy wszystko aby umilić sobie czas wolny. Wiem że prędzej czy później będę musiała wrócić do Nowego Jorku, do T.A.R.C.Z.Y. Teraz mam takie jakby wakacje. Popijając kawę przyglądałam się ludziom na ulicy, większość zabiegana.

- Ym, hej czy mógłbym się dosiąść? – zapytał męski głos. Odwróciłam głowę w lewą stronę. Ujrzałam wysokiego chłopaka mniej więcej w moim wieku. Brunet o czekoladowych oczach z szerokim uśmiechem. Zarumieniłam się lekko.

- Jasne – odpowiedziałam zdejmując moją czarną skórzaną kurtkę z krzesła obok.

- Jestem Jason – wyciągnął rękę w moją stronę, chwyciłam ją i lekko uścisnęłam.

- Hope.

- Co taka śliczna dziewczyna robi tu sama? –zapytał przysuwając się bliżej. W filmach które jak dotąd obejrzałam każdy facet zaczynał tak podryw. Jakby nie mogli wymyślić czegoś nowego. Kiedy miałam odpowiedzieć mój telefon zawibrował. Chwyciłam go i odblokowałam.

Musimy się spotkać" – Jane Foster.

Westchnęłam głośno. Schowałam telefon do kieszeni kurtko po czym ją założyłam.

- Co? Już idziesz? – zapytał Jason wstając razem ze mną.

- Wybacz muszę coś załatwić – wzruszyłam ramionami.

- No chyba możesz to zastawić – odpowiedział. Zmarszczyłam brwi na jego odpowiedź. Co?

- Ta muszę już lecieć – powiedziałam dziwnie się na niego patrząc i robiąc powoli kroki w stronę drzwi, lecz ten złapał mnie za ramię.

- Ty chyba nie zrozumiałaś, masz ogromne szczęście że osoba taka jak ja się tobą zainteresowała więc korzystaj z tego – szarpnął mnie za ramię z powrotem do stolika. Co z nim jest nie tak? Za wysokie ma o sobie mniemanie. 

Posłałam mu wrogie spojrzenie po czym bez ostrzeżenia przywaliłam mu z pięści w twarz.

- Wybacz nie jesteś w moim typie lalusi – powiedziałam na odchodne.

      Stanęłam pod opuszczona fabryką. Tu mam się spotkać z Jane. Nie wiem czemu wybrała akurat to miejsce, ale skoro wyszła już w domu to będę szczęśliwa spotykając się z nią nawet tu czy w innym obskurnym miejscu. Po paru minutach przede mną zatrzymał się czerwony samochód. Wyszła z niego Jane razem ze swoją stażystką Darcy Lewis i jakimś chłopakiem którego widzę pierwszy raz na oczy. Dziewczyna zaczęła coś mamrotać a Foster podeszła do mnie.

- W końcu wyszłaś z domu – zaśmiałam się, ta posłała mi ostrzegające spojrzenie na co wzruszyłam ramionami. – Co jest?

- Mój sprzęt zaczął wariować i chyba coś znaleźliśmy ale jeszcze tego nie wiem – odpowiedziała pokazując mi coś w rodzaju wielkiego telefonu. Nie znam się na tym ale pomogę.

We czwórkę ruszyliśmy naprzód w stronę fabryki.

      Będą w środku zaczęliśmy uważnie oglądać pomieszczenie. Tuż za nami w popłochu odleciało gołębie przez co wszyscy się przestraszyliśmy a ja dodatkowo syknęłam jak kot, znaczy głosem kota ale w ludzkiej postaci. Jane i jej stażystka wiedzą jakie mam zdolności.

- Jesteśmy amerykanami! – krzyknęła Darcy podnosząc ręce w górę.

- I dla tego mają nas lubić? – zapytała Jane patrząc w miejsce gdzie przed chwilą przemknął jakiś cień.

      Uważnie obserwując to miejsce zrobiłam krok w przód zmieniając kolor oczu na żółty gotowa w razie czego do ataku. Za rogu wyszła trójka dzieci. Westchnęłam ponownie zmieniając kolor oczu na swój normalny.

- To dzieci – szepnęła Jane. Na przód wyszła niewielka czarnowłosa dziewczyna we wzorzystej kurtce.

- Jesteście policjantami? – warknęła podchodząc bliżej.

- Lepiej uważaj – odgryzłam się.

- Nie jesteśmy naukowcami przynajmniej ja – wtrąciła Foster spoglądając na nas.

- Właśnie to znaleźliśmy – powiedziała już spokojnej dziewczynka.

- Pokażecie nam? – zapytała z lekkim uśmiechem Jane.

      Dzieciaki zaprowadziły nas do wielkiej hali gdzie stoi jakaś ciężarówka czy coś. Czarnoskóry chłopiec wyszedł na przeciw nas, podszedł do pojazdu jedną ręką uniósł go w powietrze po czym zostawił ją tam i odszedł kilka kroków w tył. Maszyna zaczęła lewitować i obracać się wokół własne osi. Wytrzeszczyłam oczy w niedowierzaniu, choć widziałam w życiu wiele dziwnym rzeczy to i tak mnie ogromnie zaskoczyło. Spojrzałam na Jane, wpatrywała się w tą scenę z otwartą buzią w ogromnym szoku.

- To nie jest normalne – powiedziała po chwili Darcy.

      W następnej chwili dzieciaki zaczęły prowadzić nas po schodach na górę. No jestem ciekawa co jeszcze mnie tu zaskoczy. Drugi chłopiec pobiegł i jedno piętro wyżej. Wziął do ręki butelkę z piciem po czym wyrzucił ją za barierkę, wszyscy z zaciekawieniem patrzyli na spadający przedmiot, po chwili nagle znikną. Zmarszczyłam brwi. O co chodzi? Co się z nią stało?

- Gdzie butelka? – zapytała Foster spoglądając na dziewczynkę. Ta spojrzała w górę. Kilka sekund później butelka ponownie się pojawiła zaczęła spadać i znowu zniknęła i ponownie się pojawiła. Czarnoskóry chłopiec złapał ją i spojrzał z uśmiechem na Jane. Jak to możliwe?

- To niewiarygodne! – krzyknęła uśmiechnięta kobieta. Odwróciła się, kucnęła, chwyciła starą puszkę i wyrzuciła ją za barierki, ta zniknęła wszyscy spojrzeliśmy w górę z oczekiwaniem jej nagłego pojawienia się ale to się nie stało. – Co się stało?

- Czasem wracają a czasem nie – odparła dziewczynka.

Jane chwyciła to dziwne urządzenie przypominające telefon w tym czasie gdy Darcy coś mamrotała.

Spojrzała na wyświetlacz.

- Takie odczyty widziałam tylko...

- W nowym Meksyku? – zapytała Lewis, kobieta spojrzała na nią w przysięgam że w jej oczach zaświeciły się jakieś iskierki. Chyba wiem o co chodzi, a raczej o kogo. Astrofizyk spojrzała jeszcze kilka razy na urządzenie i swoją towarzyszkę, po czym rzuciła się do biegu krzycząc 'Niczego nie dotykajcie!'. Spojrzałam na jej stażystkę i pobiegłam za nią chcąc sprawdzić co się dokładnie dzieje.

     Pobiegłyśmy za wyższe piętro, kobieta spojrzała na dzieci i jej stażystkę którzy śmiejąc się rzucali wszystko co popadnie. Nagle zaczął wiać wiatr i to dość mocno. Urządzenie zaczęło pikać, Jane uśmiechnęła się i zaczęła iść dalej, poszłam w jej śladu.

- Jane co jest? – zapytałam ale ona nie udzieliła mi odpowiedzi.

       Doszłyśmy do jakiegoś korytarza. Foster skręciła w prawo, co również i ja uczyniłam. Szłyśmy powolnym krokiem w stronę jakiś drzwi. Z każdym metrem urządzenie zaczynało szybciej pikać. Obie się zatrzymałyśmy. Co jest nie tak. Moje zwierzęce instynkty nigdy mnie nie zawodzą. Wiatr zaczął jeszcze mocniej wiać nam w plecy.

- Jane to chyba nie wróży...

      Nie udało mi się dokończyć, ponieważ obie zaczęłyśmy jakby sunąc w stronę tych drzwi. Co jest? Nie udało mi się za nic załapać, gdy miałyśmy uderzyć w ścianę zamknęłam oczy, ale nie poczułam nic. Powili rozchyliłam powieki. Znalazłyśmy się w jakimś dziwnym miejscy. Chwyciłam Foster za Kurtkę i pociągnęłam ją w tył tak aby nie spadła w urwiska.

- Darcy! – krzyknęła ale odpowiedź nie nastąpiło, rozniosło się tylko echo.

- Gdzie my jesteśmy? – zapytałam rozglądając się.

- Nie mam pojęcia – odpowiedziała.

       Odwróciłam się i spostrzegłam że za nami stoi jakiś ogromny głaz? Można tak to nazwać? Z jego szczeliny świeci się coś czerwonego. Zaczęłam iść w kierunku tego czegoś. Jane poszła w moje ślady. Zajrzałam tam, w środku lewituje coś czego nie mam jak nazwać. Z zaciekawieniem przyglądałam się temu, gdy nagle to coś chwyciło mnie za rękę i zaczęło jakby wciągać. Podbiegła do mnie Foster aby pomóc mi uwolnić się ale w rezultacie i to ją chwyciło. Poczułam okropne pieczenie pod skórą, spostrzegłam że ta dziwna rzecz wchłonęła się we mnie i Jane. Kobieta zaczęła drapać ręce jakby to miało w czymś pomóc, a po chwili zemdlała.

- Jane! – podbiegłam do niej i zaczęłam ją szturchać.

       Wzrok zaczął mi się rozmazywać, słyszałam bicie własnego serca. Co się ze mną dzieję? Co to było i dlaczego nas zaatakowało? Moją czaszkę przeszył niemiłosierny ból, przez co z mojego gardła wydobył się przeraźliwy krzyk.

Wypuść mnie.

Usłyszałam głos w głowie przesycony jadem.

Wypuść mnie.

Kolejny tym razem władczy.

Wypuść mnie.

       W ciągu sekundy w mojej głowie rozbrzmiało ze 100 różnych głosów na raz ciągle powtarzającym Wypuść mnie. Złapałam się za głowę próbując zniwelować jakoś ból, ale to na nic ona stawał się coraz silniejszy co przyczyniło się do tego że również straciłam przytomność.


_____________________

Komentujcie! 

Wybaczcie za błędy :)

https://www.wattpad.com/415505387-unexpected-prolog <----- zapraszam was o tutaj :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top