Bliźnięta


Stawanie w obronie innych jest dobre, nawet jeśli stracimy przez to życie. Każdy nazywa potem tą osobę bohaterem, lecz ja nie czuje się jak bohaterka. Avengersi dużo mnie nauczyli, dzięki nim wiem co to znaczy mieć rodzinę która zawsze stanie w twojej obroni, próbowałam zrobić to samo i wydaje mi się, że dzięki temu Doktor Cho nic się nie stało. Zauważyłam, że odkąd nie jestem już niewolnikiem Hydry od razu rzucę się w obronę drugiego człowieka, jest to najpewniej spowodowane tym że w jakimś stopniu chce odpokutować za to co robiłam w przeszłości, choć zdaje sobie sprawę że to nic nie da. Nie wierzę w Boga, gdyby ktoś tak miłosierny istniał to na pewno nie pozwoliłby mi cierpieć i robić takich okrucieństw. Tyle razy jako mała dziewczyna łkałam skulona i zakrwawiona w kącie wołając Boga o pomoc, lecz ona nigdy nie nadeszła, z czasem przestałam to robić. Po prostu się do tego przyzwyczaiłam z wiekiem nie reagowałam tak na czyjąś śmierć, zabijałam bez mrugnięcia okiem, stałam się tym, czym chciała Hydra, mordercą zabijającym swoje ofiary z zimną krwią.

Teraz mam inne życie, teraz jestem szczęśliwa, mam ludzi na których mi zależy, których za wszelką cenę chce bronić. Gdzieś tam jest James, którego muszę uratować i sprawić aby on również wiódł takie życie jak ja. Moim marzeniem teraz jest tylko odnalezienie go, sprawienie aby sobie przypomniał jaki był kiedyś, aby sobie przypomniał mnie. Mogę nawet z nim zamieszkać daleko stąd, gdzieś gdzie zwykli ludzie nie będą mieć dostępu i wieść normalne spokojne życie, ciesząc się nami.

Nie mogę teraz umrzeć, po prostu nie mogę, muszę być silna, dla niego, dla Avengers. Muszę żyć! Muszę im pomóc! Otwierając szeroko oczy i nabierając głęboko powietrza przeniosłam się do pozycji siedzącej, ciężko dysząc rozejrzałam się po pomieszczeniu, jestem w Sali szpitalnej mieszczącej się w wieżowcu Avengers. Dotknęłam delikatnie dłonią swoich pleców, aby sprawdzić ranę, lecz jej tam najzwyczajniej w świecie nie było, no i świetnie. Odgarnęłam kołdrę i w jakiejś dziwnej sukience szpitalnej pobiegłam prosto do swojego pokoju, szybko chwyciłam jakieś cichu i przebrałam się. Sznurując swoje buty do mojego pokoju wparował Steve razem z Tonym. Cali zdyszani podeszli do mnie patrząc na moją osobę z szokiem.

- Czyś ty do końca oszalała?! – pierwszy wydarł się Stark.

- Ale o co wam chodzi? – zapytałam wstając z łóżka.

- Zachowałaś się skrajnie nieodpowiedzialnie młoda damo – mówił dalej. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.

- Nie przesadzajcie, już nic mi nie jest, moje rany się wyleczyły a ja czuje się znakomicie – powiedział zapewniając ich że jestem gotowa do dalszego działania.

- Wybij to sobie z głowy, powinnaś odpoczywać – wtrącił Rogers.

- Wiecie że i tak tego nie zrobię – spojrzałam na nich wymownie, oni mnie za dobrze znają, wiedzą że i tak znajdę sposób na to aby wziąć udział w misji. Mężczyźni zrezygnowali z dalszej konwersacji i po prostu wyszli z pokoju, zadowolona z siebie poszłam za nimi.

**

W skrócie podczas lotu odrzutowcem dowiedziałam się co się stało i co mamy robić. Ultron ukradł berło, czyli nie pomogłam w żaden sposób, no super. Lecieliśmy do Afryki, mamy odnaleźć jednego handlarza. Nasz transport wylądował nieopodal wielkich statków stojących na wysuszonym zbiorniku wodnym. Przegrupowaliśmy się, oczywiście i Tony i Steve chcieli mnie mieć przy sobie, więc musiałam iść z nimi, Thor również był w naszej grupie, weszliśmy do środka, niemalże od razu rzucił nam się w oczy Ultron, który właśnie odciął rękę temu handlarzowi i wykopał go na schody.

- Działa mi to na nerwy, Stark to jest zaraza! – krzyknął zaciskając metalowe pięści.

- Hah młody – zaczął Tony lądując swoją zbroją tuż przed nami – Ranisz tatusiowi serce.

Maszyna odwróciła się w naszym kierunku, zaraz za nim stoją bliźniaki które spotkaliśmy gdy odbijaliśmy berło Lokiego, czyli teraz współpracują z nimi? Jestem ciekawa dlaczego i co im takiego nagadał.

- Mówię co myślę – odpowiedział Ultron robiąc dwa kroki w przód.

- Może nie pyskuj ojcu – dodał Thor ściskając młot w dłoni gotów do walki.

- To duże z młotkiem to matka? – zapytała w żarcie maszyna.

- I po co się odzywałeś? – Tony również podłapał ten żart, nie mam pojęcia jak on to robi, zawsze w sytuacjach zagrożenia życiem on i tak żartuje, jego poczucie humoru go chyba nigdy  nie opuści.

- Ah te żarciki panie Stark – zaczął chłopak idąc w naszą stronę.

Zmierzyłam jego sylwetkę, jest dobrze umięśniony do tego bardzo szybki z nim mogą być problemy, ale na pewno nie gorsze jak z jego siostrą

- Fajnie co? Tak swojsko – kontynuował – Jak za dawnych lat – kończąc swoją wypowiedź spojrzał na rakiety znajdujące się pod nami.

- W życiu tym nie handlowałem – odpowiedział natychmiast Tony.

- Wy możecie jeszcze zniknąć – wtrącił się Steve kierując tą wiadomość do bliźniąt, ja jak na razie stoję z tyłu i nie odzywam się, lepiej żebym tego nie robiła.

- I znikniemy – odpowiedział dziewczyna, marszcząc brwi i kiwając lekko głową.

- Wiem co przeżyliście – mówił dalej Kapitan podchodząc bliżej, lecz przerwał mu Ultron który wydał z siebie dźwięk jakby chciał wymiotować.

- Kapitan Ameryka, świętobliwy druh drużynowy, anioł stróż.

Kontynuowali dalej swoją rozmowę, lecz na moment wyłączyłam się i zaczęłam dokładnie rozglądać się po pomieszczeniu, dobrym miejscem walki to to nie będzie. Poczułam mrowienie wzdłuż kręgosłupa, co oznacz że napastnik jest blisko, rozejrzałam się dokładnie skąd może nadejść, spojrzała w górę aby ujrzeć nadlatujące roboty

- Uwaga! – krzyknęłam w tym samym czasie kiedy Ultron użył czegoś w rodzaju magnesu aby chwycić Starka.

Szybko przemieniłam się w nosorożca, aby nabić na swój róg robota który mnie zaatakował. Gdy już mi się to udało, przemieniłam się z powrotem w człowieka, złowieszcza maszyna używając dziwnych strumieni odrzuciła Iron Mana, lecz ten szybko wstał i poleciał w kierunku swojego wroga, ten uczynił to samo, ich walką toczyła się już w powietrzu, Thor rzucił robotem, zaś Kapitan został przez swojego przygwożdżony. Jedno z bliźniąt wykorzystując swoją prędkość odepchnęło Boga Piorunów. Chciałam pomóc Rogersowi lecz on dał sobie radę sam i zaczął szarżować na dziewczynę do telekinezy. Stwierdziłam że ja zajmę się jej bratem, gdyż moje zwierzęce oczy mogą w jakimś stopniu go zauważyć, więc pobiegłam za nim. Niespodziewanie na mojej drodze stanęli mężczyźni z bronią i zaczęli do mnie strzelać, no tak jeszcze ich mi tu brakowało, zmieniając się w tygrysa rzuciłam się na jednego z nich, potem na kolejnego i tak dalej, aż wszyscy moi wrogowie zostali zneutralizowani. Moje oczy dostrzegły ruch nieopodal mnie, skupiając wzrok na szybko przemieszczającej się smudze, skoczyłam w odpowiednim momencie, udało mi się trafić w chłopaka, przewalając go tym na ziemię. Jego głowa znajdowała się między moimi nogami, spojrzał to na mnie to na moje krocze.

- Może później – zaśmiał się, po czym chwycił za moje uda i rzucił mną.

Tak chcesz się bawić? Uwierz lub nie ale wiem co to dobra zabawa.


_______________________

Boże zabrałam się w sobie i napisałam to xd Przepraszam za tak długą nieobecność, postaram się w ferie napisać kilka rozdziałów w przód i dodawać je w miarę możliwości regularnie.


Jeśli w ogóle ktoś to jeszcze czyta to niech da mi znać w komentarzu XD


*Przepraszam za błędy*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top