Bitwa
Walka trwa już dobry czas. Nie chcąc zrobić krzywdy Nat i Clintowi przez przypadek, oddaliłam się od nich trochę, po tym jak rozszarpałam ostatniego obcego, dysząc spróbowałam się zmienić z powrotem w człowieka lecz wilcza forma którą akurat przybrałam nie pozwoliła mi na to. Spojrzałam w witrynę sklepową. Własne odbicie białego wilka jakby zadrwiło z mojej słabość.
Nie, nie po to uwolniłam się od Hydry, nie po to siedziałam 6 miesięcy w izolatce aby okiełznać te zwierzęta tak aby słuchały mnie a nie poleceń innych. Nie dam się teraz w szczególności nie teraz! Warknęłam na swoje odbicie, po czym zmieniłam się w człowieka. Odetchnęłam z ulgą i pobiegłam w poszukiwaniu reszty ekipy.
Gdy stanęłam obok Kapitana przyjechał Bruce, zebraliśmy się wszyscy.
- Wszystko dobrze?- szepnęła Czarna Wdowa, spojrzałam na nią.
- Tak, tak- odpowiedziałam lekko sarkastycznie. O mały włos nie straciłam całkowitej kontroli ale lepiej o tym nie wspominać.
- Przenoszę imprezę do was- usłyszałam głos Starka w słuchawce.
Z za budynku wyleciał Iron Man a zaraz a nim to jakże wielki i dziwne coś przypominające dżdżownice.
-Gdzie on tutaj widzi imprezę?- odpowiedziała Nat.
Banner spojrzał na nas a potem zaczął iść w kierunku obcego.
-Czekaj Bruce- zaczął Steve, mężczyzna odwrócił się do niego- Jak chcesz mogę coś zrobić abyś był zły.
Naukowiec zaśmiał się kręcąc głową.
- Zdradzę ci moja tajemnicę- uśmiechnął się – Ja zawsze jestem zły.
Zmienił się w Hulka, uderzył potwora w dajmy na to nos. Jego krzyk i obcego zmierzały się ze sobą. Tony strzelił z rakiety w odsłoniętą część ciała. Szybko odskoczyłam aby schronić się przy samochodzie przed odłamkami metalu.
Stanęliśmy w kółku otoczni przez Chitauri. Hulk krzyknął, Clint napiął cięciwę, Thor obrócił młot w dłoni, Natasha zmieniła magazynek w broni, Kapitan poprawił swoją tarczę, Iron Man naszykował rękawicę a ja zmieniłam kolor oczu za żółty i ryknęłam jak lew.
Z portalu wyleciało jeszcze więcej potworów.
- Rozkazuj Kapitanie- odezwał się Stark.
- Dobra to uwaga- zaczął- Dopóki portal jest otwarty wiążemy siły wroga. Barton na tamten dach! Miej na wszystko oko i informuj o ruchach oddziałów. Stark będziesz cerberem tych którzy spróbują opuścić miejsce odsyłasz do piekła lub do nas.
- Podrzucisz mnie?- zapytał Barton.
- Dobra- odpowiedział Tony podszedł do niego chwycił za kark i uniósł się w górę.
- Thor spróbuj zamknąć jakoś ten portal
Mi i Czarnej Wdowie kazał zostać na miejscu aby odciągać ich uwagę. Zmieniłam się w czarna panterę gotowa do ataku. W jednym momencie zaczęło się wszystko dziać, Hulk zaczął rozwalać Thor zaczął ściągać pioruny a my zaczęliśmy walczyć. I ponownie zmieniając co chwila swą formę unikając pocisków i zadając własne ciosy.
- Cała ta szarpanina nic nie da dopóki portal jest otwarty- powiedziała Nat opierając się o samochód, chwilowo brak w pobliżu Chitauri.
- Żadne działa go nie dosięgną- odpowiedział Rogers.
- Trzeba to inaczej załatwić.
- Na piechotę się tam nie dostaniesz- odpowiedział ponownie Steve. Na horyzoncie pojawili się kolejni obcy.
- Coś się znajdzie- powiedziała patrząc na latające maszyny
- Spotkamy się na miejscu- powiedziałam zmieniając się w orła i podrywając się do lotu.
Omijając zgrabnie pociski wystrzelone przez stworzenia skierowałam się na Stark Tower. Za dachu zauważyłam jakiegoś mężczyznę leżącego tuż przy maszynie wypuszczającej promienie otwierające portal. Zostałam trafiona w jedno ze skrzydeł, zaczęłam spadać. Wleciałam do salonu Starka, przeturlałam się po ziemi z głośnym jękiem. Spojrzałam na swoją prawą rękę, ramię mam jakby poparzone. Podniosłam się i stanęłam na chwiejnych nogach i tym samym czasie na taras wpadł Loki, wstał rozwścieczony, znikąd pojawił się Hulk, rzucił się na Boga kłamstw wpadając z nim tym do salonu, w ostatniej chwili odskoczyłam abym i ja nie dostała.
- Dość tego! Wszyscy stoicie niżej ode mnie! Patrzysz na Boga szkaradny stworze! I nie godzę się aby pomiatał mną...
Nie dane mu było dokończyć gdyż Bruce chwycił go za nogę i zaczął uderzać o ziemię jak szmacianą lalką. Patrzyłam na to z ogromnym szokiem. Banner wbił go w ziemię, prychnął i powiedział coś w stylu 'Wielki mi Bóg' po czym wyskoczył z powrotem na ulice. Spojrzałam na Bożka z jego gardła wydobył się jęk pełen bólu. Nie wiedząc czemu podeszłam do niego trzymają się wciąż za bolące ramie.
- I do czego to cię doprowadziło?- zapytałam patrząc na mężczyznę on nie do końca wiedząc co się z nim przed chwilą stało, spojrzał na mnie z przerażeniem. Odwróciłam się od niego i zaczęłam iść w stronę schodów prowadzących na dach. Przy wejściu usłyszałam jeszcze ciche 'nie chciałem aby tobie coś się stało' lecz wywnioskowałam że tylko mi się wydawało gdyż Loki nawet nie drgnął.
Weszłam na dach gdzie była już Natasha razem z jakimś mężczyzną. Czarna Wdowa szybko wybiegła kierując się na dół, a po chwil wróciła trzymając włócznię Lokiego. Spojrzała na mnie i przystanęła.
- Jesteś ranna- stwierdziła patrząc na moje poparzone ramię.
- To nic- odpowiedziałam dysząc- Rób co masz robić.
Usiadłam na ziemie ściskając mocniej ramię. Ból jest podobny to tego który zadawali mi ludzie z Hydry.
- Tutaj w głowice!- krzyknął mężczyzna.
Nat zaczęła przebijać pole siłowe urządzenia otwierającego portal.
- Zaraz go zamknę!- krzyknęła- Czy ktoś mnie słyszy? Zaraz zamknę portal!- krzyknęła
- To już!- odpowiedział Kapitan w słuchawce.
- Nie czekaj leci na nas atomówka uderzy za niecałą minutę ale wiem co z nią zrobię- powiedział Stark.
Po chwili obok nas śmignął Iron Man trzymający rakietę. Leci z nią prosto do portalu, zniknął nam z oczu i chyba każdego tutaj ogarnęło uczucie ulgi że atomówka nie wybuchła. Patrzyłam z wyczekiwaniem na otwór, lecz Tonego ani śladu.
-Zamykaj- powiedział po chwili Kapitan.
- Nat nie!- sprzeciwiłam się ale kobieta wykonała polecenie i zamknęła go. Spojrzałam ponownie w niebo tuż przed całkowitym zniknięciem wyleciał z niego Iron Man, lecz bez oznak życia. Jednak Hulk uratował go przed zderzeniem z ziemia i po chwili miliarder odzyskał przytomność.
***
Wszyscy zebraliśmy się w central parku oddaliśmy Tesseract Thorowi. Loki zakuty w kajdany i mający na twarzy coś w rodzaju kagańca spojrzał na mnie łagodnym wzrokiem, westchnęłam głęboko podchodząc do Steve'a. Blondyn stanął przed Bogiem kłamstw z sześcianem umieszczonym w specjalnym pojemniku. Gromowładny wyciągnął w jego stronę uchwyt który z niechęcią chwycił, przed 'teleportowaniem się' ponownie na mnie spojrzał.
Nie obwiniam cię za to co się stało, jeszcze się spotkamy zobaczysz.
Usłyszałam jego głos w głowie, wytrzeszczyłam oczy a potem Bogowie zniknęli. Co to miało być? Jakim cudem ja go usłyszałam? Czy już wariuje?
- No więc co teraz ze sobą zrobisz?- zapytał Kapitan, potrząsnęłam głową odganiając od siebie myśli. Odwróciłam się w jego stronę.
- Jeszcze nie wiem ale muszę przetransportować Eric Selviga do Londynu i może tam zostanę na jakiś czas- odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- W takim razie trzymaj się i uważaj na siebie- powiedział rozkładają ramiona aby przytuliła się do niego, co z chęcią zrobiłam.
- Ty też na siebie uważaj- powiedziałam.
- Jak będziesz znowu w Nowym Jorku wpadnij do mnie.
- Z wielką chęcią.
__________________
Koniec? Jasne że nie! Będzie jeszcze dużo części :)
Jak się podoba?
Komentujcie!
A i dodałam nowe opowiadanie o wilkołakach więc jeśli ktoś chce przeczytać to zapraszam! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top