Asgard


W tym samym czasie w Asgardzie.

      Thor kroczył przez tęczowy most. Jego okrycie powiewało na wietrze. Podszedł do mężczyzny w złotej zbroi i hełmie tego samego koloru. Stał trzymając w ręce ogromny miecz umieszczony w specjalnym miejscu. Otworzył swe oczy ukazując pomarańczowe tęczówki.

- Spóźniłeś się – zagrzmiał jego głos obijając się echem o ściany pomieszczenia.

- Zabawa może być bardziej męcząca niż bitwa – odpowiedział spokojnie Thor.

- Widocznie coś robisz nie tak.

- Być może – odparł ze śmiechem.- Jak się mają gwiazdy?

- Nadal świecą, widzę 9 światów i 10 trylionów dusz- odparł spoglądając na blondyna. Uniósł miecz, a po chwili go znowu opuścił. Ściany zaczęły się ruszać – Pamiętasz co mówiłem o Koniunkcji?

- Tak, to zrównanie światów, zbliża się? – zapytał robiąc kilka kroków w przód. Podszedł do niego Haimdall.

- Ostatni raz zdarzyło się zanim objąłem wartę, nie wielu je czuje i niewielu widzi, może być niebezpieczne ale zaiste jest piękne. – uśmiechnął się lekko spoglądając na gwiazdy.

- Ja nic nie widzę – odpowiedział Thor.

- Widać szukasz innego piękna- rzekł strażnik. Na co po chwili oboje się zaśmiali.

- Co u niej? – zapytał też patrząc w gwiazdy.

- Śmiertelniczka jest mądra zaczęła badać koniunkcję razem z twoją przyjaciółką Hope choć jeszcze tego nie wiedzą, nawet teraz – zrobił kilka kroków uważnie obserwując galaktykę. – Nie widzę ich.

*** Hope ***

Przez moment unosiłam się w dziwnej przestrzeni, wokół mnie latała ta dziwna substancja. Poczułam się strasznie słabo. Gdzie ja w ogóle jestem? Znowu nastała ciemność.

Otworzyłam powoli oczy, zamrugałam kilka razy aby złapać ostrość.

- Hej wszystko w porządku? – zapytała mnie Jane. Przeniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na przyjaciółkę, siedzi tuż obok mnie. Ból głowy na szczęście ustał.

- Ym tak chyba tak a ty jak cię czujesz? – zapytałam przyglądając się jej i sprawdzając czy nie odniosił ran.

- Dziwnie ale jest dobrze – odpowiedział wstając, zrobiłam to samo – Co to w ogóle było?

- Nie mam pojęcia ale fajne to to nie było – odparłam. Ruszyłyśmy do wyjścia. Na zewnątrz ujrzałyśmy Policyjne samochody. Okej? Co tu się stało jak nas nie było?

- Jane! Hope! – podbiegła do nas Darcy wyraźnie zadowolona że nas widzi. – Gdzieście były?

- Wezwałaś policje? – zapytała Foster wskazując na radiowozu.

- A co miałam robić?- zaczęły się kłócić. Rozejrzałam się, wszędzie wokoło pada ale akurat nad nami nie. Spojrzałam w górę aby upewnić się czy stoimy pod jakimś dachem, ale nad nami jest zachmurzone niebo.

- Nie było was 5 godzin! – krzyknęła Lewis. Spojrzałam na nią zdziwiona. Aż tyle? Tyle byłyśmy nieprzytomne?

- Jane zobacz co się dzieje – powiedziałam szturchając ją w ramie. Zaczęła się rozglądać i zauważyła to samo co ja. Spojrzała w lewo i aż otworzyła usta w zdziwieniu. Miedzy kontenerami stoi Thor we własnej osobie, w tym samym stroju co zawsze z młotem w dłonie. Zszokowana kobieta zaczęła iść w jego stronę. Ja zostałam z Darcy w tym samym miejscu. Gdy Foster oddaliła się, zaczął padać na nas deszcz. Super. Zaczęłam przyglądać się im, i spodziewałam się jakiegoś wybuchu szczęścia nawet płaczu, ale ta najnormalniej w świecie podeszła do niego i wywaliła mu z liścia, a na co zaśmiałam. Po sekundzie dostał w drugi policzek. No no Jane, nie wiedziałam że taka jesteś.

      Moją czaszkę znowu przeszył ten okropny ból, syknęłam. Darcy podbiegła do Jane i Thora. Odeszła kilka kroków tak aby nikt tego nie zauważył, nie lubię być w centrum uwagi co mi słabo wychodzi.

Załapałam się mocno za głowę. Co się ze mną dzieje?

- Wszystko dobrze? – zapytał mnie jeden z policjantów, kiwnęłam szybko głową co tylko pogorszyło sprawę. Podbiegła do nas Foster i zaczęła o coś wypytywać. Zaczęli się w jakimś stopniu kłócić i gdy policjant chwycił Jane za rękę odrzuciło wszystkich w pobliży to tyłu, rozeszła się jakaś potężna czerwona fala która wybiła szyby w autach. Z krzykiem upadłam za ziemię. Ból w mojej głowie zwiększył się dwukrotne.

Wypuść mnie.

Znowu te głosy mówiące wszystkie na raz. Zaraz rozsadzi mi głowę. Zaczęłam zwijać się z bólu.

Wypuść mnie.

Poczułam jak moje tęczówki zmieniają kolor. Oddech uwiązł mi w gardle, zaczęłam się dusić.

Wypuść mnie.

- O Boże Hope! – usłyszałam stłumiony krzyk Jane.

        Wszystkie zwierzęta w jakie potrafię się zmieniać nagle zapragnęły wydostać się. Z mojego gardła wydobył się krzyk przemieszany z rykiem lwa, warknięciem wilka i odgłosami innych zwierząt.

- Muszę was stąd zabrać – oświadczył Thor. Obraz przed moimi oczami nagle zniknął.

      Ocknęłam się na ziemi w nieznanym mi miejscu. Ból głowy ustąpił. Zauważyłam trzy postacie które się nade mną pochylają. Thor, Jane i jakiś czarnoskóry mężczyzna z pomarańczowymi tęczówkami i w dziwacznym hełmie.

- Co się stało? Gdzie jesteśmy? – zapytałam powoli wstając.

- Dostałaś nagle jakiegoś ataku – odpowiedziała Jane skanując moją twarz. Spojrzałam na nowego przybysza.

- Witaj w Asgardzie – odpowiedział.

Zaraz, chwila że gdzie ja jestem? Asgard? Na serio? Wow to tu wychował się Thor i Loki. Zaczęłam rozglądać się. Wyszliśmy na taki tęczowy most a moim oczom ukazał się ogromy pałac oddalony od tego miejsca o może kilka kilometrów, wokół niego wioski. Tu jest pięknie.

***

       Thor zaprowadził nas do jak mniema pokoju medycznego. Położyli Jane i mnie na dziwnych stołach. 'Pielęgniarki' zaczęły chodzić wokół nas i sprawdzać co nam dolega. Kobieta zrobiła coś że przede mną pojawiły się kontury mojego ciała zrobione jakby z piasku, machnęłam ręką a one to powtórzyły. Dużo dziwnych rzeczy jak na jeden dzień. Jane coś mamrotała do Thora i kobiety która przy niej stała i robiła dokładnie to samo.

- To nie pochodzi z Ziemi – usłyszałam szept Thora. Odwróciłam głowę w jego stronę, stoi obok jednej z pielęgniarek.

- Tak duża moc je zabije – odpowiedział. Wytrzeszczyłam oczy. Że co ja przez to umrę? Ale ja nie chcę, dopiero co zyskałam nowe życie a teraz mam je tak szybko stracić?

- Dlaczego zignorowałeś moje słowa? – rozgrzmiał donośny męski głos. Ignorując to mówiła mi kobieta o tym abym się nie ruszała, wstałam na nogi. W progu pomieszczenia stoi straszy mężczyzna z siwą brodą i włosami. Ze złotą 'przepaską' na jednym oku. Tu wszyscy są dziwnie ubrani więc nie komentuje jego stroju.

- Są chore – odpowiedział Thor.

- I śmiertelne – rzekł starzec. Machnął ręką i to co coś nad Jane zniknęło. – Dlatego chorują.

- Możemy jej pomóc – ciągnął dalej blondyn. I zdałam sobie sprawę że teraz mówił tylko o Jane. Dzięki za troskę.

- Pasują do Asgardu jak koza do Sali biesiadnej – warknął obchodząc stół.

Foster podniosła się na łokciach.

- Za kogo ty się masz? – warknęła patrząc na starca.

- Jestem Odyn – wstrzymałam oddech. – Król Asgardu, obrońca 9 światów.

Foster coś odpowiedziała, do rozmowy wtrącił się Thor mówiąc co się wydarzyło, lecz Odyn to zlekceważył.

- Zabrać je z powrotem na Midgard! – krzyknął.

       Do Sali weszło 4 strażników. Odsunęłam się trochę dalej. Pierwszy chwycił Jane za ramię i stało się dokładnie do samo co przed fabryką. Po pomieszczeniu rozniosła się fala czerwieni. Co najwidoczniej na mnie ponownie wpłynęła, zgięłam się wpół czując znowu ten ból w czaszce. Jęknęłam upadając na kolana.

Wypuść mnie.

Znowu te kilkanaście głosów mówiących w mojej głowie.

Wypuść mnie.

Krzyknęłam czując że zraz rozsadzi mi głowę.

Po kilku sekundach ból minął. Thor podszedł do mnie i pomógł mi wstać. Dysząc oparłam się o stół.

- Chodźcie ze mną – zażądał Odyn.

       Wprowadził nas do dziwnej Sali i zaczął opowiadać o 9 światach, potem coś o mrocznych elfach. Wyjaśnił że to co w was siedzi właśnie one stworzyły, nazywa się Eter, jako jedyny jest płynny gdyż są podobne kamienie z mocą jak to. Wyszukuje nosicieli i wysysa z nich siły witalne. Czyli cały czas śmierć. Mówił coś dalej lecz ja się wyłączyłam. My naprawdę umrzemy? Przez takie głupie coś co sprawia mi większe cierpienie niż kary w Hydrze?

- Czy jest tu napisane jak to coś z nas wyciągnąć? – spojrzałam na Jane. Z iskrą nadziei spojrzałam na Wszechojca.

- Nie – odpowiedział – Nie jest – zamknął książkę.

I nadzieja prysła. Głupia ironia losu, mam na imię 'Nadzieja' a jednak jej dla mnie nie ma. A podobno miałam ją roznosić...

- Ale jest jeszcze coś, widzą że jedna z twoich towarzyszek nie jest zwykłą Midgardką – zaczął Odyn spoglądając na mnie – Masz w sobie pewną moc która daje siłę Eterowi, współgrają razem.

- Potrafię zmieniać się w zwierzęta – wzruszyłam ramionami.

- Tak więc gdy w twoim ciele Eter się rozwinie i połączy z twoim darem nie umrzesz lecz stracisz całkowitą kontrolę nad swoimi wcieleniami, staną się one niepokonane – powiedział po czym wyszedł z Sali.

      Nie umrę. Ale nie będę mieć wpływu na swoje przemiany, ponownie lecz to jest o wiele gorsze. Jak przedtem mogłam po jakimś czasie ogarnąć się i odzyskać władzę tak teraz tego nie będę mogła uczynić. To tak jakbym przestała istnieć, coś innego przejmie kontrolę nad moim ciałem. Nie będę miała wpływu na to czy kogoś zranię czy zabiję. Westchnęłam wbijając wzrok w ziemię.

- Ej spokojnie damy radę – powiedziała Jane głaszcząc mnie po ramieniu. Mimo to że nie ma dla mnie ratunku ani dla niej miło się zrobiło gdy wypowiedziała te słowa.

- Ym Thor – zaczęłam, blondyn spojrzał na mnie z wyczekiwanie – Mam głupią prośbę.

- Słucham?

- Chciałabym pogadać z Lokim, dasz radę to dla mnie zrobić? – mężczyzna spojrzał na mnie z niedowierzaniem, ale uśmiechnął się ciepło i kiwną głową.

  Ten ostatni raz.


_______________________________

I Co dalej? 

Komentuj a się dowiesz!  <3


https://www.wattpad.com/415505387-unexpected-prolog <------------- nadal zapraszam tutaj <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top