5. Jest tylko jedna taka osoba na świecie...

- Jak on mógł?! Pytam się: jak on mógł zrobić coś takiego, nawet mnie wcześniej o tym nie informując?! Byłam kuratorem tej kolekcji przez dziesięć lat! Dziesięć lat, rozumiesz?! A on po prostu oddał ją skautom!

Pepper powtarzała te pięć zdań w kółko już przez blisko godzinę, nakręcając się coraz bardziej. Cala złość wynikająca z dzisiejszych wydarzeń skumulowała się i teraz znalazła ujście, co naprawdę mnie nie dziwiło. W końcu to Pepper najpierw musiała tłumaczyć, czemu Tony spóźnił się dwie godziny na rozprawę, potem przez piętnaście minut razem ze mną próbowała go zmusić, by w końcu zwrócił uwagę na sędziego, wysłuchiwała rzucanych przez niego durnych tekstów, które były całkowicie nieadekwatne do sytuacji, a teraz jeszcze dowidziała się, że bez jej wiedzy sprzedał kolekcję sztuki współczesnej, którą praktycznie stworzyła.

Naprawdę, szanuję, że wybuchła dopiero teraz.

W tym momencie doszła do etapu, w którym wyładowywała swoją złość w prędkości, z jaką się poruszała, przez co ledwo za nią nadążałam, kiedy wręcz biegła w stronę wejścia do willi Tony'ego.

I parę godzin zabiegów uspokajających poszło się jebać.

- Pepper, myślę, że właśnie nadszedł czas przypomnieć sobie podstawy medytacji. Zatrzymaj się, rozluźnij ciało i skup się na powolnym wypuszczaniu powietrza. - poleciłam, łapiąc ją za ramię, żeby się zatrzymała, przez co spojrzała na mnie z oburzeniem. - Mówię poważnie. - dodałam.

- Nie mam teraz głowy, żeby skupiać się na wypuszczaniu powietrza, Jessica! On oddał...

- Tak, wiem co zrobił. - przerwałam jej szybko, widząc, jak znowu chce się rozkręcić. - Chcę ci tylko przypomnieć, że właśnie po to ćwiczyłyśmy medytację w samolocie. Jeżeli się nie uspokoisz, to zamiast wykrzyczeć mu w twarz co sądzisz o tego typu zachowaniach, będziesz próbowała złapać oddech po biegu do jego pracowni.

Potts patrzyła na mnie jeszcze przez chwilę, ale zaraz potem przymknęła oczy i posłusznie parę razy wypuściła powietrze z ust. Kiedy już to zrobiła, uśmiechnęła się do mnie lekko, wznawiając drogę do pracowni.

- Dziękuję. Już mi chyba lepiej.

- Masz większe szanse na wygranie z nim kłótni, jeżeli nie dasz się ponieść emocjom. Wiem, że to trudne - w przypadku Tony'ego nawet bardzo - ale musisz się chociaż postarać utrzymać nerwy na wodzy, jeżeli masz go przegadać. - odparłam, sama się dziwiąc, jak to mądrze zabrzmiało, po chwili jednak marszcząc brwi. - Chociaż nie do końca wiem, dlaczego ci to mówię, skoro jestem pewna, że jak zacznę z nim dyskutować, to sama się na niego wydrę i tyle będzie z trzymania nerwów na wodzy. - dodałam, na co obie się roześmiałyśmy.

- Zazwyczaj o wiele trudniej jest mnie zdenerwować. - wyznała Pepper, uśmiechając się krzywo. - Ale ostatnio... Już sama nie wiem w co wsadzić ręce. Cały czas tylko słyszę o chaosie w firmie, nowych problemach, rozprawach, skargach na Tony'ego, kolejnych rzeczach, które robi bez mojej wiedzy... - tu westchnęła ciężko, kręcąc głową. - Gdybym ciebie nie zatrudniła i musiała jeszcze wysłuchiwać jego zachcianek, to jestem pewna, że bym zwariowała.

- Całe szczęście, masz mnie. - zaśmiałam się, jako pierwsza schodząc po szklanych schodach prowadzących do pracowni. - To jak, przygotowana? Nerwy na wodzy? - dodałam rozbawionym głosem, chwytając za klamkę. Kiedy Potts uśmiechnęła się i potwierdziła, sprawnie wpisałam kod i otworzyłam drzwi.

- Żartujesz sobie ze mnie? Co ty sobie myślisz? - zapytała na wstępie Pepper, podchodząc do pulpitu, przy którym siedział Tony i zakładając ręce na piersi.

- Myślę, że jestem zajęty, a ciebie coś ewidentnie wkurzyło. - stwierdził Stark, wstając i odsuwając się od nas. - Masz katar? Może obydwie go macie? Nie chce być chory, lepiej nie podchodzicie za blisko...

Uniosłam brwi. Katar? Och, wspaniała wymówka.

Powiem mu to samo, kiedy będzie chciał, żebym do niego przyszła wieczorem.

- Oddałeś całą naszą kolekcję... - w momencie, w którym Pepper zaczęła swoją tyradę, chwilowo się wyłączyłam. Mój wzrok bezmyślnie krążył po pracowni, dopóki w oczy mi się nie rzuciła ubrudzona zielonym płynem ściana przy mikserze. Zmarszczyłam brwi i podeszłam nieco bliżej, w końcu zdecydowawszy się powąchać dziwną ciecz. Kiedy to zrobiłam, niemal natychmiast tego pożałowałam - nie dość, że nie wyglądało to apetycznie, to jeszcze zapach tego czegoś drażnił nos.

Po cholerę Tony'emu coś takiego?

- Mamy milion spraw do omówienia, Tony... - zmęczony głos Pepper sprawił, że otrząsnęłam się z chwilowego zamyślenia, i już po chwili szybkim krokiem szłam w ich stronę. - To Expo to totalna strata czasu... - pod koniec zdania kaszlnęła cicho - biedulka, zapewne zdarła sobie gardło podczas tych wrzasków. Tony obrzucił ją badawczym spojrzeniem, po czym poklepał po ramieniu.

- Dopóki nie wyzdrowiejesz, noś maseczkę. - doradził, wznawiając wędrówkę po pracowni.

- No to już było niemiłe. - rzuciłam z wyrzutem, na co wzruszył ramionami i jak gdyby nigdy nic odparł:

- Możliwe. W każdym razie, Expo jest dla mnie najważniejsze, to mój priorytet.

- Raczej priorytet dla twojego ego. - prychnęła Potts, na co mimo swojego niezadowolenia nie mogłam opanować parsknięcia. Szczerze mówiąc, podzielałam zdanie Pepper odnośnie otwartego poprzedniego dnia Expo - nie dość, że wymagało mnóstwa naszej pracy, to jeszcze nie przynosiło jakiś większych korzyści ani dla Starka, ani dla świata. Tony jednak całkowicie to zignorował, chwytając w ręce obraz z wizerunkiem Iron Mana i unosząc go do góry.

- Zobaczcie. – powiedział, kiwając głową z uznaniem. – To jest sztuka współczesna, prawdziwe arcydzieło... Idzie na ścianę.

- Chyba żartujesz! – zawołałam razem z Potts. – To już szczyt arogancji! - dodałam, kręcąc głową z niedowierzaniem.

- To nie arogancja, to tylko dowartościowanie się! - zaprotestował Tony wskakując na stół.

- Raczej samouwielbienie. – prychnęłam, z niedowierzaniem patrząc, jak Stark zdejmuje inny, zapewne drogocenny obraz ze ściany i na jego miejsce wiesza oprawiony plakat.

- W firmie panuje chaos! Czy ty tego nie widzisz?! - zawołała Pepper, wymachując rękoma.

- Akcje nigdy nie stały wyżej!

- Akcje tak, ale...

- Jest bałagan, to trzeba posprzątać. - stwierdził oczywistym tonem Stark, na co razem z Pepper wymieniłyśmy pełne niedowierzania spojrzenia. Po chwili odetchnęłam lekko, stwierdzając, że może ja spróbuję przemówić mu do rozumu.

- Posłuchaj, podpisałeś umowy z tymi od wiatraków i od plastikowych drzew... - zaczęłam w miarę spokojnie, ale Tony niemal natychmiast mi przerwał.

- Nie mów mi o wiatrakach!

- To był twój pomysł... - wtrąciła Pepper, ale niezbyt go to wzruszyli.

- Wszystko było moim pomysłem! - rudowłosa już otwierała usta, żeby coś dopowiedzieć, ale Tony nie dał jej takiej możliwości. - Słuchajcie, mam dość! To wszystko jest takie nudne... Jest was dwie, zajmijcie się tym!

- Ale czym...? - zapytała ze zdezorientowaniem Pepper, wymieniając ze mną zdumione spojrzenie, lecz po chwili chyba się domyśliła - wyraz twarzy Starka powiedział jej aż za wiele. - O nie! Nie! Nie zgadzam się! Zarówno ja, jak i Jessica mamy już swoje obowiązki, Tony, jeżeli myślisz, że przyjmiemy kolejne...

- Tak! To jest myśl! - Stark chyba nie za bardzo zrozumiał, co przed chwilą starała się mu powiedzieć kobieta.

- Tony, ty chyba czegoś nie zrozumiałeś... - zaczęłam, ale ponownie nie raczył kogokolwiek wysłuchać do końca.

- Nie, to wy nie rozumiecie! Chcę was obie awansować! - zawołał, na co obydwie osłupiałyśmy. - Niniejszym mianuję Pepper prezesem Stark Industries, a Jessicę moją prywatną asystentką... Ze skutkiem natychmiastowym. No, i po kłopocie. - powiedziawszy to uśmiechnął się i skinął głową, jakby chciał sobie pogratulować tego wspaniałego pomysłu, po czym jak gdyby nigdy nic wyminął nas i podszedł do kanapy. Razem z Pepper spojrzałyśmy na siebie w szoku.

- Zaraz, co?! - wykrzyknęłyśmy razem, gwałtownie odwracając się w stronę Tony'ego, który spokojnie rozlewał szampana do kieliszków.

- Możecie wierzyć, albo nie, ale długo nad tym myślałem. - odparł, szeroko się uśmiechając, zupełnie, jakby podjął najlepszą decyzję w swoim życiu. - W końcu doszedłem do wniosku, że tylko jedna osoba zna firmę na tyle dobrze, żeby zastąpić mnie i tylko jedna osoba ma wystarczająco dużo nerwów i zna mnie na tyle dobrze, żeby zastąpić moją byłą asystentkę. - uśmiechnął się jeszcze szerzej, podając każdej z nas po kieliszku. - To mogłyście być tylko wy.

Dalej będąc w głębokim szoku, każda z nas wzięła naczynie, co jakiś czas patrząc na siebie nawzajem.

- Tony... Ja... My... - zaczęłam w imieniu naszej dwójki, bo Pepper wyglądała, jakby nie była w stanie się odezwać przez najbliższy tydzień. - My nie wiemy co powiedzieć.

- Nie mówcie, pijcie. - doradził nam dobrodusznie Tony, na co nie mogłyśmy powstrzymać śmiechu.

Tak, zdecydowanie jest tylko jedna taka osoba na całym świecie, która z taką beztroską może dokonywać tak ważnych wyborów, spóźniać się do sądu ponad dwie godziny i nic sobie z tego nie robić oraz publicznie wyśmiewać najważniejsze persony w kraju, nigdy przy tym nie zdejmując z twarzy tego cynicznego uśmieszku.

Dziwnym zrządzeniem losu na imię ma Tony, a na nazwisko Stark.

Jeszcze dziwniejszym zrządzeniem losu wcale mi to nie przeszkadzało, a nawet sprawiło, że szczerze go polubiłam, z fascynacją czekając na kolejną niespodziankę, jaką nam zafunduje.

Tylko dlaczego, do cholery, staje się on dla mnie tak bliski?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top