26. Żołnierzu?
Dawno się tak nie szarpałam, kiedy ciągnięto mnie do którejkolwiek z sal. Krzyczałam, kopałam i biłam, ale tym razem Strucker zadbał, żebym się nie wydostała - trzymało mnie ponad pięcioro uzbrojonych mężczyzn, a otaczało mnie ich dwa razy więcej.
Mimo mojego nieprzerywalnego uporu bez problemu wsadzili mnie do metalowego urządzenia i założyli coś na głowę. Przedemną pojawił się szef tego całego burdelu, a gdzieś z tyłu zauważyłam przyczajonego Warda.
- Pożegnaj się ze swoimi wspomnieniami - Strucker uśmiechnął się z chorą satysfakcją - Już niedługo będziesz naszą nową, niezastąpioną bronią! Hail Hydra!
Po całej sali rozległ się okrzyk wszystkich naukowców i ochroniarzy, a ja w tym samym momencie poczułam liczne ukłucia na ramionach i gwałtowny ból promieniujący w mojej głowie. Z mojego gardła momentalnie wyrwał się krzyk. Nigdy jeszcze nie czułam aż tak wielkiego cierpienia.
Ale zachowałam świadomość. Nikłą, co prawda, ale dzięki niej w moim obolałym umyśle zaświatała jedna myśl.
Hipnoza, halucynacje, rozkazy... Umiesz władać umysłami, ty idiotko.
Skupiłam całą swoją siłę i utworzylam barierę chroniącą moje wspomnienia. Puki co, to działało, ale aby tak było przez cały czas, trzeba spełnić jeden warunek: musiałam pozostać przytomna.
A, uwierzcie mi, było to nielada wyzwaniem.
Każda moja komórka wręcz krzyczała z bólu. Do moich uszu ledwo dochodziły jakieś kompletnie wyrwane z kontekstu słowa, które recytował Strucker. Kiedy skończył, wszystko nagle umilkło, maszyna wyłączyła się, a ja upadłam na podłogę. Wzięłam głęboki oddech i zamrugałem oczami.
Udało się. Wszystko pamiętałam. Musiałam jednak zachować pozory.
Przybrałam na twarz bezuczuciową maskę i podniosłam się z ziemi.
- Żołnierzu? - Strucker stanął w obrębie mojego wzroku patrząc na mnie z nieukrywaną wyższością. Ja jednak kompletnie to zignorowałam i dalej wpatrując się w jeden punkt odpowiedziałam pierwsze, co mi przyszło do głowy.
- Gotowa na rozkaz.
***
Cóż, po tym całym zamieszaniu Hydra przestała mnie traktować aż tak źle. Jeżeli "nie aż tak złym" traktowaniem można nazwać codzienne, kilkunastu godzinne i ciężkie treningi w każdym zakresie, oraz niezbyt przychylne spojrzenia każdej z osób, którą spotkam.
Spokojnie mogę stwierdzić, że Strucker pogrążył się sam dając mi dostęp do wszystkich komputerów i tym samym informacji. Puki co nie robiłam nic innego jak ich przeglądanie - nie próbowałam wysyłać żadnych sygnałów, czy wiadomości, bo za każdym razem byłam pilnowana.
Wszystko zmieniło się, kiedy pewnego dnia zostałam wezwana do gabinetu dyrektora.
- Jutro wyruszasz na misję. - oznajmił Strucker kiedy tylko mnie zobaczył. Miałam ogromną ochotę zaśmiać się mu w twarz. Nie zdąży choć pisnąć, a ja już dawno będę w Stark Tower i ze szczegółami opowiem całej drużynie wszystko czego się dowiedziałam.
- Na czym będzie ona polegała? - zapytałam bezuczuciowo. Na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech.
- Na zlikwidowaniu Avengers oczywiście. Szczegóły znajdziesz na komputerze. Przygotuj się.
Wyszłam z pokoju dopiero na korytarzu pozwalając sobie na przewrócenie oczami. Jaka ta Hydra jest banalna. Oczywiście! Damy członkini Avengers zadanie polegające na ich zlikwidowaniu! Przecież wcale nie istnieje możliwość, żeby nagle sobie wszystko przypomniała! Wcale.
Ruszyłam w stronę pracowni, gdzie chciałam zacząć realizację mojego planu: wysłać sygnał do Avengers, a jutro stąd wyjść i spotykać się z nimi, żeby zniszczyć tę bazę. Niby takie proste, ale zawierajace tak wiele ryzyka... Tuż za mną rozległy się głośne okrzyki i szybkie kroki.
- Agentko Carter! - Przymknęłam lekko oczy, ledwo powstrzymując westchnięcie. Tylko jedna osoba się tak do mnie zwracała. Reszta wolała "Żołnierzu" albo tez "Ej, ty!".
- Tak, agencie Ward? - odwróciłam się na pięcie przybierając na twarz wyraz obojętności. Grant podszedł do mnie przybierając na twarz zapewne flirciarski uśmieszek.
- Wiesz, słyszałem, że jutro masz misję, więc stwierdziłem, że może przyda ci się trochę... rozrywki przed.
Uniosłam brew zastanawiając się, czy aby napewno dobrze usłyszałam.
- Cóż to za dwuznaczne propozycje, agencie?
- Oj, uwierz, dla mnie jest to całkowicie jednoznaczne.... - jego twarz zdecydowanie była zbyt blisko. Odruchowo chciałam się cofnąć, ale moje plecy natrafiły na ścianę. Postawiłam na radykalne środki.
- Wiesz, chyba nie skorzystam. - wykorzystując jego zdziwienie szybko kopnelam go w jaja i rzuciłam nim o ścianę. Następnie przyparłam go butem do podłogi patrząc prosto jego oczy pełne czystego zdezorientowana i wypowiadając słowa, które całkowicie zaprzepaściły mój plan i których zdecydowanie będę później żałować. - Możecie próbować wymazać mi wspomnienia. Możecie próbować zrobić ze mnie posłusznego pupilka. Możecie próbować. Nie wyjdzie. Już jutro będę wolna i wrócę do osób, które są dla mnie najważniejsze, a wy będziecie mogli się co najwyżej zakryć nogami. Zniszczę zarówno ciebie, jak i Struckera i wszystkie wasze eksperymenty, a zrobie to na tyle dobrze, że zniszczę Hydrę tak, że już nie powstanie. A nad tekstami na podryw radzę popracować, bo nie wiem czy uda ci się namówić na seks nawet zamówioną wcześniej prostytutkę. - powiedziawszy to uderzyłam jego głową o podłogę pozbawiając go przy tym przytomności.
Niemal biegiem ruszyłam w stronę pracowni, która była tuż za rogiem. Wpadłam do pustego pokoju i starając się pozostawić po sobie jak najmniej śladów weszłam do systemu wpisując moduł wiadomości wraz ze swoim położeniem. Trwało to trochę, ale w końcu mój palec zawisł nad klawiszem ENTER i... Drzwi otworzyły się z hukiem i wpadła przez nie masa żołnierzy.
- Agentko Carter, dostaliśmy rozkaz panią pojmać za zdradę...
- Z czyjego rozkazu?
- Mojego - w progu stanął Ward w całej swojej pobitej i posiniaczonej osobie. Parsknęłam śmiechem na jego widok.
- O, księżniczka się obudziła?
Grant zacisnął zęby i najwyraźniej stracił cierpliwość. Chwilę później przyciskał mnie do stołu. Dyskretnie przesunelam palcem po klawiaturze i kliknęłam ten jeden konkretny przycisk.
- Możesz sobie mówić co chcesz, ale i tak wygramy. Nie zniszczysz bazy, nawet z niej nie wyjdziesz. Nie zawołałasz tej swojej bandy przebierańców. To koniec, Carter. Jesteś nasza czy tego chcesz, czy nie.
Rzucił mnie na podłogę i skinął żołnierzom, a ci otoczyli mnie i niezwłocznie zaczęli kopać i bić.
- Tutaj nie toleruje się zdrady. Pożałujesz tego. - usłyszałam bezbarwny głos Warda. Przyciągnęłam do siebie kolana i objęłam głowę rękoma, aby ją ochronić, ale na nic się to nie zdało. Mężczyźni kopali do krwi i już niezłe mnie oszołomili kopiąc w głowę, albo w brzuch.
Po jakimś czasie to się skończyło. Grant znów dał im jakiś sygnał, a oni podnieśli mnie i ledwo przytomną wywlekli z pokoju, kierując się w stronę mojej starej celi. Byłam jednak pewna, że żaden z nich nie zauważył właśnie znikającego z ekranu komputera napisu WIADOMOŚĆ WYSŁANA.
***
- Musi być jeszcze jakaś opcja!
- Trzeba jeszcze raz sprawdzić satelity! Musiały ją zarejestrować... A co z systemem namierzającym Tarczy? Przecież każdy agent ma czip namierzający...
- Tak, to jest to! Alice, zrób to....
- To nie jest możliwe - przerwał naszą dyskusję Fury, tym swoim ponurym głosem. - Satelity Tarczy zostały wyłączone wraz z jej upadkiem.
Dotychczasowa nadzieja, która pojawiła na słowa siostry mojej dziewczny, natychmiast zgasła.
- Musi być jakiś sposób - mruknąłem opadając na kanapę i wplatając palce we włosy.
- Stark, czas się z tym pogodzić - westchnął Fury - Największa szansa na odnalezienie porwanej osoby jest w ciągu pierwszych 48 godzin. Później szansa na znalezienie jej żywej spada do 10%.... minął ponad miesiąc. Już dawno wysłałaby nam znak...
- I ty ot tak się poddajesz? - mój głos nie wyrażał nic poza niedowierzaniem - Jest małe prawdopodobieństwo, że żyje wiec stwierdzasz "to nie ma sensu" i odchodzisz? W tak małym stopniu ci na niej zależy?
- Tez mi na niej zależy, Stark! Kilka razy uratowała mi życie, pomagała w wielu sprawach. Podobnie jak Barton, Romanoff, czy Carter jest jedną z niewielu osób, którym powierzyłbym nie jeden sekret. Ale bądźmy realistami! Po tak długim czasie....
- Mam coś - oznajmił nagle Clint siedzący przy komputerze i od dłuższego czasu szukający wszelkich możliwych informacji. Cała drużyna stłoczyła się za jego fotelem zaglądając mu przez ramię. - Wiadomość z pograniczy Syberii. - Kliknął w jedno miejsce, a przed nami pojawił się napis.
In discrimine situ, petendo auxilio quam primum - J.C.
Nie miałem najmniejszego pojęcia co to może znaczyć. Jednak Carter, Barton, Romanoff i Fury wymienili znaczące spojrzenia.
- Mamy ją. - oznajmiła Natasza z nikłym uśmiechem na twarzy.
- Co? A-ale jak to?
Ruda przewróciła oczami na moje słowa i wskazała ekran.
- Łacina. Sposób komunikowania się w utajnionych wiadomościach. - tu zaczęła przesuwać palcem po tekście - Sytuacja kryzysowa. Prośba o jak najszybszą pomoc. Ostatnich znaków nie muszę ci chyba wyjaśniać. - tu jej palec zatrzymał się na małych literkach J.C. Pokręciłem głową.
- Nie, nie musisz - szepnąłem i wręcz poczułem jak na twarz wpływa dawny uśmiech. Zerwałem się na równe nogi. - No to co, komu w czas, temu w drogę, wesoła gromadko!
- Jeżeli chodzi ci o przysłowie, to jest komu w drogę, temu czas, Stark - brew Alice uniosła się niemal do poziomu włosów. Machnąłem ręką.
- Oj tam, daj spokój, Brzydkie Kaczątko.
Na twarzy kobiety pojawiła się nieodgadniona mina.
- Jak ty mnie nazwałeś?
- Brzydkie Kaczątko. Wiesz, ta brzydka, osierocona gęś z tej bajki...
- To był łabędź.
- Oj tam, jeden grzyb. Ważne, że podobne do ciebie!
- Wolisz śmierć przez postrzał czy poderżnięcie gardła?
Mimowolnie przewróciłem oczami, widząc mord w oczach agentki.
- Przesadzasz. To jak, ruszamy?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top