24. Rumlow, ty pieprzony sukin...
Po kilku godzinach czekania w końcu rozległ się trzask drzwi i odgłosy kroków. Już po chwili moim oczom ukazała się cała gromada: Steve, Natasza podparta o lekarza, Hill i jakiś czarnuch. Cała trójka, która dopiero do nas dołączyła, skamieniała na widok osoby leżącej w łóżku. Nick jednak, nawet nie siląc się na delikatność (kiedy się obudził już nie miał aż tak dobrego humoru) zapytał:
- Co tak w mordę długo?
Widziałam jak warga Nat zadrżała.
- Co...? P-przecież ty nie ży...
- Oj tam. To tylko uszkodzony kręgosłup, przebity mostek, złamany obojczyk, dziura w wątrobie i totalny ból głowy.
- Jeszcze zapadnięte płuco - dodał lekarz tamujący krew z rany Nataszy.
- Och, no tak, wypadło mi z głowy. Poza tym jestem cały i zdrowy.
- Lekarz podpisał akt zgonu... - stwierdziła Romanoff.
- Tetrodotoksyna B - odezwałam się - Serce uderza raz na minutę. Nowy wynalazek Bannera.
- Ale po co to wszystko? - zapytał Steve. - Nie mogłeś powiedzieć?
- Chcieliśmy, żeby wszyscy myśleli, że Nick nie żyje - odparła oczywistym tonem Hill.
- Kiedy cię już zabiją, zamachy ustają - dodał Fury. - A zresztą... Nie wiedziałem komu ufać.
Zapadła cisza. Widziałam jak Natasza spuszcza głowę, jak Steve pociera dłonie. Fury najwyraźniej tez to zauważył, bo odchrząknął, by rozładować atmosferę.
- To co tam u was?
***
- Ten gość odmówił przyjęcia Pokojowej Nagrody Nobla. Cytuję: "Pokój to nie osobiste osiągniecie, a nasz wspólny obowiązek" - oznajmił głośno Nick ściskając zdjęcie Pierce'a po usłyszeniu opowieści. Rzucił je na stół i wyprostował na krześle - To przez takie akcje zrobiłem się nieufny.
- Zatrzymajmy ich - odparła Nat.
- Obawiam się, że wyłączyli mi służbową komórkę - odpowiedział jej Fury otwierajac walizkę z trzema chipami w środku.
- Co to? - zapytał Sam, ten nowy.
- Kiedy lotniskowiec uniesie się na wysokość kilometra łączy się z siecią satelit Wizji - odpowiedziała Hill. Pochyliłam się, aby lepiej ją słyszeć.
- Aby je rozbroić należy podmienić jeden z takich chipów na nasz. - dokończył Fury.
- I to wszystkie trzy - uzupełniła Maria - Musimy mieć pod kontrolą całą formację. Jeśli choć jeden ze statków pozostanie sprawny... Będą tysiące ofiar.
- Musicie założyć, że każdy z żołnierzy jest z Hydry. Wchodzicie tam i pokonujecie każdego. Wtedy może uda się cokolwiek ocalić...
- Nie będziemy niczego ocalać, Nick. - przerwał mu twardo Steve - Nie rozwalimy tylko statków, ale też całą Tarczę!
- Nie miała z tym nic wspólnego...
- Nie miała? Mieliście Hydrę pod nosem i nikt tego nie zauważył!
- Ja zauważyłem! Myślisz, że dlaczego tu siedzimy?
- A ilu najpierw zginęło? Nie rozumiesz? To wszystko działa tak samo! Tarcza, Hydra... Koniec z tym.
Zapadła cisza, podczas której obydwaj wymieniali spojrzenia.
- Popieram - powiedziałam cicho. Nick spojrzał na mnie, a potem na Hill, która pokiwała głową, z miną niczym obrażone dziecko.
- No to... Wbijajcie tam i rozwalcie co się da. Tylko postarajcie się nie zniszczyć tych chipów, są bardzo trudne do zdobycia. - spojrzałam na niego z niedowierzaniem spod uniesionej brwi - Co się tak patrzysz? Prawdę mówię!
***
Teleportowałam się razem z Hill, Stevem i Samem na jeden z pustych korytarzy Triskelionu. Natasza miała inne zadanie, więc musiała poradzić sobie sama.
Szybko dostaliśmy się do centrum łączności, żeby Kapitan bez problemu mógł wygłosić swoją przemowę tak, żeby usłyszał go każdy w budynku. Już po chwili wszędzie słuchać było jego głos.
- Pracownicy Tarczy, mówi Steve Rogers. Ostatnio wiele o mnie słyszeliście. Niektórym z was kazano mnie tropić. - tu zrobił dramatyczną pauzę. - Czas, byście poznali prawdę. Tarcza nie jest taka, jak sądziliśmy. Opanowała ją Hydra. Dowodzi nią Alexander Pierce. Ekipy Strike i Wizji również do niej należą. Nie wiem kto jeszcze, ale napewno tu są. Mogą stać koło was.... Są o krok od celu - władzy absolutnej. Usunęli dyrektora. Jeśli te lotniskoptery wystartują, Hydra będzie w stanie zabić każdego, kto jej się sprzeciwi. Musimy ją powstrzymać. - tutaj Steve znów urwał, jakby chcąc podkreślić kolejne słowa. - Wiem, że wiele żądam. Ale cena wolności jest wysoka. Od zawsze. Ja jestem gotów ją zapłacić. Jeśli zostałem sam... to trudno, lecz wierzę, że tak nie jest. Jeżeli choć trochę zależy wam na pokoju... To walczcie. Wierzę, że warto.
Między nami zapadła cisza. Każdy przyswajał słowa Rogersa, zupełnie jakby dopiero co dowiedział się o tej sytuacji, podobnie jak tysiące innych pracowników w tym budynku.
- To z netu ten tekst? - cisze przerwał nie kto innych jak Sam, patrząc na Steva ze zdziwieniem. - Bo nie wierzę, że tak z głowy...
- Serio? - zapytałam, przewracając jednocześnie oczami - Nie ma teraz czasu na takie pytania. Idźcie stąd. Nie chcę was tu widzieć.
Jak powiedziałam, tak się stało. Już chwilę później zostałam sama z Marią; ona pilnując lotniskopterów, ja monitoringu.
- Właśnie wystartowały - poinformowała Hill. Przełknęłam ślinę. Cudnie.
Jak siedziałam przy tych głupich komputerach, zaczęłam żałować, że nie wybrałam walki wręcz. Myślałam, że mnie coś trafi, kiedy nie mogłam w żaden sposób wpłynąć na rozwój wydarzeń.
- Jedynka siedzi - usłyszałam głos Steva, a jeden z lotniskopterów był do naszej dyspozycji.
- Świetnie, jeszcze tylko dwa. - mruknęłam - Falcon, co u ciebie?
- Lecę na około! - usłyszałam krzyk Sama i huk strzałów. Zmarszczyłam brwi, zerkając przez okno w tym samym momencie, w którym latający człowieczek zniknął we wnętrzu statku. - Dwójka siedzi! - dodał po chwili.
- Trzeci lotniskopter osiąga prędkość przelotową - powiedziała Hill lekko ostrzegawczym tonem.
- Zostało niewiele! - dodałam wychylając się i zabijając troje hydrantów. - Macie sześć minut!
- Jestem uziemiony - odpowiedział Sam zrezygnowanym tonem, na co niemal natychmiast odwróciłam się w stronę ekranu. Po chwili dostrzegłam siedzącego na dachu Wilsona, lecz nie przyjrzałam mu się zbytnio, bo moją uwagę przykuł inny szczegół.
- Dasz radę powstrzymać Rumlowa? - zapytałam widząc, jak wspomniany mężczyzna kieruje się do sali, gdzie przebywała Rada Bezpieczeństwa i Natasza.
- Nie dam rady. Uszkodziłem nogę przy lądowaniu - usłyszałam, na co zacisnęłam zęby.
- Idę. - rzuciłam w kierunku Marii.
- Jesteś pewna?
- Na sto procent.
Omijając ciała wyszłam z sali i jak najszybciej ruszyłam w stronę schodów. Nie trudno było znaleźć Rumlowa - pozostawił po sobie szlak martwych agentów.
Atak z zaskoczenia był czymś, co uwielbiałam. Kiedy tylko go zobaczyłam, zaczęłam biec w jego kierunku, by ostatecznie owinąć nogami jego szyję i gwałtownie go powalić. Mężczyzna szybko wstał, oglądając się wokół, co dało mi szansę zdzielić go klika razy w plecy i brzuch. Dopiero za piątym uderzeniem udało mu się złapać moja dłoń.
- Och, Carter. Mogłem się tego spodziewać - syknął. W odpowiedzi kopnęłam go w najczulszy męski punkt, tym samym powalając na kolana. Już chcałam zadać ostateczny cios, kiedy usłyszałam głos Rogersa.
- Trójka siedzi.
Rozkojarzyło mnie to do takiego stopnia, że Rumlow zdążył mnie podnieść i cisnąć na szklane biurko.
- Rozkojarzona coś jesteś - zauważył opryskliwie, wstając - Strata szefunia dalej boli?
Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, kiedy dostrzegłam jedną, niezwykle ważną rzecz. Za plecami hydranta przez okno widać było nadlatujący w tę stronę lotniskopter. Moje oczy rozszerzyły się, a ja sama zerwałam do biegu.
- Nat! Nat, podleć po mnie!
- Jasne, gdzie jesteś? - usłyszałam po chwili.
- 41 piętro, południowy narożnik!
- Powiedz, kiedy będziesz gotowa!
Słyszałam huk towarzyszący niszczeniu budynku, kiedy dobiegłam do okna. Po drugiej stronie widziałam czarny helkopter, którym przyleciał tu Nick.
- Jestem goto.... - w tym momencie ktoś złapał mnie w pasie, zasłonił usta i pociągnął w przeciwną stronę. Słyszałam pytania Nataszy i reszty, lecz nie byłam w stanie na nie odpowiedzieć. Ostatnie, co pamiętam to ból zadany przez rozbite szkło, ukłucie w szyję i szydercza twarz Rumlowa z Hail Hydra na ustach.
*KILKA GODZIN PÓŹNIEJ*
- Jak to nie wiecie gdzie jest?! - warknąłem w kierunku siedzących na kanapie Rogersa i Romanoff.
- Dobre pytanie, Stark - dodała Alice stając obok mnie. Dwójka siedziąca na kanapie naprzeciwko nas skuliła się pod natłokiem spojrzeń wszystkich osób obecnych w pomieszczeniu: Carter, Bartona, Bannera i Sharon. Zostało zwołane natychmistowe spotkanie Avengersów, żeby jak najszybciej odnaleźć Jessie.
- Mówiłam ci już, Stark - Natasza założyła ręce na piersi patrząc to na mnie to na Alice - Walczyła z Rumlowem, powaliła go, a my podlecieliśmy pod okno, żeby wyskoczyła... Ale ten pieprzony zdrajca pociągnął ją w przeciwną stronę.... gdy budynek się zawalił. - moje gardło mimowolnie zacisnęło się boleśnie, kiedy ponownie usłyszałem te wersje wydarzeń. Nie. To niemożliwe... - Od razu przeszukaliśmy gruzy, ale nie znaleźliśmy ani jej, ani Rumlowa. Możliwe, że wyskoczyła z drugiej strony.... - wypowiedź przerwał jej dzwonek mojego telefonu. Zerknąłem na ekran i momentalnie poczułem jak zasycha mi w gardle. Na samym środku ekranu napisany ogromnymi, drukowanymi literami widniał napis: JESSIE. W tle widać było zdjęcie: dziewczyna leżała rozwalona w łóżku z półotwartymi ustami i zmrożonymi oczami. Lekko uniosłem kącik ust na wspomnienie tej sytuacji.
- .... Stark? O co chodzi? - uniosłem głowę słysząc swoje nazwisko i zdałam sobie sprawę, że zdecydowanie za długo wpatrywałem się w ekran. Przełknąłem ślinę, a spojrzenia wszystkich z grupy padły na mnie.
- Ona.... - odchrząknąłem - Znaczy... To ona dzwoni. - w pokoju zaległa cisza. Wzrok każdej osoby skupił się na telefonie, gdy ja kliknąłem zieloną słuchawkę.
- Jessie...? - zapytałem cicho, przykładając urządzenie do ucha. Jednak zamiast głosu swojej dziewczyny, usłyszałem ochrypły śmiech.
- Jest jeszcze żywa, ale, zapewniam cię, nie potrwa to długo - słysząc to zesztywniałem, a źrenice mimowolnie mi się rozszerzyły. - Mało tego. Sam zadbam, żeby zdechła w męczarniach.
- Kim ty do cholery jesteś?! Dla kogo pracujesz?! - zacisnąłem zęby. Wszyscy wpatrywali się we mnie w skupieniu, zagryzając nerwowo wargi lub krążąc po pomieszczeniu. Odpowiedział mi zimny śmiech.
- Myśleliście, że niszcząc projekt Wizja pozbędziecie się problemu? My tak łatwo się nie poddamy! Jeszcze poczujecie smak porażki, gorycz jaką niesie za sobą strata. Carter to tylko początek. Wykończymy was jednego po drugim, a gdy w końcu świat uwolni się od tych pseudo-bohaterów przyniesiemy odpowiedni porządek. Ludzie będą nam jeszcze wdzięczni. - w słuchawce zapadła cisza, a chwilę później rozległ się dźwięk przerywanego połączenia. Lecz zdążyłem jeszcze usłyszeć dwa ostatnie słowa, które upewniły mnie z kim mamy do czynienia....
- Co się dzieje, Stark?!
- Czego się dowiedziałeś?!
- Co mówił?!
- Wiesz gdzie jest?!
- Kto to do cholery był?!
Słyszałem ich jak przez mgłę. W głowie dudnily mi dwa ostatnie słowa zarówno jej, jak i...
- To Hydra.
Hail Hydra.
Nie martw się.
Niedługo wrócę.
***
Cześć.
Jak wiecie, zazwyczaj nie piszę żadnych notek pod rozdziałem, ale tym razem mam wam coś do przekazania.
Pierwszą rzeczą jest to, że obejrzałam już Endgame i to jest właśnie wytłumaczenie, dlaczego tak długo nie było rozdziału. Konkrety? Przed seansem myślałam tylko o filmie, a po seansie tez myślałam tylko o filmie, ale tym razem wyjąc w niebo głosy i mocząc poduszki łzami. Och, no i może jeszcze wyjechałam na majówkę, ale to szczegół; to Endgame jest prawdziwym powodem mojej nieobecności.
Po obejrzeniu filmu w końcu mogę powiedzieć, że tę serię mam już zaplanowaną w 100%. Wiem jak to wszystko zakończę i mam już nawet napisany epilog. Ale do tego to jeszcze daleko. Przed nami jeszcze sześć filmów...
Drugą i ważniejszą informacją jest to, że zamierzam poprawić, a właściwie to całkowicie zmienić początek książki. Przez początek książki mam namyśli rozdziały od pierwszego, a właściwie to drugiego, do siódmego. Nie chodzi tu o sam styl pisania, ale o fabułę. No bo co? Przychodzi laska do biura, jest załamana zachowaniem swojego szefa, mija kilka miesięcy i nagle BUM! Wielka miłość? No niezbyt.
Dlatego też stwierdziłam, że poprawię te rozdziały i dodam tam jeszcze motywy z Iron Mana 2. Nie wiem ile mi to zajmie, ale zamierzam najpierw poprawić WSZYSTKIE rozdziały z początku, a dopiero później je opublikować. Tak więc nie pojawi się to zbyt szybko.
Okej, myślę, że to wszystko. Jeżeli ktoś z was chciałby podyskutować o Endgame, to śmiało do mnie piszcie na priv. Nie róbcie tego w komentarzach, pamiętajcie, że jeszcze mogą tu być osoby, które tego nie widziały. Ale zachęcam do pisania, z chęcią poznam wasze teorie!
Mam nadzieję, że rozdział nie wyszedł jakoś tragicznie.
Do napisania!
Rose.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top