22. Nieudana wizyta.
Kiedy następnym razem ktoś powie mi "Nie martw się, wszystko będzie dobrze" to porządnie mu wkopię.
Te właśnie słowa usłyszałam od Rogersa, kiedy wchodziliśmy do gabinetu Pierce'a.
A uwierzcie mi, dobrze nie było.
Nowy dyrektor Tarczy przywitał nas gadką odnośnie jego przyjaźni z Nickiem: o tym jak wdzięczny mu jest za uratowanie córki i inne temu podobne wzruszające teksty. Trzeba przyznać: początek nie był taki zły. Byłym w stanie tego słuchać dopóki w naszą stronę nie skierował pierwszego pytania.
- Co ty i Nick robiliście w mieszkaniu pana Rogersa? - zwrócił się do mnie. Uniosłam lekko brew i wymieniłam z Kapitanem spojrzenia. Zachowując maskę obojętności udałam zastanowienie i odpowiedziałam.
- Nie wiem jaki Nick miał w tym cel. Po prostu wezwał mnie i tam zabrał. - odpowiedziałam wolno. Starałam się zachowywać jak najbardziej swobodnie, żeby Pierce nie wyczuł kłamstwa. Nie miałam najmniejszego zamiaru powiedzieć mu prawdy. Gdyby był godzien zaufania, Fury nie kazałby nam na każdego uważać.
Dyrektor spojrzał na mnie badawczo. Westchnął cicho i pokręcił głową.
- Wiecie, że w mieszkaniu były podsłuchy, prawda? - Obydwoje skineliśmy głowami, a mężczyzna kontynuował - A wiecie, że to on je założył?
Zapadła cisza. Spodziewałam się tego, ale w żaden sposób nie zareagowałam. Widząc to Pierce wziął pilocik i włączył telewizor. Naszym oczom ukazał się napakowany mężczyzna podczas przesłuchania.
- To Georges Batroc. Odpowiedzialny za atak na statek Tarczy dwa dni temu. - wyjaśnił krótko dyrektor. Zmarszczyłam brwi. Fury coś mi o tym wspominał - Dowiedzieliśmy się, że został wynajęty. Instrukcje dostał mailem, zapłacono mu przelewem. Te pieniądze przeszły przez 17 fikcyjnych rachunków. Ten ostatni jest własnością niejakiego Jacoba Witcha. - podał nam teczkę z danymi wczesniej wspomnianego mężczyzny. Uniosłam brew spoglądając na zdjęcie, a potem na Pierce'a.
- I my go niby znamy? - zapytałam. Nigdy w życiu nie widziałam tego faceta na oczy.
- Nie sądzę. Nie żyje od sześciu lat - naprawdę, coraz mniej rozumiem z całej tej sprawy. Po co mi informacje na temat nieżyjącego gościa? - Jego ostatni adres to Almet Drag 39. Z tego co wiem, jest to adres matki Nicka.
Moja ręka zatrzymała się w powietrzu, a wszystko złożyło się w jedną całość. Oni chcą wrobić Fury'ego w ten cały zamach?
Wczoraj Natasza przechwyciła tajne dane z przejętego przez piratów statku organizacji. Z mojego rozkazu.
Wszystko się zgadza. Kazał upozorować porwanie statku, żeby przechwycić informacje... Tylko po co to wszystko tak skomplikował?
- A więc to Fury wynajął piratów? - zapytał z powątpiewaniem Steve. - Po co?
- Obowiązująca teoria? Atak był przykrywką do przekazania bądź sprzedania tajnych danych Tarczy. Transakcja się nie powiodła, dlatego Nick zginął. - odpowiedział Pierce. Pokręciłam głową na te słowa.
- Każdy, kto znał Nicka, wie, że to nieprawda. - odparłam patrząc wyczekująco na dyrektora, który pokiwał głową.
- Jak myślisz, czemu tu siedzicie? - Pierce podniósł się z miejsca i podszedł do okna - To nie przypadek, że to właśnie wy widzieliście go jako ostatni. Dlatego pytam jeszcze raz. Co tam robiliście?
Ja i Rogers też podnieśliśmy się z miejsc. Chwilę panowała cisza, aż w końcu Steve podniósł głos.
- Mówił, żeby nikomu nie ufać. Zastasujemy się do tej rady.
- Jego samego też to dotyczy? - odpowiedział na to mężczyzna. Widząc, że Kapitan zamieszał się na te słowa, odezwałam się ja.
- Niestety, nie zdążył dokończyć. Do widzenia. - Odwróciłam się na pięcie i ruchem głowy nakazując Steve'owi iść za mną ruszyłam w stronę wyjścia.
- Chwileczkę. - usłyszałam jeszcze. Spojrzałam na Pierce'a przez ramię. - Zabili mi przyjaciela, a ja chcę wiedzieć dlaczego. Każdy kto mi w tym przeszkodzi pożałuje. Każdy.
Jak zrozumiałam te słowa? Bardzo jednoznacznie. Facet otwarcie nam groził i to jeszcze kryjąc się za "śmiercią" Fury'ego. Zacisnęłam wargi odwracając się w stronę drzwi.
- Przykro mi z powodu straty - rzuciłam tylko sucho, po czym wyszłam z pomieszczenia, a Steve za mną. Nie odzywaliśmy się. Wiedzieliśmy, że ściany miały uszy, a my byliśmy jednymi z najmniej pożądanych ludzi w tym budynku. Wiedziałam, czego możemy się spodziewać, więc wystarczyła mi wymiana porozumiewawczych spojrzeń, by wiedzieć, że Rogers myśli tak samo.
Drzwi windy otworzyły się, a my weszliśmy do środka.
- Centrum operacji - rzucił Kapitan, a ja oparłam się o ścianę. Nim drzwi zdążyły się zamknąć, do środka wszedł Rumlow i trzech mężczyzn.
- ...to dotyczy całej jednostki - usłyszałam z ust znajomego i ciche "Tak jest" ze strony reszty. - Labolatorium - dodał jeszcze. Patrzyłam na niego wyczekująco. W końcu i on nas zauważył, na co zmróżył oczy.
- Carter, Kapitanie.
- Rumlow - tez skinęłam głową w jego kierunku. Winda ruszyła. Między nami trwała niezręczna cisza, której nikt nie przerwał aż do ponownego otwarcia drzwi. Do środka wszedł tłum cicho rozmawiających agentów. Zmarszczyłam brwi i wymieniłam znaczące spojrzenia ze Stevem widząc jak jeden z nich ociera leniwie płynącą kroplę potu z czoła, bądź też trzyma dłoń na broni.
Drzwi otworzyły się po raz trzeci, wpuszczając kolejnych uzbrojonych mężczyzn. Nasza dwójka znajdowała się w samym środku tłumu. Nasze oczy ponownie spotkały się, a ja skinęłam lekko głową. To zdecydowanie nie był przypadek.
- To co, zaczynamy? Może ktoś chce wysiąść? - rzuciłam. Chwilę panowała cisza, lecz po chwili mężczyzna stojący tuż przedemną zaatakował. Zrobiłam gwałtowny unik starając się unikać ciosów nadchodzących z każdej strony. Kątem oka widziałam, jak przyszpilają Rogersa do ściany za pomocą magnetycznych obręczy i ze mną chcą zrobić tak samo.
Oj nie, nie ma tak łatwo!
Za pomocą moich umiejętności szybko pozbawiłam urządzenia mocy, tym samym uwalniając Kapitana. W tym samym momencie rzucił się na mnie Rumlow z elektrycznymi pałkami. Jęknęłam kiedy jedna z nich poraziła mnie prądem i w odpowiedzi kopnęłam go w jaja, a kiedy upadł, poprawiłam jeszcze ciosem w głowę. Wzięłam głęboki wdech i rozejrzałam się wokół. Całą podłogę pokrywały ciała, a na samym środku stałam ja i Rogers.
Westchnęłam cicho, a Steve ponownie wprawił windę w ruch. Drzwi ponownie otworzyły się ukazując całą jednostkę uzbrojonych żołnierzy.
- Upuść tarczę, ręce do góry! - krzyknął jeden z nich. Szybko szarpnęłam dłonią opuszczając windę i tym samym chroniąc nas od strzałów. Niemal natychmiast zwolniliśmy, aby uchronić maszynę przed upadkiem. Steve siłą uchylił drzwi, w samą porę, by zobaczyć szybko poruszające się stopy. Widząc to, mężczyzna jak najszybciej z powrotem je zamknął. Przygryzłam wargę patrząc w jego stronę i uporczywie myśląc.
- Co teraz zrobimy? - zapytałam, na co szybko się rozejrzał. W końcu zacisnął wargi i zwrócił się w moją stronę.
- Zamknij oczy. - w tym momencie wziął rozbieg i chwytając mnie w ramiona rozbił szklaną szybę lecąc na sam dół.
Serio, dawno tak się nie darłam. Spadaliśmy z około 30 piętra i to jeszcze bez żadnej asekuracji.
Uderzenie w ziemię bolało. I to całkiem mocno. Jęknęłam cicho próbując wstać i jeszcze bardziej nie pokaleczyć zranionych od szkła palców. Kiedy w końcu wyprostowałam się odwróciłam się do Steve'a.
- Słuchaj, rozdzielamy się. Tak trudniej będzie nas znaleźć. Zajmij się pendrivem, dowiedz się o co chodzi. Ja... ja się dowiem o co chodzi z Nickiem.
Rogers skinął głową i po drodze zgarniając tarczę pobiegł w przeciwną stronę niż ja. Zgarnęłam pierwszy lepszy samochód i z piskiem opon wyjechałam spod placówki.
Więc, tak jak mówiłam, kiedy następnym razem ktoś powie mi "Nie martw się, wszystko będzie dobrze" to naprawdę porządnie mu wkopię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top