21. Ktoś coś knuje...
*KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ*
- Zwolnij! Jessie, do cholery! Ja nie żartuję! Zaraz zejdę! - usłyszałam zdesperowany krzyk za sobą. Westchnęłam cicho i przewracając oczami zatrzymałam się patrząc na zadyszanego Tony'ego. Opierał się o drzewo i ciężko oddychał.
- Ile razy można ci powtarzać, co? Nie mów. Na mnie. Jessie. - wycedziłam, posyłając mu groźne spojrzenie, na co tylko puścił mi oczko, co było równoznaczne ze stwierdzeniem, że nie przestanie. Westchnęłam cicho i spoglądając na paznokcie, a potem na panoramę parku, ustaliłam dystans, jaki muszę jeszcze przebiec.
Ostatnio strasznie przytyłam. Dla mnie to wyraźny sygnał, że czas powrócić do treningów. Wcześniej miałam idealną figurę. Alice nawet się śmiała, że gdyby nie mięśnie widać by mi było żebra. Osobiście byłam z tego dumna i podobała mi się taka opinia, ale teraz strasznie się rozlazłam.
- Już skończyłeś? - zapytałam Tony'ego, któremu udało się stanąć o własnych siłach.
- Możemy iść dalej... Ale wolniej! - przewróciłam oczami i ruszyłam wolnym truchtem. Stark szedł obok mnie.
- Wiesz chciałem się ciebie zapytać... - zaczął, a ja spojrzałam na niego z ukosa - Miałaś kiedyś tak, że śpisz i śni ci się, że bardzo chce ci się siku... Ale kiedy rozglądasz się, to okazuje się, że nigdzie nie ma toalety i...
- Tak, a potem budzisz się i rzeczywiście chce ci się siku. Chyba każdy tak miał - odpowiedziałam unosząc brew - Do czego zmierzasz?
- No bo widzisz... Ostatnio śniło mi się, że mieliśmy dziecko - zatrzymałam się z wrażenia - Nawet nazwaliśmy go po twoim ojcu... Erold, czy....
- Ethan? - podpowiedziałam. Tony pstryknął palcami.
- Właśnie! A potem się obudziłem i....
- Czy ty właśnie próbujesz mi powiedzieć, że chciałbyś mieć ze mną dziecko? - zapytałam, szczerze rozbawiona. Stark wzruszył ramionami.
- Zawsze podobało mi się imię Crystal, albo... - rozległ się głośny dzwonek komórki. Westchnęłam, gdy zobaczyłam kto dzwoni.
-No co znowu? - jęknęłam przykładając telefon do ucha.
- Co cię dziś ugryzło? Koniec tego leniuchowania! Mam dla ciebie zadanie. - usłyszałam głos Nicka.
- Leniuchowania! No jasne! Przecież zaledwie dea lata temu uratowaliśmy Nowy Jork przed inwazją kosmitów, a później napadł nas jakiś cholerny Mandaryn! No, ale nic nie robimy! - odpowiedziałam z ironią. - Co chcesz?
- Jak najszybciej chce cię widzieć w Waszyngtonie - powiedział. Świetnie. Znów mam wyjechać.
- Daj mi chociaż pół godziny... - jęknęłam, podczas gdy Tony zaczął wykonywać dziwaczne pozy przy drzewie.
- Nie. Doskonale wiem, że możesz tam być w sekundę. Czekam przed siedzibą Tarczy. Teraz. - Jęknęłam przeciągłe i się rozłączyłam. Tony spojrzał na mnie z lekkim żalem.
- Musisz jechać? - zapytał. Westchnęłam i cmoknęłam go w usta.
- Niedługo wrócę - odpowiedziałam rozglądając się wokół. Nikt nie patrzył. Ostatni raz uśmiechnęłam się do Tony'ego, po czym zamknęłam oczy i intensywnie zaczęłam myśleć o miejscu wskazanym przez dyrektora. Poczułam gwałtowne szarpnięcie w okolicach pępka. Gdy otworzyłam oczy przede mną stał wysoki budynek z logiem Tarczy.
Udało mi się teleportować. Odkryłam to dosyć niedawno. W jaki sposób? Cóż, pewnego słonecznego ranka leżałam w łóżku i nie chciało mi się ruszyć. Mój brzuch burczał przeraźliwie z głodu, a ja byłam zbyt leniwa żeby wstać. Zamknęłam oczy chcąc zasnąć ponownie, by nie myśleć o pustym żołądku, ale cały czas przed sobą widziałam lodówkę pełną jedzenia. Wtedy poczułam szarpnięcie i dotkliwe zimno. Okazało się, że leżałam na podłodze w kuchni tuż przed przerażonym Tony'm, który bez zawahania wylał na mnie szklankę soku, którą miał akurat w ręce. I tak właśnie odkryłam tę umiejętność. Niestety nie jest to pełna wrażeń historia, którą można opowiedzieć swoim dzieciom, ale co poradzę, że tak było?
- Nareszcie - usłyszałam głos, który przerwał moje rozmyślania - Dłużej się nie dało?
- Oczywiście, że się dało - Prychnęłam - Doceń to, że tak szybko przybyłam na twoje wezwanie, Fury. Widzisz ten strój? - wskazałam na legginsy i luźny top do ćwiczeń - No dobra. Co takiego ważnego dla mnie masz? - w odpowiedzi czarnoskóry wskazał na swój samochód. Bez słowa do niego wsiadłam. Nick zajął miejsce obok mnie i ruszył w kierunku centrum. Dopiero gdy oddaliliśmy się od bazy odezwał się.
- Coś złego dzieje się w Tarczy - powiedział w końcu - Wczoraj Natasza przechwyciła tajne dane z przejętego przez piratów statku organizacji. Z mojego rozkazu. Spróbowałem je dzisiaj odczytać, ale były dla mnie zablokowane. Ktoś coś knuje. Próbuje odsunąć mnie od niektórych spraw. Może nawet chcieć mnie.....
- Zlikwidować. - dokończyłam, marszcząc nieznacznie brwi - Ale dlaczego mi to wszystko mówisz? Przecież masz te swoje zasady typu "Nikt wszystkiego nie wyda, bo wszystkiego nie wie" albo "Ograniczenie informacji" - zapytałam robiąc cudzysłowy w powietrzu.
- Bo jesteś osobą, którą obdarzałem czymś na wzór zaufania - powiedział na co spojrzałam na niego ze zdziwieniem. - Komu miałabyś to powiedzieć? Starkowi? Nie interesują go sprawy Tarczy. Alice? Aktualnie opala się gdzieś na Hawajach. Ronanoff i Rogers mogą coś podejrzewać, bo siedzą w budynku cały czas. Ewentualnie możesz ściągnąć tutaj Bartona lub Bannera, ich akurat może to zainteresować. Ale po co? Znam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie widzisz korzyści w rozgadywaniu takich informacji na prawo i lewo.
- Okej, tym mnie akurat zaskoczyłeś - stwierdziłam szczerze. - Ale skąd... - w tym momencie radiowozy wyjeżdżające ze skrzyżowania uderzyły w oba boki, tył i przód samochodu. Jęknęłam z bólu kiedy uderzyłam głową o drzwi. Moje prawe ramię było dość mocno obite, a ze skroni ciekła krew. Fury zresztą nie był w lepszej sytuacji. Jedna z jego rąk była bezwładna, a na twarzy pojawiał się ogromny siniak.
- Co do cholery...? - jęknął unosząc lekko dłonie i patrząc na szkody samochodu.
- Złamane prawe przedramię - oznajmiło oprogramowanie samochodu po przeskanowaniu ciała Fury'ego - Zalecam zastrzyk znieczulający.
Z szafki przede mną wysunęła się strzykawka. Rzuciłam ją dyrektorowi, a on wbił ją sobie w ramię.
Wokół nas zaroiło się od ciemnych samochodów. Zaczęli z nich wysiadać uzbrojeni żołnierze w policyjnych mundurach, każdy z karabinem wycelowanym prosto w nas.
- Dyspozytor policji nie wysłał jednostek w ten rejon - poinformował program. Przeklęłam.
- Spadamy stąd - rozkazał Nick.
- Napęd jest nieaktywny - usłyszałam.
- Zresetuj! - krzyknęłam.
- Funkcja niedostępna. - warknęłam z irytacji. Zapomniałam, że mam za niski poziom, żeby posługiwać się takimi programami w Tarczy. Fałszywi policjanci zaczęli strzelać w szyby.
- Zresetuj ten pieprzony napęd! - zawołał zirytowany Fury. Na ekranie przed nim ukazał się procent ukończenia czynności. Jeszcze trochę mieliśmy poczekać, bo wskazywał on dopiero 50% postępu. Nagle strzały umilkły. Najwyraźniej funkcjonariusze dostrzegli, że to nic nie daje. Wychyliłam się, żeby zobaczyć co tam sie dzieje i niemal natychmiast poczułam jak mi zasycha w gardle. Tuż przed oknem ze strony kierowcy stało duże działo.
- Bezpieczeństwo pasażerów zagrożone - oznajmiło oprogramowanie.
- No co ty? - zawołałam ironicznie, rozpaczliwie rozglądając się za jakimkolwiek przedmiotem mogącym nam pomóc. Fury przeniósł się do tyłu, żeby jak najmniej oberwać.
BUM!
Pierwsze uderzenie. Samochód zatrząsł się, a na szybie pojawiła się gęsta siateczka pęknięć.
- Odporność szyby: 37%. Włączam środki zaradcze. -oznajmił program.
- Zaczekaj jeszcze! - krzyknął Nick. Z napięciem wpatrywałam się w działo, które przygotowało się do drugiego uderzenia.
BUM!
Samochód znów zatrząsł się, a ja uderzyłam głową w szybę. Ponownie.
- Odporność szyby: 19%. Sugeruję przeciwdziałanie.
- Jeszcze nie! - krzyknęliśmy jednocześnie.
BUM!
Pojazd zatrząsł się po raz trzeci. Uzbrojeni ludzie powoli zbliżali się w naszym kierunku.
- Odporność szyby: 1%. Zalecam....
- Dajesz! - krzyknął Nick. Tuż obok mnie wyskoczył całkiem sporej wielkości karabin. Fury rzucił się w jego kierunku i nacisnął spust. Szyba rozpadła się na kawałki, a fałszywi policjanci padali jeden po drugim.
- Napęd w pełni aktywny. - oznajmiło oprogramowanie.
- To na co jeszcze czekasz?! Jedź! - zawołałam.
- Funkcja niedo...
- JEDŹ! - krzyknął Fury niszcząc pociskiem jeden z samochodów. Pojazd ruszył. Wyminął radiowóz stojący tuż przed nami i wjechał na otwartą drogę.
- Do startu pionowego!- rozkazał dyrektor.
- Układ pilotażu niedostępny. - odpowiedział program.
- To daj tu obraz z kamery! Czemu jesteś aż tak nie kumaty? - westchnął z rezygnacją - A ty, Carter, siadaj za kółko, jesteś w lepszym stanie ode mnie! - dodał szybko przechodząc do tyłu. Szybko usiadłam za kierownicę, żeby się nie rozbić, choć spanikowałam lekko.
- Przecież te twoje oprogramowanie się mnie nie posłucha! Ta funkcja obowiązuje od dziewiątego poziomu, a ja mam dopiero ósmy! - odkrzyknęłam wymijając jakiś samochód. Fury skanował mnie przez chwilę wzrokiem, po czym przewrócił oczami.
- Carter, awansuję cię na dziewiąty poziom. - wytrzeszczyłam oczy - A teraz do cholery wydostań nas stąd!
- C-co? - wyjąkałam. Fury ponownie przewrócił oczami.
- Przeliterować? WYDOSTAŃ NAS STĄD!
- J-jasne - odpowiedziałam zaciskając dłonie na kierownicy. Nick usiadł na fotelu od strony pasażera.
- Połącz nas z Hill! - oznajmił.
- Układ łączenia uszkodzony.
- A co działa?! - zapytałam z irytacją.
- Filtr przeciw pyłkowy i klimatyzacja - odpowiedział program. Przewróciłam oczami.
- Rzeczywiście, bardzo przydatne w obecnej sytuacji!
Za nami usłyszałam kogut policyjny. Byli blisko.
- Droga nie przejezdna. - usłyszałam.
- To znajdź inną!
- Brak. - zacisnęłam usta i nie mając innego wyboru potrąciłam kilka samochodów, żeby zablokować glinom drogę. Usłyszałam odgłos strzałów. Wychyliłam się lekko, żeby zobaczyć skąd strzelają, ale niemal natychmiast wcisnęłam się w fotel. Celowali prosto w rozbite okno. Wyminęłam samochody jadące przede mną i jak najszybciej wjechałam w pierwszą wolną uliczkę. Pędziłam dobre 150 km/h, ale radiowozy nie odpuszczały. Nie minęła chwila, kiedy dwa z nich jechały po obydwóch stronach samochodu.
- Uwaga, zmiana pierwszeństwa - usłyszałam ostrzeżenie oprogramowania na co gwałtownie zahamowałam. Pozostałe pojazdy wjechały na ulicę i zostały zmiażdżone przez przejeżdżającego przez nią ogromnego tira. Westchnęłam z ulgą. Pozbyliśmy się ich.
- Znajdź nam jakąś kryjówkę! - krzyknęłam ruszając.
- Wytyczam trasę do najbliższej bazy - odpowiedział program.
W tym samym momencie przed nami zmaterializowała się wysoka, zamaskowana postać. Jakby w zwolnionym tempie widziałam wystrzeliwany w nas pocisk. W skutek wybuchu samochód przewrócił się na dach. Przejechał tak kilka metrów zanim się zatrzymał. Jęknęłam głośno. Ręce i zapewne twarz miałam całe we krwi. Rozejrzałam się wokół. Nick też nie wyglądał zbyt dobrze. Wysłał mi porozumiewawcze spojrzenie.
Usłyszeliśmy huk, a nasze głowy momentalnie odwróciły się w tamtą stronę. Postać, która w nas strzeliła, zbliżała się do samochodu szybkim krokiem.
Fury przeniósł na mnie wzrok.
- Mieszkanie Rogersa. Dostaniemy się tam kanałami, każdy inną drogą. Nic nie mów, są w nim podsłuchy. - skinęłam głową, a dyrektor jak najszybciej przebił się przez warstwy asfaltu i ziemi podręcznym mini - laserem.
Nim zamaskowany człowiek zdążył do nas dojść, my zeskoczyliśmy w ciemność.
***
W oknach nie paliło się światło, ale Nick się tym za bardzo nie przejmował. Nie mam pojęcia skąd miał klucz, ale u niego najwyraźniej nie było miejsca na wyrzuty sumienia, bo bez zawahania otworzył drzwi i wszedł do mieszkania swojego podwładnego, czując się jak u siebie. Puścił jakąś muzyczkę, wziął szklankę wody i rozsiadł w fotelu w salonie. Uniosłam brwi, ale nic nie powiedziałam. Zamiast tego szybko przemyłam rany i sama usiadłam, ale w drugim pokoju. W głowie układałam sobie co powiem kiedy przyjdzie tu Steve i będzie ciekaw co tu robimy. W momencie, w którym mój plan był gotowy okno lekko otworzyło się i wyszedł z niego Rogers. Na mój widok uniósł wysoko brwi i otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale go uprzedziłam.
- Steve! - wstałam z krzesła z szerokim uśmiechem rozkładając ramiona - Nareszcie jesteś! Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że weszłam, ale spóźniałeś się. Przecież byliśmy umówieni na piątą!
- Umówieni? Nie przypominam sobie, żeby....
- Ty na serio masz krótką pamięć - przerwałam mu pokładając w głosie jak najwięcej zdziwienia. - Przecież spotkaliśmy się wczoraj w parku, ale uznaliśmy, że tam wszyscy podsłuchują i lepiej pogadać u ciebie ! - odparłam mocno podkreślając ostatnie słowa i na migi pokazując o co mi chodzi. Rogers chyba zrozumiał, bo rozejrzał się dookoła i pokiwał głową.
- A, no tak! - odpowiedział - Kompletnie wyleciało mi z głowy...
- Chodź może do salonu - kontynuowałam - Mój przyjaciel ma kłopoty i też przyszedł...
Kapitan zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział. Przeszliśmy do salonu, gdzie przeskanował Fury'ego zaskoczonym spojrzeniem.
- O, nareszcie jesteś! - Nick chyba zrozumiał o co chodzi w mojej grze - Mam kłopoty... małżeńskie.
- Nie wiedziałem, że masz żonę - odpowiedział na to Steve.
- Ty to w ogóle mało o mnie wiesz - odparł dyrektor, po czym uniósł telefon, gdzie wielkimi literami napisane było: WSZĘDZIE PODSŁUCHY. - Sorry, że się wprosiłem, ale nie miałem gdzie spać. - dodał zmieniając napis na: TARCZA ROZPRACOWANA.
Rogers powoli przeniósł wzrok z komórki na mnie, a potem na Nicka.
- Kto jeszcze wie o żonie? - zapytał. Fury patrzył na niego przez chwilę, po czym wolno wystukał kolejną wiadomość: TYLKO NASZA TRÓJKA.
- Tylko przyjaciele - odparł na głos, wstając.
- Należę do nich? - zapytał blondyn prowokacyjnie unosząc brew. Dyrektor wysłał mu równie prowokacyjne spojrzenie.
- A chcesz? - zapytał. Wtedy rozległ się głośny huk, a ścianę przebiło kilka pocisków wycelowanych prosto w Fury'ego. Ten krzyknął głośno, kiedy jego ciało zostało zranione kilka razy i upadł. Natychmiast odciągnęliśmy go jak najdalej od miejsca, gdzie kule trafiły celu i chcieliśmy rzucić się w pogoń za winowajcą, kiedy ktoś chwycił nas za nadgarstki i przyciągnął bliżej.
- Nie ufajcie absolutnie nikomu - wycharczał Fury wciskając w dłoń Rogersa pendrive. Wtedy usłyszeliśmy huk otwieranych drzwi.
- Kapitanie Rogers? - usłyszałam znajomy głos zza ściany. Jak jeden mąż wychyliliśmy się, żeby zobaczyć gościa.
- Kate? - zapytał Steve.
- Sharon? - weszłam mu w słowo. Blondynka najwyraźniej mnie rozpoznała, bo skinęła głową ściskając pistolet w ręku - Co ty tu robisz?
- Tarcza mnie wysłała, żebym go pilnowała - odpowiedziała kiwając głową na Kapitana. Uniosłam brew.
- Ciebie? Jesteś lekarzem, a nie agentem!
- Stwierdzili, że jestem jedyną osobą, której Kapitan nie rozpozna jako człowieka z Tarczy...
- Z czyjego rozkazu tu jesteś? - zapytał Rogers. Wzrok Sharon napotkał Fury'ego.
- Jego - odpowiedziała rzucając broń i kucając, by jak najszybciej udzielić mu pomocy. Ja natomiast chwyciłam za krótkofalówkę, którą Nick miał przy sobie.
- Tu Carter. Szef jest ranny i potrzebuje pomocy. - zgłosiłam.
- Czy złapaliście zamachowca? - rozbrzmiał głos z urządzenia. Steve rozejrzał się.
- Powiedz, że go gonię - odpowiedział. To powiedziawszy z rozbiegu rozbił okno i ruszył w pościg.
- Rogers go goni. Przyślijcie pomoc pod jego mieszkanie. Bez odbioru - zakończyłam. Spojrzałam na moją siostrę, która próbowała zatamować krwawienie.
- Jak cię w to wciągnął? - zapytałam. Poniosła na mnie wzrok nie przerywając pracy.
- Przyszedł do mojego domu i powiedział, że potrzebuje pomocy kogoś z zewnątrz. Potem przeszkolił mnie w walce, żebym była w stanie się bronić i wysłał do mieszkania obok. - odparła. Skrzywiłam się. To bardzo w jego stylu. - Nie rób tej miny - usłyszałam Sharon. Patrzyła na mnie tym swoim karcącym spojrzeniem. - Robiłam to z własnej woli. Chciałam się trochę wyrwać z pracowni.
- No dobra. Niech ci będzie. - mruknęłam niechętnie. Wtedy do mieszkania wpadło dwóch medyków z Tarczy. Sharon szybko powiedziała im co cię stało i co do tej pory zrobiła. Ci skinęli głowami, położyli Nicka na nosze i ruszyli w stronę drzwi, żeby jak najszybciej przetransportować go do jednego ze szpitali. Sharon chciała pójść za nimi, ale w ostatniej chwili chwyciłam ją za nadgarstek.
- Ty go będziesz operowała, tak? - zapytałam cicho, bo nie zapomniałam o podsłuchach.
- Raczej tak - skinęła głową.
- To dobrze... Słuchaj, jeżeli przeżyje operację... podaj mu najnowszy specyfik Bannera. Spowalnia pracę serca do jednego uderzenia na minutę. - zrobiła duże oczy i otworzyła usta, ale nie dopuściłam jej do głosu - Sharon, ktoś chciał go zabić! Jeżeli przeżyje, to spróbuje zrobić to jeszcze raz i może mu się udać. Lepiej, żeby to pozostało w tajemnicy. Rozumiesz?
- Tak - powiedziała cicho. - Dobrze, zrobię to.
Puściłam jej dłoń, a ona pobiegła do reszty lekarzy.
Jeszcze długo echem roznosił się sygnał szybko odjeżdżającej karetki.
***
Operacja trwała już trzecią godzinę. Razem z Hill i Stevem siedzieliśmy w pokoju z szybą, przez którą mogliśmy oglądać zabieg. Od kilku minut panowała cisza. Przerwała ją dopiero Nat, która wbiegła do sali. Kapitan powoli podniósł się i do niej podszedł, zapewne chcąc wyjaśnić sytuację. Spojrzałam na Hill i pochyliłam się lekko w jej stronę.
- Znasz plan. Mnie mogą zgarnąć razem z Rogersem, więc musisz wziąć go sama - szepnęłam tak, żeby tylko ona to usłyszała. Kobieta ledwo zauważalnie skinęła głową. Widząc to wstałam i podeszłam do szyby, gdzie stało dwoje Avengerów.
- Wyniki analizy? - zapytała cicho Natasza, nawet nie odrywając wzroku od lekarzy. Spojrzałam na nią kątem oka.
- Trzy kule. Brak jakichkolwiek śladów. - odpowiedziałam krótko.
- Rosyjska broń? - bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Tak... - w sali zapanowało poruszenie. Serce powoli przestawało pracować. Zaczęli go reanimować. Widziałam widoczne na twarzy Nataszy emocje.
- Nick, nie rób mi tego... - szepnęła przy kolejnym pobudzeniu serca defibrylatorem. Lecz to było na nic. Po chwili lekarze zaczęli zdejmować maski i rękawiczki. Uznali pacjenta za zmarłego. Steve odszedł od szyby, a Natasza odwróciła się do niej plecami. Ja natomiast obserwowałam Sharon. Dziewczyna zdjęła maskę i patrząc mi w oczy skinęła głową.
Udało się.
On przeżył, a wiedziałyśmy o tym tylko my.
***
Natasza wpatrywała się wściekle w cało Fury'ego, jakby to jej zdaniem mogłoby mu pomóc. Patrzyliśmy na to z Kapitanem z pewnym smutkiem, melancholią. Bo kto widział opłakującą kogoś Czarną Wdowę? Nie znam żadnej takiej osoby, a jeżeli kiedykolwiek takowa istniała to prawdopodobnie już nie żyje. Natasza by o to zadbała.
Obok nas stanęła Hill.
- Muszę go zabrać - oznajmiła. Kapitan skinął głową i podszedł do Romanoff. Chwilę później wypadła z sali niczym burza. A Rogers za nią. Spojrzałam porozumiewawczo na Marię. Już miałyśmy zakryć głowę Nica materiałem kiedy do sali wpadł Rumlow, jeden z agentów, którzy blisko współpracują ze Stevem i Nataszą.
- Carter, wzywają cię do sztabu - oznajmił. Westchnęłam.
- Dobra, zaraz przyjdę - odpowiedziałam.
- Teraz - powiedział wychodząc z sali, żeby zapewne to samo powtórzyć Kapitanowi.
- Dołączę do was - mruknęłam w stronę Hill i wyszłam z sali.
Coś czuję, że ta wizyta nie zakończy się zbyt dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top