19. Ani chwili spokoju.
*KILKANAŚCIE TYGODNI PÓŹNIEJ*
Wraz z inwazją został zażegnany także spór między mną a Tonym, a my wróciliśmy do willi w Kalifornii. Szczerze mówiąc, było mi nieco żal nowiutkiej wieży, która ponownie wymagała remontu, ale odnalazłam parę plusów tej sytuacji - jednym z nich było choćby to, że nigdzie nie było tak wygodnego łóżka, jak te z sypialni Starka.
To, że pojawił się nowy problem, dostrzegłam tak naprawdę parę tygodni po zakończeniu całej akcji. Otóż z jakiegoś powodu od dawna nie widziałam, żeby Tony kładł się albo wstawał ze mną rano. Niepokoiło mnie to, bo takie zachowanie zdecydowanie nie było normalne, ale nie poruszałam tego tematu - wierzyłam, że Tony sam przyjdzie do mnie ze swoim problemem (Po co ja się tak łudzę...).
W środku nocy obudziły mnie dziwne odgłosy. Otworzyłam niemrawo oczy, odrazu zauważając, że obok mnie nie było nikogo, na co zmarszczyłam brwi, powoli wstając łóżka i wyciągając się. Była trzecia nad ranem, a Tony się jeszcze nie położył, co zdecydowanie wymagało mojej interwencji. Po krótkim zastanowieniu postanowiłam zejść na dół, do pracowni, gdzie najprawdopodobniej przebywa teraz Stark. Bez wahania wyszłam z pokoju, ignorując otaczające mnie zimno i wkrótce stanęłam w drzwiach warsztatu, z lekkim niedowierzaniem parząc na scenę, która się przede mną odgrywała.
Tony stał na środku, a do niego podlatywały kawałki zbroi. Niektóre z nich nakładał na siebie, a przed niektórymi robił uniki, pozostawiając na koniec maskę.
- No chodź, nie boję się ciebie. - machnął na nią ręką. Twarz Iron Mana poleciała w jego kierunku odwracając się w locie. Tony zrobił imponujący przewrót w powietrzu, przywdziewając maskę i wylądował na ziemi.
- Jestem boski. - oznajmił przy lądowaniu, na co uśmiechnęłam się, kręcąc głową. Już miałam podejść do niego ze śmiechem i stwierdzić, że owszem, jest, ale niech już idzie spać, kiedy jedna z części podleciała do niego od tyłu i popchnęła mocno. Starka odrzuciło, przez co przywalił w podłogę, a strój się rozleciał, na co szybko do niego podbiegłam.
- Och, Tony. Coś ty znów ze sobą zrobił? - jęknęłam cicho, klękając przy nim.
- Chyba jednak siedemdziesiąt dwie godziny bez snu to za dużo. - mruknął w odpowiedzi, opierając głowę na mojej klatce piersiowej, na co westchnęłam.
- Siedemdziesiąt dwie godziny? Zwariowałeś? Koniec tej zabawy, natychmiast idziesz do łóżka. - powiedziałam stanowczo, zmuszając go, żeby na mnie spojrzał.
- Tylko tu posprzątam... - odpowiedział patrząc na mnie prosząco, dokładnie tym samym wzrokiem, który sprawiał, że nie potrafiłam mu odmówić.
- No dobrze. - westchnęłam głęboko, nie mogąc uwierzyć, że znowu dałam się na to nabrać. - Ale masz zaraz przyjść, jasne?
- Tak, tak... - odpowiedział beztroskim tonem, wstając. Pokręciłam głową i mimo, że instynkt podpowiadał mi inaczej, wyszłam i wróciłam do pokoju. Weszłam do łóżka z zamiarem zaczekania na niego i sprawdzenia, czy aby napewno tu przyjdzie, ale moje zmęczenie nade mną przeważyła, przez co natychmiast zasnęłam.
***
Kiedy obudziłam się następnego ranka, Tony'ego oczywiście nie było obok. Szybko się ubrałam w przygotowaną wcześniej czarną, ołówkową spódnicę i białą koszulę, po czym zeszłam do kuchni. Stark stał za kuchenką coś smażąc, ale odwrócił się słysząc moje kroki.
- Dzień dobry. - uśmiechnął się i podrzucił naleśnika na patelni. Nie wyszło mu to zbytnio, bo zamiast spowrotem wylądować w naczyniu trafiła na płytę. - No znowu? - jęknął, na co się zaśmiałam. Podeszłam do niego i pocałowałam krótko w usta, odsuwając się po chwili, co Tony wykorzystał do zmierzenia wzrokiem mojego stroju. - Wybierasz się gdzieś?
- Tak, mam spotkanie w Stark Indestries. Jeden z klientów chce się spotkać ze mną osobiście. Naprawdę nie wiem czemu....
- W sumie racja... - zmarszczył brwi z zastanowieniem. - Nic cię nie łączy z firmą oprócz tego, że wpisałem cię jako współwłaściciela....
- Że co, przepraszam?! - ton mojego głosu gwałtownie się się podniósł. - Dlaczego mnie nie poinformowałeś?!
Wzruszył ramionami.
- To nie jest takie ważne. - odparł, ziewając szeroko, na co założyłam ręce na piersi.
- Położyłeś się tak, jak mi obiecałeś? - Stark zaczął wpatrywać się w podłogę, unikając mojego wzroku. Nie odpowiedział. - Tony? - zapytałam groźnie, na co zagryzł wargę. Juz chciałam go dopytać, ale nie zdążyłam, bo zadzwonił mój telefon.
- Tak, Pepper? - zapytałam, odbierając.
- Czy mogłabyś przyjechać do firmy wcześniej? Ten cały Aldrich Killian strasznie naciska na to spotkanie - otworzyłam szerzej oczy słysząc kto jest tym klientem. Killiana poznałam na jednej z dłuższych misji, parę lat temu. Był okropnie nachalny i się do mnie przystawiał, a musiałam z nim pracować przez pół roku. Szczerze go nie lubiłam. Nie miałam najmniejszej ochoty go więcej widzieć, a co dopiero spędzić z nim kilka godzin.
- Nie da się tego odwołać? - zapytałam, doskonale znając odpowiedź.
- Nie - odparła stanowczo Potts, na co westchnęłam.
- Dobra, już wyjeżdżam. Będę za pół godziny. - rozłączyłam się i włożyłam telefon do torebki.
- Muszę się juz zbierać - powiedziałam do Tony'ego kierując się do garażu i chwytając po drodze dwa naleśniki - Kiedy przyjadę, to wrócimy do tej rozmowy. - dodałam z powagą, wychodząc z pokoju. Zeszłam piętro niżej i podeszłam do jednego z samochodów. Przekręciłam kluczyki w stacyjce i z piskiem opon wjechałam na ulicę. Na szczęście, drogi były puste, więc pod budynek firmy podjechałam po 20 minutach jazdy. Szybkim krokiem weszłam do środka, szukając wzrokiem rudych włosów pani prezes. Po jakimś czasie w końcu wyłowiłam ją z tłumu: stała w kącie pomieszczenia rozmawiając z Happy'm. Podeszłam do nich stukając niskimi obcasami butów.
- Hej, już jestem. - odparłam, stając obok. Mężczyzna na początku zmierzył mnie surowym wzrokiem, zapewne poszukując plakietki, ale kiedy spojrzał na moją twarz rozchmurzył się nieco.
- Tobie mogę odpuścić...- odparł uśmiechając się lekko i pukając się w swój identyfikator. - Co cię tu sprowadza, Jess?
- Ach, klient wymyślił sobie, że woli pogadać ze mną, niż z doświadczoną osobą.... - machnęłam ręką.
- A uzgodniłaś to ze mną? - zapytał podejrzliwie mężczyzna.
- Nie teraz Happy, czeka ją spotkanie... - Potts zaczęła pchać mnie w stronę sali.
- Niechciane. - przerwałam jej.
- Jak to? - Happy zmarszczył brwi. Pepper zaczepiła jedna osoba, przez co do sali zamierzałam tylko z ochroniarzem.
- Nie zrozum mnie źle, kiedyś chciał mnie poderwać....
- Tak? Jestem zaniepokojony... - powiedział, ale ja już uchyliłam drzwi i... I osłupiałam. Przede mną stał przystojny blondyn ubrany w dopasowany, szary garnitur. Powiem szczerze, że zdziwił mnie swoim wyglądem - nie takiego go zapamiętałam. Wcześniej kojarzyłam go jako kalekę w okularach i z laską, którego ludzie omijają szerokim łukiem w obawie przed zarazą. Nie to, że sama tak traktuje takie osoby... Po prostu wtedy taki był.
- Jessika. - przerwał moje rozmyślenia gość, witając się z uśmiechem.
- Killian? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Świetnie wyglądasz. - dodał. - Serio.
- Tak, ty też... - odpowiedziałam, dalej będąc w lekkim szoku. - Ale... jak ty to zrobiłeś?
- Och, wystarczyło tylko na kilka lat oddać się w ręce fizjoterapeutów. - powiedział z uśmiechem. - Mów mi Aldrich.
- Gdzie pańska plakietka? - przerwał naszą rozmowę Happy, lustrując klienta wzrokiem.
- Spokojnie Happy, wszystko gra - odparłam, uśmiechając się do niego, na co zmrużył podejrzliwie oczy.
- Jesteś pewna?
- Tak.- powiedziałam pewnie, lekko popychając go w stronę wyjścia. On jednak dalej zerkał na Killiana z podejrzliwością.
- Będę w pobliżu. - powiedział, w końcu wychodząc.
- Jasne. - pomachałam mu z uśmiechem. Odwróciłam się w stronę blondyna również posyłając uśmiech w jego stronę. - Cieszę się, że cię widzę. Chodź, usiądziemy i przejdziemy do spraw firmowych.
- Po latach omijania prezydenckiego zakazu niemoralnych badań genetycznych mój Think-Thank na w końcu coś na rozkładzie. - powiedział, kiedy usiedliśmy na kanapie. Ze swojej teczki wyjął parę metalowych przedmiotów i przypiął je sobie za uchem. Zmarszczyłam z zaciekawieniem brwi, jednak nie skomentowałam tego w żaden sposób. - To projekt o wdzięcznej nazwie Extremis. - światła w pokoju zgasły a w dłoniach Aldricha pojawiły się kolejne rzeczy o niezidentyfikowanym zastosowaniu, które chwilę później potoczyły się po stoliku. - Wyobraź sobie mózg... Nie, chwileczkę, to wszechświat. - Killian wykrzywił usta w coś, co zapewnie miało być rozbawionym uśmiechem, usiłując być niezwykle zabawnym, po czym kliknął parę przycisków, zmieniając obraz. Mimowolnie westchnęłam cicho, patrząc na to wszystko z lekkim podziwem. - To jest mózg... Odrobinę mimetyczny, nieprawdaż?
Pokiwałam głową, w skupieniu przyglądając się idealnie odzwierciedlonym nerwom i komórkom, które wyglądały niezwykle realistycznie.
- Wspaniały. - przyznałam, na co na jego twarzy pojawił się zadowolony wyraz.
- Bo mój. - Na początku nie zarejestrowałam do końca, co Aldrich właściwie powiedział, cały czas kiwając głową, jednak gdy po chwili dotarł do mnie sens jego słów, znieruchomiałam.
- Słucham? - zapytałam, starając się ukryć zdezorientowanie i niedowierzanie w głosie, co chyba nie udało mi się zbytnio, patrząc po jego zadowolonej minie.
- Obserwujesz wnętrze mojej głowy. To przekaz na żywo. - uniosłam brew, najpierw skupiając wzrok na jego dłoni wskazującej dziwne urządzenia, które przypiął sobie za uchem, a potem na jego pewną siebie minę. Widząc, że najwyraźniej dalej nie jestem zbytnio przekonana do tej teorii, wstał, uśmiechając się i rzucił: - Udowodnię ci. - szybko stłumiłam w sobie chcąc zbesztana go za włażenie na ławę, oczami wyobraźni widząc już, jak Pepper morduje mnie za brud na stoliku, i jedynie mrużąc oczy chwyciłam za wyciągniętą w moją stronę dłoń - ciekawość, w jaki sposób zechce udowodnić mi swoją teorię, wygrała nad obawami o tyradę Pepper.
Mimowolnie ponownie przyjrzałam się otaczającemu mnie hologramowi, kiedy stanęłam naprzeciw Killiana, odwracając wzrok dopiero, gdy ten uniósł zgiętą w łokciu rękę na wysokość moich ramion.
- Uszczypnij mnie. - polecił krótko, na co uniosłam pytająco brew, nie do końca rozumiejąc jaki to ma związek z obrazem. - Śmiało, wytrzymam. - rzucił żartobliwie, co zapewne miało wywołać mój śmiech, lecz zaskutkowało jedynie rozmyślaniami nad absurdem tej sytuacji. Bez dłuższego wahania wykonałam polecenie, przez co w holograficznym mózgu niemal natychmiast można było zauważyć reakcję - w jego środku zamigotało światło i rozniosło się po wszystkich komórkach narządu.
- Co to było? - zapytałam natychmiast, po raz kolejny z uwagą przyglądając się całemu obrazowi, na co Aldrich uśmiechnął się z zadowoleniem.
- To była kora somatosensoryczna - ośrodek, w którym czujemy ból. - wytłumaczył, chwytając mnie za ramiona i odwracając tyłem do niego, przez co natychmiast poczułam się nieswojo - jeszcze parę lat temu nie stanowiłoby to dla mnie problemu, jednak dzisiaj tak blisko mnie stawał tylko Tony. - Chciałem ci pokazać coś innego - Extremis wzmacnia potencjał bioelektryczny i kieruje go tutaj - w puste miejsce, dzięki któremu wiemy, że nasz mózg i DNA można i należy poprawć. - wraz z ruchem jego dłoni trzymającej pilota, obraz przybliżył się, przenikając przez narząd. Zmarszczyłam brwi, wpatrując się w obraz uważnie. Pomysł był bardzo ambitny i naprawdę dobry - a raczej byłby, gdyby nie to, że najprawdopodobniej wiązał się z eksperymentami na ludziach oraz zamianą człowieka w broń - a te dwie rzeczy zbyt bardzo przypominały mi Hydrę, żebym mogła to poprzeć.
Dopiero po chwili zauważyłam, że Aldrich już stanął na podłodze i właśnie ponownie podawał mi dłoń. Pozwolilam sobie pomóc zejść ze stolika (Pep mnie zabije...), po czym ponownie zajęliśmy miejsca na kanapie. Widząc, że blondyn zamierza kontynuować swoją historię, szybko weszłam mu w słowo:
- To wszystko o czym mi opowiadasz jest naprawdę ciekawe... Ale też wyjątkowo groźne. - powiedziałam stanowczo, nie bacząc na jego zmarszczone brwi. - Twój pomysł jest naprawdę ambitny, jednak obawiam się, że zbyt bardzo narusza prywatność oraz prawa człowieka, aby Tony...
- Tony, Tony, Tony... 13 lat temu zaproponowałem mu udział w badaniach, ale on się na mnie wypiął. - przerwał mi, najwyraźniej nie uznając moich słów jako odmowę. - Jednak dobrze się składa, że teraz na tronie siedzi inny geniusz, który nie odpowiada przed Tonym i podejmuje własne decyzje. - oszczędziłam sobie tłumaczenie mu, że nie jestem prezesem Stark Industries, a jedynie jego współwłaścicielem - nie chciałam, by w jakiś sposób podważył moją decyzję, nie będąc do końca pewną, czy Pepper dostrzegłaby w tej teorii takie samo zagrożenie jak ja.
- W tym wypadku jednak moje zdanie jest takie samo jak Tony'ego. - odpowiedziałam, prostując się lekko. - Niestety, muszę odmówić. - dodałam, na wypadek gdyby chciał ponownie zakwestionować moje zdanie, na co westchnął, podnosząc się z kanapy. Poszłam jego śladem, odprowadzając go pod same drzwi wyjściowe z firmy.
- Nie ukrywam, że czuję się zawiedziony. - wyznał, odwracając się w moją stronę, kiedy przyszedł czas się pożegnać. - Jednak, jak mawiał mój ojciec, za każdą porażką kryje się triumf.
- Ciekawe, choć... Nie mam pojęcia, co to znaczy - odpowiedziałam marszcząc brwi z nikłym uśmiechem na twarzy, na co prychnął cicho pod nosem.
- Mój ojciec był idiotą. - uściślił, na co po raz pierwszy w jego towarzystwie się zaśmiałam. - Jeszcze się spotkamy. - dodał, niespodziewanie pochylając się i całując mnie w policzek niebezpiecznie blisko kącika ust, co znowu sprawiło, że poczułam się nieswojo i ledwo powstrzymałam się od cofnięcia o krok. W skupieniu patrzyłam, jak Aldrich wsiada do samochodu, pozwalając sobie na rozluźnienie mięśni dopiero, kiedy odjechał. Szybko jednak spięłam się ponownie, gdy ktoś niespodziewanie dotknął mojego ramienia.
- Happy! - zawołałam uśmiechając się sztucznie i ciesząc się, że w ostatniej chwili powstrzymałam się od ataku. Hogan jednak spojrzał na mnie z dziwną podejrzliwością i jakby poczuciem zdrady w oczach.
- Samochód jest gotowy... Zadbałem o to, żebyś nie musiała spędzać z tym modnisiem więcej czasu niż to konieczne. - dodał, czujnym spojrzeniem śledząc odjeżdżający samochód, na co moje brwi uniosły się.
Co to miało być, do cholery?
- O czym ty mówisz, Hap? To było zwykle spotkanie z klientem... - mimo, że Hogan mruknął to niezwykle cicho, udało mi się usłyszeć burkliwe: „Coś za blisko ciebie był ten klient", przez co wzrosła we mnie podejrzliwość i niezadowolenie jego zachowaniem. Happy musiał dojrzeć moją reakcję, bo odchrząknął szybko, mówiąc:
- Po prostu Tony'emu... Znaczy mnie, tak, mnie, nie podoba się ten cały Killian... Mówię to jako szef ochrony, oczywiście. - dodał prędko, widząc moją minę, jednak ja już swoje wiedziałam.
Mówisz to jako szef ochrony? Jak dla mnie, raczej jako przyjaciel mojego zazdrosnego chłopaka.
- Ach tak? I nie ma to nic wspólnego z tym, że Tony najprawdopodobniej poznał wyolbrzymione sprawozdanie z mojego spotkania z Aldrichem i najwyraźniej ma co do niego jakieś obiekcje? - zapytałam, zakładając ręce na piersiach i posyłając mu swoje najbardziej stanowcze spojrzenie. Hogan wyglądał, jakby właśnie znalazł się w potrzasku. Niemal byłam w stanie dostrzec, jak rozpaczliwie stara się znaleźć jakąś sensowną odpowiedź, ale jego mózg najwyraźniej z nim nie współpracował. Uśmiechnęłam się z satysfakcją, już rozchylając usta, by ostatecznie wymusić z niego prawdę, gdy drzwi gwałtownie otworzyły się, ukazując naszym oczom Pepper.
- Och, Jessica, tutaj jesteś! - zawołała, na co mimowolnie przełknęłam ślinę, momentalnie zapominając o Happy'm. Czy właśnie zamierzała mnie zabić za ten brud na stoliku?
- Szukałaś mnie? - zapytałam niepewnie, na co prędko pokiwała głową.
- Och, tak! Natychmiast potrzebuję cię w biurze, mamy mnóstwo pracy, stertę dokumentów do podpisania...
- Co...? Jakich dokumentów...? - jęknęłam cicho, na co Potts spojrzała na mnie ni to z rozbawieniem, ni to z współczuciem.
- Cóż, twój wspaniały chłopak postanowił mianować się współwłaścicielem firmy, więc musimy uzupełnić masę dokumentów, potrzebuję twoich podpisów w paru miejscach, do tego niektóre umowy... - widząc, że oprócz odgiętych pierwszych trzech palców, Pep zamierza wysunąć co najmniej dziesięć kolejnych, przerwałam jej szybko:
- To naprawdę konieczne...? Jakoś nie przypominam sobie, żeby Tony tonął w dokumentach, a jakby nie patrzeć, jest właścicielem tej cholernej firmy! - zaprotestowałam, na co ruda westchnęła ciężko.
- Cóż, teraz nie ma takiej potrzeby, ale na początku też musiał zająć się tym wszystkim. Dopiero z czasem wszystko się usystematyzowało i już nie było to konieczne... Zresztą, nawet jakby wszystko nie zaczęło szybko działać prawidłowo, to i tak przestałby się angażować. - Pepper westchnęła, kręcąc głową, być może przypominając sobie tamte czasy, jednak po chwili otrząsnęła się z myśli i klasnęła w dłonie, przywracając na twarz uśmiech. - Dobra, koniec tego gadania! Czeka nas praca!
Po czym, ignorując moje jęki i cichy śmiech Happy'iego, zaciągnęła mnie za nadgarstek do środka budynku.
***
Kiedy wyszłam ze Stark Indestries robiło się już ciemno. Byłam straszliwie wymęczona spotkaniami, podpisywaniem papierów i paplaniną Potts. Marzyłam już tylko o gorącym prysznicu i ciepłym łóżku. Ale Tony chyba miał co do mnie inne plany.
Przed bramą stał ogromny pluszak. I nie mówię o pluszaku wielkości dziecka. Nie, tu chodzi o takiego, który się nie zmieścił do domu. Uniosłam brwi na jego widok, ale nie skomentowałam tego zakładając, że Stark mi wszystko wyjaśni.
- Już jestem! - krzyknęłam wchodząc do domu. Wtedy zobaczyłam go siedzącego na kanapie w zbroi - Zwariowałeś? Musisz nawet w domu?
- Każdemu potrzebne jest hobby. - odpowiedział w samoobronie Tony, na co uniosłam brew.
- A ty swoje nosisz? - zapytałam ironicznie, zdejmując buty.
- Żeby rozchodzić.... Nowe modele biją w kroku - odparł, na co mimowolnie się zaśmiałam. - Widziałaś prezent?
- Nie mogłam nie zauważyć - parsknęłam. - Jak go wniesiesz?
- Dobre pytanie.... Chyba wysadzę ścianę. Jesteś spięta? - zapytał podchodząc do kanapy, na której siedziałam i zaczął masować mi kark. - Och, czuję, że tak. Nie chcę naciskać, ale co sądzisz o króliku?
- Czy mi się podoba? Cóż, robi wrażenie - powiedziałam wstając i opierając ręce na jego torsie. - A teraz uchyl maskę i daj mi buziaka.
- Ups, nie da się - popukał się w głowę - Ale jak chcesz możesz cmoknąć tutaj - wskazał palcem na szparę w miejscu gdzie powinny znajdować się usta. Zmróżyłam oczy, szybko domyślając się, o co chodzi.
- Wiesz lepiej zejdę do garażu - odparłam, po chwili dodając ironicznie: - Może uda się to czymś zdjąć.
- Wiesz, ale garaż został skażony i....
- Zaryzykuję - odparłam, schodząc po schodach.
- Nie radzę! - jednak nie słuchałam już jego słów, dochodząc na dolne piętro i widząc Tony'ego podciagajacego się na drążku z jakimś urządzeniem na głowie - I wpadłem.
- Kompletna porażka - stwierdziłam, zaplatając ręce na piersi i zauważając stoły z różnymi potrawami na talerzach. - Zjadłeś beze mnie? A randka?
- On, znaczy my, zabawiamy cię - stwierdził beztrosko Tony, na co uniosłam brwi. - A przekąsiłem coś, bo nie wiedziałem, czy będziesz jadła z Killianem. - dodał, wręcz synchronicznie z pancerzem zwracając głowę w moją stronę, by spojrzeć na mnie z wyrzutem.
- Co?! Łazisz za mną? - zawołałam z oburzeniem, na co odpowiedział szybko:
- Nie, to Happy!
- Szpiegujesz mnie - powiedziałam z wyrzutem - Idę spać - dodałam wchodząc na pierwsze stopnie.
- Oj, No dobra, przyznaje się! To moja wina! - krzyknął za mną, na co się odwróciłam - Nie chciałem cię martwić, ale.... nie mogę się pozbierać. Nowy Jork wszystko zmienił.
- Naprawdę? Nie zauważyłam. - rzuciłam ironicznie, stając naprzeciwko niego i zakładając ręce na piersiach.
- Nie lubię zjawisk niewyjaśnionych. Bogowie, obcy, inne wymiary i zwykły facet w puszce? - zaczął chodzić nerwowo po pokoju co mnie z lekka zaniepokoiło - Nie posypałem się dlatego, że ze mną zamieszkałaś. Kocham cię, i jestem szczęśliwy, ale.... nie mogę spać. Ty idziesz do łóżka, a ja tutaj. I dłubię. Muszę chronić jedyną rzecz, bez której nie mogę żyć. Czyli ciebie. A moje kombinezony.....
- To maszyny - powiedziałam cicho.
- Są częścią mnie - odparł.
- Odwracają twoją uwagę. - westchnęłam.
- Może - podeszłam do niego i spojrzałam w oczy zdejmując mu jednocześnie te pseudo okulary. Oparł się głową o moją klatkę piersiową. Westchnęłam cicho.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś wcześniej? - zapytałam - Przecież bym ci pomogła.
- Nie chciałem cię martwić - jego czekoladowe tęczówki spojrzały na mnie ze skruchą. Pogładziłem go po policzku i delikatnie pocałowałam. Po chwili się odsunęłam.
- Idę pod prysznic. - powiedziałam kierując się w stronę drzwi.
- Okej - usłyszałam w odpowiedzi.
- A ty dołączysz - spojrzałam na niego spod uniesionych brwi. Westchnął tylko i powolnymi krokami ruszył za mną.
***
Był sam środek nocy, kiedy obudziłam się z poczuciem, że coś jest nie tak. Zmarszczyłam brwi, jedną ręką przecierając oczy, usiłując odnaleźć źródło tego uczucia, lecz, jak się zaraz okazało, znalazło się samo - w pewnym momencie poczułam, jak dłoń Tony'ego zaciska się na moim przegubie, na co natychmiast odwróciłam się z zaniepokojeniem. Widząc stan, w jakim się znajdował - cały mokry od potu, z napiętymi ze stresu mięśniami i nerwowymi ruchami przez sen - momentalnie wstrzymałam oddech, dotykając jego ramienia.
- Tony... Tony, obudź się! - mruknęłam, potrząsając nim tak mocno, jak mogłam będąc na skraju snu, lecz nie zareagował. Zagryzłam wargę, zaczynajac poważnie rozważać bardziej brutalne opcje wyrwania go ze snu, kiedy nagle poczułam, jak chłodna, metalowa ręka zaciska się na moim drugim nadgarstku, odsuwając od Starka. Mimowolnie krzyknęłam widząc, jak stojąca nade mną zbroja szykuje się do ataku, kierując w moją stronę repulsor i już zacisnęłam powieki, czekając na śmierć, kiedy nagle rozległ się głośny huk i pancerz znikł.
Moje ciało zareagowało tak szybko, że dopiero po chwili zorientowałam się, że znalazłam się przy przeciwległej ścianie pokoju, usilnie starając się nie patrzeć na leżące kawałek dalej szczątki zbroi i ignorując stojącego niedaleko Tony'ego, który w końcu obudził się i dezaktywował pancerz. Zacisnęłam zęby i powoli osunęłam się na ziemię, starając się zdusić w sobie ten irracjonalny strach, przemóc się i jak gdyby nigdy nic położyć się spać, ale nie mogłam - to, że byłam wykwalifikowaną agentką to jedno, ale ludzkie emocje i obawy, instynkt usiłujący ostrzec mnie w ten sposób przed czymś, co może zaatakować mnie w momencie, gdy jestem bezbronna, to drugie.
Drgnęłam gwałtownie, czując jak coś dotyka mojego ramienia, lecz rozluźniłam się, napotykając zmartwione i pełne winy oczy Tony'ego, a nie zagrożenie. Westchnęłam cicho, pochylając się ma tyle, by oprzeć głowę na jego ramieniu i momentalnie czując, jak kładzie dłonie na moich plecach, obejmując lekko.
- Chodź się położyć, Jessie. - powiedział cicho, na co ponownie westchnęłam, unosząc wzrok na tyle, by widzieć profil jego twarzy.
- Jaką masz gwarancję, że to się nie powtórzy? - szepnęłam, widząc wyraźnie, jak zagryza wargę, słysząc to pytanie, co było wyraźną odpowiedzią. - Hobby hobbym, Tony, ale nie możesz przy tym wszystkim stracić głowy.
Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę, w całkowitym milczeniu, a ja już nie widziałam, czy Stark rozważa moje słowa, czy jego myśli dryfują w kompletnie innym kierunku. Adrenalina, która towarzyszyła mi zaledwie kilka minut temu, opadła, przez co ponownie robiłam się senna. Dopiero po pewnym czasie Tony drgnął, bez żadnego pytania podnosząc mnie i zanosząc do łóżka, na co normalnie odrazu bym się sprzeciwiła, lecz tym razem nie miałam na to siły ani głowy.
Mimo, że moje powieki nieustannie opadały, mimowolnie walczyłam z sennością, cały czas słysząc z tylu głowy głosik powtarzający, że jeżeli zasnę, sytuacja może się powtórzyć, albo Tony znowu ucieknie do pracowni i nie odpocznie. I choć wątpiłam w pierwszą opcję, druga przekonywała mnie aż nadto, dlatego usiłowałam wymyślić jakikolwiek sposób, by temu zapobiec.
W końcu wybrałam najprostszą opcję - odetchnęłam cicho i najzwyczajniej w świecie przysunęłam się do niego, obejmując i układając głowę na jego ramieniu tak, że obudziłby mnie za każdym razem, kiedy spróbowałby uciec. Trudno było mi określić, czy Tony zdaje sobie z tego sprawę, ale nie skupiłam się na tym zbytnio - jedynie wymamrotałam w jego stronę ciche „Śpij już", po czym pozwoliłam swoim myślom odpłynąć, czując się bezpiecznie jak nigdy, w jego ciepłych obięciach.
***
Kiedy następnego ranka zwlekałam się z łóżka, trudno mi było określić, czy jestem bardziej zmęczona, czy wściekła. Jak się okazało, moja metoda podziałała - za każdym razem, gdy Stark próbował uciec się budziłam, lecz nie przewidziałam pewnej wady tego sposobu - tej nocy Tony przypadkowo obudził mnie około siedmiu razy, przez co miałam wrażenie, jakbym właśnie wstała z martwych, a nie z łóżka.
Chwyciłam telefon, klnąc na Starka pod nosem, i małymi kroczkami podreptałam do kuchni, nie rejestrując nawet, która jest godzina. Kiedy w końcu dotaralam do kuchni, automatycznie kliknęłam przycisk na ekspresie do kawy, który wydał z siebie kilka niezidentyfikowanych dźwięków i zaczął produkować napój, dzięki którymu miałam choć w minimalnym stopniu normalnie funkcjonować. Całe szczęście, to wszystko nie trwało długo - chwilę później meble nie przypominały już rozmazanej plamy, mój wzrok jakby się wyostrzył, a zmysły zarejestrowały parę czynników - między innymi głód, zimno i, no kto by się spodziewał!, zmęczenie.
Dalej popijając kawę zobaczyłam świstek papieru na wyspie. Zerknęłam na niego i odrazu rozpoznałam niedbałe pismo Starka.
Happy jest w szpitalu. Ucierpiał w jakimś wybuchu. Muszę to sprawdzić.
Wrócę jak najszybciej
Tony
Zmarszczyłam brwi. Happy w szpitalu? Wybuch? Niby kiedy to się stało? Przecież bym o tym wiedziała....
Wtedy ciszę panującą w domu przerwał głośny dzwonek telefonu. Beznamiętnie za niego złapałam i odebrałam połączenie nawet nie patrząc na ekran.
- Słuchaj, Jess, mam sprawę. - usłyszałam głos Rhodes'a. - I to raczej dość poważną.
- Dlaczego dzwonisz tak wcześnie? - Jęknęłam ziewając - Przecież dopiero co wstałam....
- Dopiero co wstałaś?! - zapytał - Przecież jest już w pół do drugiej!
- Co?! - jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się tak późno wstać. Mój dotychczasowy rekord ograniczał się do dziewiątej.... Muszę to gdzieś zapisać. - Przecież to niemożliwe!
- Ale prawdziwe - odparł James ze śmiechem.
- No dobra daj mi 30 minut na ogarnięcie się i możesz wpaść - westchnęłam.
- Daję ci 20 - odparł rozłączając się. Jęknęłam i przeklinając Rhodley'a za jego złośliwość popędziłam pod prysznic. Niecałe 10 minut później ubrana i uczesana weszłam do salonu. Westchnęłam z ulgą gdy sprawdziłam godzinę. Ułożyłam się wygodnie na kanapie i zaczęłam wpatrywać sie w sufit. Z czasem wyjęłam telefon by czymś się zająć. Przejrzałam Facebooka, Snapchata i Inastagrama, ale i to mi się znudziło. Poddałam się. Powierciłam się trochę i spróbowałam zasnąć, ale chłodna woda, która w tej chwili wylała mi się na twarz mi to uniemożliwiła. Zerwałam się szybko na równe nogi. Przede mną stał rozbawiony Rhodes ze szklanką w dłoni.
- Nie nauczył cię nikt pukać? - warknęłam i zerknęłam na zegarek. - Spóźniłeś się. GODZINĘ.
- Były korki - odpowiedział - A poza tym zostałem wezwany.... Ale nie o to chodzi.
- To o co? - zapytałam wskazując mu, żeby usiadł.
- Wczoraj widziałem się z Tony'm. - powiedział.
- Tak, przyjaźnicie się, to chyba normalne - Zmarszczyłam brwi.
- On dostał ataku paniki na samo wspomnienie Nowego Jorku! - odpowiedział Rhodes. Zrobiłam wielkie oczy.
- Ataku paniki? - powiedziałam cicho - Czemu mi nie powiedział? Wspominał o bezsenności, ale nie o panice....
- Myślisz, że by ci powiedział? - zapytał James kręcąc głową - Nie, on to będzie trzymał głęboko w sobie, twierdząc, że nie potrzebuje niczyjej pomocy...
- Czemu mnie to nie dziwi... - westchnęłam. Zamyśliłam się na chwilę. - Czemu zostałeś wezwany?
- Słyszałaś o Mandarynie? Terroryście, który przeprowadza napady, w których ginie masa ludzi? - delikatnie pokiwałam głową. Automatycznie przypomniałam sobie obraz staruszka, który opowiada o tym, jak zabijał. Wzdrygnęłam się na samą myśl. - W nocy przeprowadził kolejny napad.
- Kolejny? - Jęknęłam - Gdzie?
- Sama zobacz - Rhodley sięgnął po pilot i włączył telewizor. Na telewizorze pojawiła się mówiąca z przejściem reporterka. Za nią widać było szpital.
- Za chwilę mamy nadzieję dowiedzieć się więcej na temat ofiar wybuchu Teatru Chińskiego, kolejnego ataku przeprowadzonego przez Mandaryna. Czekamy na Tony'ego Starka, być może powie nam coś więcej na temat zamachu..... - A więc o ten wybuch chodziło Tony'emu. Właśnie wtedy oberwał Happy....
Ze szpitala wyszedł Stark. Tłum natychmiast na niego natarł, ale on skutecznie ich ignorował brnąc w stronę samochodu. Kiedy otworzył drzwi ktoś jednak zadał kluczowe pytanie.
- Kiedy ktoś w końcu zabije tego faceta? - Tony powili odwrócił się patrząc prosto w kamerę.
- Tego chcesz? - zapytał zakładając ręce na piersi. Z łatwością mogłam sobie wyobrazić jego twarde spojrzenie ukryte za szkłami okularów - Zastanawiałem się czego życzysz Mandrynowi.... Teraz już wiem. Przekaż mu tylko jedno: Tony Stark się ciebie nie boi. Jesteś tchórzem. Dlatego postanowiłem, że musisz umrzeć. Zgłoszę się po ciało. - odparł zdejmując okulary, a ja przybyłam sobie mentalnego facepalma. On się nigdy nie powstrzyma....- Nie interesuje mnie polityka, tylko zemsta. Nie bój się Pentagonu, tylko mnie. Gdybyś mnie szukał, tchórzu, to podaje adres. 10880 Malibu Point 50256. Drzwi będą otwarte - w tym momencie wsiadł do samochodu i odjechał. Schowałam twarz w dłoniach i jęknęłam. Po chwili wstałam i ruszyłam w stronę schodów.
- Co za debil! - krzyknęłam wściekła wchodząc na pierwszy schodek.
- A ty gdzie? - zapytał James ze zdziwieniem.
- Jak to gdzie? Spakować walizki! Wyjeżdżamy! Przecież to skrajnie nieodpowiedzialne, żeby podawać adres terroryście! - wpadłam do sypialni i wyjęłam z garderoby największą torbę, jaką znalazłam. Szybko zaczęłam pakować do niej zawartość szafy. Na dole usłyszałam jak otwiera się garaż, lecz to zignorowałam.
- Jessie, gdzie jesteś? - usłyszałam głos Starka. Sądząc po charakterystycznym skrzypieniu, był w zbroi.
- Jesteś idiotą! - odkrzyknęłam przesuwając pierwszą w pełni zapakowaną torbę na bok i sięgając po kolejną. - I nie mów na mnie Jessie! - dodałam po chwili. Nie usłyszałam odpowiedzi. Zamiast tego rozległ się dzwonek do drzwi. Tony najwyraźniej otworzył, bo słychać było echo rozmów.
Chwyciłam obydwa bagaże i zrzuciłam je na niższe piętro.
- Tony, kto to? - zapytałam schodząc po schodach. Tuż obok Starka stała niska brunetka, która obrzucała go wściekłym spojrzeniem.
- A, to Maya Hansen, botanik. Spotkaliśmy się... Kiedy to było? Sylwester w 1999, nie? - Tony zwrócił się bezpośrednio do skrępowanej kobiety.
- Spodziewałam się wiele, ale twoich byłych dziewczyn jeszcze tu nie widziałam - odparłam zakładając ręce na piersiach.
- To była tylko jedna noc - wyjaśniła pospiesznie.
- Ale za to jaka - skomentował Tony z tym swoim uśmieszkiem. Uniosłam wyzywająco brwi zaplatając ręce na piersiach, ale nic nie powiedziałam. Nie znalazłam odpowiednich słów, które wystarczająco wyraziłyby moje odczucia odnośnie stwierdzenia, jak udana była tamta noc. - Chociaż wczoraj było lepie... - przerwał widząc moje spojrzenie. Odchrząknął i spojrzał na torby ze zdziwieniem. - Skarbie, po co to?
- No, nie wiem - odparłam sarkastycznie - Może te zapakowane po brzegi bagaże przydadzą się nam gdy wyjedziemy? Bo wyjeżdżamy, i to dzięki twojemu genialnemu pomysłowi na podanie naszego adresu mediom tuż po wygłoszeniu mowy motywującej do zaatakowania naszego domu! - uniosłam ręce do góry w geście irytacji.
- To doskonały pomysł -poparła od razu Maya - Wyjeżdżajcie jak najdalej stąd.
- Bzdura! - prychnął Tony - Zostaw te torby - dodał widząc jak do nich podchodzę.
- To normalne zachowanie! - zaoponowałam - Musimy się jak najszybciej zmywać! Przed domem już stoi tłum reporterów, więc co będzie jak Mandaryn odpowie?
- Tutaj mogę cię chronić!
- Jakbyś nie zauważył, mam super moce i jestem agentką Tarczy na ósmym poziomie, więc sobie poradzę!
Naszą wymianę zdań przerwała Maya wskazując palcem na ogromnego królika, który stał przy schodach.
- To waszym zdaniem też jest normalne?
- Tak, to jest CAŁKOWICIE normalne! - odpowiedział jej Tony - To tylko królik!
- Ogromny królik - uzupełniłam.
- Przyznaj, że ładny -dodał Stark. Spojrzałam na pluszaka krytycznie.
- Ma specyficzną urodę - stwierdziłam.
- Naprawdę?
-Tak!
- Bo widzisz, moim zdaniem....
- Stark? - Hansen najwyraźniej próbowała coś powiedzieć, ale nie zwróciliśmy na to szczególnej uwagi.
- To twoje zdanie, moje jest inne!
- Dlaczego nie możesz choć raz się ze mną zgodzić....
- Hej!
- Jak to "choć raz"? Przecież zgadzałam się z tobą wcześniej!
- STARK!
- No co?! - zapytaliśmy w tym samym czasie w końcu zwracając na nią uwagę.
- Myślę, że powinniście to zobaczyć... - wskazała na telewizor, gdzie wyświetlano ujęcie na nasz dom. Według kamer w bardzo szybkim tempie zbliżał się do nas pocisk.
Jak jeden mąż odwróciliśmy się w stronę okna. W tym samym momencie bomba dotarła do celu.
Z ogromną siłą zostaliśmy odrzuceni do tyłu. Jak w zwolnionym tempie widziałam, jak Tony wykonuje niezidentyfikowany ruch rękoma, a moje ciało kawałek po kawałku pokrywa zbroja. Jako ostatnia na mojej twarzy pojawiła się maska. W tym samym momencie uderzyliśmy w ścianę. Spadłam na podłogę pod ciężarem metalu.
Rozejrzałam się szybko. Maya leżała nieprzytomna kawałek dalej. Stark już się podnosił, również badając sytuację. Wtedy sufit tuż nad nim zaczął pękać. Szybko skierowałam w tamtą stronę dłonie. Nic się nie stało. Fioletowa poświata, która zawsze pojawiała się gdy używałam mocy tym razem nie była widoczna. Spróbowałam jeszcze raz. I znowu nic.
Najwyraźniej w tej przeklętej zbroi nie uwzględniono użycia nadprzyrodzonych zdolności.
Z braku innego rozwiązania przykryłam Tony'ego własnym ciałem, tym samym przyjmując uderzenie na siebie. Maska uchyliła się.
- Dlaczego nałożyłeś na mnie tę zbroję? Przecież doskonale wiesz, że poradziłabym sobie sama! - zapytałam z wyrzutem.
- Nie zareagowałabyś na czas - odpowiedział - Wiesz co? Wyjeżdżamy.
- Och, szybki jesteś!
Ledwo zdążyliśmy podnieść się z ziemi, kiedy w budynek uderzyły kolejne pociski. Ja utrzymałam równowagę, lecz Tony nie miał tyle szczęścia - odrzuciło go aż na kanapę. Nie zdążyłam nawet na to zareagować, bo on już się podniósł i biegł w moją stronę.
- Idź! Będę tuż za tobą! - krzyknął.
- A zdejmiesz ze mnie tę zbroję?
- Idź, i nie marudź!
Przewróciłam oczami, ale bez gadania ruszyłam przed siebie co chwilę sprawdzając czy Stark aby na pewno jest za mną. Lecz los chyba nie życzył nam dobrze, bo ledwo zrobiłam krok, kiedy podłoga za mną się zapadła oddzielając tym samym od Tony'ego. Moja głowa natychmiast odwróciła się w jego stronę.
- Bierz ją i leć - powiedział, patrząc na mnie i jednocześnie cofając się o krok. Otworzyłam usta chcąc się sprzeciwić, ale niemal natychmiast mi przerwał - Nie czekaj, idź!
Przygryzłam wargę patrząc na niego jeszcze chwilę, po czym szybko podeszłam do Hansen. Pomogłam jej wstać i narzucić rękę na moje ramię, po czym skierowałyśmy się w stronę wyjścia. Drzwi były jednak zawalone. Nie było innej opcji - musiałyśmy wydostać się oknem. Rozprostowałam palce, chcąc uruchomić silniki, aby się unieść, ale to nie było takie łatwe. W końcu zirytowałam się nie na żarty.
- JARVIS, DO JASNEJ CHOLERY, URUCHOM TO GÓWNO! - krzyknęłam, na co zbroja od razu zareagowała włączając silniki. Wyleciałyśmy przez okno i dosyć boleśnie wylądowałyśmy przed domem.
- Jeżeli dobrze zrozumiałem, przez "gówno" miała pani namyśli silniki odrzutowe, tak? - usłyszałam uprzejmy głos Jarvisa.
- Tak. Dzięki - burknęłam podnosząc się z ziemi. - Czy mógłbyś uwolnić mnie z tej metalowej....
Jak na zawołanie kawałki zbroi zaczęły się ode mnie odczepiać i lecieć w stronę domu. Ledwo ostatnia część znikła, jeden z helikopterów krążących wokół budynku opadł do wody. Już miałam wziąć uspokajający oddech, bo Tony miał zbroję, przez co czułam się pewniej, kiedy kolejna maszyna wybuchła tym razem wpadając na budynek, który natychmiast zaczął się walić. Trzeci helikopter nie ułatwiał sprawy; wręcz przeciwnie - wystrzelił kolejne pociski.
Widząc to zerwałam się do biegu. Bez problemu dostałam się do urwiska, gdzie pod wodą znikały fragmenty ścian. Nigdzie nie widziałam czerwono - złotej zbroi....
- Tony! - zawołałam, lecz odpowiedział mi tylko huk fal i odgłos odlatującej z miejsca wypadku maszyny. Wzięłam drżący oddech próbując powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
Straciłam go.
Straciłam go bezpowrotnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top