1. Misja jak każda inna.
- Agentki Jessica i Alice Carter proszone są do gabinetu dyrektora - przez głośniki wydobył się męski głos, przez co westchnęłam. To tyle, jeżeli chodzi o tygodniową przerwę od misji. Przeczesałam swoje fioletowe kosmyki palcami i natychmiast skierowałam swoje kroki do gabinetu Fury'ego po drodze zgarniając Alice z jej pokoju.
- Wiesz co to może być za zadanie? - spytała. Zmarszczyłam brwi, patrząc na nią z niechęcią.
- Pewnie coś równie beznadziejnego jak ten przeklęty Budapeszt - mruknęłam, na co moja siostra zachichotała.
Blisko rok temu dostaliśmy misję zdobycia czarnej walizki, ukrytej w położonej przy Budapeszcie bazie jednej z organizacji terrorystycznych, z którą Tarcza męczy się już od dłuższego czasu. Ja, Alice, Clint Barton i Natasza Romanoff byliśmy zmuszeni przedzierać się przez rzeszę wojska tylko po to, by odzyskać małą skrzyneczkę, w której było co? Przełamany na pół nieśmiertelnik z wyrytym na nim imieniem Carol, jakieś zdjęcie i przedpotopowy komunikator. Każdy z nas był wyczerpany i poważnie zraniony. Wróciliśmy do bazy i postawiliśmy przed szefem walizkę, na co Nick, zirytowanym głosem powiedział tylko krótkie: "Dłużej się nie dało?". Dawno nie miałam takiej ochoty kogoś zamordować. Alice i Clinta niezwykle to bawiło. Mi jakoś nie było do śmiechu.
Ledwo powstrzymałam się od przewrócenia oczami, kiedy mijający nas agenci przyglądali się nam niczym bogom i cały czas szeptali coś między sobą. Do tego robili to na tyle głośno, że bez problemu wychwyciłam z ich wywodów słowa Hydra, niebezpieczny, czy bardzo młode. No dobra, rozumiem, że osiągnęłyśmy bardzo wiele mimo młodego wieku, jesteśmy jednymi z najlepszych i tak dalej, ale... No kurde. Siedzimy w tym gównie już od piętnastu lat! Tyle czasu chyba wystarczy, żeby się przyzwyczaić!
Niedługo później dotarłyśmy w końcu do gabinetu Fury'ego. Nie kłopocząc się pukaniem, po prostu otworzyłam drzwi, na co dyrektor obdarzył mnie tym słynnym, chłodnym spojrzeniem.
- Jak się masz, Nicky? Wymyśliłeś dla nas coś ciekawego? - uśmiechnęłam się szeroko, widząc niezadowolenie pojawiające się na twarzy Fury'ego, kiedy usłyszał zdrobnienie swojego imienia, po czym usiadłam na fotelu przy biurku, kładąc na nim nogi odziane w czarne, wysokie buty. Jednooki tylko zerknął na nie z ukosa, wykrzywił twarz jeszcze bardziej, po czym westchnął z rezygnacją, kręcąc przy tym głową. Zrobiwszy to, jak gdyby nigdy nic, wrócił do pisania, kompletnie mnie zlewając. Zacisnęłam zęby, czując jak ogarnia mnie irytacja. Spryciarz, dobrze wiedział jak się odegrać. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie znoszę, kiedy mnie się ignoruje.
- Mam dla was misję. - odparł po pięciu minutach - Jessica... - podniosłam głowę słysząc swoje imię. Rzadko się zdarzało, że nie mówił do nas po nazwisku, ale teraz był do tego zmuszony wiedząc, że obydwie byśmy zareagowały i przekręciły to wszystko w żart - Musisz jak najwięcej dowiedzieć się o osobie, którą chcielibyśmy zwerbować. Uzbrojenie, umiejętności, kwalifikacje... Wszystko. Mam zamiar wcielić go do projektu Avengers, więc potrzebne mi są informacje.
Zmarszczyłam brwi. Zadanie nie było trudne - tak naprawdę, wystarczyło jedynie tam być, jednak skoro ta osoba ma coś wspólnego z Avengers, to muszę się naprawdę dobrze do tego przyłożyć.
- No dobra. Powiedz mi tylko o kogo chodzi - odparłam, zdejmując nogi z biurka i opierając się o nie łokciami. Fury spojrzał na mnie spod uniesionej brwi, a kącik ust zadrgał mu niebezpiecznie. Cholera, znałam tę minę. Oznaczała zazwyczaj informację, która zdecydowanie mi się nie spodoba.
- Tony Stark - odparł beztrosko Nick. Na początku nie zareagowałam. Po prostu patrzyłam na niego tępo, jakby próbując przyjąć to do wiadomości.
-Tony Stark - powtórzyłam wolno, na co mój mózg jakby odżył i ponownie byłam w stanie myśleć.
Kim on był? Wątpiłam w to, że istniała jakaś osoba, która by go nie znała. Ja sama mogłam o nim powiedzieć całkiem sporo. Ograniczę się jednak do czterech najlepiej opisujących go określeń: milioner, kobieciarz, geniusz i, przede wszystkim, Iron Man. Twórca zbroi, dzięki której był w stanie walczyć za innych... Dzięki której mógł stać się kimś więcej niż wynalazcą.
Ta. Już widzę, jak z ochotą opowiada mi każdy szczegół o swoim największym skarbie.
Przeniosłam swój pełen niedowierzania wzrok na Nicka, który patrzył na mnie z oczekiwaniem. Widząc, że on naprawdę myśli, że wykonanie tego zadania jest możliwe, zaśmiałam się, kręcąc głową.
- Nicky, może i jestem jedną z twoich najlepszych agentek, ale nie cudotwórcą - odparłam, na co pochylił się, patrząc na mnie z powagą.
- Wykonywałaś już trudniejsze zadania.
- Zdajesz sobie sprawę, czego ode mnie oczekujesz? Ten pancerz z pewnością jest dla niego czymś wyjątkowym. Nie jestem pewna czy pozwoliłby mi go dotknąć, nie mówiąc już o opowiedzeniu ze szczegółami o jego uzbrojeniu!
Naprawdę, spodziewałam się wiele. Pełnego zawodu spojrzenia, westchnienia, chłodnego rozkazu. Ale Fury po prostu się zaśmiał.
- Owszem, pierwsza lepsza osoba nie miałaby szans na wydobycie takich informacji. Ale ty... - tu wskazał na mnie palcem, jednocześnie otwierając cienką teczkę z papierami - Ty nie będziesz pierwszą lepszą osobą.
Uniosłam brew, patrząc na niego z pewnym zainteresowaniem.
- Wiesz, dalej nie widzę tu żadnego sensu.
Dyrektor westchnął, przewracając oczami i rzucając mi teczkę pod nos.
- Sekretarka Starka poszukuje osoby do pomocy. Coś w rodzaju asystentki, która pomoże jej w ogarnianiu firmy i spełnianiu zachcianek naszego geniusza. Jessica Boones z chęcią odpowiedziała na propozycję. Jutro, o dziewiętnastej trzydzieści, ma rozmowę o pracę.
Posłałam mu długie spojrzenie, po czym wolno przeniosłam wzrok na leżące obok papiery. Szybko przeczytałam najważniejsze informacje na temat kobiety, w którą miałam się wcielić, po czym uniosłam brwi.
- Byłeś zbyt leniwy, żeby nie zmieniać nic prócz mojego nazwiska i części życiorysu, czy po prostu miałeś taki kaprys?
- Czasami nie potrzeba dużych zmian, żeby zmienić tożsamość - odpowiedział Fury, opierając się o zagłówek fotela - To będzie jedna z dłuższych misji. Musisz zdobyć jego zaufanie, żeby dowiedzieć się wszystkiego. Zmieniłem tylko to, żebyś czuła się swobodniej w swojej roli.
Patrzyłam na niego w ciszy. Po chwili jednak westchnęłam głęboko i zapytałam:
- Dlaczego to zawsze muszę być ja, co? Dlaczego to ty nie możesz tam iść i powiedzieć: Cześć, jestem dyrektorem Tarczy, opowiedz mi o swojej zbroi, to wtedy przyjmiemy cię do drużyny superbohaterów?
Nick uniósł brew, tylko patrząc na mnie z pewnym rodzajem zażenowania.
- Idź ty się lepiej wyśpij, Carter. I zawołaj... Czy ona zasnęła?
Odwróciłam się przez ramię, a moim oczom ukazała się śpiąca na kanapie Alice. Przewróciłam oczami, po czym bez wahania do niej podeszłam i uderzyłam w ramię.
- Alice, ruszże dupę. - szturchnęłam ją jeszcze raz, ignorując jej jęk protestu.
- Daj mi spokój...
- Carter, ogarnij się! Musimy omówić jedną rzecz - warknął Fury, na co moja siostra zerwała się szybko.
- O... Siemasz szefie. Co tam? - odparła, uśmiechając się niewinnie, na co westchnął.
- Wiesz co masz robić, Jessica. Jutro o wpół do siódmej masz być gotowa do wyjścia.
- Jasne - westchnęłam, po czym bez ociągania się wyszłam z pokoju.
To przecież tylko misja. Misja jak każda inna.
Tylko dlaczego mam wrażenie, że tym razem będzie inaczej?
***
Spokojne. Oddychaj Jess. Przeżyjesz to. Jakoś.
Stałam przed jednym z najbardziej nowoczesnych budynków, jakie kiedykolwiek widziałam. Białe płyty zdobiące ściany od zewnątrz były wręcz nieskazitelnie czyste, okna ukazywały pełne elegancji wnętrze biurowca, a ciemny napis STARK INDUSTRIES lśnił w słońcu. Wypuściłam powietrze z cichym świstem, przypatrując się temu z pewnym zachwytem i niepewnością.
Nie czułam się zbyt swobodnie w obecnej sytuacji. Nie chodziło tu o samo zadanie; nie miałam nic przeciwko wydobywaniu informacji. Chodziło raczej o to, od kogo musiałam je wydobyć.
Anthony Stark... Z osobą tą wiązał się niezbyt przyjemny ciąg skojarzeń. Był synem Howarda Starka, przyjaciela mojej matki. A moja matka... Wspomnienia z nią związane od zawsze były bolesne. Kiedy tylko sobie o tym przypominałam, ogarniały mnie emocje, które odczuwałam te kilkanaście lat temu, kiedy zginęła, nie będąc w stanie obronić nas przed nieprzyjemnymi konsekwencjami związanymi z przynależnością do Tarczy.
Przymknęłam oczy starając się odrzucić od siebie wspomnienie ciemnego bunkru i naukowców wstrzykujących najróżniejsze substancje w moje ciało. Gwałtownie pokręciłam głową, tłumiąc nieprzyjemne myśli.
No już, skup się, Jess. Ogarnij się, jesteś na misji. Nie ważne kogo ona dotyczy.
Rozluźniłam napięte mięśnie, czując się nieco podniesioną na duchu. Po raz ostatni westchnęłam cicho, po czym pewnym ruchem pchnęłam drzwi i weszłam do budynku.
Moim oczom ukazał się ogromny pokój urządzony w niezwykle elegancki sposób. Dominowała tu biel, lecz widoczne były też czarne i złote akcenty. Po moich obydwu stronach stały najróżniejsze krzesła i stoliki, przy których siedzieli ludzie, a tuż przede mną długa lada, za którą siedziała drobna kobieta. Tuż za nią piętrzyły się ogromne schody, a po ich obydwu stronach zauważyłam windy.
Wszędzie panował gwar. Ludzie siedzieli, rozmawiali, chodzili od pomieszczenia do pomieszczenia. Stałam przez chwilę bez ruchu, po prostu przyglądając się temu chaosowi, lecz po chwili ruszyłam w stronę lady, która zapewne pełniła funkcje recepcji.
- Dzień dobry, byłam umówiona na rozmowę kwalifikacyjną - odparłam swobodnie, wcielając się w rolę.
- Na którą godzinę? - kobieta zerknęła na mnie zza grubych szkieł.
- Na dziewiętnastą trzydzieści.
- Ach, tak oczywiście! Panna Boones? - zapytała, na co potaknęłam. - Proszę wejść na najwyższe piętro. Drzwi naprzeciwko schodów. Ktoś powinien już na panią czekać.
Uśmiechnęłam się sztucznie, dziękując krótko, lecz kiedy tylko się odwróciłam przełknęłam ciężko ślinę. Czy aby napewno chciałam się w to mieszać? Zresztą, o czym ja mówię. W tej sprawie nie mam zdania. Mam zadanie do wykonania.
Stanęłam przed czarnymi, zdobionymi drzwiami, czując ogromną niepewność. Po chwili jednak przełamałam się i zapukałam cicho. Słysząc pozwolenie na wejście, po raz ostatni wypuściłam głośno powietrze i chwyciłam za klamkę.
Odwrotu już nie było.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top