32. Jesteś nikim.

Uwaga, uwaga, na dole BARDZO WAŻNA notka odnośnie rozdziałów (oraz tej zwariowanego numeru rozdziału). Jestem pewna, że wam się spodoba ;)

***

Inaczej wyobrażałam sobie Wakandę.

Kiedy wpiszesz to hasło w przeglądarkę, zobaczysz zielone pola i łąki oraz biednych, lecz uśmiechniętych ludzi.

Na statku Clawa nie było ani zielonych pól, ani żadnej uśmiechniętej osoby.

Zajęliśmy swoje pozycje akurat w momencie, w którym Ultron prowadził zadziwiająco swobodną rozmowę z mężczyzną. Zmrużyłam oczy, widząc przyczajonych za robotem bliźniaków, gotowych zaingerować w każdej chwili.

- Och, oto jest! Wibranium, najtwardszy metal świata... to na nim zbuduję mój kościół. - usłyszałam głos Ultrona. Wychyliłam się lekko, aby móc obserwować sytuację zza słupa, za którym stałam, jednocześnie marszcząc lekko brwi. Kościół? Ultron chce stworzyć nową religię czy jak?

Claw posłusznie pokiwał głową.

- Tak, rzeczywiście jest niezwykły... jego wydobycie kosztowało mnie miliardy - dodał sugestywnie. Robot bardzo szybko zrozumiał, o co chodzi mężczyźnie, bo na chwilę przymknął oczy i po chwili oznajmił:

- Masz je już na koncie. Finanse... to takie fascynujące! Jak to mówią: Płać przyjaciołom, płać swoim wrogom, jak cię nie zdradzą, to ci pomogą! - Ultron zaśmiał się, a na twarz Clawa wpłynęło osłupienie. Ja również zmarszczyłam brwi, będąc wręcz pewną, że już gdzieś to słyszałam.

- Stark. - powiedział cicho przestępca, na co robot natychmiast odwrócił się w jego stronę.

- Co? - zapytał groźnie, ale mężczyzna jedynie posłał mu podejrzliwe spojrzenie.

- Tony Stark kiedyś tak powiedział... Do mnie - odpowiedział, na co momentalnie przypomniałam sobie skąd to słyszałam. - Należysz do niego.

- Że jak?! Wcale nie! - warknął robot, łapiąc Clawa za koszulę. Uzbrojony mężczyzna stojący tuż obok niego uniósł pistolet, lecz niemal natychmiast został on opuszczony pod wpływem czerwonej poświaty, która otaczała zarówno jego dłoń, jak i dłoń Wandy Maximoff. Poruszyłam się niespokojnie, niepewna, czy ingerować, lecz nie słysząc sygnału ze strony reszty, nie zareagowałam.

- Ja miałbym być jedną z jego kukiełek?! Ja?! Przyjrzyj się! Wyglądam jak Iron Man?! Stark to syf! - nawet nie zauważyłam, kiedy Ultron uniósł rękę. Ledwo powstrzymałam się przed jakąkolwiek reakcją, kiedy zobaczyłam, jak dłoń Clawa upada na ziemię, a on sam wytrzeszcza oczy ze zdziwienia. - Och, przepraszam...! Do wesela się zagoi... Tylko, wiesz, nie pojmuję... Nie porównuj mnie do Starka! Działa mi to na nerwy... Stark to jest zaraza!

Przestępca stoczył się ze schodów pod wpływem kopnięcia Ultrona w momencie, w którym usłyszałam charakterystyczny odgłos lądowania zbroi na ziemi.

- Oh, młody. Łamiesz tatusiowi serce. - westchnął Tony, na co nie byłam w stanie powstrzymać zadowolonego uśmiechu wpływającego na twarz. Wreszcie zaczyna się robić ciekawie.

- Mówię co myślę - odpowiedział na to robot, przez co miałam wrażenie, jakbym słuchała kłótni dziecka z rodzicem, a nie wrogów.

- Nie pyskuj ojcu. - odparował Thor, co maszyna niemal natychmiast wykorzystała do kontrataku.

- A co, to duże z młotkiem to matka?

- No i po co się odzywałeś? - odparł Tony, kiedy bóg osłupiał słysząc odpowiedź.

- Ah, te żarciki, panie Stark... Fajnie się zrobiło, prawda? Tak... swojsko. Jak za dawnych lat. - niespodziewanie odezwał się Pietro, znacząco spoglądając na leżące nieopodal rakiety. Niemal odrazu wyczułam w tym nawiązanie do czasów, w których Stark Indestries produkowało jeszcze broń.

- Nigdy w życiu tym nie handlowałem - zaprotestował Stark w momencie, w którym Kapitan odparł:

- Możecie jeszcze zniknąć.

- I znikniemy - odpowiedziała dziewczyna, patrząc na niego niczym na naiwne dziecko.

- Wiem, co przeżyliście...

- Ah, Kapitan Ameryka! - odezwał się nagle Ultron, a jego głos był przepełniony pogardą. - Świętobliwy druh drużynowy, anioł stróż w szeregach prewencji... Jako maszyna nie mogę puścić pawia, ale...

- Jeśli chcesz pokoju, to pozwól nam go strzec - przerwał mu Thor, na co przechylił głowę w pobłażliwym geście.

- Pokój i spokój to nie jest to samo.

- Ta. A wibranium to niby po co? - rzucił sarkastycznie Tony, na co robot uśmiechnął się.

- Dobrze, że pytasz, bo nie mogę doczekać się, by przedstawić światu mój diabelski plan. - ledwo dosłyszałam ostatnie słowo w wypowiedzi Ultrona, bo zaraz potem przyciągnął do siebie zbroję Tony'ego zamontowanym w swojej ręce magnesem, by chwilę później wbić Iron Mana w ścianę promieniami z dłoni, tak podobnymi do tych z repulsorów w zbroi jego przeciwnika. Stark niemal natychmiast ruszył w jego kierunku i już po chwili zniknęli z mojego pola widzenia, walcząc tak zaciekle, że nie byłam w stanie nadążyć za ich ruchami.

Roboty, które dotychczas pełniły funkcję ochroniarzy, momentalnie rzuciły się na stojących kawałek dalej Steve'a i Thora, co zmusiło ich do walki. Widziałam, jak Alice wyskakuje zza słupa dosłownie naprzeciwko mnie, i ja również zamierzałam zrobić to samo, lecz powstrzymał mnie przed tym głos dobiegający zza moich pleców:

- Jessica Carter... - odwróciłam się szybko, mrużąc oczy kiedy dostrzegłam stojącą niedaleko Wandę Maximoff. Mimowolnie spięłam mięśnie, widząc lekki uśmieszek na jej twarzy. - Jedna z najlepszych agentek Tarczy, kobieta na tyle sprytna, by wydostać z bazy Hydry już pierwszego dnia... Osoba z bardzo interesującymi zdolnościami, uznawana za niezwykle trudnego do pokonania przeciwnika... Powoli zaczynam wątpić w autentyczność tych informacji.

Nie wiem, czy te słowa miały mnie w jakiś sposób sprowokować do ataku, ale jedyną reakcją, jaką u mnie wywołały, było uniesienie brwi.

- Nie rozumiem, dlaczego kierujecie w naszą stronę tyle jadu. Nigdy wam nic nie zrobiliśmy. - powiedziałam cicho, na co jej twarz wykrzywił pełen złości wyraz.

- Nie? - zapytała wściekle, unosząc ręce, jakby chciała mnie zaatakować. Ja również to zrobiłam, czując napięcie, które zawsze towarzyszyło mi chwilę przed atakiem ze strony wroga. - Ach, no tak. Przecież cierpienie niewinnych osób nie jest czymś, czym mogłaby zainteresować się tak ważna grupa, jaką są Avengersi... - wysyczała, formując w dłoniach kulę i posyłając ją w moim kierunku. Szybko zrobiłam unik, jednocześnie odpierając atak i również posyłając w jej stronę wiązki energii. Maximoff z łatwością ich uniknęła i ruszając w moją stronę szybkim krokiem, posłała kolejne pociski w moją stronę.

Podobna wymiana ciosów trwała dłuższą chwilę. Kiedy kobieta zbliżyła się do mnie na tyle blisko, bym mogła zaatakować ją bezpośrednio, bez dłuższego zastanowienia wykorzystałam swoje umiejętności walki wręcz. Zasada była prosta: jeżeli twój przeciwnik posiada umiejetność podobną do twojej, wykorzystaj inną w taki sposób, by go zaskoczyć. I rzeczywiście. Wanda była zdezorientowana do tego stopnia, że bez problemu mogłam kopnąć ją w brzuch, a następnie zadać parę ciosów w twarz. Dopiero przy czwartym uderzeniu udało jej się chwycić moją dłoń. Odruchowo chciałam uderzyć ją drugą ręką, ale poczułam jak coś unieruchamia ją w powietrzu. Zerknęłam w jej kierunku i byłam bliska głośnego westchnięcia, kiedy zobaczyłam pobłyskującą wokół niej czerwoną poświatę.

A więc tak się bawimy? Nie ma sprawy.

Już po chwili dłoń, którą nie ściskała mojej pięści była unieruchomiona, a jedynym, co obydwie mogłyśmy zrobić, było wpatrywanie się w siebie zabójczo.

- Jak myślisz, jak zareaguje Stark, kiedy zobaczy co zrobiłam osobie, która jest dla niego wszystkim? - zapytała mściwie kobieta, na co mój mózg niemal odrazu wyłapał ważną dla mnie informację. Bliźniaki mają coś do Tony'ego.

- Patrząc na to, że mam więcej zdolności od ciebie, nie będzie musiał martwić się takim sprawami. - odparłam, kompletnie ignorując jej szeroki uśmiech i stwierdzając, że najlepiej będzie zaprezentować jej jedną z moich nadzwyczajnych umiejętności poprzez przepalenie jej dłoni. Dopiero po chwili zorientowałam się, że popełniłam błąd.

Zaledwie sekundę później poczułam, jak coś z ogromną siłą popycha mnie do przodu, przez co zrobiłam niezbyt udany i kompletnie nie planowany przewrót w powietrzu i mocno uderzyłam w ścianę. Jęknęłam cicho, czując ból w miejscu, które natrafiło na twardą nawierzchnię i przeniosłam swój wzrok na Wandę i Pietro, którzy wyglądali na niezwykle zadowolonych z takiego obrotu sprawy. Przez chwilę po prostu przypatrywali mi się we dwójkę, lecz niedługo potem kobieta skinęła na brata, na co ten wycofał się i zniknął za drzwiami pomieszczenia obok. Starając się zapamiętać do którego pokoju wszedł, skupiłam się na dziewczynie, która pochyliła się na tyle, by jej twarz znalazła się na poziomie mojej.

- Jesteś osłabiona - szepnęła z uśmiechem, odsuwając pasmo włosów z mojej twarzy. - Gdybyś była w formie, może miałabyś szansę mnie pokonać, ale teraz... - pokręciła głową, pozwalając wpłynąć pogardzie na twarz.

- Nie wiem, skąd posiadasz takie informacje, ale wiedz, że się myślisz. A co do moich możliwości... Nie wiem jak ty, ale ja odniosłam inne wrażenie co do wyniku naszego starcia. - odparłam pewnie, nie mogąc przestać zastanawiać się skąd ona wiedziała o chwilowym osłabieniu mojego organizmu. Wanda, jakby czytając mi w myślach, uśmiechnęła się szyderczo.

- Może i masz umiejętności podobne do moich, ale nie jesteś odporna na użycie ich na tobie - odparła, przykładając palce do mojej skroni. Nim zdążyłam zareagować, mój obraz na moment zabarwił się na czerwono, by po chwili powrócić do wcześniejszego stanu. Zamrugałam dwukrotnie, a w mojej głowie niemal natychmiast pojawiło się pytanie Co to było?, ale nie skupiłam się na tym zbytnio. Jak najszybciej odtrąciłam dziewczynę, wykorzystując jej chwilowe zdezorientowanie i podniosłam się, patrząc na nią z góry.

- Osłabiona, hm? - rzucałam kpiąco, lecz ku mojemu niezadowoleniu, nie starło to z jej ust zadowolonego uśmieszku. Przewróciłam oczami i nie zastanawiając się dłużej nad powodem jej zachowania, popchnęłam ją na tyle mocno, że uderzyła w ścianę i nie była w stanie wstać. Następnie odwróciłam się od niej i bez wahania weszłam do pokoju, w którym minutę temu zniknął jej brat.

W momencie, w którym przekroczyłam próg pomieszczenia, drzwi zatrzasnęły się za mną z głośnym hukiem. Moja głową momentalnie zwróciła się w tamtym kierunku, lecz wzrok zarejestrował zupełnie inną rzecz. Kiedy rozpoznałam pokój, w którym się znajdowałam, mój oddech znacznie przyspieszył, a ja sama głośno przełknęłam ślinę.

Szare, betonowe ściany były całe we krwi, a na brudnej podłodze zauważyć można było piach i kamienie. Na samym środku sali stało kilka krzeseł, za którymi krążył nie kto inny jak Baron Strucker, cały czas dysząc osobom siedzącym przed nim w karki i posyłając pełne zadowolenia uśmiechy w stronę stojącej kawałek dalej dziewczyny.

Miała ona długie, czarne włosy oraz błękitne, bezpamiętnie oczy. Patrzyła w jeden punkt przed sobą, zupełnie jakby czekając na rozkaz, nie przejmując się krzykami ze strony uwięzionych osób. Mimo, że wyglądała na nie więcej niż dziewiętnaście lat, trzymała w ręku dwa pistolety, a ja bez większego zastanowienia stwierdziłam, że są odbezpieczone, gotowe do wystrzału.

Oddech ugrzązł w gardle, kiedy ją rozpoznałam.

Minęło naprawdę dużo czasu, od kiedy ostatnio widziałam tą tak znajomą sylwetkę na żywo. Przez ostanie dwadzieścia pięć lat widziałam ją co najwyżej na zdjęciach, uśmiechającą się szeroko, albo też mrużącą gniewnie oczy. Teraz, kiedy przeczucie podpowiadało mi najgorsze, miałam wrażenie, że ten widok rani moje serce niczym najostrzejszy nóż.

- Cóż, moja droga Jessico, chyba już możesz się ich pozbyć - dobiegł mnie głos Struckera. Skupiłam wzrok na mojej młodszej wersji, która uniosła broń, podchodząc bliżej więźniów.

- Oczywiście - jej głos był twardy, nie wyrażał ani grama uczuć, współczucia. Dziewczyna uniosła pewnie głowę, a jej wzrok przeniósł się na dwie pierwsze osoby. Moje serce zamarło, a gardło ścisnęło się boleśnie. Wcześniej nie zwracałam najmniejszej uwagi na to, kto jest uwięziony, lecz teraz bez problemu rozpoznałam każdą z tych osób.

Miałam wrażenie, że czas zwolnił, kiedy po kolei przyglądałam się znajomym twarzom Alice, Sharon, Steve'a, Nataszy, Clinta, Thora, Bruce'a i Tony'ego. Widząc, jak ich twarze wykrzywiają grymasy nienawiści skierowanej ku mojej osobie, miałam wrażenie, jakby coś mocno ugodziło mnie w pierś.

Nie... To nie było możliwe...

Lufy pistoletów zostały przystawione do głów moich sióstr. Obydwie drgnęły gwałtownie, a ich wzrok momentalnie przeniosły się na moją twarz, kompletnie ignorując dziewczynę stojącą przed nimi. Obydwie patrzyły na mnie przez chwilę, a następnie skrzywiły się jeszcze bardziej i warknęły:

- Jesteś potworem!

- Nie jesteś już naszą siostrą!

- Nie... - dalszą wypowiedź Alice przerwał huk wystrzałów. Z mojego gardła mimowolnie wyrwał się krzyk, kiedy zobaczyłam ich ciała opadające na ziemię. Łzy mimowolnie popłynęły mi po policzkach, a ja opadłam na podłogę.

Gdzieś z tyłu głowy zaświtała mi myśl, że to wszystko nie może być prawdą. Strucker przecież nie żył, a ja nie miałam już dziewiętnastu lat...

Mój rozum jednak nie dopuszczał do siebie tej informacji, zbyt skupiony na obecnej sytuacji. Czarnowłosa dziewczyna, nie przejmując się zbytnio popełnioną zbrodnią, podeszła do pozostałych Avengers. Wszyscy oprócz Tony'ego, który wbijał bezpamiętne spojrzenie w ścianę, przenieśli na mnie swój pełen nienawiści i wyrzutów wzrok, a z ich gardeł wydobył wściekły syk:

- Zdrajczyni!

- Morderczyni!

- Żadna z ciebie bohaterka!

- Zawsze byłaś dla nas zbędna!

- Nienawidzimy cię!

BUM! BUM! BUM! BUM! BUM!

Podłogę ponownie zabarwiła krew i już tylko na jednym z siedmiu krzeseł siedziała żywa osoba. Miałam wrażenie, jakby ktoś wbił mi sztylet prosto w serce. Poczułam jak braknie mi tchu, a moje ciało zamiera. Dopiero po chwili z mojego gardła wyrwał się nieopanowany szloch.

Nie. To nie możliwe... To nie może być prawda... - powtarzałam sobie w myślach, ale wszystko wyglądało na to, że to dzieje się naprawdę.

W pokoju ponownie rozległy się ciche kroki, na co uniosłam głowę. Dziewczyna stanęła nad Tonym, który podobnie jak wszyscy inni spojrzał na mnie, a nie na swoją morderczynię.

Przez moment wpatrywał się we mnie z pogardą, a po chwili z jego ust wydobył cię pełen kpiny śmiech.

- Naprawdę myślałaś, że coś dla mnie znaczysz? To żałosne! Jest tysiące lepszych od ciebie! Zabawnych, pięknych, inteligentnych. Idealnych. Dla nikogo nie jesteś ważna. Jesteś nikim.

Huk.

Głowa Starka opadła, a ja mimowolnie zawyłam. Czułam się, jakby ktoś chwycił moje serce i zaczął rozrywać je kawałek po kawałeczku. Bolesne słowa ze strony najbliższych mi osób odbijały się echem w mojej głowie, przez co miałam wrażenie, że za chwilę zwariuję...

Jesteś potworem...!
Zdrajczyni!
Nienawidzimy cię!
Nie jesteś ważna.
Żadna z ciebie bohaterka!

Oparłam głowę o ścianę, nawet nie starając się powstrzymać łez. Czy to nie była prawda? Czy nie byłam nieważna, zbędna, żałosna?

Nie. Nie myśl tak.

Od zawsze mówiłam sobie, że jestem osobą, która zna własną wartość. Osobą, która wie, że dla wielu osób jest ważna.

A co, jeżeli nie? Co, jeżeli okłamywałam się przez całe życie?

Nie. To nieprawda...

Jednak każda próba przekonania siebie samej o własnej wartości spełzała na niczym. Duży wpływ miał na to znajomy głos powtarzający w kółko to samo zdanie...

Jesteś nikim.

***

MOI DRODZY, STAŁO SIĘ!

Otóż z racji nieciekawej sytuacji, jaka ma miejsce w naszym kraju i na świecie, stwierdziłam, że ten czas kwarantanny nie może się zmarnować.

Pamiętacie jeszcze tę notkę?

Taaak, to było kawał czasu temu, prawda? Uwaga, moi drodzy, to był MAJ, prawie ROK temu. Miałam zamiar poprawić ten początek w wakacje, ale wszyscy widzimy co z tego wyszło - piękne, całe i równe NIC.

Ale zaraz, zaraz, w końcu piszę teraz do was w jakimś celu, prawda?

Otóż, jak pisałam wcześniej, STAŁO SIĘ. Wykorzystałam „coronaferie" żeby przysiąść i napisać w końcu porządny początek i poprawić nieco rozdziały. Jestem z siebie tak cholernie dumna, że chyba sobie wydrukuję dyplom - w niecałe dwa tygodnie napisałam DWANAŚCIE części i poprawiłam tę książkę. Co prawda, chciałam wyrobić się w tydzień i wstawić w niedzielę, jednak nauczyciele stwierdzili, że z pewnością mi się nudzi i zadali co nieco. Na szczęście udało mi się to poprawić do dzisiejszego dnia, 28 marca - MOICH 15 URODZIN, więc z tej okazji macie ode mnie taki mały prezent. Wszystko jest już wstawione i możecie swobodnie lecieć czytać ;D

Mam jednak do was małą prośbę.

Kiedy będziecie czytali tę książkę ponowne, proszę, pozostawicie po sobie ślad. Nie chodzi mi o gwiazdki, chociaż miło mi, kiedy chociaż po nich widzę wasz entuzjazm, ale o komentarze.

Dlatego więc:

Jeżeli znalazłeś jakiś błąd/literówkę/nieścisłość NAPISZ O TYM.

Jeżeli zaśmiałeś się z jakiejś totalnej głupoty NAPISZ O TYM.

Jeżeli jest ci smutno i myślisz sobie „mój Boże, moje ukochane dzieci się kłócą" NAPISZ O TYM.

Jeżeli stwierdziłeś, że uwielbiasz jakąś postać, czy to kanoniczną czy nie, NAPISZ O TYM.

Jeżeli właśnie w rozdziale pojawia się twoja ukochana postać NAPISZ O TYM.

Jeżeli stwierdziłeś, że autorka tego opowiadania jest psychopatką i należy ją wysłać do psychiatryka, bo wbija igły w palce swojej głównej postaci NAPISZ O TYM.

JEŻELI PO PROSTU CHCESZ SPRAWIĆ MI OGROMNĄ PRZYJEMNOŚĆ I RADOŚĆ NAPISZ KOMENTARZ.

Wiem, że to brzmi jak żebranie, ale nie wiecie jak wielki uśmiech pojawia mi się ja twarzy za każdym razem, jak widzę wasze komentarze. Serio, czasami potrafię przewijać własną książkę i je czytać, żeby poprawić sobie humor.

Jeżeli to was nie przekonuje, przedstawiam wam pewien logiczny ciąg:

Zostawiłeś komentarz -> Widzę wasz odzew.

Widzę was odzew -> Jestem szczęśliwa.

Jestem szczęśliwa -> Przychodzi wena i motywacja.

Przychodzi wena i motywacja -> jest więcej rozdziałów.

Dziękuję, zapraszam do czytania <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top