16. Kłótnia pseudo drużyny.
Przez dobrą godzinę Alice siedziała ze mną i rozmawiała, okazyjnie pozwalając wypłakać się w swoje ramię. Nawet nie spodziewałam się, że to tak bardzo mi pomoże - kiedy się wygadałam poczułam, że jest mi o wiele lżej i nabrałam sił, by w końcu wyjść z pokoju.
Na korytarzach panował wyjątkowy spokój, co sprawiło, że odrazu poczułyśmy się zaniepokojone - nie wiedziałyśmy, co się dzieje, bo za każdym razem, jak ktoś dzwonił, Alice szybko ucinała rozmowę. Szybko ruszyłyśmy w stronę sterowni, wręcz wpadając na Nicka w drzwiach.
- Co się dzieje? - zapytaliśmy naraz, na co spojrzał na nas ponuro.
- Chodźcie za mną. - rzucił, wymijając nas, na co wymieniłyśmy spojrzenia i podążyłyśmy za nim. Chwilę później Fury pchnął drzwi prowadzące do laboratorium, prychając wściekle.
- Co ty wyrabiasz, Stark? - zapytał, gdy tylko przekroczył próg pomieszczenia.
- A widzisz, miałem cię spytać o to samo. - odpowiedział takim samym tonem Tony, opierając się o jeden z blatów i zerkając na mnie szybko, niemal natychmiast odwracając wzrok. Możliwe, że się mylę, ale czy przypadkiem w jego oczach nie zauważyłam skruchy?
- Mieliście szukać Tesseractu, tak? - bardziej powiedział niż zapytał poważnie pirat. Westchnęłam i oparłam się o jedno z biurek, przewidując dłuższą rozmowę i starając się patrzeć na wszystko inne niż stojącego zaledwie kilka metrów dalej Tony'ego.
- I to robimy. - odparł Bruce, spokojnie przekładając długopis z ręki do ręki. - Algorytm jest wprowadzony, szukamy tylko odpowiedniej wiązki. Jak się trafi, podamy położenie z dokładnością do pół mili.
- Odzyskasz swoją kostkę, spokojnie. Spokojnie jak na wojnie. - rzucił Stark, klikając coś na monitorze, na którym nagle pojawił się jakiś plik. - Co to faza 2.0?
Zmarszczyłam brwi, patrząc na Fury'ego z zaskoczeniem. Nie miałam pojęcia o istnieniu takiej fazy.
- Projekt wykorzystania sześcianu jako broni. - odpowiedział na pojawiające się w mojej głowie pytania Steve, przedtem rzucając jedną z broni dawnej Hydry na stół. - Darujcie, ale wasz komputer strasznie się grzebał.
- Chwileczkę! - podniósł głos Fury, kiedy zewsząd dopadły go wyzywające spojrzenia. - Zebraliśmy wszystko, co dotyczy Tesseractu, ale to nie znaczy, że....
- Pozwolisz, że wejdę ci w kłamstwo? - przerwał mu Stark pokazując projekt jednej z rakiet. Zamknęłam oczy wypuszczając spokojnie powietrze.
Gratuluję, Nick, tak właśnie stwarza się sobie wrogów.
- Czyli jednak, myliłem się... Świat ani trochę się nie zmienił. - stwierdził Kapitan, kręcąc z rozczarowaniem głową.
Bruce spojrzał najpierw na Alice, która zabijała Nicka wzrokiem, później na wchodzącą do pomieszczenia razem z Thorem Nat, aż w końcu jego wzrok spoczął na mnie.
- Wiedziałyście o tym? - zapytał. Lekko pokręciłam głową nie otwierając ust, żeby przypadkiem nie wykrzyczeć Fury'emu w twarz, jakim jest idiotą. Romanoff jednak zignorowała pytanie.
- Zmuszona jestem prosić abyś natychmiast się oddalił. - odparła, na co Banner zaśmiał się.
- Wiesz, mieszkam w Kalkucie, oddaliłem się jak mogłem. - rzucił kąśliwie, przez co Nat zmrużyła oczy.
- Loki tobą manipuluje. - odpowiedziała, a Bruce uniósł brew w kpiącym geście.
- A jak mam nazwać to, co wy robicie?
- Nie przyjechałeś tu dla moich pięknych oczu....
- ... i nie wyjadę tylko dlatego, że strzeliłaś focha! - przerwał jej Banner, podnosząc głos. - Mam takie pytanie: czemu Tarcza wykorzystuje Tesseract do budowy broni masowego rażenia?
- Jego zapytaj! - dyrektor wskazał na Thora, na co nawet moje brwi wystrzeliły w górę. Naprawdę? Thora? Wątpię, czy zdołałby odpowiedzieć na pytanie typu ile to dwa plus dwa, nie wspominając o tym zadanym przez doktora.
- Mnie? - zapytał asgardczyk ze zdziwioną miną, co stanowiło dla mnie potwierdzenie wcześniejszego stwierdzenia.
- Rok temu wpadli do nas goście z innej planety na małą ustawkę i zniszczyli przy okazji małe miasto. Dowiedzieliśmy się, że w kosmosie jest życie, i że jest ono lepiej, totalnie lepiej uzbrojone.... - zaczął mówić Fury, lecz Thor mu przerwał.
- Mój lud chce żyć w pokoju z waszą planetą!
- Ale nie jesteście jedyni w galaktyce! Zresztą są też zagrożenia lokalne. Powoli przestajemy ogarniać nawet tę planetkę. Ludzi nie upilnujesz....
- Ani ludzi ani sześcianu - wtrącił Steve, na co pokręciłam głową. To wszystko zaczynało wymykać się spod kontroli.
- To wasze badania Tesseractu ściągnęły tutaj Lokiego i jego sojuszników! Wszystkie królestwa uznały je za sygnał, że Ziemia poznała wyższą formę wojny! - zawołał bóg, oskarżycielsko wskazując na Nicka palcem, na co ten zaoponował:
- Zmuszacie nas do niej. Musieliśmy wymyślić coś...
- Wyścig zbrojeń? Nic tak nie łagodzi atmosfery.... - stwierdził Tony. Zamknęłam oczy próbując ignorować ich kłótnię. Mój instynkt podpowiadał mi, że dzieje się tu coś bardzo złego, co nie jet związane z tą głupią sprzeczką.
- A pamiętasz może na czym zrobiłeś majątek, Stark? - odgryzł się Nick, na co Tony z pewnością przewrócił oczami.
- Gdyby dalej produkował broń, to zapewne maczałby w palce w tym... - zaczął Kapitan, lecz Tony mu przerwał, pytając:
- Zaraz, zaraz.... Teraz rozmawiamy o mnie?
- Oczywiście, jak zawsze. - odparł Steve z przekąsem, co rozpoczęło kłótnię. Wszyscy zaczęli się przekrzykiwać i obrażać, lecz ja nie zwróciłam na to uwagi. Skupiłam się na berle, a konkretnie na coraz bardziej świecącym się źródle jego mocy - błękitnym kamieniu tuż przy jego końcu. Zauważyłam też krążący wokół Helikartera samolot, przez co mój niepokój wzrósł.
- No jasne. Złoty chłopiec w złotej zbroi... Ale co zostanie gdy ją zdejmiesz? - dotarły do mnie słowa Steve'a.
- Geniusz, miliarder, playboy, filantrop, a co? - odpowiedział lekko Stark, na co pokręciłam głową. Jesteśmy bliscy walki z kosmitami, a oni się kłócą o takie rzeczy?
- Znałem prostych szeregowców wartych więcej niż ty. Widziałem cię w akcji, walczysz tylko po to, aby dobrze wypaść. Nie umiałbyś się poświęcić dla drużyny.... Położyć się na drutach, aby inni mogli przejść dalej. - chłód tych słów czuć było w powietrzu. Kamień rozbłysł jeszcze bardziej, a na samolocie lecącym w pobliżu dostrzegłam otwierającą się klapę.
- A nie lepiej druty przeciąć? - dotarła do mnie odpowiedź Tony'ego, ale nie zwracałam na to zbytnio uwagi - przymknęłam oczy, próbując dociec, o co w tym wszystkim chodzi.
- Nie przegadasz takiego. - prychnął pod nosem Rogers. - Nie stanowisz może zagrożenia, ale pamiętaj, że nie jesteś prawdziwym bohaterem.
- A kto jest? Ty, tak? Jesteś wynikiem eksperymentów na ludziach... Tyle w tobie bohatera ile zmieściło się do probówki. - otworzyłam oczy orientując się, jak wielkie niebezpieczeństwo nam grozi. Obcy statek latający obok bazy, radość Lokiego, gdy trafił do celi... To wszystko zaczęło składać się w jedną całość.
- Włóż pancerz, wyjaśnimy to sobie. - po tych słowach moje myśli zostały zagłuszone przez śmiech Thora.
- Takie to wszystko małe. Jak wy. - powiedział wręcz z pogardą, co znów wywołało wielką kłótnię. Tymczasem w mojej głowie układanka ułożyła się w całość, a ja zrozumiałam, że za moment Helikarter może zostać zaatakowany.
- Mój Boże... - szepnęłam, a moje oczy rozszerzyły się. - Hej, posłuchajcie... Niebezpieczeństwo... Posłuchajcie mnie, do cholery! - dopiero ostatnie słowa sprawiły, że umilkli patrząc na mnie tak, jakby widzieli mnie pierwszy raz w życiu. - Coś się dzieje.
- Co...? - zapytał Steve ze zdziwieniem, na co uciszyłam go ręką.
- Nat ma rację. Loki manipuluje, i to nie tylko Brucem, ale nami wszystkimi. Rozmawiał z tobą, prawda? - zapytałam Romanoff, na co pokiwała głową ze zmarszczonymi brwiami. - To przecież oczywiste! Zagrał słowami tak, żebyś poleciała do Bruce'a i go zamknęła, wiedział, że Tony najprawdopodobniej go poprze, a ciebie wesprze Tarcza... Nie musiał nawet wychylać nosa z celi, żeby nas skłócić i osłabić. - pokręciłam głową, a każdy wymienił z innymi znaczące spojrzenia. - I do tego wokół nas lata obcy samolot... Czy to nie idealny materiał na atak? - dokończyłam cicho, na co każdy momentalnie się spiął. Jak na potwierdzenie moich słów, z jednego z urządzeń rozległo się gwałtowne pikanie - Tesserct w końcu został znaleziony. Banner natychmiast podbiegł do maszyny, a ja zaraz za nim. Pobladłam gwałtownie, kiedy zobaczyłam obszar, na którym znajdował się sześcian - to samo miejsce w którym znajdowaliśmy się my.
- O mój Boże... - szepnęłam, podnosząc na resztę swoje przerażone spojrzenie. - Miałam rację...
- Co się dzieje? - zapytał wyraźnie zdenerwowany Nick, na co przełknęłam ślinę.
- Oni tu są.
W tym samym momencie statek wybuchł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top