4. Pora iść naprzód

Zaraz po przebudzeniu, poczułem pulsujący ból głowy. No tak, zachciało się pić. Leniwie zwlokłem się z łóżka i usiadłem na jego brzegu. Wziąłem do ręki mały zegarek, stojący na stoliku nocnym i spojrzałem na niego, przecierając oczy wierzchem dłoni. Szósta rano. Szósta.

Cholera!

Zupełnie zapomniałem nastawić sobie wczoraj budzik. Zaraz będzie tu Chris, a ja dopiero co się obudziłem. Muszę pojechać z nim na lotnisko, a jego lot jest za jakiegoś pół godziny. Po prostu cudownie.

- Och, któż to wstał - powiedział Matt, kiedy o mało co się nie zabijając, wpadłem do kuchni. Posłałem mu wrogie spojrzenie patrząc, jak beztrosko pije sobie kawę. Pewnie nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby mnie obudzić. Kiedy już chciałem coś odpowiedzieć, w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Skrzywiłem się lekko i poszedłem otworzyć.

- No chyba sobie żartujesz. - Chris westchnął, opierając się o jedną z walizek. - Czemu nie jesteś jeszcze ubrany? Spóźnię się.

- Przepraszam, zaspałem. Wejdź i napij się czegoś, a ja się szybko ogarnę. - Przepuściłem go w drzwiach i pocałowałem krótko, następnie kierując się w stronę łazienki.

Starałem się robić wszystko najszybciej, jak mogłem, chociaż zdecydowanie wolałbym opóźniać wszystko, by tylko być jak najdłużej z Chrisem. Gdyby spóźnił się na samolot, zostałby w Nowym Jorku. Nie no, kogo ja chcę oszukać. Na pewno obwiniałby mnie o to i po prostu poleciał innego dnia. No, ale to zawsze jeden czy dwa dni więcej w jego towarzystwie.

Wyszedłem z łazienki po dziesięciu minutach i zastałem już stojącego przy drzwiach Chrisa. Sprawdzał coś w telefonie i bawił się palcami jednej ręki. Był zdenerwowany. Z jednej strony to dobrze, bo miałem wrażenie, że mój chłopak wręcz cieszy się ze swojego wyjazdu. A może stresuje się, że spóźni się na samolot i będzie zmuszony zostać ze mną?

No większej głupoty to chyba nie mogłeś wymyślić.

- Taksówka już czeka - oznajmił, podnosząc na mnie wzrok. - Matt, jedziesz z nami?

Chłopak wzruszył ramionami i rzucił krótkie "mogę jechać". Zarzuciłem na siebie bluzę, ubrałem buty i biorąc jedną walizkę Chrisa, zamknąłem drzwi na klucz. Splotłem ze sobą dłoń moją i Chrisa, a kiedy dotarliśmy do żółtej taksówki, otworzyłem przed nim drzwi i schowałem walizki do bagażnika. Podczas podróży praktycznie nie rozmawialiśmy. Matt siedział znudzony i wpatrywał się w okno, tradycyjnie miał na sobie swoje czarne okulary. Chris poruszał nerwowo lewą nogą i ściskał moją rękę, co jakiś czas posyłając mi lekkie, pokrzepiające uśmiechy. Naprawdę czułem się, jakby to był ostatni raz, kiedy go widzę i mam wrażenie, że on myślał tak samo. Nie wyjeżdża na kilka dni, ale na kilka miesięcy, a przez taki okres czasu wszystko może się zdarzyć...

Dotarliśmy na miejsce. Zostało nam jeszcze dziesięć minut do odlotu, ponieważ wystąpiły jakieś problemy techniczne. Tym bardziej zacząłem się denerwować, bo co jeśli coś będzie nie tak z samolotem podczas lotu? Co jeśli...

Dość.

Kiedy nadszedł czas, na lotnisku rozległ się głos jakiejś kobiety, informujący, że pasażerowie mają zajmować miejsca w samolocie lecącym do Londynu. Westchnąłem ciężko, słysząc te słowa i spojrzałem smutno na Chrisa, łapiąc jego obie dłonie. Z twarzy chłopaka, jak zwykle, nie schodził szeroki uśmiech, ale kiedy przyciągnął mnie do siebie i schował twarz w zagłębieniu mojej szyi, poczułem na skórze kilka gorących łez.

- No już, nie mazgaj się tak - szepnąłem, lekko się uśmiechając i pogładziłem go po plecach. Zawsze łatwo się rozklejał.

Chris pociągnął nosem i spojrzał na mnie, przenosząc dłonie na moją twarz i złączając ze sobą nasze usta. Pocałunek był delikatny, pełen uczucia. Chciałem, żeby nigdy się nie kończył, żeby ktoś mnie teraz obudził, bo naprawdę nie potrafiłem sobie wyobrazić funkcjonowania bez Chrisa. Tą wręcz cudowną chwilę przerwał Matt, który stanął obok nas i odchrząknął, chcąc tym zwrócić na siebie naszą uwagę.

- Samolot ci zaraz zwieje, Romeo - zwrócił się do Chrisa i wskazał ruchem głowy, że prawie wszyscy ludzie przekroczyli już drzwi, prowadzące do samolotu.

- Obiecuję, że wrócę - mruknął blondyn, stykając ze sobą nasze głowy. Skinąłem głową i wplotłem dłonie w jego włosy, ponownie go przytulając. Kiedy chłopak odsunął się, uścisnął jeszcze krótko Matta i oddalił się, machając nam. Odwzajemniłem ten gest, tak samo jak Matthew, szeroko się uśmiechając i posyłając blondynowi buziaka.

~*~

Po pożegnaniu Chrisa zadzwoniłem po taksówkę i podczas oczekiwania na nią, poszedłem kupić sobie kawę, której nawet nie zdążyłem wypić po przebudzeniu. Nieważne, że wiedziałem dobrze o tym, że kawa ta i tak będzie straszną lurą - musiałem się napić kawy i koniec.

Siedziałem w pojeździe i w ciszy wpatrywałem się okno, ściskając w dłoni kubek po kawie. Pogoda zapowiadała się na ładną. Świeciło słońce i było dosyć ciepło. Mijaliśmy ulice, na których, jak zwykle, pełno było śpieszących się dokądś ludzi. Zastanawiałem się, czy jest wśród nich ktoś - w tym momencie - bardziej przybity, ode mnie. Z zamyślenia wyrwał mnie zachrypnięty głos, dochodzący z mojej lewej strony.

- Jak... się czujesz? - bąknął Matt, nawet na mnie nie patrząc.

Przeniosłem wzrok z powrotem na okno i wzruszyłem ramionami.

- Bywało lepiej. Ale dzięki, że pytasz.

Naprawdę byłem mu wdzięczny za to, że się zainteresował. Nie wiem, czy zrobił to z troski czy ze zwykłej grzeczności, ale tak czy siak wiem, że zdobycie się na ten gest było dla niego nie lada wyczynem. Doceniam to.

- To dobrze - pokiwał głową. - Ile już właściwie jesteście z Chrisem razem?

Zerknąłem na niego i wbiłem wzrok w swoje dłonie, lekko się uśmiechając, kiedy momentalnie w mojej głowie pojawiły się obrazy początku mojej znajomości z Christopherem.

- Dwa lata - odparłem.

Matt spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.

- Sporo - stwierdził. - Jeśli chcesz, mogę postawić ci dziś piwo.

- Nie mogę. - Pokręciłem głową, krzywiąc się. - Pracuję dziś.

- No mówię. Wpadnę wieczorem, co ty na to?

Podparłem się na łokciu i przyjrzałem się brunetowi z uśmiechem.

- Zapraszasz mnie na piwo do baru, w którym pracuję?

Skinął głową ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy, co wyglądało dość komicznie.

- Cały ty. - Zaśmiałem się. - Niech będzie.

~*~
Około godziny dwudziestej pierwszej, do baru przyszedł Matt. Tak jak zapowiedział, zamówił piwo dla mnie i dla siebie, po czym wyciągnął mnie zza lady, prowadząc w stronę jednego ze stolików.

- Matt, nie powinienem... Przecież pracuję - powiedziałem, robiąc kwaśną minę.

- Nie przesadzaj, Brian sobie poradzi - odparł, posyłając krótki uśmiech w stronę chłopaka. - A teraz wypijmy za Chrisa, żeby jakoś sobie poradził w tym Londynie - dodał, unosząc swoją szklankę.

Uśmiechnąłem się słabo i spuściłem wzrok, bawiąc się swoimi palcami. Kiedy podniosłem na niego wzrok, on postawił z powrotem na stole szklankę z alkoholem i przewrócił oczami.

- Sorry, ale zachowujesz się, jakby umarł - mruknął.

- Po prostu jeszcze nie przyzwyczaiłem się do tego, że go nie ma - odparłem, wzruszając ramionami. - Ale masz rację, napijmy się za niego.

Chłopak uśmiechnął się lekko i skinął głową.

- No i to rozumiem.

~*~
Następnego dnia, załatwiłem sobie w pracy wolne popołudnie i udałem się w stronę posterunku policji. Chciałem ponownie porozmawiać z Marshallem, komendantem, który zajmował się sprawą śmierci moich rodziców. Sprawa ta nadal nie dawała mi spokoju, mimo, że minął już rok. Dlatego też, prowadziłem swoje małe śledztwo, chociaż średnio mi to wychodziło, a Marshall zawsze odprawiał mnie z kwitkiem. Tak pewnie będzie i tym razem, ale nie odpuszczę tego tak łatwo.

- Dobry. - Wszedłem do małego pomieszczenia i przywitałem się z mężczyzną, zajmującym miejsce za wielkim biurkiem.

- Och, Zachary, witaj. - Marshall podniósł na mnie wzrok i zmrużył lekko oczy. Był to wysoki facet w średnim wieku, dosyć dobrze zbudowany. - O co chodzi tym razem?

Zająłem miejsce po drugiej stronie biurka, kiedy polecił mi ruchem ręki, bym usiadł.

- Byłem tu ostatnio dwa miesiące temu i obiecałeś mi wtedy, że jeszcze raz dokładniej przypatrzysz się sprawie moich rodziców - powiedziałem powoli.

- Owszem, tak też zrobiłem, jednak nic nowego nie udało mi się ustalić - odparł, przekopując się przez stertę papierów, spoczywających na biurku.

- No, ale jak to, przecież...

- Zachary - przerwał mi stanowczym głosem i spojrzał na mnie. - Twoich rodziców uśmiercił pociąg w metrze, rozumiesz? Nic więcej się za tym nie kryje, był to wypadek lub, tak jak ci mówiłem wcześniej - samobójstwo.

Na te słowa poderwałem się z miejsca i zgromiłem go spojrzeniem, opierając dłonie na biurku.

- Ale to przecież jakiś absurd! Moi rodzice byli szczęśliwymi ludźmi, niczego im w życiu nie brakowało, dlaczego niby mieliby wspólnie się zabijać?!

- Cóż... O ile mi wiadomo, firma twojego ojca zbliżała się ku upadkowi. Z tego powodu występowały również niesnaski pomiędzy nim, a twoją matką.

Parsknąłem śmiechem i pokręciłem głową. Co on wygaduje, do cholery?

- Niesnaski?! - warknąłem. - Mieliby zabić się z powodu niesnasek?! Marshall, czy ty siebie słyszysz?!

- Uspokój się, chłopcze - zganił mnie i również wstał. - Jeżeli nie było to świadome zakończenie życia, to zwykły wypadek.

- Wypadek? Przypadkiem wpadli pod pociąg?!

Ciemnowłosy mężczyzna westchnął i podszedł do mnie, kładąc mi dłoń na ramieniu. Spojrzał na mnie ze spokojem i powiedział:

- Zachary, minął już rok od tego wydarzenia i naprawdę, powinieneś iść dalej, zająć się swoim życiem, które masz przed sobą i nie nachodzić mnie więcej, na Boga!

Jestem bezsilny.

- Ogromnie ci współczuję, w końcu znałem trochę twoją matkę i również był to dla mnie szok, ale takie rzeczy się zdarzają i powinieneś to zrozumieć, jesteś dorosły...

Dlaczego mówisz to tak spokojnie?

- Proszę... Idź już do domu.

Westchnąłem i skinąłem głową, trochę się uspokajając. Wolnym krokiem skierowałem się w stronę drzwi, jednak moją uwagę przykuła tablica informacyjna. Wysiały na niej wszelakie, jak sądzę ważne, informację i... listy gończe. Właśnie na tym się skupiłem, kiedy zobaczyłem na jednym z nich znajomą mi twarz.

- Marshall? - mruknąłem cicho, nie odrywając wzroku od zdjęcia.

- Tak?

Trzęsącą się dłonią, wskazałem na jeden z listów gończych.

- Kim... jest ten człowiek?

~~~~~~~~~
Sprawdzałam rozdział dość chaotycznie, więc wybaczcie za jakiekolwiek błędy :) pozdrawiam! x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top