15. Powiedz prawdę

W całym moim dotychczasowym życiu zrobiłem pewnie wiele głupstw. Były spowodowane naiwnością, zwykłą głupotą, niedojrzałością czy też chęcią buntu. Sprowadzenie Jesse'a do swojego mieszkania było takim właśnie głupstwem, z którego poniekąd zdawałem sobie sprawę już na początku. Z tym, że tego akurat w ogóle nie żałowałem. Nie żałowałem ani trochę, mimo, że spotkało mnie przez to wiele nieprzyjemności. Do tego wszystkiego nadszedł ten nieprzyjemny moment. Byłem w pełni świadomy, że w końcu to się stanie - poznanie prawdy przez Chrisa było nieuniknione. Kłamstwo zawsze wychodzi na jaw, niezależnie od tego, jak starannie chcemy je ukryć.

- Może tak coś wreszcie powiesz, huh? - warknął oschle Chris.

- N-Nie wiem, co mam ci powiedzieć, Chris...

Blondyn uniósł brwi, patrząc na mnie z niedowierzaniem.

- A więc to nie jest jakiś chory żart? On naprawdę jest ścigany? - dociekał.

Najchętniej skłamałbym, powiedział, że nie mam pojęcia, o co chodzi, a potem zwyczajnie wyszedł. I szczerze rozważałem tą opcję, jednak wiedziałem, że dalsze brnięcie w kłamstwa nie miało najmniejszego sensu. Musiałem powiedzieć prawdę, starając się przeprowadzić rozmowę delikatnie, by Chris aż tak bardzo nie wybuchnął. W odpowiedzi na pytanie blondyna tylko skinąłem niepewnie głową.

- Ja pierdole. - Schował twarz w dłoniach i pokręcił głową. - Nie wierzę... Za co?

- Co?

- Za co go ścigają?! - Chris podniósł na mnie wzrok, który wręcz palił. Jeszcze nigdy nie widziałem go tak wściekłego, a to był dopiero początek.

- Chris... - szepnąłem, kładąc mu dłoń na policzku, którą natychmiast strząsnął.

- Mów natychmiast albo sam dowiem się wszystkiego na własną rękę!

- Dobrze. Już dobrze, powiem. - Uniosłem dłonie, chcąc trochę uspokoić chłopaka. - Jesse jest... był... on... tak jakby zabijał za pieniądze?

Niebieskie oczy Chrisa prawie wyskoczyły mu z orbit. Momentalnie pobladł i przyłożył dłoń do swoich ust. Wyglądał na bardzo zaskoczonego i sparaliżowanego, więc bynajmniej nie spodziewałem się tego, co za chwilę nastąpiło.

- Co, kurwa?! Co robił?! - wrzasnął na całe gardło, wstając. - Od kiedy o tym wiesz? No słucham!

- Ja... nie wiem, od kilku miesięcy. - Wzruszyłem ramionami. - Proszę, usiądź. Wyjaśnię ci wszystko, tylko się nie denerwuj.

- Jak niby mam się nie denerwować?! - Z każdym kolejnym słowem jego głos przybierał na sile. Wyglądał, jakby zaraz miał skoczyć mi do gardła. Nawet ja nie zareagowałem tak histerycznie, gdy dowiedziałem się prawdy! - Powiedz mi, Zach, dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego mnie okłamałeś? Dlaczego, do chuja, nie oddałeś go policji?! On jest niebezpieczny!

- To wcale nie tak. On jest...

- Och, a może on cię do tego zmusił? O, mój Boże, czy on zrobił ci jakąś krzywdę? - zapytał łagodnie i uklęknął przy mnie, kładąc mi dłoń na udzie. Moje brwi powędrowały wysoko do góry na ten gest i nagłą zmianę w zachowaniu blondyna. - Kochanie... Przepraszam, powiedz mi wszystko.

Wszystko? To chyba nie najlepszy pomysł...

- Przede wszystkim - usiądź, Chris - zażądałem, a on natychmiast zajął miejsce przy stole. Odetchnąłem. - Jesse do niczego mnie nie zmusił, rozumiesz?

Przynajmniej nie w ostatnim czasie...

- Wiem, jak to może wyglądać z twoją perspektywy lub kogokolwiek innego, ale wszystko jest w porządku. Mam nad tym kontrolę i pomagam mu z własnej woli. Nie wiem o nim wszystkiego, być może nie znam tych najistotniejszych faktów, ale mieszkam z nim prawie pół roku i trochę go poznałem. Wiem, że wbrew pozorom nie jest złym człowiekiem i nie robił tych wszystkich okrutnych rzeczy, bo tak chciał. On coś ukrywa. Jestem pewien, że przeżył coś, co bardzo go zraniło. - Spojrzałem Chrisowi w oczy i sięgnąłem po jego dłonie. - Okłamywałem cię, to prawda. Robiłem to tylko dlatego, by cię chronić. Jesteś zły, rozumiem to. Jednak ty też musisz to wszystko zrozumieć i nie działać pod wpływem emocji.

- Zach, przecież...

- Jeszcze nie skończyłem - przerwałem mu stanowczo. - To, co teraz z tym wszystkim zrobisz, zależy od ciebie, ale proszę cię, byś nie szedł na policję. Pomyśl o nim, przecież znasz go, jest twoim przyjacielem. Nic się nie zmieniło, to nadal ta sama osoba. Pomyśl też o mnie. Za dużo przeszedłem, żebym teraz miał pozwolić zamknąć go w więzieniu.

Chris nie odpowiadał przez długi czas. Nadal trzymałem jego dłonie, kiedy wpatrywał się w okno z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W końcu westchnął i przymknął powieki, z pod których wypłynęły łzy.

- Chris?

- W porządku. - Pociągnął nosem i uśmiechnął się słabo. - Nie wydam go, ale robię to dla ciebie, nie dla niego.

- To dobrze. Dziękuję ci - powiedziałem, ścierając kciukiem łzy z jego policzka. - Dlaczego płaczesz?

Potrząsnął głową.

- Muszę to wszystko ogarnąć, przespać się z tym. Jestem w szoku. I nie wiem, czy dlatego, że kryjesz zabójcę czy może z powodu twojego braku zaufania do mnie.

- Chris, powiedziałem przecież, że...

- Shhh - wyszeptał, wciąż uśmiechając się w ten dziwny sposób. Podniósł się z miejsca. - Nawet jeśli faktycznie chciałeś mnie chronić, to jesteśmy w związku, wiesz? Powinniśmy przejść przez to razem. Ty po prostu byłeś pewny, że pójdę na policję. Mam rację?

Cóż... właściwie, to tak.

- Oczywiście, że mam. - Westchnął, wycofując się w stronę wyjścia. - Zawiodłeś mnie, Zach. Zawiodłeś na całej linii.

Gdybyś tylko wiedział o wszystkim...

~*~

Sytuacja wydawała się być opanowana. Minęły w sumie trzy tygodnie i emocje zdążyły już opaść. Wszystko było tak, jak powinno być. Chris chyba chciał zapomnieć o wszystkim, bo udawał, że o niczym się nie dowiedział. Nie wypowiadał imienia Jesse'a i znowu był taki, jak zawsze, czyli wiecznie uśmiechnięty. Cieszyło mnie, że jednak można było na nim polegać w tej sprawie. Oczywiście nadal nie widziałem sensu w kontynuowaniu naszego związku, bo to nie o niego się martwiłem, nie dla niego ryzykowałem wszystko i to nie z nim rozmawiałem prawie każdej nocy. Wiedziałem, gdzie znajduje się Jesse, ale nie mogłem do niego jechać i to mnie męczyło. Na razie jednak wystarczało mi, że nadal żył, miał się dobrze i, co najdziwniejsze, mówił znacznie więcej, niż wcześniej.

Nie wiedziałem, ile będzie dalej trwał mój związek z Chrisem, ale nie mogłem zerwać z nim w najbliższym czasie. To złamałoby mu serce. No i wkurzyłby się, a co za tym idzie? Mógłby się zemścić. Co prawda, nigdy nie był mściwy, ale ludzie pod wpływem silnych emocji postępują różnie. Nie mogłem ryzykować. Może byłem cholernym gnojkiem, ale chciałem dobrze. Dla Jesse'a.

O tym, że Chris dowiedział się o wszystkim, powiedziałem Rutherfordowi tego samego wieczora. Jak zareagował? Cóż, był zaskoczony i zdenerwowany. Przez chwilę popadł nawet w lekką panikę.

- Kurwa. Kurwa, kurwa, kurwa. Wiedziałem, że to w końcu nastąpi - mamrotał do telefonu. - Na pewno będzie siedział cicho?

- Tak, na pewno - potwierdziłem.

- Jesteś pewny? Bo wiesz, jakby co, to mogę go trochę postraszyć i...

- Jesse! - zbeształem go.

- No już dobra, dobra. Żartuję tylko, Zacky - zapewnił, śmiejąc się. - Włos twojemu chłopakowi z głowy nie spadnie, nie martw się.

Bardziej martwię się o ciebie.

- Jasne, Jesse.

~*~
Kilka dni później poszedłem do pracy wcześniej niż zwykle. Może było to nieco dziwne, ale nie potrafiłem usiedzieć w domu. Męczyło mnie codzienne udawanie przed Chrisem, że obecna sytuacja odpowiada mi w stu procentach. On chciał chyba, żebym tak po prostu zapomniał o istnieniu Jesse'a, bo przecież skoro go z nami nie było, to nie ma sprawy, prawda? Blondyn nie wiedział, że kontaktowałem się z Rutherfordem i wolałem, żeby tak pozostało. Od dwóch dni nawet nie musiałem się zbytnio trudzić, by to ukryć, bo Jesse nie odbierał moich telefonów, przez co denerwowałem się jeszcze bardziej. A jeśli coś się stało?

- Zach! Od kiedy z ciebie jest taki ranny ptaszek? Zazwyczaj to ja otwieram - powiedział na wejściu Brian, kiedy ja już od godziny stałem za barem.

- Obudziłem się dość wcześnie i nie mogłem zasnąć, więc pomyślałem, że przyjdę. - Wzruszyłem ramionami. - W zasadzie, to myślę, że mógłbym nawet poradzić sobie dziś sam.

- Nie odbieraj mi tej przyjemności spędzania dnia z naszymi ulubionymi, nierozgarniętymi gośćmi - zaśmiał się, zawiązując fartuch na biodrach. - No, pięknisiu, do roboty!

Tak, jak wspomniał Brian, przez cały dzień w barze przewijało się mnóstwo ludzi. Tych normalniejszych oraz tych mniej poukładanych. Nie przeszkadzało mi to, bo mogłem przynajmniej oderwać się od niewygodnych myśli. Chyba po raz pierwsz naprawdę odpocząłem podczas pracy.

Nadszedł wieczór, więc z uśmiechem na ustach udałem się w stronę domu. Mina mi jednak zrzedła na widok Chrisa, który z zatroskaniem przyglądał mi się, oparty o ścianę w korytarzu. Czekał na mnie. O co tym razem chodziło?

~~~~~~~~~~
Cześć wszystkim! Rozdział wyszedł mi kiepsko, wiem, ale mogę Wam obiecać, że w następnym będzie się więcej działo. Będzie to już ostatni rozdział, który dodam za tydzień, a może nawet trochę wcześniej. Mogę też już zdradzić, że zaraz po zakończeniu "Afraid" ruszam z nowym fanfiction, ale na szczegóły przyjdzie jeszcze pora ;)

Kocham! xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top