1. Pierwsze spotkanie
Dzień dłużył mi się niesamowicie, byłem wyczerpany fizycznie i psychicznie. Normalnie odliczałem godziny, minuty i sekundy do dwudziestej drugiej. Gdybym tylko nie miał na głowie spłacania stanowczo za dużego, jak dla mnie, mieszkania, które odziedziczyłem po rodzicach, rzuciłbym pracę w tym barze, który znajduje się w chyba jednej z najbardziej paskudnych dzielnic Manhattanu. Gdybym nie był zmuszony przerwać studiów w połowie drugiego roku, miałbym pewnie teraz o wiele lepsze zajęcie, niż użeranie się z pijanymi, znerwicowanymi nowojorczykami.
- Brian, pomógłbyś panu wyjść, bo chyba już mu starczy? - poprosiłem mojego kolegę z pracy, by wyprowadził jednego z tych klientów, którzy nie znają umiaru w piciu i są później skorzy do awantur. Zawsze, kiedy tacy się trafiają, zwracam się do Brian'a. Świetnie sobie z nimi radzi, a ja po mojej ostatniej takiej interwencji dorobiłem się złamanego nosa i zwichniętej żuchwy, także teraz oddaję takie sprawy w jego ręce. Co ja poradzę, że nie jestem fanem przemocy i kiepsko radzę sobie w bójkach?
- Przypomnij mi jeszcze raz, dlaczego tu pracuję? - zwrócił się do mnie Brian, kiedy wyprowadził tego agresywnego gościa.
- Pewnie z tego samego powodu co ja, czyli z braku kasy - mruknąłem, wycierając po kolei szklanki i odstawiając je na ladę.
- Dlaczego po prostu nie sprzedasz tego mieszkania i nie znajdziesz sobie czegoś mniejszego?
- Sam nie wiem...Jakoś nie potrafię.
- Hm...No to może wynajmij komuś pokój? Miałbyś trochę łatwiej - odparł blondyn, po czym oddalił się w stronę jednego ze stolików.
W sumie nie jest to taki głupi pomysł. Jak mogłem nie wpaść na niego wcześniej? Przydałby się ktoś, z kim mógłbym dzielić koszta. Mieszkanie samemu jest też w jakiś sposób przytłaczające. Tak, zdecydowanie powinienem zacząć kogoś szukać.
~*~
Dwie godziny później, pół godziny przed zamknięciem, do baru wszedł wysoki chłopak, ubrany w czarną skórzaną kurtkę. Moją uwagę przykuły jego włosy, które były w jednej połowie blond, a w drugiej czarne. Rozejrzał się po lokalu, aż dotarł wzrokiem do mnie. Podszedł do lady i wyciągnął z kieszeni parę banknotów.
- Starczy mi to na szkocką i paczkę fajek? - spytał kładąc przede mną pieniądze i zajmując miejsce na krześle.
Skinąłem głową. Postawiłem przed nim szklankę, do której wlałem trunek.
- Jakie te papierosy? - spytałem, spoglądając na półkę za mną.
- Wszystko jedno. - Machnął ręką.
Zgarnąłem z lady pieniądze i podałem mu paczkę papierosów. Poszedłem na moment na zaplecze w poszukiwaniu Brian'a, a kiedy wróciłem, chłopak siedział zamyślony, wpatrując się w telewizor przed nim i wypuszczając co chwilę dym tytoniowy. Zerknąłem na zegarek, stwierdzając, że pora zacząć sprzątać. Ostatni raz przetarłem blat i kiedy odchodziłem, by zająć się resztą baru, Nieznajomy ponownie się odezwał:
- Ej, wiesz może, gdzie mógłbym przenocować lub najlepiej zatrzymać się na dłużej?
Oparłem się dłonią o blat i mimowolnie uśmiechnąłem.
Chłopie, normalnie spadłeś mi z nieba.
~~~~~~~~~~
Wiem, że króciutki rozdział, ale wybaczcie mi to, musiałam zrobić jako taki wstęp. Podejrzewam, że pierwszy rozdział nie jest jakoś szczególnie zachęcający, ale mam nadzieję, że będziecie czytać dalej i opowiadanie Wam się spodoba :D Modlę się, żeby nie zabrakło mi nie pomysłów.
Trzymajcie kciuki, za niedługo pojawi się drugi rozdział, który jest już prawie gotowy! xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top