3. woman

 Była nauczona nie odpowiadać niepytana, dlatego nawet jeśli priorytetem Marylin w szkole okazało się zdobywanie dobrych stopni, zazwyczaj nie wychylała się ze swoimi przemyśleniami przed tłum. Język angielski był wśród uczniów Eastville High traktowany jako udręka dla i tak zmęczonej własną egzystencją młodzieży, zwłaszcza zagadnienia dotyczące literatury. Nie chodziło jednak o sam fakt, że spora większość miała całkowicie gdzieś twórczość Szekspira, albo nie mogła już znieść monotonnego głosu nauczycielki, problemem okazała się męcząca, zaangażowana w lekcję bardziej niż sama anglistka, Bethany Lawrence.

W wielu produkcjach inteligentne dziewczyny są najpierw nieatrakcyjne, później ładnieją, a te które wynoszą wnioski, oddając swoje serce literaturze pięknej, to ciche, skromne, skulone w sobie, niemalże niewidzialne nastolatki, ukrywające się przed światem, jakby w obawie, że ich serca ze szkła jakiś popularny półmózg rzuci o ziemię. Bethany Lawrence może i była oczytana, miała niesamowitą wiedzę nie tyle z zakresu językowego, co historyczną oraz społeczną, ale jej istnienie jawiło się jako niezaprzeczalne potwierdzenie tezy, iż mądrość nie zawsze kroczy ramię w ramię z inteligencją.

Dziewczyna średniego wzrostu, średniej wagi, ale z potężnym biustem, ukrytym pod z reguły czarnymi, za dużymi ubraniami wzbudzała przerażenie. Jej koszulki miały nadruki, które krzyczały na odległość miliona kilometrów: „jestem inna niż wszystkie!", no i praktycznie rzecz ujmując uważała się za wojowniczkę o wolność, każdą taką walkę robiąc o sobie.

Jej wypowiedzi musiały zawierać w sobie jakieś niesztampowe zwroty, zaczytywała się w Goethem, którego także rzecz jasna krytykowała. Na dobrą sprawę... Bethany krytykowała wszystko, tylko po to, aby krytykować.

Dlatego każdy osobiście, w swojej ławce tylko modlił się, by Bethany nie przyszła na zajęcia angielskiego, w dniu gdy pani Michaels oznajmiła, że na tapet wrzuci się najpewniej obraz kobiety w dwudziestoleciu międzywojennym na podstawie Wielkiego Gatsby'ego. Choć realnie... Nikt nie wątpił, iż Bethany będzie gotowa przyjechać nawet na noszach, by wyrazić swoją cenną opinię.

Marylin czasem mimo wszystko była wdzięczna za możliwość poznania Bethany, bo nawet jeśli wiedziała, że jest uznana przez koleżankę, jako gorszy sort z tej plastikowej półki, myśląc nad jej bezsensownymi wypowiedziami, zmuszała się do szukania informacji, tak po prostu, żeby mieć stuprocentową pewność, iż głupoty Lawrence to rzeczywiście głupoty.

Po jej wystąpieniach na lekcjach Marylin doprawdy weryfikowała te informacje i sprawdzała jej „trudne słówka", myśląc czasem, że wyrzuci koleżance błąd logiczny. Jeszcze nie miała okazji, poza tym nie lubiła szarpać własnych nerwów bardziej, niż wymagała tego sytuacja. Nie zmienia to jednak faktu, że taka Bethany Lawrence przyczyniła się do zdobywania przez Harris wiedzy bardziej, aniżeli lata systemowej edukacji.

Bethany zdarzało się też mówić mądrze, co było jednak niesamowicie rzadkie. Gdyby tak przyciąć jej zdania wielokrotnie złożone, stawiając kropki w odpowiednich miejscach... Dałoby się tego słuchać, lecz po kolejnej nocy, z której przespała może dwie godziny, mając na sobie makijaż grubości tynku na ścianie szkoły, kiedy tak siedziała w sali od angielskiego w płaszczu, bo marzła od niewyspania, stukając paznokciami o okładkę Wielkiego Gatsby'ego i tylko usłyszała, jak krzesło Bethany się porusza, aż przeniosła zmęczony wzrok pełny tej nienawiści na Catherine siedzącą obok.

- Lepiej żeby pieprzyła te swoje głupoty, niż żeby Michaels miała spytać którąś z nas - szepnęła Cat na ucho Marylin, a ta wzruszyła ramionami w odpowiedzi.

Jej mózg powoli się przegrzewał skutkiem zmęczenia materiału. Właściwie zmusiła się, by pójść do szkoły tylko z powodu umowy swojej oraz Caluma Hooda, który oczywiście się nie zjawił. Jak na złość. Marylin przysypiała na ręce.

- Zaraz zasnę – mruknęła. – Chociaż nie, Lawrence otworzy buzię i z poirytowania nie zasnę.

Cat zareagowała lekkim uśmiechem.

- A tam, po prostu się wyłącz. – Catherine Stoner zawsze wyglądała, jakby nie do końca była w pomieszczeniu, dlatego dla niej to był bardzo prosty mechanizm.

- Jestem o tyle... - Marylin wskazała swój kciuk i palec wskazujący niemalże złączone ze sobą. – Żeby ją zgasić. – Zmrużywszy oczy poczuła w nich brokat z cienia, więc przetarła kącik.

- Napij się kawy.

- Kawy?

- Nie pijesz kawy przed wyjściem? – Stoner uniosła jedną brew.

- Nie mam czasu, poza tym to niezdrowe.

Jakby cokolwiek co robię było chociaż trochę zdrowe, pomyślała.

I wtedy wsłuchała się w wypowiedź Bethany, gdzieś tak od połowy, słysząc już sens jej słów, nie sam irytujący dźwięk głosu dziewczyny.

- Już na bazie samego cytatu, przytaczam: „To dobrze - powiedziałam - cieszę się, że to dziewczynka i mam nadzieję, że będzie głupia.", można stwierdzić, że postać Daisy nie rozumie istoty kobiecości...

Co za brednie.

Marylin sama rozejrzała się po klasie. Nikt nie zamierzał polemizować. Nikomu się nie chciało, bo to oznaczało podpadnięcie Beth i bycie zmuszonym do godzinnego wyjaśniania, co się miało na myśli, używając konkretnego półsłówka.

To było trochę masochistyczne, ale Marylin nie miała dobrego dnia od bardzo dawna, dlatego oparłszy się o krzesło, uniosła tylko rękę. Sama wtedy nie wiedziała do końca co robi. Catherine spojrzała po koleżance zdezorientowana, a Ashton aż uniósł głowę znad telefonu.

- Tak, Marylin, możesz iść do łazienki – powiedziała masująca skroń pani Michaels.

- Przepraszam, mogę kontynuować? Wolność słowa...

- Właściwie... Chciałam powiedzieć, że... – Harris wstała wcinając się Beth, chyba nieświadoma w pełni, iż mówi co myśli, bo pierwszy raz od dawna była aż tak niewyspana. – Wolność słowa daje prawo do wypowiedzenia opinii, a nie przymus zaznaczania jej na każdym kroku, dziękuję. - Usiadła znów.

Bethany zmierzyła Marylin od góry do dołu, ta natomiast... Nawet na nią nie spojrzała.

Pani Michaels uśmiechnęła się lekko pod nosem.

- Aha, fajnie, szkoda, że nikt inny nie zgłasza się do odpowiedz, czy mogę kontynuować moją wypowiedź? – zapytała oburzona Lawrence.

- Moment, odpowiadasz praktycznie na każdych zajęciach i bardzo to doceniam jako nauczycielka, ale chciałabym dać szansę też innym, jeśli raz na jakiś czas ktoś inny wykaże inicjatywę, Irwin, na litość boską, mam zacząć zbierać komórki do pudełka? - Pani Michaels przetarła twarz, wskazując drugą ręką na Ashtona, jakby udowadniała swoje słowa. Grupa zachichotała, bo wreszcie coś ciekawego zaczęło się dział. - Marylin Harris, zechciałabyś kontynuować wypowiedź Bethany, albo być może przedstawić własny punkt widzenia o lekturze?

Cisza.

- Mar. – Catherine z przepraszającym uśmiechem szturchnęła ramię Marylin, a ta jakby przebudziła się z letargu. - Pytają cię.

- Słucham? Ja... Ja nie czuję się dziś najlepiej. - Oczywiście, że była przygotowana. Zrobiła notatki, zapisała słowa, których powinna użyć, wybrała zgodną z kluczem drogę argumentacji, nie odbiegając za daleko w dygresję.

- Nawet nie na ocenę, Bethany, usiądź, oczywiście dostaniesz punkty za znajomość treści... Marylin? Wystarczy mi twoje zdanie, nawet nie chcę wiedzieć czy znasz bohaterów, po prostu chciałabym, żeby te zajęcia wreszcie mogły być interaktywne.

- Znam. Przeczytałam, to znaczy... – wydukała.

Dziewczyna znów wstała, założyła włosy za uszy, co robiła już odruchowo, a nauczyła się tego, chcąc odsłaniać swoje srebrne kolczyki. Wówczas nie myślała ani o kolczykach, ani o niczym innym niż kartki, które wyciągnęła z podręcznika. Miała ich za dużo, sama gubiła się w swoich kolorowych podkreśleniach, bo jej głowa tak niemiłosiernie pulsowała. Musiała zacząć sypiać, albo naprawdę pić kawę. Przygryzła dolną wargę. Nie mogła się zbłaźnić. Co pomyślałaby jej matka, gdyby zobaczyła, że zatkało ją w tak prostej sytuacji, jak odpowiedź z literatury.

- Może dokończę... Dokończę na początek cytat, który trafnie rozpoczęła mówić... To jest niepoprawne... Przepraszam. – Przełknęła ślinę, wzięła oddech. – Źle złożyłam zdanie, umn...

- Nie stresuj się, to tylko luźne rozpoczęcie burzy mózgów. - Pani Michaels siliła się na uśmiech. Marylin pokiwała prędko głową w odpowiedzi.

Znów wbiła paznokcie w dłoń, którą spuszczała wzdłuż swojego tułowia.

- Fragment, który wyłapałam z wypowiedzi Bethany jest cytatem. I może... Na początek go dokończę: „To najlepsza rzecz dla kobiety na tym świecie, być pięknym głuptaskiem."

- Jak w punkt. - Harris usłyszała szept Bethany do kolegi z ławki. Miała ochotę pokazać jej po prostu środkowy palec, ale powstrzymała się.

- Słowa te padają z ust Daisy Buchanon, mówi o własnej córce. Poprzez całą książkę postać dziecka Daisy pojawia się może z dwa razy. Jest niekoniecznie dokładnie opisana, sama dorosła bohaterka to jedynie skrawek tego, jaką widzi ją Gatsby. I tak naprawdę... Myślę, że Fitzgerald zastosował ten trik celowo. - Marylin spojrzała w dół na kartkę, zgubiła tekst, tym czasem poczuła jak oczy pieką ją, bo osunęła jej się rano szczoteczka z tuszu, a szkła kontaktowe drażniły rogówkę dziewczyny. Może gdyby miała dobry dzień, dyplomatycznie zrezygnowałaby z odpowiedzi? Ale drzemiący umysł Marylin, kazał jej mówić dalej. - Książka nie ma opowiadać tylko o kobietach, owszem, są one niezwykle ważną częścią tego dzieła, jednak Daisy to jakiś szablon, swego rodzaju uogólnienie żeńskiej części społeczeństwa tamtych lat. Wielki Gatsby pozornie opowiada o gorącej miłości Jaya do Daisy, lecz tak naprawdę wątek ten został potraktowany szczątkowo. - Pani Michaels założyła nogę na nogę, obserwując zmieszaną, gestykulującą lekko Marylin. - Fitzgerald opisał najpierw zniszczonych moralnie ludzi omawianego okresu, na podstawie jakiś tam postaci, ukazując czytelnikowi przekrój całej społeczności. A wtedy? Kobieta miała być po prostu ładna i głupia. Tak było jej łatwiej, jak zaznacza Daisy, ale sama jest samolubna, jest intrygantką i pozwala sobie na wyniszczanie innych ludzi. – Przełknęła ślinę. – Źli luzie z reguły muszą być bardziej inteligentni, niż ci dobrzy. Oczywiście mam na myśli zły jako manipulator, prowokator, mąciciel, choćby na przykładzie kłamstwa. Czasem łatwiej mówić prawdę, bo mało kto spamięta te wszystkie oszustwa, prawda? Mało kto jest w stanie przewidzieć ruchy innych do tego stopnia, by móc wiedzieć jakiego fałszu najtrafniej użyć w jakiej sytuacji. – Znów założyła włosy za ucho. – To jest szowinistyczna książka, ale społeczeństwo było i bywa szowinistyczne, więc chyba taka analiza brzmi dość trafnie. Łatwiej jest ładnym ludziom, to dość oczywiste, ale najprościej mają ci ładni i głupi, ponieważ nie zadają pytań i spokojniej śpią.

Marylin wiedziała, że jest ładna. To zawsze powtarzał jej tata, zanim zostawił Ruth. Kazał córce nie zaprzątać sobie ślicznej główki problemami dorosłych, a ona zamiast odpuścić, zastanawiała się – jakie to są te problemy dorosłych? Stojąc przy ławce, po środku sali, Marylin pomyślała, że chciałaby nie musieć się zastanawiać. Być ładna i głupia, wtedy z pewnością dobrze by spała.

- Podobała ci się lektura? – zapytała nagle pani Michaels widząc, że nastolatka się zamyśliła.

Gdyby mogła spakować swoje rzeczy i uciec od tego życia – z pewnością, by to zrobiła. Problem w tym, że Marylin miała wyrzuty sumienia, bo jej życie przecież wydawało się doskonałe i nienaganne, ale czegoś w nim brakowało.

- Tak, bo taki dostojny, ale zniszczony świat brzmi pociągająco, odrywa. Mimo wszystko, w temacie dzisiejszych zajęć, uważam, że obraz kobiety jest obrazem po prostu realnym na tamte standardy, ale myślę, że brzmi również dość aktualnie i uniwersalnie.

- To znaczy? – dociekała nauczycielka.

- Czy jest jakaś epoka, w której kobieta nie ma być ładna? – Marylin uniosła jedną brew, co spowodowało, że poczuła mocne pulsowanie w skroni. – Umn... Przepraszam, mogę jednak pójść do tej ubikacji?

- Może chciałabyś pójść do pielęgniarki?

Pod powiekami Harris pojawiły się łzy, które nie były ani tymi smutki, złości, czy stresu, a wynikały jedynie z założonych na styk, awaryjnych szkieł kontaktowych, dlatego gdy stojąc tak dalej zamrugała parokrotnie, razem z tuszem spłynął również jeden jej kontakt.

- Jest okej, po prostu... - Odrobinę zmartwiona Catherine, podała jej chusteczkę. - Poprawię to, szkła kontaktowe, przepraszam za kłopot...

- Marylin nosi szkła? - zapytała Trish zdezorientowanego Ashtona, który był gotowy pójść za nią, ale pani Michaels go zatrzymała.

- Nie wiem... Mówiła, że nie... - Irwin tylko zmarszczył czoło.

- Czy ktoś jeszcze chciałby coś dodać? – Pani Michaels uniosła dłonie.

- Może to przeczytam. – Calum Hood, którego Marylin wyminęła wychodząc z pomieszczenia, opierał się o framugę drzwi. – Przepraszam za spóźnienie.

- Nie załamuj mnie, Hood. - Nauczycielka wskazała na niego długopisem, dlatego grzecznie zajął poprzednie miejsce Marylin przy Catherine Stoner, unosząc ręce w geście kapitulacji.

Cheerleaderka zmarszczyła nos z niechęcią, ignorując zaczepne mrugnięcie nowego, ławkowego sąsiada.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top