2. she wants somebody to love, to hold her
Włosy mają być nienagannie proste, bądź kręcone, żadnych fal, czy napuszonych półloków. Rzęsy wytuszowane, od czasu do czasu sztucznie przedłużone. Czarna kredka na górną linie wodną. To tylko trochę boli, ale wciąż zagęszcza rzęsy. Konturowanie policzków, brody, czoła, nosa, przede wszystkim tego wielkiego, niszczącego całokształt buzi nosa. Kamuflaż na niedoskonałości, które wcześniej zostały potraktowane wartą setki dolarów pielęgnacją, ponieważ trądzik nie jest estetyczny.
Generalnie to będziemy tolerować wszystko, póki jest estetyczne. Podkład, róż, korektor... Świeży, zdrowy wygląd, aby nikomu nie przyszło na myśl, że zaliczyłaś bezsenną noc! Puder, nie masz prawa się błyszczeć! Ale musisz mieć ten zdrowy, naturalny glow! Godzina tworzenia „delikatnego makijażu", przypominająca przerażającą, psychodeliczną rutynę desperacko zakochanej Cassie z Euphorii.
To teraz fitness – wymachy nogami, przysiady, pompki, marszobieg – masz być chuda, ale nie za chuda, jesteś piękna taka, jaka jesteś, ale proszę bardzo, oto cała seria kompleksów, którymi powiemy ci, że masz się nie przejmować, żebyś uświadomiła sobie, że masz te rzeczy i mogą one być twoimi kompleksami. Nie przejmuj się nimi!
Śniadanie: woda z cytryną – dla cery, płatki, które smakują jak karton z otrębami – dla jelit. Im więcej przeczyszczających składników, tym lepiej. Zjedz lekką sałatkę na obiad, to powinno ci wystarczyć już do końca dnia. Nie smaż swojego kurczaka, najlepszy jest taki na parze, a w ogóle to przejdź na weganizm i zadbaj o planetę, ale nie tak naprawdę, tylko przestań brać plastikową słomkę do kawy mrożonej, żeby mieć dobre zdjęcie na Instagrama.
Pobiegaj jeszcze wieczorem. Dla formy. Ucz się dużo. Matma, matma zawsze jest przyszłością! Musisz wiedzieć coś o społeczeństwie, ekonomia jest teraz na topie, nie znasz swojej historii? Kim więc jesteś?! Zostań buddystką, albo nie, bądź ateistką! Albo deistką. Ale musisz wpierw wiedzieć wszystko o wszystkich religiach, żeby nie wyjść na ignorantkę. Słuchaj dużo muzyki. Najlepiej najmniej znanych zespołów. Ubieraj się jak tak, jak ubierała się twoja mama w młodości, a potem, gdy sama będziesz dorosła, powiemy ci, że ponownie masz ubierać się w ten sposób, choć na przestrzeni tych lat kazaliśmy ci wyrzucić te niemodne ciuchy. Tylko nie kupuj w sieciówkach! Zdecyduj się na odzież używaną, która jest teraz stukrotnie droższa, bo powiedzieliśmy wszystkim, żeby sięgali po odzież używaną.
Śledź wszystko, co jest aktualnie na topie. Powtarzaj frazesy i kiwaj głową. Nie wiesz, że ten celebryta zrobił coś problematycznego?! Masz ty w ogóle jakąś pasję? Tusz ci się pokruszył. Gdzie twój ciemny chleb? Wyszedł? Nie jedz chleba wcale. W ogóle przestań jeść. Rodzina. Masz rodzinę, prawda? Musisz spędzać z nimi czas, angażować się! Puder ci się prześwieca. Zadania do szkoły! Znajomi, chłopak, zainteresowania! Kiedy dodałaś coś na Instagrama? Zjedz wreszcie kolację!
Bądź szczęśliwa sama ze sobą, akceptuj się! Dziesięć kroków do samoakceptacji. Jak być lepszą wersją siebie?! Co robisz źle w swoim życiu? Jak pokochać siebie? Włosy kręcą ci się od wilgoci. Jest dziesiąta, potrzebujesz ośmiu godzin snu! Milionerzy wstają o piątej, aby odnosić sukcesy. Masz nierówne kreski. Nie przejmuj się swoimi hip-dips.
Nieprzyjemny dźwięk budzika przerwał szum w głowie Marylin
Jedno uderzenie, drugie, zegarek spadł. Zachowała go tylko po to, by nie traktować pięścią swojej komórki, ponieważ od razu po przebudzeniu, pierwsze co dziewczyna chciała zrobić, to porządnie walnąć przedmiot kończący jej i tak słaby sen.
- Marylin, spóźnisz się! – Mama krzyknęła.
Pani Harris weszła do pokoju, mamrocząc coś o lenistwie.
Zamroczona nastolatka zwlekła się z łóżka, a po krótkiej toalecie, ułożyła się wzdłuż rozłożonej maty do ćwiczeń.
Jeden brzuszek, drugi brzuszek, trzeci brzuszek.... Kurwa.
Nie klnij, dziewczynkom nie wypada!
Jak mogło mi wyjść na egzaminie siedem, skoro Cat miała dwa i pół?
Może jestem na to za głupia?
Przy kolejnym powtórzeniu ćwiczenia jeszcze przed śniadaniem, Marylin opadła łopatkami na piankową matę i położyła dłonie na twarzy.
Nie wstanę.
- Marylin, co się z tobą dzieje?! Nie jesteś jeszcze gotowa!
- Pięć minut, mamo!
Sypki puder rozpylił się na jej toaletce.
Zacisnęła mocno powieki.
Kolejny budzik, tym razem ten w telefonie rozdzwonił się, informując, że na tym etapie poranka powinna piąty raz przeżuwać drugą porcję owsianki.
Marylin spojrzała w lustro, a widząc, że jest jeszcze niepomalowana i ma podpuchnięte oczy ze zmęczenia, zacisnęła szczękę z całej siły. Oczami wyobraźni widziała, jak rzuca pędzlem w zwierciadło, a ono rozbija się i potrzeba wyglądania nienagannie daje jej spokój, ponieważ nie musi się sama oglądać.
Odsunąwszy siedzenie od toaletki – usiadła przy niej i licząc w głowie do trzech, przemyła buzię płynem micelarnym.
*
Na zewnątrz był całkiem duży ruch, coś dziwnego jak na punkt południe, dlatego przeprawa przez jezdnię okazała się dla dziewczyny dość sporym wyzwaniem. Z kwiecistym szalem na szyi i z rękoma w kieszeniach przebiegła na drugą stronę. Sukces, nic jej nie uderzyło, choć czasem marzyła o innym obrocie spraw. To nie tak, że Marylin nienawidziła swojego życia. Ono po prostu powoli męczyło ją samo w sobie, dlatego kiedy rzuciła drobne na blat, kobieta za ladą posłała jej znajomy uśmiech.
- Nie wygodniej będzie ci kupić po prostu paczkę, Mar? – zapytała Tiffy, to znaczy wybitnie niezachwycona pracą w małym, przyszkolnym sklepie studentka, sprzedająca młodej Harris papierosy od ostatniego pół roku.
Spotykały się co któryś dzień rano, czasem nawet w weekendy, kiedy akurat Tiffy miała swoją zmianę. Marylin była dla niej ewenementem. Niecodziennie spotyka się bowiem idealnie ułożoną dziewczynę, która zamiast po prostu złamać zasady, robi wobec nich tak wielkie halo, że wygląda na podejrzaną o rzeczy, których nie śniło jej się dopuścić.
Marylin kupująca fajki przypominała kogoś, kto w rzeczy samej handluje ciężkimi narkotykami, a do tego bronią, dlatego Tiffy uważała, że jest rozkoszna.
- Nie mam jej gdzie trzymać, ale dzięki. – No tak, ekspedientka usłyszała już raz historię o tym, że Ruth szukając swojej bransoletki, bez pytania przeszukała każdy zakamarek w pokoju nastoletniej córki oraz każdą jej torebkę.
- Dziś zaczynasz później?
- Ehe, korzystam z okazji. – Wziąwszy papieros w dłoń, pożegnały się, więc Marylin ruszyła do schodów pożarowych.
Harris nie paliła często, wróć, nie paliła tak często, jak Calum Hood, który zawracał jej głowę, gdy tylko znalazł ku temu okazję. Tamtego poranka miała chwilę, by pobyć sama ze sobą, ponieważ jako cheerleaderka z przełożonym, porannym treningiem, nie spodziewała się spotkać żadnej z koleżanek, które też to przełożenie dotyczyło, a już tym bardziej innego ucznia, zajętego zajęciami od dziewiątej rano.
Wtedy już się nie dusiła. Po prostu układając różowe, miękkie, dokładnie wypielęgnowane cukrem, miodem i wazeliną usta, zaciągnęła się dymem, który potem raz jeszcze wciągnęła do płuc, by ostatecznie go wypuścić. Opuściła powieki, pozwalając tuszowi rzeczywiście pokruszyć się na policzek. Było południe, czyli miała pół godziny do treningu, na który i tak od jakiegoś tygodnia spóźniała się z niemocy.
Siedząc w zamyśleniu, mimo swojej spekulacji, że znajdzie odrobinę prywatności – usłyszała kroki. Bez słowa rzuciła niedopałek za siebie i spojrzała w telefon, jakby nigdy nic się nie stało. Wtem światło przysłonił jej nikt inny, jak Calum Hood. Marylin przeniosła na niego spojrzenie z dołu.
- Tak?
- Zaczynam się o ciebie martwić, schodzisz na psy. – Wzruszyła tylko ramionami w odpowiedzi. – Nie masz humoru? Znowu jarasz w samotności? – Była trochę w szoku, że to zauważył.
- A ty? Niby po co tu przyszedłeś? Odwal się, okej? - Przesunęła palcem po ekranie. Chłopak wyłącznie spojrzał na jej wyświetlacz. – Czy chcesz definicję słownikową frazy „odwal się", czego w niej nie rozumiesz?
- Mhm... Wiem co tu jest grane... Kompleksy?
- Słucham?
- Nie dobijaj się, złotko, sama w sobie jesteś bardziej estetyczna, niż cała estetyka z tą fajką.
Calum sięgnął po paczkę, ale w środku było coś innego, niż papierosy, tak samo jak wyglądało jeszcze inaczej, niż poprzednio skręcony ręcznie tytoń z domieszką marihuany. Inaczej też pachniało kiedy to odpalił. Coś jak... Wymiociny? Paskudne żarcie? Marylin aż się skrzywiła. Ohyda, pomyślała. Nie spodobała jej się woń, ale kiedy wyciągnął blanta w jej stronę, na moment się nawet zawahała.
- Pojebało cię chyba. Sama sobie załatw.
- Wiesz, że ja naprawdę zadzwonię po policję...
- Nie, bo nie chcesz się nikomu tłumaczyć.
- Calum...
- A zapalisz? – Wzruszyła ramionami. – Serio? – Ponownie dygnęła, choć nie była do końca pewna. – To pomaga kiedy jest chujowo. Obiecuję.
Jeszcze raz wyciągnął do niej dłoń, choć zawahała się znacznie mocniej, niż poprzednio.
- Ja...
- Tak myślałem.
Marylin wstała na równe nogi, poprawiając torebkę na ramieniu. Nie zamierzała brać w tym udziału, bo naprawdę miała dostatecznie wiele problemów z samą sobą, by dźwigać jeszcze kłopoty jakiegoś idioty, który po prostu ją prześladował. Każdy kto mieszkał w Eastville wiedział, że cała rodzina Caluma daje mu powody do bycia niereformowalnym, ale nastolatka nie czuła, aby to była jej walka do wygrania.
*
- Hej, piękna. - Dziewczyna poczuła dotyk silnych dłoni chłopaka na swojej tali, a kiedy ucałował ją w policzek, uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Ash, dobrze, że jesteś. - Obróciwszy się, zarzuciła ręce na jego szyję.
Hollywoodzki obrazek. Ona w niebiesko-biało-żółtym kostiumie cheerleaderki, on w stroju identycznego zabarwienia, jako futbolista. Marylin rzuciła pompony, kiedy obejmowała Ashtona, on uniósł ją, bo był sporo wyższy, tym czasem jej koleżanki aż westchnęły, nie z podziwu, a z zazdrości.
Marylin Harris miała doskonałe życie. Bogatą matkę, uroczą, przyrodnią siostrzyczkę, nienaganną figurę, piękny makijaż, długie, idealne, ciemne włosy, proste, białe zęby, cudowną dykcję, była wysportowana, popularna i taka... Nierealna. Do tego Ashton Irwin. Ten przystojny, zapewne bezpretensjonalnie dobry w łóżku, mądry – kapitan drużyny futbolowej.
Oboje wymuskani, stworzeni dla siebie!
Ashton złożył krótki pocałunek na ustach Marylin, a potem trochę się skrzywił.
- Co to za smak? - Zmarszczył nos.
- Jaki smak?
- Paliłaś papierosa?
- Co? Ja? – Chciała się wybronić.
Irwin pokręcił głową z niedowierzaniem. Marylin nie zdążyła już nic nawet odeprzeć, bo po boisku rozbrzmiał gwizdek. Ashton pobiegł, zostawiając zdezorientowaną dziewczynę po środku zieleni.
Szum w głowie z rana zaczął wracać.
*
- I wtedy ona powiedziała, że w życiu tego nie założy.
- Niemożliwe!
Rozmowa z koleżankami Marylin toczyła się tylko i wyłącznie na temat innych ludzi. Dziewczyn mniej fajnych, albo w mniemaniu Wendy i Trish mniej fajnych. Wyglądały we cztery, ponieważ ciągnęła się jeszcze za nimi regularnie milcząca Catherine Stoner, oczywiście jak z kolejnego kadru reklamy dla młodzieży.
Potem w tej dyskusji pojawili się jacyś aktorzy. Ale nic poza tym. Och, był jeszcze test z matematyki, gdzie wszystkie dostały celującą ocenę.
*
- Dlaczego znowu spóźniłaś się na trening? - Marylin grzebała widelcem w talerzu, przesuwając pomidora po sałacie. Zupełnie wyłączyła myślenie, a jej mózg zdawał się obijać o czaszkę. Migrena wykańczała ją od początku zeszłego tygodnia, dopiero tego dnia przybrała na sile.
- Hm? - Podniósłszy wzrok znad talerza, westchnęła ciężko.
- Wiesz, że jeśli chcesz coś osiągnąć w życiu, musisz ciężko pracować, Marylin.
- Tsa.
- Hej, co się dzieje? Jesteś nieswoja... – Ruth Harris przysunęła sobie krzesło, aby móc z bliska zlustrować córkę.
- Nie wiem, tak jakoś nic mi ostatnio nie wychodzi. – Kobieta uniosła jedną brew, chyba czekała na kontynuację, w końcu jednak żadna z nich nic nie powiedziała.
Były przy stole we dwie, w wielkiej, oświetlonej jadalni z całą serią pustych miejsc.
- Czuję jakbym traciła sens życia? Chyba? Choć nawet nie wiem co nim było. Po prostu brakuje mi koncentracji, nie mogę spać, nie lubię tej całej obłudy, która mnie...
- Wiesz co, skończ gadać głupoty, dobra? Powinnaś się skupić, anie...
- Ale... Mamo...
- Powiedziałam dość, Marylin. Idź przygotować się do snu. – Wstając od stołu, Ruth zabrała talerz sprzed nosa córki.
*
Jasne światło komputera odbijało się w wielkich okularach nastolatki. Jej spięte w niechlujnego koka, kręcone włosy, wychodziły opadając na twarz, a odrapane paznokcie stukały o klawiaturę. Powinna była je pomalować, uczesać się jakoś, by nie potargać fryzury, poza tym...
Oblizując dolną wargę Marylin rozejrzała się po nieposprzątanym pokoju, a potem zerknęła na ekran laptopa. Spotify, wykup premium... Kusiło. Obgryzając skórkę, chciała nacisnąć, ale się rozmyśliła i odłożywszy sprzęt na materac, zaczęła zbierać ubrania z ziemi. Prędko zaplotła dwa warkocze francuskie, decydując się na loki w jutrzejszym dniu. Zrobiła jeszcze maseczkę, poprawiła manicure, wrzuciła odpowiednie książki do torebki...
Jest dobrze, to chwilowy spadek formy, mama ma rację, ja...
Rozsypała notatki, robiąc brzydką plamę na paznokciu. Więc znów wykonała manicure, wcześniej wbijając paznokcie w poduszki palcowe. Koniec końców usiadła z pracą domową, nie chcąc czasem narazić się nauczycielom, choć z reguły i tak nie prosili jej do odpowiedzi, bo była zawsze przygotowana.
Kiedy powtórzyła jednak każdy przedmiot, tak w razie czego, zegar wskazał osądzająco drugą nad ranem. Czyli czekała ją kolejna nieprzespana noc.
Założyła poduszkę na głowę. Liczyła barany.
Moment, w co ja wierzę?
Już sama nie wiedziała, czy może zwrócić się do jakiejś nadnaturalnej istoty, wiec nie chcąc nawet nic manifestować, zasnęła na chwilę. Obudziła się po trzeciej i zaczęła płakać w pościel z bezradności.
Chwyciwszy telefon, wybrała numer Ashtona.
- Marylin? – odebrał po kilku sygnałach.
- Nie mogę spać...
- Och, coś się stało? – Brzmiał bardziej na niezadowolonego, niż rzeczywiście zatroskanego, jednak komuś musiała w końcu wyznać, co leży jej na sercu.
- Ashton, ja naprawdę mam dość...
- Płaczesz?
- Mhm... – Podciągnęła nosem.
- To nie płacz, idź spać, Marylin, rano ci przejdzie.
Dziewczyna rozchyliła usta, by wreszcie coś powiedzieć, krzyknąć na niego, wyżyć się trochę, a potem dotarło do niej, że to i tak nic nie zmieni, bo konwersacje z Ashtonem nigdy nie weszły na żaden głębszy poziom, aniżeli jego krótkie podsumowanie słowami: nie mam zdania na ten temat.
- Okej – szepnęła tylko. - Dobranoc, koch... – On rozłączył, zanim zdążyła nazwać go kochaniem.
Szum w głowie Marylin przybrał postać donośnego krzyku jej podświadomości.
Dlatego ocierając łzy próbowała dalej zająć czymś przebodźcowany mózg. Na nic. Obejrzała kilka Tik-Toków makijażowych, przejrzała Instagram, zerknęła nawet na Facebooka, którego aplikację odinstalowała już dawno, więc została jej wersja przeglądarkowa strony.
Niemal wszyscy znajomi niedostępni...
Chwila...
Marylin rozważała pewną sprawę przez moment, aż wreszcie wybrała okno czatu.
Marylin Harris: Cześć, dobry wieczór, cokolwiek. Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę?
Calum Hood: księżniczka na ziarnku grochu? Nie możesz spać po nocach?
Marylin Harris: Proszę cię o powagę, Calum. Chcę żebyś mi załatwił.
Calum Hood: pojebało?
Marylin Harris: zapłacę jemu i tobie
Marylin Harris: twojemu no wiesz...
Calum Hood: dobra, kurwa, ale nie pisz tego na fejsie na litość boską!
Calum Hood: złapię cię tam gdzie zawsze
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top