Rozdział Trzeci
El wierciła się w łóżku i nie mogła zasnąć. Cholera. Myślałem, że jest tak zmęczona, że zaśnie.
- El, czemu nie śpisz? Nie jesteś zmęczona? - zapytałem i położyłem się obok dziewczynki.
- Jestem - odpowiedziała i przytuliła się do mnie.
- Więc o co chodzi? - zapytałem i pogłaskałem córkę po głowie
- Bo... zgubiłam Pikachu i Michaela Angelo - odpowiedziała ze smutkiem w głosie, a w jej oczkach zebrały się łzy
- Jak to? Gdzie byli ostatnio?
- Na łące - zaszlochała dziewczynka
- Luke na pewno ich wziął i jutro Ci odda. Jestem pewien - dziewczynka spojrzała na mnie i energicznie zamrugała - zaśniesz bez nich?
El pokiwała przecząco główką, a ja westchnąłem i wyjąłem telefon z kieszeni.
' Hej Ash... mógłbyś dać mi numer Luka? Potrzebuje go. TERAZ ' - wysłano
Dziewczynka spojrzała na mnie i przechyliła główkę.
' Mogę Ci dać, a co? Spodobał Ci się? Chcesz się umówić? ;p ' Odpowiedź Ashtona była piękna. Aż się wzruszyłem. Jak on mnie dobrze zna.
' Hahaha. Nie. Prawdopodobnie ma pluszaki El, bez których ona nie zaśnie, więc musi mi je przywieść. Więc jak? '
Po jakimś czasie dostałem od Ashtona SMS'a z numerem Luka. Spojrzałem na El. Myślałem, że może zasnęła i nie będę musiał używać tego numeru. Jednak nie. Mała mnie zawiodła i nie spała, a w jej oczach było coraz więcej strachu, smutku i zmęczenia. Westchnąłem więc głośno.
- El, teraz bądź grzeczna. Tatuś musi zadzwonić do Luka, który przywiezie ci Pikachu i Michaela Angelo, tak? - zapytałem i pogłaskałem dziewczynkę po głowie. El tylko uśmiechnęła się i wtuliła się w moje ramię. Ja wybrałem numer, który przed chwilą zapisałem i czekałem aż blondyn odbierze. Odebrał po trzecim sygnale.
- Halo? - usłyszałem głos w słuchawce. Wyraźnie było słychać, że głos jest łamliwy.
- Hej.. mam pytanie.. - zacząłem
- Kto tam? Nie przyjmę żadnej nagrody, niczego nie kupie ani nigdzie nie przyjdę! - chłopak pociągnął nosem
- To ja... Michael...
- Ah... to ty... skąd masz mój numer?
- Ashton. Tak więc... - kontynuowałem - czy masz może pluszaki Eli? Mała bez nich nie zaśnie, a ja nie dam rady siedzieć przy niej całej nocy.
- Chodzi ci o Pikachu i Michaela Angelo? - znowu pociągnął nosem. Płakał? Dobra... nie moja sprawa.
- Tak, o nich... masz?
- Tak... przywieźć?
- Byłbym wdzięczny.
- Dobrze... dajcie mi trochę czasu - chłopak rozłączył się.
Trochę czasu? Trochę czasu?! Człowieku, ja mam jutro pracę. Nie mogę dać ci trochę czasu. Muszę iść spać żeby być przytomnym!
- Luke odda mi Pikachu i Michaela Angelo? - zapytała cicho dziewczynka
- Tak, skarbie... powiedział, że niedługo będzie - powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej ciepło.
Dziewczynka położyła mi się na brzuchu i zaczęła opowiadać o swoim dniu z Lukiem. Z tego co mówi, to Luke jest dla niej dobry i miły... że jest dla niej jak przyjaciel czy jak brat. To cudowne słyszeć, jak twoje dziecko jest szczęśliwe i kogoś polubiło. Nadal go nie lubię, ale jeśli El dobrze się z nim bawi, to może się nią zajmować częściej... oczywiście jeśli będzie chciał. Spojrzałem na etażerkę stającą obok łóżka, na której leżał wianek, który zrobił Luke. Nie wiem skąd chłopak wie jak to się robi ale wyszło mu to ładnie. Mi by się tak nie udało. Nigdy. Nawet po milionie lekcji. Po prostu by mi nie wyszło. I już.
- I Luke powiedział, że jestem śliczna - powiedziała dziewczynka z uśmiechem... wiedziałem, że coś z nim nie tak. Pewnie pedofil.
- Tak? To dobrze. Bo to prawda - uśmiechnąłem się do niej
- Powiedział, że pewnie po tobie - zaśmiała się
Po mnie? Jest do mnie podobna ale nie jest po mnie śliczna... chyba, że wyglądam jak kobieta... to inna sprawa. Dziewczynka dotknęła kolczyka w mojej brwi i zaczęła się śmiać. Tak z niczego. Śmiała się już.
Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Wstałem razem z El, jednak po chwili położyłem ją z powrotem do łóżka i poprosiłem żeby nie wychodziła z niego do puki nie przyjdę. Zapaliłem jej światło i wyszedłem zostawiając otwarte drzwi.
Zszedłem na dół i otworzyłem drzwi. Przed nimi stał Luke ze spuszczoną głową i rękoma skrzyżowanymi na piersiach. Uniósł wzrok i uśmiechnął się słabo. Miał czerwone oczy, na jego policzkach widać było mokre ślady łez, a jego broda drżała. Przestraszyłem się go. Nie wyglądał dobrze.
- Chcesz wejść? I... może zaparzę ci zielonej herbaty czy melissy. Nie wyglądasz dobrze. - powiedziałem.
- Jeśli mogę... to wejdę... - powiedział cicho
Zamknąłem za nim drzwi, a on zaczął wchodzić na górę
- Ej! Gdzie idziesz?! - krzyknąłem i pobiegłem aby zagrodzić mu drogę.
- Oddać Eli jej...- zaczął
- O nie, mój drogi. Nie pokażesz jej się w takim stanie. Wyglądasz gorzej niż Freddy Krueger po nieudanych operacjach plastycznych robionych przez małpę z zaćmą! Sam jej oddam - powiedziałem, a chłopak dał mi pluszaki Eli.
Położyłem pluszaki obok Eli, która już ledwo patrzyła na oczy. Szybko przytuliła się do nich i uśmiechnęła się, po czym poprosiła abym usiadł obok niej. Usiadłem na materacu, a El usiadła obok mnie i mocno przytuliła mnie swoimi małymi rączkami i pocałowała w policzek, po czym położyła się i ziewnęła.
- Dobranoc księżniczko - powiedziałem i przykryłem ją kołdrą po czym pocałowałem w czoło.
- Dobranoc tatusiu - powiedziała cicho i uśmiechnęła się, a ja zapaliłem jej małą lampkę, która stała na etażerce, po czym wychodząc z pokoju zgasiłem górne światło.
*
Luke siedział obok mnie na kanapie i wpatrywał się w kubek z herbatą. Zachowywał się jak baba, która pokłóciła się z koleżanką. Nie specjalnie wiedziałem co mam zrobić. Nigdy nie byłem w podobnej sytuacji. Gdyby był dziewczyną to bym go przytulił ale teraz to chyba byłoby niezręczne. Nie dla mnie tylko dla niego. Z resztą... i tak go nie lubię. Chociaż... może dla pewności spytam się czy nie potrzebuje przytulenia.. czy czegoś.
- Luke... czy... - zacząłem
- Coś się stało? Nie.. nic poważnego.. - powiedział ocierając kolejną łzę, która spływała po jego policzku. Po chwili jednak spłynęła druga, która wpadła do herbaty w kubku.
Spojrzałem na niego z troską. Trochę jak na zagubione dziecko czy jak na młodszego brata, który popełnił jakiś błąd i został wyśmiany w szkole. Nigdy nie miałem brata, ale traktowałem tak Caluma i Ashtona więc mniej więcej starałem się robić to co robiłem gdy im coś było.
- Na pewno? Nie chcesz o tym pogadać czy coś? - nie chcę o tym słuchać. Przecież nawet go nie lubię. Ale nie chcę żeby takie zombie zajmowało się moim dzieckiem.
- Ja tylko... - zaczął chłopak po czym głośno przełknął ślinę. - ktoś zakończył związek ze mną - powiedział i rozpłakał się jeszcze mocniej - poznał kogoś innego. Podobno lepszego, milszego, bardziej troskliwego i ładniejszego. Tak. Ładniejszy to był główny argument. Nigdy nie uważałem się za kogoś pięknego czy coś... ale... nie ważne... po prostu... byliśmy razem dość długo. A tu puf! I odchodzi. Tak szybko jak przyszedł. Nie lubię tego. Nie lubię być porzucany. Ale może.... może tak już musi być. Może Luke Robert Hemmings musi być sam i już... - słuchałem go i przypatrywałem się mu - Michael...
- Tak? - zapytałem
- Myślisz, że na prawdę jestem taki okropny?
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Nie lubiłem go ale chyba nie jest aż taki zły.
- Myślę, że... myślę że nie
Chłopak uśmiechnął się lekko i spojrzał na mnie swoimi czerwonymi od płaczu oczami.
- A... - powiedział cicho - przytulisz mnie? chyba tego potrzebuję
Westchnąłem i objąłem chłopaka ramieniem, a on oparł głowę o moje ramię. Nie było to przytulenie tylko... objęcie? Chłopak w pewnym momencie przysunął się bliżej i położył dłoń na moim kolanie.
- Luke... co ty robisz? - zapytałem wstając z kanapy
Chłopak nic nie odpowiedział tylko wstał i wyszedł z domu. Było to dziwne... co to w ogóle miało być? Ja rozumiem, że może być smutny i potrzebować wsparcia czy czegoś, ale... bez przesady. To tak jakbym na pierwszym spotkaniu z dziewczyną od razu wpakował się jej do łóżka.
Może i mu współczuję.... ale i tak go nie lubię. I nie polubię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top