Rozdział Pierwszy
- Kurwa mać! - krzyknąłem biegnąc chodnikiem i potrącając tym samym przechodniów. Minęły cztery lata odkąd zajmuję się El, a znowu jej zapomniałem. - El! - krzyknąłem wbiegając do parku, w którym prawdopodobnie ją zostawiłem.
Zatrzymałem się na chwilę żeby złapać oddech. Przetarłem twarz dłońmi i poszedłem w miejsce gdzie ostatni raz ją widziałem. Faktycznie. Była tam. Mała dziewczynka z długimi blond włoskami, które spięte były w dwie krzywe kitki. Obok jej jednak siedział jakiś mężczyzna, który najwyraźniej zainteresował się małą dziewczynką. Zdenerwowałem się i przyspieszyłem. Przestraszyłem się już na dobre kiedy zobaczyłem, że wstaje z ławki i podnosi moją Elę.
- Ej! Panie! Niech pan zostawi moje dziecko! - krzyknąłem i zacząłem biec na co mężczyzna... a raczej chłopak odstawił El na ziemię, która do mnie podbiegła, o mało się nie przewracając. Przytuliłem ją mocno i pocałowałem w czółko po czym podniosłem i spojrzałem na nią surowo - ile razy mówiłem żebyś nie rozmawiała z obcymi? - dziewczynka położyła rączki na bioderkach
- A ile razy mówiłeś, że mnie nie zostawisz? - zapytała, a ja przypomniałem sobie o chłopaku, który stał i przyglądał się całej sytuacji. Posadziłem El na ławce i podszedłem bliżej chłopaka.
- Czego od niej chciałeś? - spytałem ostro - jesteś jakimś pedofilem, czy jak? - spytałem po czym go popchnąłem, a on podniósł ręce w geście poddania się
- Tato, zostaw Luka. Luke jest miły - powiedziała El i spojrzała na mnie swoimi dużymi zielonymi oczkami
- Każdy pedofil jest miły... do czasu - mruknąłem
- a kto pe... - zaczęła
- Kiedyś ci powiem
- Zawsze tak mówisz!
- Zauważyłem małe dziecko, które jest samo. Bez opieki. Jakoś zareagowałem - chłopak w końcu się odezwał. - siedziała tu sama więc podszedłem... zostawiłeś małe czteroletnie dziecko, na więcej niż godzina, czy jesteś normalny?
- Nie przypominam sobie żebyśmy...
- Tato! Do domu! - krzyknęła dziewczyna schodząc z ławki i ciągnąc mnie za nogawkę
- Ela, nie teraz, teraz odbywam konwersacje z panem - powiedziałem najspokojniej jak potrafiłem - a Ty - powiedziałem kierując palec na chłopaka - nie dotykaj ani nie patrz więcej na moją córkę, bo... El zasłoń uszka - poprosiłem córeczkę, a ona mnie posłuchała - bo ci grzecznie mówiąc wpierdolę. - powiedziałem i uśmiechnąłem się szeroko.
- To może nie zapominaj o swoim dziecku? Jesteś aż tak nieodpowiedzialny?
- Jesteś aż tak bardzo wkurwiający?
Chwyciłem Elę za rączkę i ruszyłem w stronę wyjścia parku. Ten koleś był wkurwiający. I jeszcze bezczelny. Gnojek. Pewnie sam nie ma dzieci, a się wymądrza. Bo tak jest najlepiej.
*
- Przepraszam księżniczko. To się nie powtórzy - powiedziałem zdejmując Eli buciki po powrocie do domu.
- Zawsze tak mówisz... - powiedziała dziewczynka machając nóżkami
- Ale przepraszam, tak? No właśnie. Chodź, zrobię ci herbatę.
Wstawiłem wodę na herbatę dla Eli, i na kawę dla siebie. Trzeba jakoś funkcjonować w tym chorym świecie, a bez kawy ani rusz. Nagle mój telefon za wibrował i wydobyła się z niego melodia, która oznaczała przyjście SMS'a.
- Kto to, kto to? - zapytała dziewczynka, podbiegając do mnie i ciągnąc mnie za nogawkę.
Spojrzałem na wyświetlacz i odblokowałem ekran ukazując tekst wiadomości. No tak... Ashton ' Hej stary, mogę wpaść? + mam dla Ciebie Pizze, a? '. Co jak co ale umie chłopak przekonywać.
- Ashton - rzuciłem i uśmiechnąłem się.
- Wujek Ashton, przyjdzie? - zapytała Ela patrząc na mnie w górę.
- Tak. I ma jedzenie.
Dziewczynka zaczęła skakać i biegać po kuchni po czym pobiegła o salonu na Pokemony.
*
- Hej A... - zamarłem... El rzuciła się na Ashtona, a ja odebrałem od niego pizze. Nie zamarłem dlatego że przyniósł małą pizze tylko dlatego, że za nim stał ten chłopak. Ten chłopak z parku.
- Hej Mikey, hej księżniczko... ym.. to jest... - zaczął Ashton pokazując na chłopaka za sobą.
- Luke - rzuciłem
- Co?
- To Luke
- To wy się znacie?
- ta... powiedzmy
*
Siedziałem z Ashtonem na kanapie, a El męczyła Luka zabawą. Byłem cholernie zły na Ashtona. Mógł chociaż uprzedzić, że przyjdzie z kimś... kimś kogo nie znam.
- Sorry stary, ale spotkałem go po drodze, a to mój stary znajomy i.... w ogóle skąd go znasz? - zapytał, a ja zakryłem twarz dłońmi.
- Z parku - powiedziałem i wywróciłem oczami
- Podrywał cię? - zaśmiał się Ashton
- Tak, i wiesz co? od razu wyruchał mnie w krzakach - powiedziałem chamskim tonem - nie. Po prostu chciał zabrać El
- Co? Jak t... znowu ją zostawiłeś w parku? - ta bo najlepiej się czepiać
- Nie czepiaj się, ok?
- Michael, już cztery lata. Cztery lata ją wychowujesz, a wciąż o niej zapominasz
Udałem że tego nie usłyszałem.
- Lukeman! Wybieram cię! - usłyszałem głos Eli, która rzuciła czymś w ziemię, a Luke poturlał się w miejsce gdzie to coś upadło
- El, nie krzycz. I idź spać. Już późno - powiedziałem starając się utrzymywać poważny ton
- Ale... - zaczęła dziewczynka
- Nie ma żadnego ale. Zaraz przyjdę zobaczyć czy śpisz
El pokazała mi język i poszła na górę, a Luke z minuty na minutę stawał się bardziej denerwujący.
- Dobra... pójdę do niej - powiedziałem do Ashtona - zaczekaj
- Uuu, coś będzie? - zapytał ze śmiechem w głosie po czym zaczął dziwnie poruszać brwiami.
- Byłoby, gdyby nie Lukeman - rzuciłem oschle
- No to... nie kłopocz się Mikey, ja do niej pójdę - powiedział blondyn wchodząc na pierwsze stopnie
Czemu on do mnie powiedział Mieky? Niech tak do mnie nie mówi. To chujowe.
- Tylko mu nie wejdź do pokoju! - krzyknął Ashton i położył się na kanapie
- Liczysz na coś? - zaśmiałem się
Ashton znowu zaczął dziwnie poruszać brwiami, a ja zaśmiałem się i rzuciłem w niego poduszką.'
*
Ashton miał już wychodzić tylko czekał na Luka. Wołał go. Ja go wołałem. Wołaliśmy obaj na raz, a ten nic. No ja pieprze, co ja koleś!
Poszedłem więc po niego na górę. Otworzyłem drzwi od pokoju Eli, a tam zastałem Luka śpiącego na jej łóżku, a ona przytulała go i mruczała coś przez sen. Uśmiechnąłem się lekko i zszedłem na dół.
- Może ty też zostaniesz na noc? - spytałem Ashtona z delikatnym uśmiechem na twarzy, a Ashton uniósł brew w geście nie zrozumienia
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top