Rozdział Dziewiętnasty
- I tak po prostu wepchnąłeś mu język do gardła? - Calum usiadł obok mnie i otworzył szerzej oczy
- Nie... Tak... nie wiem. Mam mętlik w głowie.
- Mogłeś go tam od razu przelecieć, co się będziesz ograniczał? - chłopak zaśmiał się, a ja zgromiłem go spojrzeniem.
Chłopak jednak nic sobie z tego nie zrobił bo dalej się śmiał. Uderzyłem go w ramię, a ten roześmiał się jeszcze głośniej po czym chwycił się za brzuch.
- Zamknij się Azjato - rzuciłem i uderzyłem go poduszką.
Chłopak otarł łzę, która zaczęła spływać po jego policzku, co było przyczyną niekontrolowanego śmiechu, po czym wziął poduszkę i dał mi nią w łeb. Ja otworzyłem szeroko usta. Nie byłem na to przygotowany. Po chwili mu oddałem na co ten rzucił się na mnie i usiadł na mnie okrakiem po czym zaczął mnie łaskotać. Wybuchłem śmiechem. Cal dobrze wiedział, że mam łaskotki. I to mocne. Wiedział więc dobrze jak mnie torturować.
- Column, zejdź ze mnie! Teraz! - wykrzyczałem przez śmiech.
Chłopak uśmiechnął się szeroko i uderzył mnie delikatnie w twarz po czym ze mnie zszedł, a ja odetchnąłem z ulgą.
- Wiesz co? Nie wiem czy to ty tyle ważysz, czy twój nos... ale mógłbyś zrzucić parę kilo - powiedziałem siadając na kanapie po czym zacząłem łapczywie łapać oddech.
- Odezwał się anorektyk... jak nie przestaniesz tyle żreć to ci szyja do reszty zniknie. - rzucił i pokazał mi środkowy palec.
- Niektórym się to podoba... - powiedziałem cicho i pokazałem mu język
- Ta... jasne - prychnął - i nie pokazuj mi tak tego jęzora
- Bo co? - spytałem z kpiną i znowu pokazałem mu język
Brunet podszedł bliżej mnie i dotknął swoim językiem mojego.
- Bo to - zaśmiał się.
- Fuj, stary... no weź. To było obrzydliwe - powiedziałem z niesmakiem
- Ta.. a jak prawie nieznajomemu kolesiowi wpychasz język do gardła... albo coś innego, to jest dobrze tak? A jak cię twój stary kumpel liźnie to od razu ohyda... - Calum wydął dolną wargę i skrzyżował ręce na piersiach udając, że mu przykro.
Zaśmiałem się cicho po czym wstałem z kanapy i udałem się do kuchni. Wyjąłem z górnej szafki szklankę, do której po chwili nalałem wody. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Uznałem, że skoro to dom Caluma to to nikt do mnie i nie będę otwierać. Zostałem więc w kuchni przy blacie czekając aż brunet otworzy.
- Ej, Cliffo. Otwórz bo mnie natura wzywa - rzucił przechodząc obok mnie
- Co? - zapytałem zdezorientowany.
- No muszę iść się wysrać, więc otwórz.
- No dobra. Nie musisz mi się aż tak zwierzać - zaśmiałem się
- Przyjaciele powinni mówić sobie wszystko, mój drogi - chłopak pocałował mnie w policzek, który szybko wytarłem - a teraz ja idę do łazienki, a ty idź otwórz
Westchnąłem i poszedłem do drzwi frontowych, które otworzyłem. Przede mną stała piękna długowłosa blondynka, która trzymała za rękę małą El. Uśmiechnąłem się do Bryany po czym uklęknąłem żeby przytulić El. Dziewczynka szybko do mnie podbiegła i mocno mnie przytuliła.
- I jak było? - zapytałem podnosząc El i patrząc na Bryanę.
- Dobrze, była bardzo grzeczna. Jest bardzo mądra - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko
- No wiem... to po mnie - powiedziałem z uśmiechem na co Bry cicho się zaśmiała.
Nie dziwię się, że Ashton ją wybrał, ok? Ta dziewczyna jest idealna. Jest aniołem. Ma anielski głos, wygląd, śmiech... no po prostu cudo.
- Ja już będę lecieć, bo Ash czeka w samochodzie i chyba trochę się niecierpliwi - uśmiechnła się delikatnie po czym obróciła się aby spojrzeć na swojego chłopaka
- Pewnie ma jakieś plany co do waszego wieczoru, co? - zaśmiałem się
- Nie bądź taki wścibski, Gordon
- Tylko nie Gordon!
- Dobra. Lecę. Pa Michael - Bryana pocałowała mnie w policzek - pa Ela - pocałowała Elę w czubek głowy po czym zaczęła iść tyłem do samochodu i cały czas mała do El
- Papa Bry! - krzyknęła El i pomachała do blondynki.
Zrobiłem parę kroków w tył, po czym odstawiłem Elę na ziemię i zamknąłem drzwi.
Dziewczynka zaczęła biegać po domu Caluma i opowiadać jak cudownie spędziła czas z Ashtonem i Bryaną... ta... opowiadać, raczej wrzeszczeć, ale cóż... to małe dziecko. Musi się wykrzyczeć.
- Michael! - krzyknął Cal... no tak... skoro już o dzieciach mowa
- Znowu wpadłeś do kibla?! - krzyknąłem po czym się zaśmiałem
- Co? Nie! Już dawno wyszedłem!
- No to chodź tu!
*
-Luke... wszystko dobrze? - mama weszła do pokoju.
Od czasu kiedy Michael mnie pocałował leżałem na łóżku i patrzyłem się w sufit. Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Sam już nie wiem, czy mam się cieszyć, czy nie. Może on się chce mną tylko zabawić? Przecież był na randce... jak nie na kilku z tą Jennifer... czy jak jej tam. Ale... z drugiej strony przecież mnie po całował, kochał się ze mną, przytulał się do mnie...
- Luke... - usłyszałem ponowny szept mamy
Nie odpowiedziałem, tylko westchnąłem cicho i przytuliłem do siebie mocniej pluszaka. Nie chciałem z nikim rozmawiać. Chciałem być sam ze swoimi myślami. Sam na sam z nimi.
- mamo... - zacząłem - czy jeśli ktoś kogoś bardzo lubi... to może to okazać poprzez pocałunek? - zapytałem cicho
- Luke... co masz na myśli? - mama pogłaskała mnie po głowie, którą po chwili położyła na swoich kolanach. Lubiłem gdy to robiła. Czułem sie wtedy bezpiecznie, czułem się wtedy.. kochany. Pamiętam jak gdy byłem mały i miałem koszmary czy bałem się czegokolwiek mama kładła moją głowę na swoich kolanach i głaskała mnie po niej uspokajająco - chcesz coś przez to powiedzieć?
- No bo wiesz.. Michael jak tu był... to... trochę się pokłóciliśmy, ale zanim wyszedł... pocałował mnie - powiedziałem cicho i zamknąłem oczy
- Oh... a... czułeś, że robi to z czułością, czy pod wpływem jakichkolwiek emocji?
- Wiesz... to... było niby dość łapczywe ale i delikatne. Takie... jakby to powiedzieć...
- Z uczuciem? Czułością?
- Tak... dokładnie tak, mamo
- Jesteś z tego powodu szczęśliwy?
- Sam nie wiem... niby czuję się lepiej, spokojniej ale... nie mam pojęcia co o tym myśleć.
- To pomyślisz nad tym przy ciepłej herbacie i cieście. Dawno nic nie jadłeś, a myślenie na pusty żołądek jest złe, tak więc chodź do kuchni, i tak pogadamy, co ty na to? I zanim mi odmówisz chciałbym jeszcze nadmienić, że w domu jesteś tylko ty, ja i Molly.
Uśmiechnąłem się ciepło do mamy, co miało znaczyć, że z nią pójdę. Ona na to pocałowała mnie w czoło, po czym wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju czekając aż ona zrobi to samo.
Po dłuższej rozmowie z mamą spojrzałem na nią wyczekująco.
- Luke... myślę, że może mu zależeć, tylko... czy tobie zależy? - mama odpowiedziała pytaniem na pytanie
- Tak.. mamo ja... myślę, że się w nim zakochałem... w sumie... przecież wszystko ci powiedziałem. Tak. W s z y s t k o.
- Nie wszystko chciałam czy musiałam wiedzieć, wiesz? - zaśmiała się i chwyciła mnie za rękę.
- Tak. Wiem, ale... chyba nie jesteś zła?
- Za co? Za to, że się zakochałeś. Nie. Jestem dumna. Cieszę się twoim szczęściem. Kocham cię mój mały pingwinku.
- Też cię kocham mamo
Kobieta przytuliła mnie mocno i pocałowała w czoło, po czym poszła do salonu włączyć film, który zamierzaliśmy razem obejrzeć. Jest najlepszą mamą na świecie. Nikt od niej nie potrafi lepiej mnie wesprzeć. Kocham ją najmocniej na całym tym pieprzonym świecie.
_______________
Wiecie co? Tak w ogóle... chciałam Wam podziękować. Może to głupio zabrzmi, ale jesteście cudowni i potraficie mnie wspierać nie robiąc praktycznie nic po za czytaniem tych wypocin.
Już nie ważne czy komentujecie czy nie. Czy głosujecie, czy nie. Cieszę się, że Was mam, i nie. To nie są puste słowa. Na prawdę się cieszę, że mam takie osoby jak Wy.
I Love You All xoxo ~Haia_Miia
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top