Rozdział Dwudziesty Piąty ( Urodzinowy Special )

Obudziły mnie pierwsze brzmienia ' Love like a war ' . Położyłem się na plecach i z zamkniętymi oczami zacząłem macać szafkę nocną, gdzie powinien leżeć mój telefon. Kiedy już wymacałem urządzenie odebrałem połączenie i przyłożyłem telefon do ucha.

- Kto to i czego chce ode mnie w środku nocy? Życia nie masz człowieku? - powiedziałem zaspanym głosem

- Wszystkiego najlepszego Clifford! - krzyknęła osoba, która do mnie zadzwoniła. Sądząc po nieco damskim głosie, był to Ashton - kończysz dzisiaj dwadzieścia jeden  lat! 

- Ash, ja... czekaj, dzisiaj? - chłopak wybudził mnie tą informacją. Kto by pomyślał, że to już.  Nawet nie wiedziałem, jaka dzisiaj data

- No tak. Dwudziesty listopada, nie mów mi że zapomniałeś - usłyszałem charakterystyczny śmiech chłopaka.

- No... zapomniałem... szczęśliwi czasu nie liczą. I jak teraz mi to jakoś skomentujesz to obiecuję, że zaraz do ciebie przyjadę i nakopie ci do dupy 

- Też cię kocham Mike - zaśmiał się chłopak - w ogóle... co robisz? 

- A co kurwa można robić o... - odsunąłem telefon od ucha i spojrzałem na wyświetlacz aby sprawdzić godzinę - o drugiej w nocy?

- No wiesz... gadać przez telefon, oglądać filmy, jeść, słuchać muzyki...

- Skończ zanim powiesz coś co jest niestosowne

- Stary... wiem co się stało u Hooda - no pięknie...

- No i? - rzuciłem

- No i... chyba nie powiesz mi, że nic nie zrobiłeś z Lukiem u siebie w domu

Spojrzałem na blondyna leżącego obok mnie. Położyłem dłoń na jego plecach i zacząłem jeździć nią w górę i w dół. Czułem jego kręgi. Było to dziwne lecz i przyjemne uczucie... poczułem jak się uśmiecham. Nie chciałem jednak powstrzymywać tego uśmiechu.

- Michael... to jak? - zapytał podekscytowany Ashton

- No... a czy ja ci zaglądam do łóżka i wypytuję o sprawy łóżkowe z Bry? - zapytałem

- No... - zaczął - nie było tematu

- Ta, tak najlepiej - rzuciłem - ok. Dzięki za życzenia, ale pozwól mi iść dalej spać. Dobranoc stary

- Ta... i kto tu jest stary, dobranoc Cliffo

Rozłączyłem się i odłożyłem telefon, uprzednio wyciszając go. Chcąc powrócić do poprzedniej czynności, jaką był mój święty sen, przytuliłem się do Luka i zamknąłem oczy. Położyłem dłoń na nagim torsie blondyna. Był taki ciepły... uśmiechnąłem się i pocałowałem go w szyję.

Poczułem, że ktoś mną potrząsa. Już drugi raz w ciągu tego dnia ktoś mnie budzi. No halo! Mam urodzony, tak? Coś mi się chyba należy po za nocą z Lukiem, tak? No właśnie. Należy mi się, więc kurwa dajcie mi ludzie święty spokój i sen!

Poczułem coś ciepłego na moich wargach, co skłoniło mnie do otwarcia oczu. Jęknąłem cicho i ledwo co widząc dostrzegłem zarys blondyna.

- Co? - wykrztusiłem kiedy blondyn usiadł na mnie okrakiem 

- Wszystkiego najlepszego! - krzyknął znowu mnie całując. Tym razem nie był to cmok tylko dość namiętny pocałunek. No nie powiem... dość przyjemnie się ten dzień zaczyna.

Położyłem dłonie na biodrach chłopaka. Poczułem jak uśmiecha się w trakcie pocałunku.

- Wstawaj królewno - powiedział odrywając się ode mnie.

- To nie fair - westchnąłem - w ogóle... skąd wiesz, że dzisiaj... podsłuchałeś moją rozmowę z Ashtonem, prawda?

Chłopak uśmiechnął się i skinął potakująco głową. 

- Tak się nie robi - powiedziałem zjeżdżając dłońmi z bioder chłopaka

- Tak też nie - odpowiedział z uśmiechem po czym zdjął moje ręce z swojego ciała

Prychnąłem niezadowolony i odwróciłem głowę tak aby nie patrzeć na Luka.

- Chodź na dół - powiedział chłopak schodząc ze mnie i całując mnie w policzek.

Przewróciłem się na lewy bok i patrzyłem na szafkę nocną. W sumie to nie było w niej nic interesującego. Po prostu lubiłem na nią patrzeć. Jak już być dziwnym po całości, no nie?

Zacząłem kulać się po łóżku. Nudziło mi się, ale nie chciało mi się schodzić na dół. Moje lenistwo sięgnęło zenitu. No dobra... jednak nie.

Zszedłem na dół i wszedłem do kuchni. Na blacie siedział Luke, który trzymał w dłoniach kubek.

- Już ci kiedyś mówiłem, że blaty kuchenne nie są do tego aby twoja szanowna, piękna i jakże seksowna dupa na nich siedziała - powiedziałem podchodząc do blondyna.

- Uważasz że... - zaczął

- Tak, tak uważam - powiedziałem z uśmiechem

Chłopak odłożył kubek i położył dłoń na mojej szyi, co sprawiło że uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.

- Jesteś piękny, Michael - powiedział cicho

- Ja wiem... - opowiedziałem

- Wszystko potrafisz zepsuć - powiedział po czym złączył nasze usta w pocałunku.

- Czekaj... - zacząłem przerywając pocałunek - która jest godzina?

- A czy to ważne?

- No... niby nie

W sumie to było ważne... tak mi się zdaje. To wyleciało mi kompletnie z głowy... że też niektóre osoby potrafią działać na nas tak, że przy nich zapominamy o wszystkim.

Chłopak ponownie złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Kąciki moich ust znów uniosły się ku górze. Jego z resztą też.

- Michael... - zaczął

- Tak? - jęknąłem niezadowolony, że znowu przerywa

- Myślę, że... myślę, że cię kocham - powiedział cicho

- Oh, zamknij się - rzuciłem i ująłem jego twarz w dłonie po czym go pocałowałem.

On mnie kocha... na prawdę mnie kocha... nie wierzę... to chyba najpiękniejszy dzień jaki przeżyłem... no dobra, jeszcze go nie przeżyłem, ale przeżyje. Ten dzień jest na równi z dniem kiedy ta suka Amanda przyniosła mi El.

Chłopak oplótł nogami moje biodra i położył dłonie na moim karku. Chwyciłem blondyna za uda, podnosząc go z blatu. W drodze do salonu przeniosłem dłonie z jego ud na tyłek... nie jestem zboczony, ok? Po prostu tak mi się wygodniej go niosło.

Kiedy już położyłem go na kanapie i zacząłem całować jego nagi tors... no oczywiście ktoś zadzwonił do drzwi.

Jęknąłem niezadowolony i zszedłem z chłopaka, na którym siedziałem okrakiem i powolnym krokiem ruszyłem do drzwi frontowych.

- Tak? - zapytałem otwierając je

- Cześć Michael, przywiozłam El... - zaczęła mama - co ty tu masz? - zapytała pokazując na mój obojczyk.

- Nie wiem, a co mam? - odpowiedziałem pytaniem nie wiedząc o co chodzi

- To jest albo brudne albo... Michael, to jest malinka... nie mówiłeś, że... 

- To gdzie jest El? - spytałem szybko

No tak... ta ważna sprawa z czasem w roli głównej to moja mama. I tak była później niż miała być. Nie powiedziałem jej, że jestem u siebie, więc pewnie najpierw pojechała do Caluma.
Eh... dzięki mamo. To było na prawdę fajne. Masz świetne wyczucie czasu.

______________

Tak wiem, że już jest 21, a nie 20 ale nie specjalnie miałam czas żeby napisać to w ciągu dnia
wiecie... party z okazji 20 Michaela ;)
Ale jest 00:15 więc uznajmy, iż mieszczę się w czasie :)
I ten... jak Wam się rozdział podobał ? ;)
PS: I Love You All xx ~Haia_Miia xx





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top