Rozdział Drugi

- Ale jak to złamałaś nogę?! - krzyknąłem zdenerwowany na opiekunkę Eli, która do mnie zadzwoniła - Gdzie ja teraz znajdę opiekunkę w dziesięć minut? Ally, na pewno nie dasz rady? 

- Nie dam. Przepraszam, Michael, ale nie mogę się zająć Elą przez najbliższe dwa miesiące - powiedziała smutno do słuchawki

- Dobra... dzisiaj ją wezmę do pacy  i zacznę szukać opiekunki od jutra. Dzięki za informacje. Pa - powiedziałem i nadusiłem czerwoną słuchawkę. - El, chodź, ubieraj się - powiedziałem do zaspanej jeszcze dziewczynki.

Ela spojrzała na mnie i przetarła oczka, a ja pobiegłem do kuchni zrobić jej śniadanie. Szkoda, że nie mogłem liczyć na Ashtona ani Caluma. Że też oboje musieli mieć prace. Jakby żaden nie mógł być bezrobotny. Spojrzałem na dziewczynkę, która stała na środku kuchni. Oczywiście jeszcze w piżamie.

- El... - westchnąłem i chwyciłem się za głowę - chodź ze mną - powiedziałem i chwyciłem dziewczynkę za rękę po czym poszedłem z nią na górę i wyjąłem z szafy w jej pokoju pierwsze lepsze ubrania, które rzuciłem na łóżko, gdzie zauważyłem, że leży blondyn. Uderzyłem się w czoło i podszedłem do chłopaka - Ej.. - powiedziałem cicho do jego ucha i delikatnie go szturchnąłem. Nie zareagował. No dobra - Luke! - krzyknąłem i zrzuciłem go z materaca.

- Co jest? - zapytał jeszcze zaspany i nic nie rozumiejący chłopak.

- Gówno, wstawaj i wyjdź z tego pokoju, bo El musi się ubrać. Dam ci kawy i banana czy jogurt i do widzenia, muszę iść do pracy. - powiedziałem wypychając go z pokoju

- Zabierasz El do pracy? - zapytał

- Nie, no coś ty. Tak tylko dla jaj powiedziałem - rzuciłem oschle i zalałem kubek z kawą wrzątkiem.

- Praca to nie jest miejsce dla czteroletnich dziewczynek..

- Nie pracuję na budowie tylko w studiu, więc nic jej się nie stanie - podałem mu kubek

- Ale... no wiesz... sam fakt. Będzie się nudzić. Zawsze ją zabierasz?

- Nie. Po prostu opiekunka przez najbliższe dwa miesiące jest niedysponowana - powiedziałem w pośpiechu - El! Chodź tu! - poganiałem dziewczynkę.

- To jeśli chcesz, mogę z nią zostać. Jest bardzo miłym dzieckiem i dobrze się z nią dogaduję 

Nie chciałem go zatrudniać, ale miałem zrobić? Był moją ostatnią deską ratunku. Nie wierzę, że to robię ale muszę się chyba zgodzić.

- Dobra, ile chcesz? - zapytałem szybko

- Za cały dzień? Nie wiem.. z trzydzieści?

- Tylko? - dziwny koleś. Ally płaciłem za cały dzień siedemdziesiąt. ewentualnie jak nie mogłem się wypłacić sześćdziesiąt.

- Tak, więcej nie potrzebuję.

Skinąłem głową w geście podziękowania i wyszedłem. I tak byłem już spóźniony, a pewnie jeszcze będą korki, bo jakże by inaczej.

*

- Spóźniłeś się - usłyszałem od szefa zaraz po przekroczeniu progu studia

- Tak, wiem. Przepraszam. Kryzysowa sytuacja - powiedziałem najmilej jak potrafiłem

- Żeby mi to było ostatni raz - upomniał

- Postaram się. Na prawdę bardzo przepraszam.

Poszedłem do miejsca gdzie miałem spotkać się z jakimś zespołem, albo i jedną osobą. Nawet nie wiem. Wiem tylko tyle, że mieli tam nagrywać. Wszedłem do pomieszczenia i zacząłem przepraszać za spóźnienie. Byli na mnie cholernie źli, ale jak widać wytłumaczenie pod tytułem: ' mam czteroletnie dziecko, a opiekunka zachorowała, a no i jestem samotnym ojcem ' działa.

*

Przyjechałem do domu możliwie jak najszybciej. W domu była niespotykana cisza i spokój. Coś było nie tak. Wiedziałem, że temu  kolesiowi nie można ufać. Wszedłem do salonu, ale nikogo tam nie było.  Ani El, ani Luka. Nikogo. W jej pokoju tak samo. Taras. Nic. Domek na drzewie. Nic. Cholera! Koleś ukradł mi dziecko! Wiedziałem, że coś z nim nie tak. 

Poszedłem energicznym krokiem do kuchni, a tam na blacie leżała kartka. Nie lubię mieć kartek w kuchni. Zawsze przypomina mi się Amanda, i to co zrobiła. Cieszę się, że nie mam z nią kontaktu. Jak można zrobić coś takiego?

' Hej Micheal, tutaj Luke. Wiem, że powinienem zadzwonić czy napisać SMS'a ale nie zostawiłeś mi numeru, a El chciała wyjść na dwór. Poszliśmy na łąkę. Chyba wiesz gdzie to jest, a jeśli nie to będziemy wieczorem, ale miło byłoby gdybyś do nas przyszedł :) - Luke :) xx '

Westchnąłem i wyszedłem z domu po czym zakluczyłem drzwi. Ma racje. Może i powinienem dać mu numer czy coś. Nie wiem. Nie ważne. I tak go nie lubię.

*

Przeszedłem przez wszystkie chaszcze i miałem całe podrapane nogi mimo długich spodni. Gdzie on ciąga moje dziecko?

W końcu zobaczyłem Luka i El. Luke robił jej wianek, a ona dawała mu bukiet polnych kwiatów. Podszedłem do nich i uśmiechnąłem się do córeczki, która od razu rzuciła mi się na szyję.

- Hej księżniczko - powiedziałem i pocałowałem ją w policzek - jak się bawiłaś?

- Było super! - powiedziała podekscytowana - lepiej niż z ciocią Ally!

- A byłaś grzeczna? - zapytałem

- Tak - odpowiedziała stanowczo dziewczynka

- Była? - skierowałem pytanie do blondyna, który cały czas plótł wianek

- Była. Bardzo. Nie było żadnych problemów - odpowiedział i uśmiechnął się do mnie - tak w ogóle to cześć

- Ta... hej - rzuciłem i odstawiłem El na ziemię po czym wyjąłem z kieszeni portfel i wyjąłem z niego pieniądze - masz - powiedziałem podając mu banknoty

- Ale... miało być trzydzieści a nie czterdzieści

- Masz za dobre sprawowanie - powiedziałem i uśmiechnąłem się - teraz biorę El do domu, żeby cię już nie męczyła

- Nie męczy i... jak chcesz i nadal nie masz opiekunki to jutro też mogę się nią zająć

On chyba spadł mi z nieba.

- Dobra - rzuciłem - bądź jutro o dziewiątej, a teraz... El pożegnaj się - powiedziałem, a dziewczynka podbiegła do blondyna i cała mu całusa w usta

- Papa Lukey - powiedziała i przytuliła chłopaka

- Do jutra słoneczko - chłopak przytulił El i założył jej na główkę wianek - to dla ciebie mała - uśmiechnął się do niej

El cała rozpromieniona podbiegła do mnie i chwyciła mnie za rękę i ruszyliśmy do domu. Dziewczynka jednak co chwilę odwracała się do Luka i machała mu na do wiedzenia. W sumie... cieszę się, że lubi swoją nową opiekunkę. Przynajmniej nie będzie się nudzić. 

Kiedy zaczęły się chaszcze wziąłem El na ręce, a ona po chwili zasnęła. Ten chłopak to anioł i cudotwórca. Wymęczył ją tak, że sama będzie chciała iść spać i nie będzie trzeba jej zmuszać. To cudowne ale... i tak go nie lubię.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top