﴿ 8.4 Inny świat ﴾

- Pospieszmy się – powiedziała, odrywając się od niego.

Szła przodem dość pospiesznym krokiem, jakby chciała od niego uciec. Nie mogła pozwolić, aby widział ją w tym stanie. Zakryła dłońmi twarz, aby nawet ponure ściany nie dostrzegły jej łez. Wiedziała, że skrzywdzi Garona niejednokrotnie, lecz nie mogła nic na to poradzić. Zaręczyny szczególnie komplikowały sprawę. Były one nićmi splatającymi ich ciała, których nie mogli już rozerwać. Niestety, Aria nie mogła oddać mu swej duszy, gdyż tę podarowała Ikiemu. Urokowiec był zbyt niewinny, aby zasłużyć na to cierpienie. Poczucie winy wbijało swoje kły w serce księżniczki i rozrywało je niczym wataha wilków. Jak miała wybudować swoje szczęście na jego nieszczęściu? Żałowała, że nie jest tym, czym chciał król. Porzucając emocje i stając się jedynie narzędziem, uniknęłaby całego bólu. Prawdopodobnie, nawet nie poznałaby Garona, więc on też pozostałby bezpieczny. Czemu nie mogła być głucha i nieczuła? Wielokrotnie pragnęła schować się w ramionach śmierci, aby nikt nie wykorzystał ani nie doświadczył jej siły. Ta potężna moc była jedynie przekleństwem, przyczyną zawiści oraz zagrożeniem. Wśród Furiozów istniała cienka granica pomiędzy poczuciem bezpieczeństwa, a lękiem wobec jej ilości. Im silniejsza osoba tym lepiej mogła zadbać o ochronę, ale wystarczyło niewiele, aby stanowiła zagrożenie. Nagły i nieoczekiwany zwrot, niosący za sobą ogrom tragedii. Nazywano ich dziećmi śmierci, bo obdarowywały swą matkę krwawym kwieciem. To imię przylgnęło już do osoby drugiej księżniczki, ale Aria całe życie walczyła, aby jej prawdziwa postać była od niego wolna. To była jej jedyna szansa na pokutę, ale teraz miała przynieść krzywdę niewinnemu młodzieńcowi. Chyba taki był jej los, że prowadziła ze sobą nieszczęście idąc z nim pod rękę. Przesiąknięta jego wonią i spojona tą przeklętą krwią, nie mogła już uciec.

- Aria, zatrzymaj się! – zawołał cicho Garon.

Nie mógł dogonić jej bez truchtu, a bardzo mu zależało. Czuł, że coś jest nie tak, więc nie potrafił tego odpuścić. Nie chciał, aby trwała samotnie w ciężkich momentach. W końcu ją dogonił i delikatnie chwycił drobne ramiona księżniczki. Zatrzymała się i nie wykonała żadnego ruchu. Musiał wiedzieć, co ukrywa. Obawiał się siłą odsłonić jej twarz. Wymuszone rozchylenie rąk raczej nie przyniosłoby nic dobrego. Nie chciał jej do niczego zmuszać. Umiejętności tym bardziej wolał nie używać. Za bardzo ją szanował, aby posunąć się do wykorzystania swojego sanuji. Mógł tym skrzywdzić swoją ukochaną, a cóż było bardziej bolesne od tego? Nieoczekiwanie Aria opuściła dłonie, rozcierając wilgotne ślady. Podniosła na niego oczy pozbawione życia, a jej twarz przyodziana była z lekka w poczucie bezsensu.

- Los z nas drwi Garonie. Lepiej byłoby, gdybyśmy nigdy się nie spotkali.

- Proszę nie mów w ten sposób. To jedynie zaręczyny tu zawiniły. Cieszę się, że mogłem cię poznać, nawet jeśli nie odwzajemnisz moich uczuć.

- Czy nie uważasz to za bardziej okrutne? Naprawdę nie rozumiesz, co oznacza to życie ze mną. Skoro mnie kochasz, będziesz cierpiał wraz z moim cierpieniem. Raczej moja krzywda nie będzie ci obojętna, a ja prawie bez ustanku leczę moje rany. – Podniosła prawą rękę. – To dowód tego, ile znaczy mój ból w oczach rodziny królewskiej. Póki moje życie nie spotka się z krawędzią, wciąż muszę walczyć. Póki mam jeszcze siły, wciąż muszę podnieść się z upadku.

- Nie lepiej byłoby uciec?

- Właśnie przez moje drobne ucieczki trafiłeś tutaj, choć jeszcze o tym nie wiesz.

- Aria! – krzyknął król w oddali.

Przyprawiło to Garona o szybsze bicie serca. Obawiał się, że Zenir mógł usłyszeć ich rozmowę. Gdyby tak było, znalazłby się pretekst do rozwiązania zaręczyn. Przecież władca nie chciał, aby jego najlepszy obrońca uciekł. Niewątpliwie urokowiec mógł zaliczyć największą wtopę w całym swoim życiu. W dodatku zadarłby z naprawdę niewłaściwą osobą. Czyżby właśnie miał nadejść jego koniec? Król mógł uznać go za zdrajcę, a egzekucji z pewnością musiałaby dokonać Aria. Pierwszy raz poczuł, że faktycznie może zginąć z jej rąk. Wcześniejsze ataki księżniczki po prostu miały go odstraszyć, ale teraz byłby to czysty wyrok. Rozkaz był dla niej świętością, więc nic by go nie uratowało. Słyszał kroki Zenira coraz bliżej, a z każdym dynamicznie wzrastał w nim niepokój.

- Chcesz, żeby Garon chodził głodny? Zaraz posiłek się zacznie, a ty go zatrzymujesz.

- Wybacz królu, ale to też moja wina – odwrócił się do władcy.

- Nie powinieneś tak ryzykować.

- Co cię tu sprowadza panie? – zapytała szybko Aria z lekko pochyloną głową.

- Chciałem ci przekazać, że musisz przyjść na ten posiłek. Mam ważną rzecz do powiedzenia. Pośpieszmy się i nie pozwólmy pozostałym czekać.

Władca od razu zawrócił oraz szybkim krokiem szedł ku sali jadalnej. Pozostała dwójka w milczeniu ruszyła za nim. Przy Zenirze Aria utrzymywała dystans ze swoim narzeczonym. Król przypomniał jej o wcześniejszej sytuacji, więc ponownie zaczęła zachowywać szczególną ostrożność. Przez Garona na moment o tym zapomniała, gdyż młodzieniec nie wydawał się przejęty niestabilną mocą księżniczki. Jak ona nie traktowała go jak urokowca, tak on nie traktował jej jako zagrożenia. Dawali sobie nawzajem to, czego pragnęli. Zastanawiał się on, jak długo trwa związek Arii z tamtym odmieńcem, że jest mu oddana, ale potrafi być czuła wobec niego. Przy ich spotkaniu widział lekki chaos. Wyglądali jakby oboje ledwo się znali. Księżniczka po prostu ufała tamtemu dziwakowi, ale przecież nie było trudno zdobyć jej zaufanie. Bardziej przypominała na opiekunkę, która zobowiązała się obietnicą, by doglądać całej tamtej zgrai. Przez to przeświadczenie, Garon czuł, że rozbicie tej dwójki nie będzie czymś ciężkim. Musiał tylko liczyć się z oddaną opieką Arii nad nimi. Uznał, że tyle będzie w stanie znieść. Gorzej, gdyby miało to przynieść jej problemy. Chcąc nie chcąc, musiał utrzymać ich istnienie w tajemnicy.

Po dotarciu pod ogromne drzwi nie spotkali się z żadną szczególną reakcją. Aria domyśliła się, że król miał w tym swój udział. Prawdopodobnie zapewnił ich o wzrastającej stabilności u niej i że nie ma już powodów do obaw. W końcu minęła już noc, podczas której z pewnością ochłonęła, a poza tym druga księżniczka i tak pilnowałaby teraz bezpieczeństwa. Zna najlepiej procesy, które u niej zachodzą, więc potrafi ocenić ryzyko. W związku z tym nie można lekceważyć jej ostrzeżeń, to jedyny warunek. Takie wyjaśnienie musiało zadziałać. Jedynie Kiza wyróżniała się pośród dostojników, jej wzrok był przepełniony troską. Aria tylko zatrzymała na moment oczy na siostrze i odwróciła głowę. Skrzywdziła ją, więc nie potrafiła zachowywać się, jakby nic się nie wydarzyło. Garon ostrożnie położył dłoń na jej ramieniu, rozumiał emocje swojej narzeczonej. Pierwsza księżniczka nie potrafiła uwierzyć, że Aria nie zareagowała na jego dotyk. Była skłonna przypuszczać, iż musiał coś jej zrobić. Nie miała czasu o to zapytać, a siostra nie dopuszczała do siebie telepatycznego głosu Kizy. Bez ustanku wpatrywała się w siostrę, co zaniepokoiło Remeta. Jego dłoń gładko przesunęła się po stole i delikatnie ujął jej rękę. Dopiero wtedy skierowała na niego wzrok, a jego spojrzenie, jak zawsze, było przepełnione czułością. Właśnie miał coś powiedzieć, gdy swoim donośnym głosem uprzedził go król.

- Niestety muszę przysiąść nieco do moich obowiązków, zatem nie będę mógł wam dzisiaj towarzyszyć. Rozmawiałem z Ebią i uznaliśmy, że jest idealna pogoda na przejażdżkę. Herbata na łonie natury brzmi moim zdaniem kusząco, zważając na piękno okolicznych miejsc. Chwilę po śniadaniu zbierzcie się gotowi na podróż przy bramie wyjazdowej. – Po ogłoszeniu pomysłu spojrzał na drugą księżniczkę. – Aria, twoim zadaniem będzie dopilnować, aby nikomu nic się nie stało.

Wszystkim spodobał się pomysł wyruszenia poza mury zamku, ale reakcja dziewczyny nieco wzbudziła ich lęk. Może to dlatego, że dopiero w tym momencie zwrócili na nią uwagę, bo jej wygląd był taki jak zawsze. Sztywna, wręcz posągowa postawa przypominała dostojnego wilka, który garuje u stóp swego pana. Potężnego obrońcy, gotowego zaatakować każdego, kogo wskaże właściciel. Taki obraz z pewnością wzbudził w nich przekonanie, że w czasie wypoczynku nic im się nie stanie. Mogli jedynie się obawiać, że nagle ich własny strażnik ich zaatakuje. Zapewne świadomie by tego nie zrobiła, ale chwila słabości byłaby wystarczająca, aby przyjemna podróż zmieniła się w koszmar. Może Aria miała ochotę wykrzyknąć, że wcale nie jest zagrożeniem, ale... taka była prawda. Niezwykle bolesna dla niej prawda. Jej życie opierało się na nieustannym kontrolowaniu. Bezustannie oceniała sytuację, aby stwierdzić poziom ryzyka. Analizowała każdy drobny czynnik, który mógł przyczynić się do utraty panowania nad mocą. O ironio do hamowania jej wykorzystywała ją samą. Dość ryzykowne posunięcie, ale było to lepsze niż zwyczajne wyładowanie, które byłoby nieuniknione.

Kiza jako jedyna spoglądała na siostrę z troską, ale za chwilę przejęła się Garonem. Młodzieniec nie patrzał na Arię, a na króla. Pierwsza księżniczka nie potrafiła ocenić, jakiego rodzaju jest to wzrok. Wobec każdego był on wrogi, a przynajmniej takie odnosiło się wrażenie. Nawet jeśli nie miał złych zamiarów, nie powinien spoglądać na Zenira, tak dla bezpieczeństwa. Gdyby tylko monarcha poczuł się zagrożony, urokowiec miałby już problemy. Wystarczyłoby tylko poczucie zagrożenia i Miecz Królewski musiałby interweniować. Może władca nie odczuwał lęku względem własnego życia, ale bardzo dbał o swoją pozycję. Nie chciał, aby Kiza przedwcześnie przejęła jego miejsce. Najpierw musiał wszystko przygotować, żeby jego ukochana córka miała lekki start. Bezpieczne i bezproblemowe rozpoczęcie swojego czasu panowania. Tylko to się dla niego liczyło. Z tego też powodu pierwsza księżniczka martwiła się o swojego ojca. Miał on wziąć na siebie cały ciężar, całą nienawiść ludu chwycić w swoje ramiona. Był jeden drobny szczegół, który Kizie nierzadko umykał. Razem z nim tą ścieżką kroczyła Aria. Może nawet przed nim, pierwsza przecierając szlak wrogości ludu. W końcu była oznaką nadchodzącej tragedii. Samo jej pojawienie się w jakimś miejscu budziło niepokój tamtejszych mieszkańców. W przeciwieństwie do tego, król wydawał im się niegroźny. To jego pionki wywoływały trwogę u każdego, kto o nich słyszał. Tę elitarną grupę nazywano potocznie Watahą Korony. Główną część stanowiła Aria i filary, a w następnej kolejności bardziej bezwzględni dowódcy. Ich wierne oddziały również nazywano watahami, ale dodawano im jeszcze jeden człon, który przeważnie stanowił imię przywódcy lub jego przydomek.

- Kiza, co cię martwi? – zapytał troskliwie Remet.

- Ojcze czy Aria na pewno czuje się na tyle dobrze, aby z nami jechać? Widziałeś tę potężną moc, przecież mogła doznać poważnych obrażeń.

- Obawiasz się, że sytuacja się powtórzy?

- Nie rozum tego w tym sensie! – zerwała się z siedzenia. – Nie rozumiesz ojcze, że ona potrzebuje odpocząć? Tyle się wydarzyło w tak krótkim czasie. Aria jest ode mnie młodsza, a już zmaga się z tak dużym obciążeniem.

- Możesz być spokojna, wiem na ile stać Arię. Przecież wczoraj z nią rozmawiałem i wiem, jak wygląda sytuacja.

Pobudzona Kiza nie mogła uwierzyć w jego słowa, więc spojrzała na siostrę. Chyba tylko Garon dostrzegł, jak ciemnowłosa zaciska skrycie pięści. To była ta chwila, ta dusząca ją sytuacja, kiedy musiała odegrać swoją rolę. Wbrew rozpaczliwym krzykom w jej wnętrzu, uśmiechnęła się łagodnie. Był to szczery uśmiech, pełen wdzięczności za troskę. Dla momentu tej nikłej czułości, każdego dnia walczyła ze swoim cierpieniem. Teraz nie tylko Kiza pozwalała jej doświadczyć tego cudownego uczucia. Dzięki temu była gotowa przetrwać nieczyste zagrywki władcy. Może Garon był na wyciągnięcie ręki, ale to obecności Ikiego pragnęła. Za każdym razem wyobrażała sobie właśnie jego na miejscu urokowca. Krótkie złudzenie dawało jej nadzieję, że wkrótce ponownie się spotkają.

- Jest dobrze, nie musisz się martwić.

- Sama słyszysz, teraz lepiej spokojnie się najedz – powiedział król, wracając do posiłku.

Kiza usiadła przeświadczona o słuszności swoich obaw. Ciężko jej było pogodzić się z takim zakończeniem tej sprawy. Remet ponownie ujął jej dłoń. On również czuł, że jego narzeczona ma rację, ale cóż mogli zrobić? Wykłócanie się nie miało najmniejszego sensu. Pozostało mu jedynie okazać wsparcie ukochanej. Było to dla Kizy niezwykle ważne i nawet trochę ją uspokoiło. Uśmiechnęła się do niego z wyraźną ulgą i mocniej chwyciła jego dłoń. Król był naprawdę spokojny oddając swoją córeczkę w ręce tego młodzieńca. Był ideałem w jego oczach, ale co widział w Garonie? Wybrał go tylko po to, aby pokazać Arii jej miejsce? Nawet Kiza nie rozumiała tego posunięcia ojca. To była bardzo abstrakcyjna i nagła decyzja. Prawdopodobnie sama Ebia, mimo że była żoną Zenira, nie poznała przyczyny tego pomysłu. Królowa nigdy nie miała zbyt wiele do powiedzenia, była mu po prostu wierna. Wybrał ją spośród kandydatek na to miejsce i dobrze o nią dbał. Może nie okazywał jej zbyt wiele czułości, a w towarzystwie ograniczał się tylko do wymaganej grzeczności, ale nie był złym mężem. Tak naprawdę był po prostu nieśmiały i sztywny, a rodzina stanowiła dla niego najważniejszą wartość. Niestety, Aria nie należała do tego szczęśliwego grona. Za to była czymś, co stanowiło najlepszą jego obronę, a zarazem zagrożenie. 





02.08.2023

Dostatek uśmiechu wszystkim 
           ヽ(✿゚▽゚)ノ

Trochę mnie tu nie było i planowałam wrzucić coś jeszcze przed końcem lipca, ale wyszło jak wyszło
Czas trochę ruszyć z tym pisaniem 

Odrobinę dłuższy fragment niż zazwyczaj z silnym nawiązaniem do wilków, które zresztą Furiozi uwielbiają 

Już niebawem dojdziemy do kolejnej większej potyczki ⚔, ale najpierw poznamy jedną z rozrywek naszego rogatego ludu 


Niech wena będzie z Wami (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top