< 07 >


<23 rok życia>

Marcus zapiął kurtkę i przejrzał się w lustrze wiszącym obok drzwi.

Jak zawsze przystojnie.

Nacisnął na klamkę, po czym wyszedł z mieszkania. Dzisiaj robią maraton filmowy u Cinnamon. Wzdrygnął się na samą myśl spędzenia z nią czasu, ale wiedział, że Leviemu i Carmel zależy, żeby naprawić ich relacje. Tak bardzo się starali i udawali, że wszystko jest w porządku, że zniszczenie ich wątpliwego planu byłoby przejawem okrucieństwa.

Chyba za bardzo kocham moich przyjaciół.

Zamknął mieszkanie trzy razy, a następnie poprawił torbę na ramieniu. Wyszedł na dwór i zaczerpnął lodowatego powietrza. Lubił zapach mrozu. Zaczął iść w kierunku samochodu, a śnieg przyjemnie skrzypiał pod jego butami. Cały czas czuł w środku jakiś dziwny stres.

To tylko pół dnia z wampirem, Marc. Poradzisz sobie, nie?

Nie.

Po tym, co stało się dwa lata temu nie miał najmniejszej ochoty przebywać z Cinnamon. Zachowywała się jakoś dziwnie i agresywnie. Nie zrobił nic złego, a ona po prostu zaczęła się zachowywać jakby zabił jej rodzinę. Wcześniej nie czytała mu w myślach, a teraz to była jej główna rozrywka, kiedy był w pobliżu.

Zupełnie jak Laurentyn. To znaczy... no, mój ojciec.

Niemal usłyszał w myślach głos ojca, mówiącego o szacunku. Wzruszył ramionami i wsiadł do samochodu. Odetchnął głęboko, po czym przekręcił kluczyk w stacyjce.

To teraz do Cinnamon. O tak, pora się zabić.

Włączył muzykę, żeby nie myśleć o swoim stresie. Jeśli wampirzyca chciała go w jakiś sposób zastraszyć, to jej się udało.

Przejechał przez zimowe miasto bez większego problemu. Uwielbiał zimę przez to, że nikt nigdzie nie jeździł. Jakby śnieg stanowił śmiertelnego wroga i lepiej nie wyjeżdżać na ulicę. Spojrzał przez okno w kierunku pobliskiego lasu. Gdzieś tam, może pięć kilometrów dalej, znajduje się jego dom. Dom Adlerów.

Jak uciekać z domu, to koniecznie gdzieś daleko. Matko, jestem takim przegrywem, że nawet nie umiem porządnie uciec.

Podjechał pod odpowiedni budynek i zaparkował. Nie zdążył otworzyć drzwi, ponieważ zauważył Cinnamon idącą w kierunku samochodu.

Teraz na pewno zamknie mnie w środku i podpali. Umrę we własnym aucie.

- Jedziemy na zakupy. - powiedziała chłodno, siadając na fotelu pasażera. - Co się tak gapisz? Jedź do sklepu.

- Ciebie też dobrze widzieć.

- Jedź już.

Westchnął ciężko, po czym wyjął kluczyk ze stacyjki i odwrócił się do Cinnamon. Oparł łokieć o swój fotel i spojrzał jej w oczy.

- Najpierw powiesz mi, o co ci chodzi. - powiedział, a wampirzyca uniosła brwi.

- Jeszcze się pytasz?

- Tak, pytam się. - powtórzył. - Czemu mnie tak nienawidzisz?

- Nie nienawidzę cię, Marcus. - odparła, jakoś dziwnie spokojnie. - Po prostu patrzę na ciebie przez pryzmat, tego co się stało.

- Co? Ty tak serio? Przecież nic nie zrobiłem!

- Jedź już do sklepu.

Prychnął sfrustrowany i odpalił samochód.

Wiem, że czytasz mi w myślach. WAL SIĘ, CINNAMON.

Nie zareagowała. Ale on wiedział, że słyszała. Podjechali pod sklep, a Marcus wysiadł z auta, trzaskając drzwiami. Nie miał ochoty na ten maraton. Stracił dla niego całą magię. Początkowo cieszył się na obejrzenie jakiegoś filmu z Levim i Carmel, a Cinnamon przy okazji. Ale teraz miał ochotę zwymiotować.

- Levi pisze, że się spóźnią. - powiedziała wampirzyca, wpatrując się w ekran telefonu.

- Super. - prychnął sarkastycznie, oglądając paczkę jakiś chrupków.

Cinnamon spojrzała na niego, a on zdał sobie sprawę, że powiedział to na głos. Nie obchodziło go to w sumie. Na początku, jak ją poznał, to nawet lubił Cinnamon. Może to zmieniłoby się w coś więcej, gdyby nie to, że wampirzyca nagle zaczęła mordować go spojrzeniem przy każdej okazji.

Zapłacili za zakupy, po czym wrócili pod blok, w którym mieszkała dziewczyna. Marcus otworzył bagażnik i wyjął z niego zakupy.

Jasne, nie przejmuj się. Nakupiłaś żarcia, a teraz ja mam to nosić.

- Jesteś mężczyzną, Marc. - powiedziała, otwierając drzwi klatki schodowej. - To normalne, że nosisz zakupy.

- Spadaj. - mruknął. - Nie czytaj mi w myślach, bo szlag mnie trafia.

Cinnamon spojrzała na niego, unosząc brwi, a on zrozumiał, że właśnie odkrył przed nią swój słaby punkt. Miał ochotę przekląć, ale wiedział, że to nie ma sensu. Wszedł do budynku i skierował się do windy. Zaczekał aż Cinnamon wciśnie odpowiedni przycisk, po czym, gdy winda przyjechała, wszedł do środka i położył reklamówki z zakupami na podłodze.

Nagle zdał sobie sprawę, że Levi i Carmel się spóźnią. Dopiero teraz dotarło do niego, co to znaczy. Będzie musiał spędzić więcej czasu z Cinnamon. Sam.

Wzdrygnął się.

Dasz radę, Marcus.

- Co? - spytała Cinnamon, odwracając się do niego. - O co ci chodzi?

- Nie czytaj mi w myślach. - warknął, nawet na nią nie patrząc.

Drzwi windy zamknęły się, odcinając mu drogę ucieczki. Teraz Cinnamon może go brutalnie zamordować, a on będzie bezbronny.

Wampirzyca przeciągnęła się, po czym ukradkiem zerknęła na Marcusa. Zignorował ją i wyjął komórkę. Zaczął przeglądać pierwszą lepszą stronę, jaka mu się wyświetliła, byle tylko nie musieć znosić tej męczącej ciszy. Musiał się czymś zająć.

Nagle poczuł na boku dłoń Cinnamon. Podniósł niepewnie wzrok i spojrzał jej w oczy. Ostrożnie schował telefon do kieszeni, jakby bojąc się, że gwałtowniejszy ruch może go zabić. Czuł się co najmniej dziwnie.

Niespodziewanie Cinnamon przysunęła się do niego i pocałowała go. Marcus zamarł, lecz po chwili jakoś odruchowo objął wampirzycę w pasie. Odsunęła się i odwróciła wzrok. Chyba była tak samo zszokowana jak on.

- Dlaczego to zrobiłaś? - wyszeptał w jej usta, po czym, nie czekając na odpowiedź, sam ją pocałował.

MARCUS IDIOTO, CO TY ROBISZ, DO JASNEJ CHOLERY!!!?

Odsunął się gwałtownie, nieco odpychając od siebie Cinnamon. Przez kilka sekund panowała bardzo, ale to bardzo niezręczna cisza. Po chwili rozległ się niemal anielski sygnał, gdy winda wjechała na odpowiednie piętro. Marcus natychmiast złapał reklamówki z zakupami i skierował się do mieszkania Cinnamon.

Zatrzymał się przed drzwiami, a następnie odłożył zapasy na maraton na ziemię. Odwrócił się, chowając ręce do kieszeni kurtki, a wampirzyca stanęła obok niego, wyciągając klucze do domu.

- Cholera, muszę się wrócić do samochodu. Zapomniałem torby. - powiedział nagle. - Zaraz wracam.

Nie wracam. Nie wracam. NIE WRACAM.

Zjechał windą na parter i szybko wrócił do swojego auta. Wsiadł do środka, po czym odetchnął głęboko, zaciskając dłonie na kierownicy. Cały się trząsł.

- Kurwa.

Uderzył głową o kierownicę. I znowu. I jeszcze raz.

- Kurwa. Kurwa. Kurwa.

Oparł czoło na dłoniach. Wciągnął zimne powietrze nosem, próbując się uspokoić.

To nic. Nic. Nic się nie stało tak, Marcus? NIC. Tylko ją pocałowałeś...

- KURWA.

Zacisnął powieki, starając się wszystko poukładać. Jechali windą. Przeglądał jakieś głupoty na telefonie. I nagle Cinnamon po prostu go pocałowała. Natychmiast otworzył oczy, ponieważ w myślach powrócił do tego momentu. Do jej miękkich ust...

NIE! NIE MYŚL O TYM!

- W windzie... Jak w jakimś biednym romansie. - powiedział cicho sam do siebie. - Serio, Marcus, będzie dobrze. Będzie dobrze... Będzie...

Podskoczył przerażony, gdy ktoś zapukał w szybę. Spojrzał na uśmiechniętą Carmel, która wyraźnie była dumna, że udało jej się go wystraszyć. Końcówka jej nosa była uroczo czerwona z zimna. Pomachała mu dłonią ukrytą w pomarańczowej rękawiczce, a Marcus słabo odwzajemnił gest.

Moje biedne serce. Chyba mam zawał.

Za plecami Carmel pojawił się uśmiechnięty Levi. Marcus odetchnął głęboko, po czym sięgnął na tylne siedzenie po swoją sportową torbę. Wysiadł z samochodu i przywitał się z przyjaciółmi. Udawał, że słucha, lecz myślami był gdzie indziej.

Jak ja teraz tam wrócę i obejrzę ten cholerny film!?

- Ej, Marc, wszystko dobrze? - spytał nagle Levi, łapiąc go za łokieć.

Chłopak dał znak Carmel, żeby poszła już do mieszkania, a Marcus odetchnął, przygotowując się na poważną, braterską rozmowę.

- Stało się coś? - zapytał ponownie przyjaciel. - Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć.

Niby wszystko, ale tego nie. Wybacz, Liv.

- Wszystko w porządku, ziom. - powiedział poważnie. - Po prostu źle się czuję. Chyba mnie gdzieś przewiało.

- Marcus Adler, który nigdy nie choruje, nagle źle się czuje, hm?

- Taaa...

- Nie wierzę ci. - odparł po prostu Levi. - Ale dobra, nie chcesz to nie mów. I tak w końcu nie wytrzymasz i przylecisz do mnie się wyżalić.

- Spadaj. - prychnął Marcus.

Weszli do budynku, po czym skierowali się do windy.

Cholerna, głupia metalowa skrzynka.

Przez cały czas Marcus nieświadomie obgryzał paznokcie. Levi spojrzał na niego, unosząc brew.

- No, nieźle cię musiało porobić, stary.

- Co?

- Obgryzasz paznokcie. - wyjaśnił przyjaciel. - Musi być z tobą naprawdę źle.

Oj jest, Liv. Jest bardzo źle.

Winda wydała z siebie piszczący dźwięk, który ostatnim razem brzmiał jak zbawienie. Teraz jedynie sygnalizował, że dotarli na właściwe piętro. Marcus bardzo niechętnie poszedł za przyjacielem do mieszkania Cinnamon. Gdy weszli do środka, wszystko było już przygotowane do filmowego maratonu, a Carmel właśnie ustawiała ostatnią miskę z przekąskami na stoliku.

- No, nareszcie jesteście! - powiedziała radośnie.

Levi natychmiast podszedł do dziewczyny, zostawiając Marcusa samego w korytarzu.

Dobra, Marc, ogarniesz to.

Odetchnął głęboko, po czym zdjął buty oraz kurtkę i usiadł na kanapie obok Carmel, która nawet nie zauważyła jego przyjścia. Była zbyt zajęta rozmową z Levim. Nagle po drugiej stronie kanapy usiadła Cinnamon, a po plecach Marcusa przeszedł lodowaty dreszcz.

Mam nadzieję, że nie wygadała się Carmel.

Cinnamon spojrzała na niego i pokręciła lekko głową. Z jednej strony odetchnął w duchu, że nikt nie wie, a z drugiej miał ochotę wrzeszczeć. Dlaczego jego myśli nie mogą należeć do niego!?

- Ej, może byście puścili film, hm? - odezwała się chłodno wampirzyca, patrząc niechętnie na Leviego i Carmel, którzy zdecydowanie zbyt zaangażowali się w rozmowę, która przestała być rozmową. Po prostu się całowali.

- Co? - mruknął Levi, odwracając się w kierunku Cinnamon.

- Puść film, jełopie. - warknęła, a Carmel zmierzyła ją wzrokiem mordercy.

Ta niewinna istotka, która wszystkich kocha jest zdolna do takiego spojrzenia?

Film się zaczął, lecz Marcus nie interesował się fabułą. Siedział z podwiniętymi nogami na skraju kanapy, opierając brodę na pięści. Wpatrywał się beznamiętnie w ekran telewizora, a jego myśli krążyły wokół tego, co dzisiaj zrobił.

To, że Cinnamon go pocałowała, to nic. Ale co jemu odbiło?

Nagle Carmel szturchnęła go łokciem w żebra, po czym podstawiła mu pod nos miskę z jakimiś przekąskami. Nie odrywała wzroku od ekranu, wyraźnie zainteresowana. Marcus westchnął i wziął od niej chipsy, chociaż nie miał na nie najmniejszej ochoty.

- Dzięki... - mruknął.

- O teraz patrzcie! - niemal krzyknęła Carmel, a Marcus przewrócił oczami.

Prawie zapomniałem o tym, że wszyscy mnie zawsze ignorują.

- Teraz jest najlepsze! - pisnęła, po czym wpakowała do ust kolejną porcję żelków.

Marcus spojrzał niechętnie na ekran i zamarł. Miał wrażenie, jakby ktoś oblał go wiadrem lodowatej wody. Jakaś para stała w windzie i całowała się.

NO BEZ JAJ! CO ZA GŁUPI IDIOTA WYBRAŁ TAKI FILM!!!!?

Co prawda to było jakieś pożegnanie, on szedł umrzeć, żeby ona mogła przeżyć lub coś w tym stylu, lecz Marcusa nie interesowała fabuła. Miał ochotę umrzeć.

- Czyż to nie było romantyczne? - spytała Carmel. - On jest taki wspaniały! Taki bohater!

Spojrzała na Cinnamon, potem na Marcusa i zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła ich przerażone miny.

- Muszę iść do łazienki. - powiedział, wstając gwałtownie. - Nie czekajcie na mnie.

Zatrzasnął za sobą drzwi, po czym usiadł na podłodze. Ukrył twarz w dłoniach, oddychając głęboko.

Jesteś cholernym debilem, Marcus. Co cię dzisiaj napadło!?

Nie wiedział, ile siedział w łazience, lecz po dłuższym czasie umył twarz lodowatą wodą i otworzył drzwi. Gdy wychodził, wpadł na kogoś w korytarzu.

- Właśnie miałam sprawdzić, czy nie podciąłeś sobie żył. - powiedziała cicho Cinnamon, wpatrując się w podłogę.

- Niestety żyję. - odparł, równie cicho, zerkając na Leviego i Carmel. Nie, nie było szans, że ich usłyszą. - Słuchaj, jeśli chodzi o dzisiaj...

- Marcus nie. - przerwała mu, zasłaniając mu usta dłonią.

Zrozumiała, co zrobiła i natychmiast się wycofała.

- Po prostu do tego nie wracajmy. - mruknęła, odwracając wzrok.

- Dobra. - odparł z ulgą.

Już drugi raz w życiu popełnił ten sam błąd. Z tą samą osobą.


~~~~~~~~~~~~

Dużo Caps Locka w tym rozdziale :')

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top