Rozdział 64




Célia

Stałam w bezruchu wbijając w nią posępny wzrok. Chciałam jakoś zrozumieć jej słowa, ułożyć to sobie w głowie, ale za każdym razem sprowadzał mnie na ziemię upiorny śmiech matki. Zachowywała się jak obłąkana. Zupełnie jej nie poznawałam. Patrzyłam na nią, jak na kogoś obcego, kogoś wrogiego, kto jeszcze do niedawna był przy mnie. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale cholerna bezsilność, która teraz przejęła nade mną kontrolę uniemożliwiła mi płacz. Jestem tutaj, stoję ramię w ramię z moim mężem, czuję jego wsparcie oraz troskę i wiem, że tylko dzięki niemu jeszcze jakoś trzymam się na nogach. Po dłuższej chwili przerzuciłam wzrok na ojca, chcę spojrzeć mu prosto w oczy, ale on unika ze mną kontaktu. Pochylił głowę nisko, jakby chciał uciec od tego. Biorąc głęboki wdech, w myślach uderzam się pięścią o klatkę piersiową, po czym jestem gotowa zmierzyć się z przeszłością.

— Nie wiem, czy mogę powiedzieć do ciebie tato, czy za chwilę znów nie usłyszę, iż nie jestem twoim dzieckiem.

Ojciec uniósł lekko głowę, skupiając swój wzrok na mnie, po czym zagryzając mocno dolną wargę, westchnął:

— Jesteś moim dzieckiem.

— Dlaczego, więc upozorowałeś swoją śmierć? Dlaczego kazałeś mi cierpieć tyle lat? Pozwoliłeś mi na ból, którego nie mogłam wyleczyć? Tak bardzo cię nienawidzę! – miałam do niego żal. Ogromny żal, który z minuty na minutę wprawiał mnie w nienawiść. Odwracając się, chciałam stąd jak najszybciej uciec, lecz w ostatniej chwili drogę zagrodziła mi Eva.

— Nie uciekaj – mruknęła pod nosem, chwytając mnie za dłoń. Była zupełnie inna niż tą, którą znałam. Patrzyła na mnie w dziwny sposób, jakby była kimś obcym. Natychmiast odwróciłam się w stronę męża, który wgapiając się we mnie całkowicie bezradnie, wyciągnął dłoń.

— Kochanie musisz poznać prawdę. Najwyższa pora – powiedział przyciągając mnie mocno do siebie.

— Prawda?! O jakiej ty prawdzie mówisz?! Do diabła z tobą i całą twoją rodziną! – wrzeszczała matka, próbując wstać z kanapy. Na szczęście ochroniarze szybko jej to uniemożliwili.

— Célia wybacz mi, albowiem nie byłem dobrym ojcem. Wszystko przez co przeszłaś zgotowałem ci sam. Gabriela nie jest twoją matką... twoją prawdziwą matką jest...

— Jestem nią ja – wtrąciła się Eva, stając obok mnie.

W pierwszej chwili sądziłam, że to jakiś słaby żart. Odpychałam od siebie tą wiadomość, zasłaniając się paniką i strachem. Nie chciałam spojrzeć w stronę gosposi, bo paraliżował mnie lęk. Wtedy poczułam silny uścisk Cristóbala, spojrzałam na niego całkowicie skołowana.

— Jestem przy tobie – pocałował moje czoło, a ja przełykając gulę niepokoju zwróciłam się do taty:

— To jest jakaś pieprzona makabra. Nie wierzę w ani jedno twoje słowo. Jesteś kłamcą i oszustem!

— Célia! – krzyknęła Eva, co było dla mnie w tej chwili lekkim otrzeźwieniem.

— Znałaś prawdę. Wiedziałaś kim jestem, od kiedy zjawiłam się w tym domu. Pozwoliłaś na cierpienie i ból! Oddałaś mnie obcej kobiecie! Jak możesz nazwać się moją matką? Jesteś nikim, słyszysz? Nikim – mówiąc to zauważyłam spadające łzy po Evy policzkach. Bolały ją moje słowa, ale właśnie tego oczekiwałam. Jak pomyślę, iż mogłabym oddać swoje dziecko obcej kobiecie mam na rękach gęsią skórkę. To obrzydliwe.

— Nie wiń jej. To wszystko było z zemsty na Hectorze – odparł zimnym tonem ojciec.

— A co on ma z tym wszystkim wspólnego?! – trzymałam się mocno Cristóbala, bo z każdej informacji, którą dostawałam robiłam się coraz słabsza. W dodatku czułam delikatne ukłucia w dolnej części brzucha.

— Hector Carrera uprowadził twoją siostrę. Tak Célia, razem z Gabrielą mieliśmy córkę. Pewnego dnia, gdy byłem na służbie zniknęła. Rozpłynęła się, nie pozostawiając ani jednego śladu. Gabriela wpadła w szał i depresję, chociaż doskonale wiedziałem kto za tym stoi. W tamtych czasach Hector rozpoczynał biznes w Hiszpanii, a ja za wszelką cenę starałem się mu to uniemożliwić. To miała być zemsta, a zarazem ostrzeżenie. Po tygodniowych poszukiwaniach, dostaliśmy list, w którym były zdjęcie zabitego noworodka. Ciało było tak zmasakrowane, że mogliśmy z Gabrielą tylko wierzyć słowom, iż jest to nasza córka. Kolejny rok był dla nas swoistą nauczką. Wszystko się rozpadało, łącznie z naszym małżeństwem. Nie potrafiliśmy rozmawiać czy przeżywać tej tragedii razem. Gabriela coraz częściej sięgała po alkohol, a ja popadałem w obsesję na punkcie Hectora. Dowiedziałem się o nim wszystkiego, wykorzystując Evę. Tak, wdałem się w ten romans by mieć Carrerę w garści. Kiedy Eva powiedziała mi o ciąży i o tym, że będzie musiała odejść z pracy wymyśliłem chory plan, którego teraz żałuję. Po twoich narodzinach odebrałem jej ciebie razem z wszelkimi prawami, po czym trafiłaś do mnie i Gabrieli. Stałaś się dla nas zapomnieniem o córce, choć przychodziło nam to z wielkim trudem. Kiedy dorastałaś coraz bardziej przypominałaś Evę, te brązowe włosy oraz oczy tylko pogrążały nas w frustracji. Gabriela nie umiała się z tym pogodzić. Odtrącała cię, gdy ja za wszelką cenę chciałem dać ci miłość.

— Boże! – krzyknęłam upadając na kolana. Nie dałam rady znieść tych słów. Bolały. Cristóbal próbował mnie podnieść, ale ja przylgnęłam tak mocno, że mimo wielkich starań nie udało się mu.

— Wydałem mu wojnę, którą chciał zakończyć Cristóbal. Niesamowite jednak było to, że nie znałeś prawdy. Groziłeś mi i Céli nie wiedząc tak naprawdę nic. Dlatego też wykorzystałem to, zmusiłem cię do strzału, by upozorować własną śmierć, a tym samym zająć się krwawą zemstą na Hectorze.

— Jesteś podły! – wyrzuciłam z siebie, siadając na kolanach: — zadrwiłeś z nas wszystkich. Jak mogliście mnie tak oszukiwać? Tyle lat, wierzyłam w zmianę mamy... Gabrieli przez twoją śmierć, a tak naprawdę ona nigdy mnie nie kochała. Miałam siostrę..., więc dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz?! – zaczęłam płakać, zasłaniając twarz dłońmi.

— Kochanie... – klęknął obok mnie Cristóbal, wtulając w swoje ramiona, ale w tym wypadku to w ogóle nie działało.

— Zgnijecie w więzieniu. Za te wszystkie kłamstwa i manipulacje. To ostatni raz, kiedy patrzę na was. Brzydzę się tym, że mam takiego ojca. Nie chcę cię znać!

— Masz rację! Powinnaś się brzydzić, bo to on wepchał w wasz związek z Cristóbalem, Amelię – wtrąciła Gabriela śmiejąc się na cały głos. Była obłąkana, a może to tylko taka gra.

— Od mojej rzekomej śmierci obserwowałem cię. Byłaś moją córką, więc... nie mogłem pozwolić, by coś ci się stało. Gdy dowiedziałem się, że jesteś w rękach Carrery musiałem zrobić wszystko by cię od niego uwolnić. Wiedziałem, że jest tu Eva, która zna całą prawdę i bałem się, że wszystkiego dowiesz się zbyt wcześnie. Dlatego pojawił się Antonio... Niestety, nie pomógł. Później wasz ślub postawił mnie pod ścianą. Będąc wtedy w Hiszpanii zupełnym przypadkiem poznałem Amelię, tak jak ja żyła chęcią mordu na Hectorze i jego rodzinie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem...

— Czego nie wiedziałeś?! – wrzasnęłam zalewając się łzami.

— Amelia była moją i Gabrieli córką.

Serce zaczęło bić mi jak szalone, nawet nie mogłam złapać oddechu, a w myślach pojawiały się wszystkie wspomnienia w roli głównej z stewardessą. Spojrzałam na Cristóbala, który nie krył zdziwienia. Wiedział.

— Amelia chciała rozbić moje małżeństwo. Pastwiła się nade mną i Cristóbalem. Nie wybaczę ci tego – siorbnęłam nosem, a następnie wstając na nogi stanęłam przed ojcem: — wszystko co złe, zawdzięczam właśnie tobie. Każde cierpienie, czy wylaną łzę. To ty jesteś za to odpowiedzialny. Ty i Gabriela Rojas. Nie chcę, by kiedykolwiek moje dziecko poznało prawdę o dziadku. Nie skażę go na to.

Po tych słowach odwróciłam się na pięcie i wyszłam z domu. Musiałam odetchnąć. A przede wszystkim musiałam pobyć sama. Te wszystkie przytłaczające informacje dobiły mnie. Moje całe życie okazało się być cholerną farsą, w której byłam tylko pionkiem. Chęć zemsty była tak okrutna, że pozbawiła mojego ojca racjonalnego myślenia. Odebrał mnie matce, karmił życiem w kłamstwie, a gdy wydawało mi się, że odnalazłam szczęście u boku Cristóbala to on próbował nas rozdzielić. Chcę o tym zapomnieć. Chcę wymazać z pamięci Felipe i Gabrielę Rojas. Odtąd są dla mnie zupełnie obcy. Nie jestem im nic winna, bowiem sama od nich nic nie dostałam, a przynajmniej nic, co byłoby prawdą.

Siedząc w dużym fotelu na tarasie, wycierałam spadające, pojedyncze łzy. Jedną dłonią głaskałam brzuch, próbując się jakoś uspokoić. Po chwili poczułam, jak ktoś okrywa mnie ciepłym, grubym kocem. Spojrzałam w górę, a przede mną stała Eva.

— Zabrali ich – wydusiła z siebie, po czym usiadła obok na kanapie.

— Dlaczego mi nie powiedziałaś? Ty jedna znałaś prawdę, wiedziałaś kim jestem.

— Próbowałam wiele razy, ale widząc cię z Cristóbalem, panikowałam. To ja podsunęłam Crisowi pomysł, by ukrył cię w Argentynie. Przeczuwałam, co może się wydarzyć i miałam rację. Felipe współpracował z Antonio, dlatego tak wszystko o tobie wiedział.

— Antonio. Przecież to on zabił Amelię – niedowierzałam tym słowom.

— Amelia chciała się wycofać. Umówiła się z Cristóbalem, by wyznać mu prawdę, ale nie zdążyła. Antonio ją zastrzelił. Zostawiła mi dwa listy. Jeden adresowany do ciebie, a drugi do mnie. Wyjaśniła w nim wszystko, prosząc o wybaczenie – mówiąc to wyciągnęła z kieszeni kopertę, podając mi ją. Długo wpatrywałam się, zastanawiając się czy w ogóle powinnam ją wziąć, ale wówczas Eva położyła list na szklanym stoliku przede mną, po czym wstając z miejsca, dodała: — czas leczy rany. Chcę byś wiedziała, że zrobię wszystko...

— Nie kończ. Proszę. Nie jestem gotowa na tę rozmowę – odwróciłam wzrok, a ona nie mówiąc już nic wyszła.

Długo biłam się z myślami, co jakiś czas wyciągając dłoń w stronę listu, ale jak szybko ją wyciągałam, tak też szybko chowałam. Amelia powinna być na moim miejscu i to w niej powinien zakochać się Cristóbal. Tajemnice wszystko to zmieniły, a ja nie chcę mieć z przeszłością nic do czynienia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top