Rozdział 59





Célia

Przecierałam oczy ze zdumienia, by mieć pewność, że to nie moja fantazja bierze górę, a jawa, której tak bardzo pragnęłam. Wyłapywałam pojedyncze krople słonych łez, po czym zakrywając usta, zaczęłam głośno krzyczeć:

— Cristóbal!

Do sali natychmiast wpadło dwóch ochroniarzy, którzy zapewne wyobrażali sobie najgorsze.

— Wezwijcie lekarza – wrzasnęłam w ich stronę, a następnie położyłam dłoń na bladym policzku Cristóbala i wpatrując się w jego nieobecny wzrok, wyszeptałam stłumionym głosem: — jesteś.

Nie wiem, jak długo trwała ta sentymentalna chwila, ale napawałam się nią niesamowicie. Od tych marnych trzech tygodni to był pierwszy dzień, kiedy poczułam, że żyję. Nie mogłam opanować łez, które były oznaką wielkiego szczęścia. Mój Cristóbal. Żyje. Jest tutaj dla mnie, dla naszego dziecka.

Po chwili do sali wszedł lekarz wraz z dwoma pielęgniarkami. Spojrzał na mnie pytająco, ale nie odezwał się słowem. Miałam wrażenie, że gdzieś w myślach osądzał mnie, ale to może jest tylko moja chora paranoja. Odsunęłam się na bok, kiedy zaczął go badać, a gdy wypytywał o wydarzenia sprzed postrzału, nie dałam rady tego słuchać i wybiegłam z pokoju.

— Coś nie tak, pani Carrera? – zapytał jeden z ochroniarzy, ale nie miałam ochoty na rozmowę. Potrzebowałam pobyć sama.

Usiadłam na krześle pod oknem i bawiąc się nerwowo dłońmi, czekałam aż wyjdzie stamtąd lekarz. Denerwowałam się słysząc, jak z wielkim trudem odpowiadał mój mąż na pytania. Był taki słaby, a ja kompletnie nie wiedziałam, jak mam mu pomóc. Wówczas usłyszałam dobiegający z torebki dźwięk mojego telefonu. Wyciągnęłam komórkę, a na wyświetlaczu pojawił się numer mamy. Wahałam się czy powinnam odebrać, ale Gabriela Rojas to kobieta, która nie odpuszcza i jeśli jest już w Monte Carlo to zapewne zjawi się tutaj w ciągu kilku minut.

— Tak, mamo? – wybełkotałam, przykładając telefon do ucha.

— Właśnie wylądowałyśmy z Susi w Monako, gdzie jesteś? – wzięłam głęboki wdech, a w myślach szukałam szybkiej wymówki, by tutaj nie zawitała.

— Jestem zajęta, muszę kończyć... – rozłączyłam się, chowając telefon.

Nie mogłam jej okłamać, wmawiając, że błąkam się gdzieś po mieście w poszukiwaniu nowych sukienek, to byłoby mocno naciągane, a powiedzenie prawdy, że siedzę przy mężu równałoby się z jej obecnością, na którą nie miałam ochoty. Niecierpliwie spojrzałam na zegarek, minęło równe pół godziny. Do cholery, czemu to tak długo trwa? Czemu lekarz stamtąd nie wychodzi? Męczyły mnie te beznadziejne pytania i kiedy byłam już gotowa, by tam wparować, drzwi od sali otworzyły się.

— Pani Carrera! – przywołał mnie lekarz.

— Co z moim mężem? – nie czekałam, aż przemówi.

— Proszę przekonać męża, by został jeszcze pod obserwacją trzy góra cztery dni. Ledwo, co otworzył oczy, a już chce wracać do domu – na dźwięk tych słów, moje usta przybrały wielki uśmiech. Chciałam uściskać lekarza, ale jedyne na co się zdobyłam, to podanie mu ręki.

— Dziękuję za wszystko, ale chcę zabrać męża do domu.

— Nie wiem, kto jest bardziej nierozsądny on czy pani? – nie był zadowolony z mojego pomysłu, ale nie chcę, by Cristóbal leżał w tym miejscu kolejne dni. One i tak już nic nie zmienią, a w domu to ja się nim będę opiekować.

— Najwidoczniej oboje jesteśmy lekkomyślni – obdarowałam go uśmiechem, po czym weszłam do sali, w której leżał Cristóbal.

Zamknęłam za sobą drzwi, opierając się o nie. Wpatrywałam się w męża, leżącego bezwiednie na łóżku. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, od czego zacząć rozmowę. To trochę tak, jak pierwsze spotkanie z chłopakiem. Nasze stęsknione spojrzenia spotkały się ze sobą, a po dłuższej chwili tego melancholijnego wgapiania się zobaczyłam na jego twarzy delikatny uśmiech.

— Zabieram cię do domu – westchnęłam, podchodząc do niego. Usiadłam na brzegu łóżka i dotykając opuszkami palców jego bladej twarzy, dodałam: — gdybyś tylko wiedział, jak bardzo tęskniłam. Nie rób mi tak nigdy więcej.

W tym momencie jego dłoń powędrowała na mój lekko wypukły brzuszek. Poczułam niesamowite ciepło, którego brakowało mi aż do tej chwili. Muskał palcami, posyłając mi znaczący uśmiech.

— Bardzo cię kocham, Cristóbal – szepnęłam, zaciskając mocno powieki. Nie chciałam płakać, ale tak długo czekałam na niego. To po prostu było silniejsze ode mnie.

— Nie płacz, proszę – mruknął słabym głosem, a ja jak głupia jeszcze bardziej zaczęłam płakać. Wtedy on przyciągnął mnie do siebie i leżąc głową na jego torsie, rozpłakałam się na dobre.

— Powiedzieli mi, że nie żyjesz, że cię straciłam – dukałam między jednym pociągnięciem nosa, a drugim.

— Już dobrze, wszystko będzie dobrze – wyszeptał, obejmując moje ramiona.

Leżeliśmy tak dobre kilka minut, a może godzin. Zupełnie straciłam rachubę czasu. Jego obecność, dawała mi więcej niż tego pragnęłam. Właśnie, po tym co przeżyliśmy oboje, zdałam sobie sprawę, że słowa, mówiące o tym, że docenia się kogoś dopiero po stracie mają wielką słuszność. Przeżyłam piekło i ból, którego nie jestem w stanie teraz opisać. Nie życzę nikomu, takiego doświadczenia. Żegnanie się z miłością swojego życia, to najgorsze piekło, prze które musiałam przejść. Teraz wtulając się w jego ramiona, chcę krzyczeć z radości, chcę napawać się szczęściem, które mam przy sobie.

— Kocham cię, Céli – usłyszałam, a moje serce zaczęło bić mocniej. Podniosłam się i spoglądając na niego, obdarowałam go uśmiechem.

— Nie słyszałam tego przez trzy tygodnie, to jest jakieś dwadzieścia jeden dni, pięćset godzin. Musisz mi to wynagrodzić.

— Wynagrodzę – mruknął cicho, a ja nachylając się nad nim chciałam pocałować usta, które należały tylko do mnie. Wówczas do sali wtargnęła moja matka i z wyrzutem, zaczęła swój monolog:

— Célia! Ty chyba sobie żartujesz! Jesteś w ciąży, powinnaś leżeć i odpoczywać. Czy ja naprawdę muszę cię wszystkiego uczyć? – przekręciłam oczami, robiąc głupią minę do Cristóbala, po czym odwracając się w stronę rodzicielki, rzekłam:

— Dzień dobry, mamo. Jak miło, że odwiedziłaś Cristóbala. A skoro pytasz, o to jak on się czuje, to chętnie odpowiem ci, że właśnie się obudził – to może było trochę lekceważące, ale skoro zawitała w szpitalu, to powinna zacząć od pytania o Cristóbala.

— Mówiłam ci, że wszystko się ułoży to mnie nie słuchałaś. Wracamy do domu. Wszystko wiem od Evy. Od dwóch tygodni przesiadujesz tylko w klinice, nawet odpuściłaś ostatnią wizytę u ginekologa. Co ty wyprawiasz, dziecko? Ciąża jest najważniejsza... – miałam dosyć tych oskarżeń, zwłaszcza, że mówiła je przy moim mężu.

— Porozmawiamy o tym później – przerwałam jej, po czym stając twarzą w twarz, dodałam: — zabieram Cristóbala do domu, więc z łaski swojej powiadom wszystkich.

Otworzyłam na rozcież drzwi i skinieniem głowy, kazałam jej wyjść. Po chwili zawołałam ochroniarza i poprosiłam o pomoc w przetransportowaniu Cristóbala do domu. Zajął się wypisem i przywiózł z domu kilka rzeczy mojego męża. Ale wraz z ubraniami, przysłał mi jeszcze coś... a raczej kogoś. Pablo.

— Czemu nie zadzwoniłaś? – od samego progu usłyszałam zarzut.

— Może dlatego, że nie mam ochoty na rozmowę z tobą? Powiedziałam ci, że dla mnie już nie istniejesz i tego się trzymam – wytargałam z jego dłoni torbę z ubraniami, po czym weszłam do pokoju, w którym leżał Cristóbal. Pablo wszedł zaraz za mną. Przywitał się z bratem, a następnie siadając wygodnie w fotelu, pewnym siebie głosem rzekł:

— Mamy sukinsyna, który omal nie wysłał cię na tamten świat. Kutas jest oporny na moje pieszczoty i w dodatku zarządał rozmowy z tobą. Ja wiem, że dopiero wróciłeś do nas, ale jak tylko wydobrzejesz powinieneś z nim uciąć sobie małą pogawędkę. Może wtedy dowiedziałbyś się czegoś ciekawego.

Cristóbal przerzucił na mnie posępny wzrok, jakby chciał powiedzieć, bym zostawiła ich samych. Nie tym razem. Mam dosyć sekretów i tajemnic, które w kółko niszczą nasz związek. Odwróciłam się na pięcie i podchodząc do okna, patrzyłam się bezczynnie w widok, który miałam przed sobą. Wówczas usłyszałam głos mojego męża:

— Pablo, chcę wrócić do domu. Są święta. Teraz najważniejsza jest dla mnie Célia i proszę uszanuj to.

Słysząc te słowa całkowicie osłupiałam. Nie liczyłam na to nawet przez pół sekundy. Dla Cristóbala zawsze interesy i rodzina grały pierwsze skrzypce. Byłam niemalże pewna, że pomimo tego, iż dopiero co obudził się ze śpiączki jest skłonny spotkać się z Antonio. Założyłam dłonie na piersiach i dumnie czekałam, aż Pablo opuści sale. Gdy tylko drzwi zamknęły się za nim, odwróciłam się na pięcie i otumaniona słowami męża podbiegłam do niego. Usiadłam na krawędzi łóżka i nie czekając na jego ruch, połączyłam nasze usta w gorącym pocałunku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top