Rozdział 51




Célia

Obudziłam się wtulona w poduszkę, a między kolanami ściskałam mocno kołdrę. Przetarłam dłońmi zaspane oczy, po czym odwracając się na lewą stronę, zobaczyłam obok siebie Cristóbala. Leżał na łóżku, opierając się o zagłówek i wbijając we mnie głębokie spojrzenie, muskał palcami ramię.

— Chcę budzić się tak codziennie – szepnęłam, wtulając się w tors mojego męża.

Palcami przesuwałam po jego delikatnej skórze, a kiedy przycisnął mnie mocniej do klatki piersiowej, poczułam się naprawdę szczęśliwa. Pragnęłam tego od miesiąca. Zapach aromatycznych męskich perfum chłonęłam delektując się każdą nutą. Pamiętałam go doskonale i chcę wciąż pamiętać. Zataczając małe kółeczka na jego umięśnionym brzuchu, poczułam delikatny pocałunek na czole. Odchyliłam lekko głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy, a wtedy on czule pocałował moje usta.

— Tak bardzo cię kocham, Céli – mruknął, gładząc mój zarumieniony policzek.

— A ja ciebie – podniosłam się lekko, tak by leżeć z nim twarzą w twarz. Upajałam się ciemnym, lecz czułym spojrzeniem. Było wyjątkowe, bo tylko na mnie patrzył w taki sposób.

— Nie mogłem spać. Prawie przez całą noc wpatrywałem się w ciebie. Jesteś przepiękna Céli i nasze dziecko też takie będzie – położył dłoń na moim brzuchu i muskając go pieszczotliwie, zapytał: — piąty tydzień?

Potaknęłam głową, a następnie kładąc rękę na jego, rzekłam:

— Mam zdjęcie z pierwszego USG, na następne pójdziesz razem ze mną – chciałam wstać, by mu je pokazać, ale Cristóbal objął mnie tak mocno, że nie pozwolił nawet zrobić małego kroczka.

— Célia, ja muszę dzisiaj wyjechać. Chcę też..., jeśli coś poszłoby nie tak... – jąkał się, a ja doskonale wiedziałam, co chciał mi powiedzieć.

— Nie! Nie zgadzam się, rozumiesz?! Wystarczy, że zostawiłeś mnie już na miesiąc. Nawet nie chcę tego słuchać, że chcesz się ze mną pożegnać. Nie! I koniec kropka – byłam wściekła, że tropienie Amelii i narażenie własnego życia jest w tym momencie dla niego najważniejsze. Jestem w ciąży, a on ma to głęboko w dupie.

Zrzucając z siebie dłoń Cristóbala, uciekłam szybko do łazienki. Odpychałam od siebie to, co chciał mi przekazać. Cholerne pożegnanie, na które ja się nie godzę. Nie pozwolę mu poświęcać własnego życia, by zabił jakąś pieprzoną psychopatkę. Kochamy się, będziemy mieli upragnione dziecko, on nie może tego zepsuć, dla własnych pseudowyidealizowanych śpiewek, o rzekomym bezpieczeństwie. Nie godzę się, by ochraniał mnie w taki sposób, nie kosztem własnego życia.

Opłukałam twarz zimną wodą, po czym zrzucając z siebie satynową koszulkę, weszłam po prysznic. Moja wściekłość potęguje z minuty na minutę i jeśli zaraz czegoś nie wymyślę, on naprawdę wyjedzie. Odkręciłam kurek, a następnie zamykając powieki, stałam pod deszczownicą, przyjmując na siebie falę gorącej wody. Może to ja powinnam o niego zawalczyć? Wtedy w samolocie Pablo dał mi do zrozumienia, że nie pokazuję Cristóbalowi, iż mi zależy. Może ma rację? On jest gotów poświęcić dla mnie swoje życie, a ja samolubna egoistka myślę, o tym by poszedł ze mną do lekarza. Nie walczę, nie pokazuje mu, jak bardzo jest ważny dla mnie.

— Célia, nie uciekaj przede mną. Nie teraz.

Odwróciłam się natychmiast słysząc opanowany głos Cristóbala. Stał naprzeciwko mnie, taksujący wzrokiem moje nagie ciało. Przygryzł dolną wargę i robiąc mały krok do przodu, wyciągnął w moją stronę prawą dłoń.

— Chodź do mnie – wyszeptał, a ja całkowicie pochłonięta jego widokiem, podałam mu rękę.

Carrera jednym, szybkim ruchem przyciągnął mnie do siebie, tak bym wtulała się w jego nagi tors, a gorąca woda, która spływała po naszych ciałach dawała niesamowite uczucie. Moje wszystkie zmysły szalały, czując jak blisko jest Cristóbal. Zatracam się w nim, oddając siebie, ale cholera! Ja chcę należeć do tego faceta!

Czując delikatny pocałunek na szyi, moje ciało szybko reagowało. Dreszcz podniecenia, ukłucie w żołądku i przyspieszony oddech to wszystko, co w tej sekundzie mogę opisać. Dzielą nas milimetry od pocałunku, a ja uparcie chcę napawać się jego bliskością. Jest taki piękny, idealny i mój. Cristóbal czubkiem nosa wodził po moim policzku, a ja całym ciałem chłonęłam jego przyspieszony oddech. Otulał nim moje ciało, po czym gładząc plecy dłonią, przesuwał ją lekko w dół, obejmując pośladki. Z mojego gardła wydobyło się ciche mruknięcia, na co Cristóbal bardzo szybko zareagował. Składając pocałunek na moim czole, nachylił się nad uchem i szepnął:

— Kochaj się ze mną, Célia.

Moją jedyną odpowiedzią był namiętny pocałunek, którym połączyłam nasze usta. Oplotłam go rękoma i przyciskając mocno do siebie, nacierałam językiem rozkoszując się każdym milimetrem jego ust. Po chwili Cristóbal przejął całą kontrolę. Dociskając mnie do szklanej ściany kabiny prysznicowej, zaczął pieścić moje ciało. Przesuwał dłońmi po skórze, zatrzymując się nieco dłużej na biuście. Ścisnął go mocno, po czym bezceremonialnie zaczął całować i lizać. Jego ruchy były chaotyczne, jakby bał się tego, że zaraz to może się skończyć. Z jednej piersi na drugą przerzucał swoje usta, nadgryzając przy tym twarde już sutki. Jęknęłam z podniecenia, a wtedy Cristóbal uniósł mnie i oplatając wokół własnych bioder, wyszeptał:

— Co ty ze mną robisz?

— Zmuszam cię do kochania – odparłam, a następnie wbijając paznokcie w jego silne ramiona, czekałam, aż we mnie wejdzie.

Czułam na pośladkach nabrzmiałego kutasa, który powoli drażnił się ze mną. Przymknęłam oczy, a wtedy Cristóbal z całym impetem nabił mnie na penisa. Jęknęłam głośno.

— Moja... – wymamrotał słabym głosem, a po chwili trzymając mnie mocno za uda zaczął pieprzyć.

Powolne ruchy, w ekspresowym tempie zamieniły się w te bardziej energiczne. Wchodził i wychodził ze mnie, posyłając mi przy tym dzikie spojrzenie. Oboje byliśmy wykończeni, ale oboje też nie mieliśmy dosyć. Nacierając penisem coraz głębiej z jego ust wydobył się gardłowy jęk. Po chwili Cristóbal przyciągnął mnie do siebie i wtulając głowę w klatkę piersiową, znacznie przyspieszył. Krzyczałam na cały głos, przyjmując falę rozkoszy, a zaraz po mnie doszedł Cris. Zacisnął mocno usta i karmiąc mnie pożądliwym spojrzeniem, wypełnił gorącym nasieniem.

Tkwiliśmy w tej pozycji jeszcze przez pare minut, ale tą idylliczną chwilę przerwał nam głos Mateo, który pukając do drzwi, zawiadomił Cristóbala, że za dwie godziny mają lot do Monte Carlo. Na dźwięk tych słów, zerwałam się z jego objęć i zakręcając wodę, rzekłam:

— Nigdzie nie pojedziesz! Cristóbal, nie wolno ci.

— Kochanie, proszę. To nie jest dla mnie łatwe, ale nie ma innego wyjścia. Chcesz bezkońca ukrywać się w Argentynie? Pragnę dla ciebie normalnego, szczęśliwego życia. Takiego, które ci już dawno odebrałem. Chcę się pożegnać, by na zawsze zapamiętać twój uśmiech, twoje spojrzenie i dar, który od ciebie dostałem – mówiąc to klęknął przede mną i składając pocałunek na brzuchu, dodał: — opiekuj się mamą.

Stałam sparaliżowana, kompletnie nie wiedząc co mam robić. On się żegna ze mną i dzieckiem. Stracę go... Czarne myśli przychodzą mi do głowy, a kiedy całuje mnie w czoło i wychodzi z łazienki, do oczu napływają mi łzy. Wybiegam z kabiny, a następnie zakładam na siebie puszysty szlafrok. Muszę go zatrzymać. Muszę. Ocierając cieknące słone krople, zbiegam po schodach do salonu. Słyszę gdzieś w tle niewyraźne głosy Susany, Pablo oraz Cristóbala, a kiedy stoję tuż za ścianą, chce mi się wyć. Opieram się o ścianę i zjeżdżając po niej w dół, zalewam się łzami, słysząc głos Cristóbala:

— Pablo opiekuj się nią. Wiem, że teraz masz na głowie dziecko, ale na nikim innym nie mogę polegać w tej kwestii.

— Stary, ty na pewno wiesz co robisz? Ja też nie chcę cię stracić.

— Ponad miesiąc szukałem Amelii, a ona przepadła jak kamień. Nie zmarnuję tej okazji, by ją zabić.

— Tylko, co to za okazja, kiedy w grę wchodzi twoje życie? – usłyszałam nagle głos Susany.

— Chronię swoich bliskich.

— Pożegnałeś się z Célia? – dopytywał Pablo.

— Chciałbym, ale ona nie najlepiej to przyjmuje. Pablo, obiecaj mi, że gdyby coś się wydarzyło będziesz jej pomagał.

— Obiecuję.

— Jeszcze coś. Mój naszyjnik, przekaż go proszę Céli, a ona niech podaruje go naszemu dziecku, gdy tylko się urodzi.

— Sam mu go podarujesz! Nie gadaj takich głupot! Cristóbal, proszę cię przemyśl to jeszcze.– przerwała mu Susana, a ja słysząc te słowa wpadałam w dziwną rozpacz. Zakrywałam usta dłonią, tłumiąc krzyk. Żegna się z nimi, z naszym dzieckiem, a ja nie umiem tego powstrzymać.

Kiedy zamknęły się za nim drzwi, schowałam twarz w dłoniach i nie zwracając uwagi na to, czy ktoś mnie usłyszy, zaczęłam rzewnie płakać. Do głowy przychodziły mi najgorsze scenariusze. Widziałam jego smierć i cierpienie. Czułam, że już straciłam, na zawsze.

— Célia, co ty... – podniósł mnie Pablo, przytulając mocno do siebie.

Wyciągnęłam z jego dłoni naszyjnik Cristóbala i zaciskając go mocno przyparłam do serca.

— Zawieź mnie na lotnisko... błagam cię. Ja muszę... proszę, Pablo – wycedziłam przez łzy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top