Rozdział 44




Célia

Obudził mnie ponury głos Cristóbala. Był wściekły, choć tą swoją wściekłość próbował tłumić łagodnym szeptem. Rozmawiał z kimś przez telefon, a moją pierwszą myślą, niestety był Daniel. Mój mąż jest cholernie o mnie zazdrosny i mimo, że oboje sobie ufamy, to on i tak za każdym razem daje potencjalnemu rywalowi nauczkę. Taki jest Cristóbal Carrera: zazdrosny, bezwzględny oraz stanowczy, ale ja pomimo tych wad cholernie go kocham.

Taksując wzrokiem jego nagie ciało, błądziłam myślami w świecie pełnym pożądania i namiętności. Minęło tak wiele czasu bez jego dotyku, pieszczot oraz pocałunków. Tęskniłam za tym każdego dnia coraz bardziej, a wczorajsza noc dała małą namiastkę tego co nam się należy, tego co jest tylko nasze i tego, co oboje straciliśmy. Zagryzając dolną wargę zaczęłam błądzić wskazującym palcem po swoim ciele. Napawałam się widokiem idealnego ciała Cristóbala, chłonąc każdy centymetr jego mięśni. Przymykając powieki odchyliłam głowę lekko do tyłu, by pozwolić podnieceniu zawładnąć moim ciałem. Wiem, że na mnie patrzył, co dodatkowo wzmagało mój apetyt na seks.

Kiedy otworzyłam oczy, Cristóbal stał przed łóżkiem, między moimi nogami. Obserwował mnie przenikliwe, napawając się rozkoszą, którą sama sobie dawałam. Widziałam, jak jego wzrok płonął, nie musiał nawet nic mówić. Dokładnie czytałam wszystko. Przerzucając spojrzenie niżej, jęknęłam cicho. Jego nabrzmiały kutas, aż prosił się o zaspokojenie. Przyspieszyłam ruchy palcem, chcąc dojść na oczach Cristóbala, gdy byłam już blisko on chwycił mnie na nadgarstek i wyciągając wskazujący palec z mojej cipki, zanurzył go w swoich ustach.

— Kocham ten słodki smak – powiedział cicho, oblizując każdy milimetr.

Oddychałam głęboko, wpatrując się w jego hipnotyzujące spojrzenie. W tej chwili miałam jebaną ochotę, zawładnąć penisem mojego męża.

— Chcę się kochać, Cristóbal – wyszeptałam zdyszanym głosem.

Carrera uśmiechnął się pod nosem i taksując wzrokiem moje nagie ciało, zatrzymał się dłużej na cipce, mówiąc:

— To prośba?

— To rozkaz – odpowiedział, przyciągając go mocno do siebie.

Zaczęliśmy się całować, napierając na siebie językami. Z każdą sekundą pragnęłam go więcej. Przesuwając paznokciami po jego plecach, dotarłam do pośladków, które natychmiast chwyciłam mocno. Docisnęłam tym Cristóbala do siebie, a on oblizując krawędź mojego ucha, zaczął dłonią pieścić cipkę. Stymulował łechtaczkę kciukiem, liżąc prawy policzek i szyję. Oddychałam głośno, wydobywając z siebie gardłowy jęk. Kiedy czułam, że fala pieprzonej ekstazy nadchodzi, odepchnęłam jego dłoń i gwałtownie podnosząc się na łóżku, usiadłam na nim okrakiem, wbijając przy tym penisa do swojego wnętrza. Krzyknęłam głośno, czując jak idealnie wypełnia każdy centymetr. Przygryzając dolną wargę, odchyliłam lekko plecy do tyłu. Czułam się obłędnie. Po chwili patrząc w jego pożądliwe spojrzenie zaczęłam powoli unosić się góra dół. Zaciskając mięśnie cipki na twardym penisie chłonęłam jego ciche jęknięcia.
Następnie przyspieszając chwyciłam go mocno za dłonie, które oplatały moje biodra. Krzyczałam z rozkoszy, mając kompletnie w dupie to, czy ktoś nas usłyszy. Moje piersi swobodnie falowały, w takt, który wyznaczały nasze ciała. Widziałam, że kurewsko mu się to podoba i pragnęłam byśmy oboje doszli w tym samym momencie. Czułam, że tym razem to ja go pieprzę i chcę mieć tą władzę do końca. Przerzuciłam dłonie na jego ramiona i wbijając je mocno, wykonywałam intensywne ruchy. Nasze pojękiwania oraz odbijające się od siebie ciała słychać było już w całym pokoju. Po chwili Cristóbal przyciągnął mnie mocno do siebie i unosząc lekko biodra, przyspieszył. Wtulając się w niego, czułam, jak ostro na mnie naciera, ale cholernie mnie to podniecało. Jęczałam mu wprost do ucha, przyjmując na siebie falę rozkoszy. Orgazm zawładnął moim ciałem, a po kilku mocniejszych pchnięciach, Cristóbal skończył we mnie.

Leżałam na nim wykończona, próbując wyrównać swój oddech. Cristóbal muskał dłonią moje plecy wyznaczając ścieżkę biegnącą wzdłuż kręgosłupa.

— Kocham cię – wyszeptałam, składając pocałunek na jego brodzie.

— Moja i tylko moja – objął mnie mocno, po czym przerzucając na plecy, prześwietlał swoim gorącym spojrzeniem.

— Jestem twoja już na zawsze, Cris, dlatego też chcę wrócić z tobą do Monte Carlo – jego oczy natychmiast wypełniła radość. Uśmiechnął się mimowolnie, a następnie głaszcząc dłonią mój policzek, rzekł:

— Célia, pragnę byś tylko wiedziała, że jesteś najcudowniejszą osobą, jaka pojawiła się w moim życiu. Wiele bym dał, by móc cofnąć czas a z nim krzywdę, którą ci wyrządziłem.

— Cristóbal... – chciałam mu przerwać, a wtedy on położył palec na moich ustach i kontynuując, mówił:

— Uratowałaś mnie. Zasłoniłaś własnym ciałem, przyjmując na siebie każdy kolejny cios. Jak... Célia... jak mam ci się odwdzięczyć? Poświęciłaś tak wiele dla mnie – wpatrując się w jego przejęte spojrzenie, wypełniło mnie ciepło, którym w tym momencie mnie otaczał.

— Cristóbal, chcę tylko byś mnie kochał. Niczego innego od ciebie nie chcę. Mogę powtarzać ci to w kółko – pocałowałam go delikatnie, a wraz z kolejnym pocałunkiem, szeptałam: — Kocham.

Wzięliśmy wspólny prysznic, po którym założyłam na siebie wczorajsze ubrania, za to Cristóbal prezentował się świetnie w ciemnogranatowym garniturze oraz białej koszuli. Opierając się o futrynę w łazience taksowałam go wzrokiem z góry na dół. Poprawiając kosmyk swoich włosów, zauważył mnie w odbiciu lustrzanym i odwracając się w moją stronę, rzekł:

— Coś nie tak, pani Carrera? – podszedł do mnie, obejmując mocno w pasie.

— Może być, choć zdecydowanie bardziej wolę cię w dresie i pomiętej koszulce – zaczęłam się śmiać, poprawiając mu włosy.

— Ach, tak? W takim razie zastanowię się nad zmianą garderoby, ale wtedy ty będziesz musiała chodzić naga. Bo tak ja zdecydowanie bardziej cię wolę – pocałował mnie w czoło, posyłając cwaniacki uśmieszek.

— Obrażę się, a nie chciałbyś wiedzieć, jak wygląda obrażona kobieta – oboje zaczęliśmy się głośno śmiać, po czym wychodząc z łazienki zeszliśmy do hotelowej restauracji na śniadanie.

Ochroniarze Cristóbala na czele z Mateo siedzieli już w holu, przeglądając coś na swoich telefonach. Wyglądali trochę śmiesznie, ale zlekceważyłam to. Razem z Carrerą zajęliśmy stolik obok wielkiego okna, za którym rozciągał się piękny widok na jesienny ogród. Jedząc rozmyślałam nad kontraktem, który zaproponował mi Daniel. Znałam już opinię męża, ale mimo to chciałam podjąć sama decyzję.

Kończąc croissanta z konfiturą i dopijając ostatni łyk kawy, zaczęłam pierwsza temat, który dla naszej dwójki był jak na razie tematem tabu.

— Cristóbal chciałabym, o czymś z tobą porozmawiać.

— Coś się stało? – zapytał, a ja zaczęłam nerwowo bawić się palcami, co od razu zauważył mój mąż. Chwytając mnie za dłonie i zadał jeszcze raz pytanie: — co się stało, Céli?

— Nie rozmawialiśmy o tym, od poprzedniej kłótni. Cristóbal... ja... – nie mogłam się wysłowić, czułam ogromny stres i podenerwowanie.

— Kochanie, spójrz na mnie – uniosłam niepewnie wzrok, a wtedy Cristóbal pewnym siebie głosem, rzekł: — poczekam. Wtedy zachowałem się jak dupek, myślący wyłącznie o tym, czego ja chcę. Nie liczyłem się z tym, co przeżywasz po wypadku i stracie... Jestem przy tobie i zaczekam, ile będziesz chciała. A jeśli zdecydujesz się odstawić tabletki... – łzy wypełniły moje oczy. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Kiedy poczułam, jak jedna samotna kropla spływa po moim policzku, zdumiona westchnęłam cicho:

— Chcę być matką. Chcę dać ci dziecko, Cristóbal – rozpłakałam się widząc jego zszokowane spojrzenie. Nie wiem, czy on był bardziej zaskoczony, czy ja wypowiadając te słowa, ale tak, chciałam mieć z nim dziecko.

— Powtórz – mruknął ledwo słyszalnym głosem. Ocierając łzy, ścisnęłam mocno za jego dłoń i patrząc mu głęboko w oczy, wyszeptałam:

— Pragnę byśmy zostali rodzicami.

Jego kąciki ust delikatnie podniosły się do góry, a w oczach widziałam radość, której nie jestem w stanie opisać słowami. Przełknął ślinę, po czym wstając od stołu podszedł do mnie. Nie zważając na ludzi jedzących w restauracji, klęknął przede mną i składając pocałunek na brzuchu, wycedził radosnym głosem:

— Kocham cię Céli Carrera – słysząc to, nachyliłam się nad nim i skradając mu pocałunek, wyszeptałam do ucha:

— A ja ciebie, Cristóbal.

To były najpiękniejsze urodziny w moim całym życiu. Jestem szczęśliwa i mogę to wykrzyczeć całemu światu.

Po śniadaniu razem z Cristóbalem pojechaliśmy do mojego mieszkania. Chciałam się przebrać i sprawdzić, czy u mamy wszystko było okej. Wczoraj mój mąż postawił na angielskie wyjście, wyprowadzając mnie bez słowa z restauracji, więc tym bardziej chciałam porozmawiać z matką. Przekręcając klucz w zamku, weszłam razem z Carrerą do środka. Gabriela siedziała na kanapie, jedząc skąpane w tłuszczu churrosy i pijąc pachnącą obłędnie kawę. Na nasz widok natychmiast odstawiła talerz i przybierając na twarzy wielki uśmiech, wybąknęła:

— Sądziłam, że jesteście już w Monako.

— Miałabym wyjechać bez pożegnania? – wtuliłam się w jej ramiona, a ona całując mnie w czoło, mierzyła surowym wzrokiem Cristóbala.

— Dzwonił Daniel, podobno od rana próbuje się z tobą skontaktować. Chodzi o prezent, który ci wczoraj podarował – matka poprawiała mi włosy, odgarniając z twarzy kosmyki.

— Podjęłam decyzję i nie jestem w stanie pogodzić życia w Monte Carlo z pracą w Walencji, zadzwonię do Daniela i porozmawiam z nim o tym.

— Nie musisz – usłyszałam głos Navarro z tyłu głowy. Odwróciłam się na pięcie, a on stał w drzwiach, trzymając w dłoniach wielki bukiet czerwonych róż.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top