Rozdział 38
Célia
Cały lot do Hiszpanii pokonałam w strachu i w totalnym zawieszeniu. Wpatrując się bezmyślnie w okno, układałam sobie w głowie słowa, które powinnam przekazać matce. Nie chcę, by cierpiała słuchając tego, co zrobił mi Hector. Muszę przejść przez to sama, nie obarczając nikogo dookoła. Tak będzie mi łatwiej. Prościej. Jedyne, co będę musiała przed nią ukryć to rany na plecach. Wkrótce zagoją się, to tylko kwestia czasu, ale mama nie może się o tym dowiedzieć. Wpadłaby w niepotrzebną panikę, co jeszcze bardziej by mnie przytłaczało.
— Zaraz będziemy na miejscu – usłyszałam nad głową i wtedy właśnie ocknęłam się z zamyślenia.
— Czy mogę wiedzieć... czy Susana jest bezpieczna? – wydukałam strachliwie wpatrując się w stojącą nade mną Amelię.
— Hector w stosunku do swojego syna dotrzymuje obietnic.
— Nie będę rozmawiać o Cristóbalu, a tym bardziej z tobą – odwróciłam z powrotem głowę w stronę okna, na co ona siadając obok, chwyciła mnie mocno za szyję i ciągnąc do siebie, wysyczała:
— Nie tym tonem. Chyba zapominasz z kim masz do czynienia. Chcesz powtórkę z rozrywki?
— Nie. Chcę wrócić do domu – odpowiedziałam ze spokojem, bo wpatrując się w jej wściekłe spojrzenie, mogłam spodziewać się wszystkiego. Amelia puściła mnie i poprawiając mankiety w koszuli, odeszła.
Po kilku minutach lądowaliśmy już na lotnisku w Walencji. Dwóch ochroniarzy wyprowadziło mnie z samolotu, po czym wpychając siłą do zaparkowanego czarnego mercedesa, ruszyli natychmiast z piskiem opon.
— Wypuśćcie mnie! – krzyknęłam, uderzając otwartą dłonią o zagłówek kierowcy.
— Zamknij się mała, bo z twojej ślicznej główki nic nie zostanie – parsknął pewny siebie ochroniarz.
— Hector zgodził się... podpisałam ten jebany akt. Obiecaliście mi wolność.
— To Hector ci ją obiecał, nie my. Myślisz, że przepuścilibyśmy taką okazję? Chętnie wyruchamy dziwkę Carrery.
Na dźwięk tych słów osłupiałam. Miałam nadzieję, że to koniec, że jestem już bezpieczna. Dlaczego to musi do mnie wracać? Pociągnęłam za klamkę w samochodzie, ale drzwi były zamknięte. Panicznie rozglądałam się na wszystkie strony, szukając ratunku.
— Spokojnie mała, będziemy delikatni – śmiali się głośno, a w moich oczach natychmiast pojawiły się łzy.
— Zapłacę wam, proszę zostawcie mnie... błagam – kierowca słysząc te słowa, spojrzał w lusterko przyglądając mi się z zaciekawieniem.
— Stary, może... – po chwili odezwał się do swojego kompana nie spuszczając ze mnie wzroku. Szeptali coś między sobą w języku francuskim, po czym siedzący na miejscu pasażera ochroniarz, rzekł:
— Masz dostęp do konta Cristóbala? – podniosłam wzrok, przecierając twarz z łez. Następnie przełykając gulę kłamstwa, którego zaraz będę autorką, odparłam:
— Tak, przecież jestem jego żoną.
— Widzisz skarbie, to twój szczęśliwy dzień. Wypłać wszystko.
— Ale... – chciałam się z tego wycofać, wtedy ochroniarz wyciągnął broń i mierząc do mnie, rzekł:
— Nie ma żadnego, ale. Zawieziemy cię do banku, a ty grzecznie wypłacisz dla nas kasę, zrozumiano?
— Nie mam dokumentów.
— Mówisz i masz – wyciągnął z schowka moją torebkę, po czym rzucając ją we mnie, dodał: — nie próbuj z nami sztuczek.
Nie mam pojęcia, w którym momencie powinnam im powiedzieć, że to kłamstwo. Cristóbal nigdy nie upoważnił mnie do swojego konta, nawet tego bym nie chciała. Wiedziałam tylko w jakim banku ma konto, ale to tyle. Kompletnie nie miałam pojęcia, co mam robić. Zaciskałam spocone z nerwów dłonie na torebce, modląc się w myślach, o jakiś cud. Miałam być teraz w domu, a nie uczestniczyć w tym cholernym cyrku.
Samochód zatrzymał się przed głównym wejściem, a następnie dwóch opryszków w szybkim tempie wyciągnęło mnie siłą ze środka mercedesa. Kilku przechodniów zauważyło to, ale żaden z nich nie zareagował. Typowy „ludzki" odruch. Kiedy szukasz pomocy, wszyscy udają, ze tego nie widzą i nie słyszą.
— Pamiętaj mała, żadnych gierek, bo będziemy bardzo źli – groził mi goryl, zaciskając dłoń na mojej brodzie. Wtedy z daleka usłyszałam:
— Célia!
Ochroniarz puścił mnie, a ja odwracając się zauważyłam idącego chodnikiem Daniela. Serce zaczęło bić mi szybciej. To nie była nadzieja na wolność, lecz kolejna obawa. Podszedł do mnie, a ja totalnie nie wiedziałam, jak mam się zachowywać. Daniel wbijał we mnie mocno wzrok, po czym przerzucając spojrzenie na ochroniarzy, rzekł:
— Wróciłaś do męża?
Pokiwałam głową, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Cholernie się bałam.
— Chciałem zadzwonić, dowiedzieć się jak czujesz się po wypadku, ale po ostatni spotkaniu z twoim mężem... – zmarszczył lekko czoło, wpatrując się w moje trzęsące się dłonie, następnie dodał: — to twoi ochroniarze?
— Tak. Pani Carrera powinniśmy już iść, mąż nie lubi długo czekać – odpowiedział za mnie jeden z moich oprawców, na co Daniel chwycił za moją dłoń i gromiąc ich spojrzeniem, rzekł:
— Przekażcie Cristóbalowi, że żona trochę się spóźni. Nie wiem, kiedy cię zobaczę, a pora w końcu podpisać wypowiedzenie w firmie – przełknęłam ślinę, ściskając mocno dłoń Daniela.
— Pani Carrera jest zajęta – pociągnął mnie za ramię ochroniarz, wtedy Daniel tracąc swoją cierpliwość uderzył go pięścią w twarz. Drugi oberwał w ten sam sposób. Kiedy obaj leżeli już na środku ulicy, Navarro trzymając mnie za dłoń prowadził w stronę swojego samochodu. Dopiero kiedy odjechaliśmy poczułam, jak emocje opadają. Zaczęłam płakać, nie mogąc nad tym zapanować.
— Célia powiedz mi, co się dzieje? Próbowałem się z tobą skontaktować, ale nie odpowiadałaś.
— Zawieź mnie do domu – wymamrotałam między jednym pociągnięciem nosa, a drugim.
— Zapomnij o tym. Nie odwiozę cię, dopóki mi nie powiesz, co się dzieje. Widziałem twój wzrok i te roztrzęsione dłonie. Siniaki pod oczami i rozcięta warga, mam wymieniać dalej? – odwróciłam na niego wzrok, a on uderzył rękoma mocno w kierownicę.
— To nie twoja sprawa. Proszę, zapomnij co widziałeś.
— Bije cię? – posłał mi lodowate spojrzenie.
— O czym ty mówisz? Daniel proszę, przestań.
Nie odpowiedział nic. Przyspieszając, dotarliśmy w krótkim czasie, pod jego apartament.
— Prosiłam żebyś zawiózł mnie do domu. Muszę... – nie dokończyłam. Daniel wysiadł gwałtownie z samochodu i trzaskając drzwiami, kopnął w lewe koło. Nie rozumiałam go. Był raczej oazą spokoju. Po chwili wysiadłam z auta i stając naprzeciwko niego, rzekłam: — Daniel, to nie to co myślisz. Cristóbal nigdy...
— Więc skąd masz te siniaki? Célia widziałem, jak twój mąż szybko wpada w gniew, nie wmówisz mi, że to nie jego sprawka.
— Nie uderzył mnie, zresztą... Cristóbal już nie jest moim mężem. To skomplikowane, ale takie są fakty. Naprawdę nie chcę o tym mówić, czy związku z tym możesz odwieźć mnie już do domu? – chciałam wsiąść z powrotem do samochodu, ale Daniel zatrzymał mnie, wbijając głębokie spojrzenie.
— Wzięliście rozwód? – zapytał po chwili ciszy.
— Tak.
— Jeśli chciałabyś porozmawiać... Célia możesz mi zaufać, wiesz o tym. Martwię się o ciebie, a widząc cię w takim stanie wyobrażam sobie najgorsze rzeczy.
— Chcę o tym zapomnieć – dwie krople słonych łez zleciały po moich policzkach, wtedy Navarro objął mnie w pasie i przytulając do siebie, westchnął:
— Nie jesteś na tym świecie sama, Célia. Masz kochając matkę, przyjaciół w pracy i mnie. Amanda ciągle o ciebie pyta.
— Co u niej? – zmieniłam szybko temat, by nie rozpłakać się na całego.
— Pojechała z babcią na ferie do Barcelony.
— Jak tylko otrząsnę się po tym wszystkim, odwiedzę ją. Daniel, czy ja... czy ja mogłabym wrócić do pracy? – oderwałam się z uścisku, spoglądając na niego badawczo.
— Oczywiście. Gdzie ja bym znalazł taką drugą, wspaniałą asystentkę? Tylko ty znasz sekret, dotyczący mojej ulubionej kawy i jak nikt inny przynosisz mi cholerne szczęście przy negocjacjach – na moich ustach pojawił się mimowolny uśmiech. Pierwszy, odkąd wpadłam w piekło Hectora. Po chwili Daniel uniósł mnie na ręce i wnosząc do wieżowca, rzekł: — Gdyby Gabriela zobaczyła cię w takim stanie... weźmiesz prysznic, a ja zrobię ci pyszną paellę oraz podwójne martini, a później z czystym sercem odwiozę do domu, co ty na to?
— Nie obraź się, ale wolałabym teraz pojechać do domu. Daniel, innym razem. Proszę, postaraj się mnie zrozumieć.
Navarro postawił mnie na nogi, po czym mierząc wzrokiem od stóp do głów, rzekł:
— Dobrze, będzie tak jak chcesz. Ale wiedz, że robię to wyłącznie dla ciebie.
— Wiem i naprawdę dziękuję ci, gdybyś dzisiaj nie pojawił się na mojej drodze... – spuściłam głowę nisko, wracając do wydarzeń, które miały miejsce kilka chwil wcześniej.
— Ej Célia, co to za smutek na twarzy? Te typki już nie wrócą, gwarantuję ci to.
— Obyś miał rację – odpowiedziałam cicho, a następnie wsiadając do samochodu, ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania.
Pożegnałam się z Danielem, po czym stojąc przed drzwiami, czułam się bardzo niepewnie. Nie zdążyłam wymyśleć żadnej historyjki, która byłaby chociaż w małej części prawdopodobna. Zresztą nie wiem nawet co Hector powiedział mamie. Wyciągając klucze z torebki, przekręciłam nimi zamek. Weszłam do środka, a siedząca na kanapie matka, natychmiast rzuciła się w moją stronę:
— Córeczko! – przytulała mnie mocno, wbijając dłonie w poranione plecy. Bolało, ale zagryzałam zęby, by nie zdradzić tego przed nią.
— Jestem w domu – rzekłam jej do ucha.
— Hector powiedział mi, że wybrałaś się z Cristóbalem w zaległą podróż poślubną. Dlatego spakowałam swoje rzeczy i wróciłam do domu. Czemu mi nie powiedziałaś?
— Mamo... rozstałam się z Cristóbalem – wybuchłam płaczem, wtulając się w nią mocniej, po czym dodałam: — wzięliśmy rozwód. To koniec, słyszysz mamo? Nigdy więcej już go nie zobaczę. Nigdy... – odrywając się od niej, wbiegłam do swojego pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top