Rozdział 34
Célia
Moje życie w tym momencie dobiegło końca. Szacunek do samej siebie, oddanie oraz miłość zastąpiłam bólem i pogardą. Hector pragnął mnie upokorzyć, zadać cios, przed którym nie ma obrony i który na zawsze zostawia ślad.
Co czuje kobieta, która nie ma drogi ucieczki? Której w bestialski sposób odbiera się godność? Ja w tej chwili nie czuję nic. Łzy rozmazują mi obraz, który mam przed sobą, a rozpacz powoduje, że po nieudolnej walce po prostu poddaję się.
Zamykam oczy, gdy czuję na swoim ciele dłoń Samuela. Krzyczę błagając o litość, ale to na nic. Jego palce przesuwają się po mojej kobiecości, a ja wpadam w panikę. Wołam Cristóbala, choć wiem, że mnie nie słyszy. To koniec. Jestem całkowicie bezradna, a jego obrzydliwe dłonie spoczywają na moich pośladkach. Następnie składając na nich klapsa ochroniarz mruczy coś pod nosem. Wyję z rozpaczy, proszę przez łzy, błagam by tego nie robił..., ale moje słowa odbijają się głuchym echem. Po chwili Samuel siłą unosi mnie za biodra i wpychając kolano między moje nogi, rozszerza je tak, by miał lepszy dostęp.
— Nie! Błagam! Nie rób mi krzywdy! – wrzeszczę, choć to tylko puste słowa, które dla niego nic nie znaczą.
— Spokojnie mała, musisz się rozluźnić inaczej będzie bolało – po tych okrutnych słowach wymierzył mi kolejnego siarczystego klapsa w pośladek, a następnie w bestialski sposób chwycił za oba i rozszerzając je przygotował sobie wejście.
— Zabij mnie! – krzyknęłam ostatnim tchnieniem przed upokorzeniem, po czym zacisnęłam mocno powieki czekając na ból, który zaraz mi zada.
— Powtórz! – burknął Hector, który natychmiast stanął nad moją głową.
— Zabij mnie... – wymamrotałam cichym głosem.
— Samuel, wyjdź! – ochroniarz puścił mnie, a ja w tym momencie poczułam ogromną ulgę. Czyżby to było moje zbawienie?
Hector chwycił mnie za włosy, podciągając za nie do góry. Dalej nie potrafiłam powstrzymać łez. Wbijał we mnie swój władczy wzrok, próbując coś ze mnie wyczytać.
— Jednego tylko żałuję, że pozwoliłem mojemu synowi na ten cyrk. Powinnaś była zginać razem ze swoim ojcem.
— Dlaczego, więc sam mnie nie zabiłeś? Miałeś tyle okazji.
— Milcz! – wrzasnął, po czym wymierzył mi bolesny policzek.
Upadałam na materac, zakrywając głowę dłońmi. Jeśli zaraz wyciągnie broń i strzeli do mnie, nie chcę na to patrzeć. Oddychając głęboko, odliczałam w myślach ostatnie sekundy swojego życia. Chciałam przywołać obraz mojego męża, ale im bardziej próbowałam to wymusić na sobie, tym trudniej było mi się skupić. Nagle usłyszałam trzask drzwiami, a po chwili przekręcający się zamek. Tłumiąc swoją depresyjną rozpacz, powoli podnosiłam się z materaca. Odsłoniłam twarz z długich włosów, po czym szybko zorientowałam się, że Hectora już nie ma, a ja nadal tkwię w tej czarnej dziurze. Położyłam się na lewym boku, wracając myślami do tego, co miało się wydarzyć. Nie zgwałcił mnie, choć to pewnie tylko kwestia czasu, a może humoru Carrery. Splatając ze sobą dłonie, podłożyłam je pod głowę. Zamknęłam oczy, a wtedy zobaczyłam twarz mojego męża. On żyje. Hector nagrał dla niego film, więc musi żyć. To jedyna dobra wiadomość, która dodaje mi skrzydeł. Chciałabym być dla niego silna, wytrzymać wszystkie ciosy, które zadaje mi Hector, ale z każdą kolejną minutą jest mi ciężej. Żebrzę już o śmierć, by ukoić płacz i ból. Teraz, gdy wiem, że Cristóbal żyje mogę ze spokojem przyjąć ostateczny cios.
Obudziłam się na brudnym materacu, a wokoło panował już mrok. Przede mną jutrzejszy dzień, który zapewne będzie owiany kolejną walką. Nie liczę na żaden cud, nawet o tym nie marzę. Chcę tylko z godnością zakończyć swój żywot.
Leżałam naga, brudna i zupełnie obojętna. Pragnęłam, by ten horror wreszcie się skończył, naprawdę nie wiem, czy dam radę wytrzymać to piekło. Ocierając z twarzy spadającą jedną, samotną łzę wróciłam w myślach do wspomnień. Chciałabym choć na chwilę zobaczyć ten cudowny uśmiech Cristóbala oraz jego przepełnione miłością oczy. Tęsknię za tym. Byłam dla niego taka surowa, odpychałam od siebie, raniłam, a on w dalszym ciągu nie ustępował. Opiekował się mną po wypadku, dbał i otaczał uczuciem, które ja za wszelką cenę chciałam zniszczyć.
— Żałuję... tak bardzo żałuję Cristóbal – wyszeptałam prawie niesłyszalnym głosem, a wtedy z całym impetem otworzyły się drzwi.
Podniosłam się natychmiast i zasłaniając piersi dłońmi, trzęsłam się ze strachu. Do środka wszedł Samuel, trzymając w dłoniach jakieś szmaty. Na jego widok, żołądek zacisnął mi się ze strachu. Wzrokiem szukałam ratunku, ale nigdzie go nie było. Gdy próbowałam wstać z materaca, Samuel podszedł i rzucając we mnie rzeczami, rzekł:
— Przyniosłem ci ubrania, a teraz wstań...
— Nie! – przerwałam mu, na co on zaciskając szczękę z nerwów, rzucił oschle:
— Musisz się wykąpać. Hector chce zjeść z tobą kolację.
— Nie jestem głodna – odparłam szybko.
— To nie była propozycja, a polecenie. Wstań natychmiast albo będę musiał użyć siły – wskazał dłonią na pistolet, który miał włożony za pasek od spodni. Po chwili podał mi drugą rękę, ale zlekceważyłem ten gest. Biorąc głęboki wdech wstałam o własnych siłach i zakładając na siebie sukienkę, którą przyniósł mi ochroniarz byłam gotowa, by pójść razem z nim.
Samuel chwycił mnie mocno za ramię, po czym wyprowadzając z zimnego pomieszczenia, ciągnął za sobą. Rozglądałam się na wszystkie strony, próbując odpowiedzieć sobie na pytanie: gdzie ja właściwie jestem? Nic z tego. Ciemny korytarz, który nie posiadał ani jednego okna niewiele mi pomógł. Znowu te same betonowe ściany, ozdobione tylko małymi żarówkami. Mijaliśmy po drodze kilka zamkniętych drzwi, aż w końcu dotarliśmy na sam koniec tej mrocznej drogi. Samuel otworzył metalowe wrota, po czym siłą wepchał mnie do środka.
— Masz pół godziny – wydał polecenie, zamykając za sobą.
Stałam na środku obskurnej łazienki. W prawym rogu mieścił się brudny prysznic, który samym swoim wyglądem odpychał. Obok stała toaleta, a na wielkiej ścianie wisiało potłuczone lustro oraz mała umywalka. Na środku znajdował się drewniany stolik, na którym leżał jeden ręcznik oraz szampon do włosów. Podeszłam do niego i biorąc pozostawione tam rzeczy udałam się pod prysznic. Odstraszał mnie, ale chęć zaznania odrobiny godności, była znacznie większa. Zrzuciłam z siebie sukienkę, a następnie odkręcając kurek z ciepłą wodą, odetchnęłam. Czas leciał nieubłaganie i już po chwili do drzwi zaczął dobijać się ochroniarz informując mnie, że zostało mi raptem pięć minut. W pośpiechu zakręciłam wodę, wytarłam ręcznikiem ciało oraz włosy, po czym ubierając z powrotem sukienkę czekałam, aż ciemnoskóry ochroniarz wejdzie.
— Czas na kolację – rzekł, zaraz po tym, jak otworzył drzwi.
— Mówiłam, że nie jestem głodna. Mogę wrócić...
— Chcesz żyć? – ścisnął za moją brodę, co tylko wzmocniło we mnie uczucie strachu: — Hector nie odpuści, dopóki nie zemści się na Cristóbalu. Nie mogę ci pomóc, bo sam muszę wykonywać jego polecenia. Ale dobrze ci radzę, jeśli chcesz przeżyć nie sprzeciwiaj się.
— A jeśli pragnę śmierci? – moje pytanie sprawiło, że Samuel natychmiast poluzował uścisk i wpatrując się we mnie przeniknionym wzrokiem, odpowiedział:
— Śmierć jest ostatecznością, sama wybierz co jest dla ciebie dobre. A teraz pójdziesz ze mną na kolację, Carrera nie toleruje nieposłuszeństwa.
— Chcę cię o coś prosić – chwyciłam go za dłoń, na co on reagując strachliwie, przeciągnął wzrokiem najpierw po tym uścisku, a później po mnie: — jeśli Hector karze ci mnie zgwałcić, proszę... wyciągnij wtedy broń i oszczędź mi tego cierpienia.
— Jesteś tego pewna?
— Tak – spuściłam głowę nisko, a wtedy Samuel dotknął mojego policzka.
— Pragnę byś tylko wiedziała, że wcale tego chciałem. Nie zasługujesz na to cierpienie, na twoim miejscu powinien być Cristóbal. To on zdradził własnego ojca, a ty przez ich interesy stałaś się marionetką – cofnęłam się, unikając dotyku ochroniarza, a słuchając tego co mówił gotowała się we mnie nienawiść.
— Mój mąż został skatowany tylko dlatego, że jego pseudo ojciec ma jakieś idiotyczne poglądy. Będę chronić Cristóbala, nawet gdybym miała oddać za niego życie...
Nagle padł strzał, przerywający mój potok słów. Krzyknęłam głośno, kiedy Samuel upadł na podłogę. Podnosząc wzrok w stronę drzwi zauważyłam w nich stojącego Hectora.
— Nienawidzę nieposłuszeństwa. Zapraszam moją synową na kolację – uśmiechnął się szeroko podając mi dłoń.
Zamarłam. Nie wiedziałam, co mam robić. Wykrwawiający się Samuel leżał pod moimi nogami, nie miał żadnych szans, bo Carrera celował prosto w serce. Czułam, jak łzy szybko przybierają na mocy i cisną mi się wprost do oczu.
— Célia chyba nie chcesz skończyć w ten sam sposób – zaśmiał się Hector i składając usta w dzióbek posłał mi całusa.
Następnie chwycił mnie mocno za rękę i prowadząc wzdłuż korytarza, mruczał pod nosem jakąś melodię. Bałam się reagować w jakikolwiek sposób. Był nieobliczalny. Kiedy weszliśmy na górę po schodach, zobaczyłam, że znajdujemy się w domu, w którym spędzałam ostanie chwilę przed ślubem z Cristóbalem.
— Widzę, że poznajesz to miejsce. To dobrze, Célia. To bardzo dobrze – pogłaskał mnie po głowie, po czym kiwnął do ochroniarza, który otworzył przed nami drzwi od jadalni. Wchodząc do środka, natychmiast zamarłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top