Rozdział 25
Cristóbal
Przyglądając się w szpitalu reakcji Céli na wieść o dziecku i wypadku, wiedziałem, że muszę zabrać ją stąd jak najszybciej. Nie mogłem pozwolić, by cierpiała w taki sposób, w dodatku rozpacz i słowa, jakimi mnie obdarzyła były mocno frustrujące. Wiem, że w ten sposób chce wykrzyczeć swój cały ból i jestem gotów znieść dla niej to wszystko. Po wstępnej rozmowie z lekarzami, załatwiłem przetransportowanie jej do Monako. Co prawda nie ucieszyło to prowadzącego doktora, ale w tym momencie muszę ponieść pewne ryzyko. Pielęgniarka podająca leki nasenne mojej żonie pomogła przewieźć mi ją do samolotu. Wiem, że jedyne miejsce, w którym mogę zająć się nią osobiście i dać najlepszą opiekę medyczną to Monte Carlo. Może ta decyzja była zbyt pochopna, ale z biegiem czasu widzę, że była słuszna.
Gabriela także miała sporo obiekcji, co do mojego planu i właśnie wtedy musiałem zachować się jak skurwiel. Wytłumaczyłem jej w dość ostry sposób, że Célia jest nadal moją żoną i to ja mam pełne prawo decydować za nią. Słuchając tego z uwagą, dłużej nie protestowała, spakowała kilka swoich rzeczy po czym dołączyła do mnie.
Cały lot z Walencji do Monte Carlo wpatrywałem się w śpiącą Célię. Była taka niewinna i słaba. Zbyt dużo przeszła złego w swoim życiu, a najgorsza jest myśl, że to całe zło zafundowałem jej właśnie ja. Jestem skończonym kutasem i wiem o tym najlepiej.
Poprosiłem Evę oraz Pablo o pomoc, którzy bez wahania zrobili wszystko, co tylko chciałem. Dzięki gosposi moja sypialnia była już przygotowana na powrót jej właścicielki, a brat załatwił najlepszego specjalistę w kraju, który miał się pojawiać co drugi dzień na kontrolę. Jedyna sprawa, która mnie martwiła po drodze to nastawienie mojego ojca. Szczerze nie pała sympatią do Céli, a widok jej w domu na pewno nie przejdzie obojętnie jego uwadze. Cóż będzie musiał zaakceptować taki stan rzeczy albo z miłą chęcią opuszczę razem z żoną Monako. Dla niej poświęcę wszystko, nie dam jej odejść kolejny raz.
Widok Céli w naszym łóżku przywołał szczęśliwe wspomnienia. Wydaje się, jakby to było niedawno, gdy leżała w moich ramionach, wyznając mi miłość. Tęsknie za tym, ale nie spocznę, dopóki do mnie nie wróci. Czekając, aż wreszcie obudzi się po lekach, wyciągnąłem z kieszeni jej obrączkę. Nosiłem ją przy sobie cały czas, była dla mnie swego rodzaju symboliką przypominającą o mojej cholernej walce. Należy do Céli i dopóki jest moją żoną, będzie nosić na palcu symbol naszej miłości.
Nastało południe, a wraz z nim wybudzenie Céli, na które czekałam już długo. Domyślałem się, co mnie będzie czekać, ale mimo to chciałem być przy niej. Może nie zabrzmi to zbyt dobrze, bo w końcu jestem pieprzonym samcem, ale ból z powodu straty dziecka doścignął i mnie. Pierwszy raz tak chujowo się czułem. Nie dość, że straciłem maleństwo, o którym nawet nie wiedziałem to na dodatek omal nie straciłbym żony.
Rozmowa z Célią nie należała do najłatwiejszych, w jej głosie słychać było ból oraz pustkę, jak gdyby wszystko straciło dla niej sens. W oczach, które niegdyś lśniły blaskiem nie widziałem kompletnie nic. Błądziła w myślach, oskarżając siebie o śmierć. Nie mogę pozwolić, by zadręczała się tym wypadkiem. Za to wszystko jest odpowiedzialna tylko jedna osoba i prędzej czy później dopadnę tego skurwiela.
Tuląc ją mocno w wannie, czułem ciepło oraz tęsknotę, za delikatnym dotykiem. Dokładnie pamiętam każdy centymetr jej ciała i kurewsko mi go brakuje. Jestem tylko pierdolonym facetem, którego pociąga żona, a to chyba nie jest żadna zbrodnia? Wtapiając usta w tył głowy Céli zamknąłem na moment oczy. Było idealnie, tak jak kiedyś. I tą idealną chwilę musiała przerwać osoba, która sama prosi się o śmierć. Amelia. Co do chuja robi dalej w tym domu? Sam zadawałem sobie w myślach to pytanie. Célia na jej widok niemal wyskoczyła z wanny, po czym bez słowa zarzuciła na siebie szlafrok i wyszła z pokoju. Uderzyłem pięścią w krawędź marmurowej wanny, po czym wstając przewiesiłem wokół bioder ręcznik. Byłem wściekły, ale nie tylko na stewardessę. Moja żona po dwóch operacjach postanowiła urządzić sobie małe przedstawienie. Wiem, jak szybko staje się zazdrosna i wkurwia mnie jeszcze bardziej, gdy nie powie mi prosto w oczy o co chodzi. Założyłem na siebie ubrania, po czym schodząc na dół, zauważyłem, jak ucieka przede mną do kuchni.
Wchodząc do środka, usłyszałem coś, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest o mnie zazdrosna. Z jednej strony daje mi w ten sposób małą nadzieję, ale z drugiej denerwuje, że jest tak lekkomyślna, jeśli chodzi o swój stan zdrowia. Wtopiłem twarz w jej włosy, po czym bez zbędnych emocji wyrzuciłem z kuchni Evę oraz Gabrielę, chcę być z nią sam na sam. Całując delikatną skórę szyi, wytłumaczyłem skąd wzięła się Amelia i kim do cholery jest dla mnie. Jednak nie to było w tym momencie najważniejsze. Na każdy pocałunek jej ciało mocno reagowało. Podnieca ją to i nie wmówi mi, że tak nie jest. Nasze pieszczoty, jak zwykle musiał ktoś przerwać. Tylko tym razem nie była to pieprzona stewardessa, a Pablo. Zjawił się w kuchni, by wkurwić mnie kolejny raz. Domyślałem się, że ojciec prędzej czy później coś wymyśli... to była tylko kwestia czasu. Biorąc Célię na ręce musiałem zmierzyć się z doskonałym planem Hectora Carrery. Rosjanie i interesy ojca to zdecydowanie nie jest coś na co miałem tego wieczoru ochotę. Zresztą od kilku miesięcy nie angażuję się w biznes wielkiego szefa Carrera, więc kompletnie nie rozumiem jego wyboru. Być może w ten oto sposób chciał dać małego pstryczka Céli, ale ona dzięki Bogu zachowała zimną krew.
Zaniosłem ją z powrotem do sypialni, a następnie kładąc na łóżku, rzekłem:
— Obiecujesz, że już nie będziesz przede mną uciekać?
— Obiecuję... – odwróciła się na bok i biorąc większy kawałek kołdry, wtuliła się w niego mocno, mówiąc: — chcę się przespać.
Chciałem pocałować czubek jej głowy, ale gdy tylko się nachyliłem zarzuciłam na twarz małą poduszkę. To już drugi raz, jak nie potrafi powiedzieć mi prosto w oczy, o co chodzi. Unika rozmowy, a to niestety prowadzi później do kłótni. Ciągłe niedopowiedzenia i ukryty żal nie wróżą nic dobrego na przyszłość. W końcu musi to do niej dotrzeć.
Mijały kolejne godziny, które przesiedziałem w salonie na kanapie. Wgapiając się bezczynnie w telewizor, zastanawiałem się, co właściwie powinienem zrobić. Trochę ojciec przystawił mnie tym do ściany, a wyciągając dobre imię matki sprawił, że nie mam wyjścia.
— Drinka? – wyrwał mnie z zamyślenia głos Pablo, natychmiast podniosłem na niego głowę, po czym kiwając niemo głową wyprostowałem się.
— Ojciec chce, bym towarzyszył mu dzisiaj w kasynie.
— Wiem i to nie sam – podał mi szklankę z whisky, po czym uśmiechając się szeroko dodał: — Amelia ma zastąpić Célię, zadowolony?
— To nie jest śmieszne Pablo. Dobrze wiesz, co on kombinuje.
— Wiem, dlatego powinieneś zabrać ją stąd i wyjechać na jakiś czas. Obaj też doskonale wiemy, jak cenna dla naszego ojca jest twoja żona i jedno jest pewne, póki co włos z głowy jej nie spadnie. Zresztą co ja ci będę mówił... sam doskonale wiesz co robić.
— Przymknij się! – nerwowo rozejrzałem się po salonie, po czym przechylając szklankę z alkoholem, westchnąłem: — są sprawy, o których powinieneś zapomnieć.
— W takim razie, zakładaj smoking i zapierdalaj do kasyna udawać szczęśliwego partnera Amelii. Ona się właśnie szykuje i nie zgadniesz kto jej w tym pomaga – zacisnął mocno usta robiąc przy tym głupkowatą minę. Od razu się domyśliłem. Spoglądając na schody, chciałem tam natychmiast iść, lecz w ostatniej chwili Pablo złapał mnie za ramię.
— Co z tobą?! – rzuciłem oschle.
— Chcę ci pomóc.
— Już raz pomogłeś – wyszarpnąłem rękę, po czym wbiegłem po schodach na górę.
Stając przed sypialnią, nawet nie zawahałem się pół minuty czy powinienem tam wejść. Nacisnąłem klamkę i z całym impetem wszedłem do środka.
— Célia... – westchnąłem, gdy ta siedziała na łóżku oparta o zagłówek i wtulając twarz w poduszkę płakała. Nie słyszała mnie jak wszedłem, za to ja dokładnie słyszałem każde jej słowo:
— Pewnie... będą razem... – mamrotała zapłakanym głosem.
— Co się dzieje? – podszedłem do niej, a następnie siadając na krawędzi łóżka wyszarpnąłem z jej rąk mokrą od płaczu poduszkę. Spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i wycierając twarz dłońmi, rzekła:
— Ja tylko... wzruszyłam się. To nic. Wspominałam tatę i tak jakoś wyszło.
— Tak jakoś wyszło – powtórzyłem za nią, ale całkowicie nie uwierzyłem w to tłumaczenie. Wiem, że chodzi o Amelię i jeśli kolejny raz nie chce mi powiedzieć czegoś wprost załatwię to inaczej. Wstając z łóżka, ściągnąłem z siebie marynarkę oraz koszulę, po czym spoglądając na Célię, usłyszałem:
— Baw się dobrze – uśmiechnąłem się pod nosem. Jej ton głosu od razu mówił jedno: jestem zazdrosna Cristóbal.
— Czarny czy granatowy? – rzuciłem wchodząc do garderoby, jednak ona nie odpowiedziała już nic. Chce się droczyć ze mną to proszę bardzo. Chętnie wykorzystam tą kolację oraz Amelię, by zabawić się na moich warunkach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top