Rozdział 20
Cristóbal
Czemu muszę się czuć, aż tak podle? Cały ten wypadek Céli... to moja wina. Gdybym nie poleciał do Argentyny, może właśnie tuliłbym ją w swoich ramionach. Miała być szczęśliwa i bezpieczna... a walczy o życie. Dlaczego nic nie idzie po mojej myśli? Dlaczego ktoś kolejny raz próbuje mi ją odebrać? Obwiniam siebie za to. Obwiniam ten cholerny samochód i jej szefa. A sukinsyna, który w nią uderzył zabiję własnymi rękoma.
Jedynie postawa Gabrieli totalnie mnie zaskoczyła. Mając na uwadze to, że jestem mordercą jej męża nie spodziewałem się, że jest w stanie błagać mnie o życie własnej córki. Odbierałem ją raczej za kobietę, która dzielnie broni swoich ideałów, jednak myliłem się. Kiedy na szali stoi życie własnego dziecka, duma jak i niechęć nie są w stanie jej w tym przeszkodzić. Zresztą nawet gdyby Gabriela nie poprosiła mnie o pomoc, zrobiłbym to bez względu na wszystko. Dla mnie Célia jest najważniejsza i nawet gdybym miał oddać za nią własne życie, to zrobiłbym to bez wahania.
Kiedy lekarz wyszedł z bloku operacyjnego, od razu zauważyłem, że nie miał zadowolonej miny. Zacisnąłem mocno pięść, chcąc w ten sposób powstrzymać swoje szalejące emocje. Jeśli za chwilę dowiem się, że ją straciłem... ten szpital zniknie z powierzchni ziemi w ciągu minuty.
— Przykro mi... krwotok był zbyt silny.
Na dźwięk tych słów Gabriela prawie zemdlała, w ostatniej chwili udało mi się ją złapać. Posadziłem ją na krześle, a po chwili jedna z pielęgniarek podbiegła do niej, na szczęście nie było to nic poważnego.
— Chyba źle to zacząłem. Pan jest mężem? – kontynuował dalej lekarz.
— Tak – odparłem, czekając na najgorszą prawdę.
— Operacja udała się, a z zespoleniem naczynek nie było większych problemów. Niestety uderzenie, które wywołało wewnętrzny krwotok, bardzo mocno zagroziło ciąży. Robiłem wszystko, co mogłem, ale dziecka nie udało się uratować. Przykro mi jeszcze raz – wpatrywałem się w lekarza, próbując słuchać tego co mówił dalej, ale z każdą minutą przychodziło mi to trudniej. W głowie miałem jego ostatnie słowa... ciąża. Célia spodziewała się dziecka.
Gdy lekarz wrócił na blok operacyjny, odwróciłem się w stronę Gabrieli. Siedziała na krześle, trzymając szklankę wody. Miałem tyle pytań... a nie potrafiłem wydusić z siebie żadnego.
— Dowiedziała się w dniu wypadku – westchnęła cicho, patrząc mi prosto w oczy.
— Byłbym ojcem...
— Chciała ci powiedzieć – przerwała natychmiast, po czym taksując mnie wzrokiem, dodała: — rano zrobiła test, który pokazał jednoznacznie, że jest w ciąży. Przed wypadkiem była u lekarza, by potwierdzić ten wynik. Wracając do domu zadzwoniła do mnie... ona chciała tego dziecka i również chciała ci o nim powiedzieć. Cristóbal nawet nie wiesz, jaka byłam szczęśliwa, moja córka w ciąży... kupiłam już nawet pierwsze ubranka. Boże, dlaczego to musiało się wydarzyć? – w jej oczach szybko zebrały się łzy, a ja czułem coś dziwnego. Pierwszy raz było mi kurewsko źle, bowiem straciłem maleństwo, o którym nawet nie miałem pojęcia. Nie dość, że nie mogłem uchronić Céli przed tym wypadkiem, to na dodatek nie uchroniłem własnego dziecka.
— Muszę wyjść – westchnąłem pod nosem, po czym zostawiając Gabrielę w tyle wyszedłem ze szpitala.
Usiadłem na pobliskiej ławce i chociaż chciałem być myślami zupełnie gdzie indziej to nie mogłem. Célia i dziecko wypełniały moją głowę. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybierając numer do Mateo, wpatrywałem się w dzieci bawiące się przed moim samochodem.
— Szefie? – wyrwał mnie z zamyślenia głos ochroniarza.
— Mam robotę dla ciebie – powiedziałem beznamiętnie.
— To lubię najbardziej – zaśmiał się do telefonu, ale ja nawet nie potrafiłem przybrać zadowolonej maski.
— Chcę wiedzieć kto uderzył w samochód mojej żony, a najlepiej jak przyprowadzisz mi go osobiście.
— Zacieram ręce, a mogę go trochę pogłaskać? – Mateo świetnie się bawił, co mi nie do końca pasowało. Przez kutasa prawie straciłem żonę, więc jak mógłbym mieć z tego frajdę?
— Nie. Chcę go żywego! Mateo sam się nim zajmę, tylko znajdź mi go! Do chuja, za coś ci przecież płacę! – mój tembr głosu znacznie się zmienił i mimo, iż ochroniarz mi niczym nie zawinił, wyładowałem się na nim. Nie czekając na jego odpowiedź, rozłączyłem się.
— Cristóbal... – spojrzałem w prawą stronę, gdzie stała Amelia.
— Co tu robisz?! – wyrzuciłem wściekły.
— Martwię się o ciebie i chciałam przeprosić za swoje zachowanie w samolocie. Naprawdę nie miałam pojęcia, że twoja żona...
— Zamknij się wreszcie! – zerwałem się z miejsca i podchodząc do niej blisko, złapałem ją mocno za rękę: — nic nie wiesz o mojej żonie i niech tak zostanie!
— To boli – patrzyła mi głęboko w oczy, a po chwili zauważyłem pojawiające się łzy. Odepchnąłem ją od siebie, po czym wszedłem z powrotem do szpitala.
Célia została przewieziona do sali, ale po tak ciężkiej operacji i urazie głowy lekarze wprowadzili ją w śpiączkę farmakologiczną. Gabriela siedziała przy niej, głaszcząc ją po głowie, ale gdy tylko mnie zobaczyła wstała z miejsca, mówiąc:
— Straciliście dziecko, ale nie pozwól by w takim momencie ona straciła również ciebie.
Nie odpowiedziałem jej nic. Mój wzrok skupił się tylko na Céli, teraz widziałem ją dokładnie. Każdy siniak, mniejszą czy większą ranę na twarzy... była taka bezbronna. Usiadłem w fotelu obok łóżka, a następnie chwyciłem jej delikatną dłoń. Moja miłość. Jedyna kobieta, której powierzyłem swoje serce.
Musnąłem palcami zewnętrzną stronę jej lewej dłoni, a serce pękało mi coraz bardziej widząc ją w tym stanie. Chciałbym znaleźć się na tym miejscu, by przejąć od niej każdy ból.
— Kocham cię, tak bardzo cię kocham Céli – wyszeptałem, po czym złożyłem czuły pocałunek na wierzchu jej dłoni. W tym momencie pierwszy raz poczułem, jak do oczu cisną mi się łzy. Nigdy dotąd nie pojawiły się u mnie, nawet nie dopuszczałem do siebie takiej możliwości. Płacz u mężczyzny w moim świecie to oznaka słabości, poddania się, a ja nie należę do takich ludzi. A może się mylę? Może do tej pory nikt nie był w stanie złamać mnie w ten sposób?
Kolejne dni upływały w ekspresowym tempie, choć dla mnie one niewiele się zmieniały. Prawie w ogóle nie zmrużyłem oka, bo ciągle siedziałem przy łóżku Céli czekając, aż lekarze zaczną ją wybudzać. Naprawdę ciężko było mi się już połapać, który to jest właściwie dzień, a nie mówiąc już jaka pora. Noc i dzień wyglądało dokładnie tak samo. Jadłem wyłącznie batony kupione w szpitalnej maszynie i wypijałem hektolitry kawy, które co jakiś czas wymieniałem na Energy drinki. Zacznę dopiero żyć normalnie, gdy będę wiedział, że jest bezpieczna, że odzyskała świadomość i jest z powrotem ze mną.
— Cristóbal zanim coś powiesz... – weszła do sali Gabriela, która trzymała w dłoniach wielki bukiet kwiatów: — trzymaj to są klucze od naszego mieszkania. W sypialni Céli pościeliłam ci łóżko, a w kuchni zostawiłam obiad. Nie mogę już dłużej patrzeć na ciebie. Siedzisz tu czwarty dzień, jesteś nieprzytomny. Moja córka lada dzień się obudzi i chcesz by zobaczyła cię w takim stanie? Nie chcę słuchać sprzeciwu, taksówka czeka pod szpitalem, bo oczywiście nie dam ci poprowadzić.
Spojrzałem na nią wymownie, a ona w tym czasie wymieniła kwiaty przy łóżku Céli. Codziennie kupowały jej świeży bukiet, bo jak twierdziła zapach kwiatów przypominał mojej żonie o domu. Wierzyła, że obudzi się wkrótce, czego ja nie byłem do końca pewny.
— Dlaczego to robisz? – zapytałem po chwili.
— Nie robię tego dla ciebie. Robię to przede wszystkim dla mojej córki. Kocha cię, a z miłością nie będę walczyć.
— Nie potrafi mi wybaczyć.
— Mylisz się – na dźwięk tych słów, od razu podniosłem wzrok na Gabrielę: — już dawno to zrobiła. Trzymaj klucze, obiecuję, że jeśli tylko lekarze zaczną ją wybudzać zadzwonię do ciebie. Musisz odpocząć, zjeść, a przede wszystkim się wyspać.
Wziąłem od niej klucze i całując delikatnie dłoń Céli, którą cały czas trzymałem, wyszedłem.
Jadąc taksówką napisałem wiadomość do Mateo, by dowiedzieć się, jak idą poszukiwania tego sukinsyna, ale niestety ciągle bez rezultatów. Każdy ślad prowadził w ślepy zaułek. Mam wrażenie, że wszyscy świadkowie czy kamery z lokalnych przedsiębiorstw rozpłynęły się jak kamfora. Nic. Zero. Kutas zabił moje nienarodzone dziecko, to samo prawie zrobiłby z Célią, a ja mam związane ręce. Wkurwia mnie ta bezsilność, bo już dawno powinien być trupem.
Wszedłem do mieszkania i od razu rzuciło mi się w oczy małe, dziecięce ubranko leżące na kanapie. Niepewnym krokiem podszedłem w tamtą stronę i biorąc w dłonie to maleńkie body, zamknąłem na chwilę oczy.
— Było nasze... tylko nasze.
Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Ocknąłem się natychmiast, po czym niechętnie otworzyłem.
— Co ty tutaj robisz? – wysyczałem widząc przed sobą Amelię.
— Jechałam za tobą. Widzę w jakim jesteś stanie i nie pozwolę byś zamartwiał się kobietą, która na to nie zasługuje – te słowa przeważyły szalę goryczy. Nie zważając na nic wymierzyłem jej policzek.
— Zamilcz! – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
— Cristóbal bij mnie, ile tylko chcesz... ale najpierw – zamknęła nogą drzwi, wchodząc do środka, po czym ściągając z siebie bluzkę, dodała: — najpierw wyżyjesz się na mnie w inny sposób.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top