Rozdział 19




Cristóbal

Będąc w samolocie nie myślałem o niczym innym, jak tylko o mojej Céli. Nawet nie potrafiłem się skupić, gdy Mateo dumnie pokazywał jakieś dokumenty, a co gorsza w pewnym momencie przez myśli zaczęły przechodzić najczarniejsze scenariusze. Słowa Gabrieli, a raczej jej lament wbił mi się tak mocno w głowę, że słyszę go nawet teraz. Jeśli Céli coś się stało i miało to jakikolwiek związek z Rubio nie daruję sobie. Miałem ją chronić, otaczać miłością... poległem.

Czternastogodzinny lot do Hiszpanii przesiedziałem wpatrując się w jedno ze zdjęć, które zrobił jej z ukrycia ten skurwiel. Oddałbym wszystko, by mieć ją teraz w swoich ramionach, tulić i wielbić.

Ten jej przepiękny uśmiech, którym obdarzała mnie po każdym niewinnym pocałunku śni mi się co noc. Ten jej ogień w oczach, gdy uprawialiśmy seks widzę we wspomnieniach codziennie. Tęsknie za nią i nic na to nie poradzę. Célia rozpaliła we mnie tak silne uczucie, o którym nawet nie marzyłem. Oddałem jej serce, już na zawsze.

— Cristóbal... – poczułem szarpnięcie za ramię, które w pewien sposób sprowadziło mnie na ziemię. Odwróciłem głowę, a nade mną stała Amelia.

— Mówiłaś coś? – zapytałem lekko zdezorientowany.

— Pytałam, czy chcesz porozmawiać. Od telefonu, który odebrałeś w Buenos Aires zachowujesz się dość dziwnie. Jeśli mogę jakoś pomóc... przecież wiesz, że możesz na mnie liczyć – uśmiechała się lekko, ale nie mogłem obdarzyć jej tym samym.

— Amelia są pewne sprawy, które cię nie dotyczą i na tym zakończmy tą rozmowę – przerzuciłem wzrok w stronę okna, a wtedy ona zajęła miejsce naprzeciwko.

— Chodzi o twoją żonę? – nie odpuszczała.

— Czy ty naprawdę nie rozumiesz, jak mówię do ciebie? Nie będę o tym z tobą rozmawiać. I wracaj do pracy, bo chyba się zapominasz kim jesteś – posłałem jej surowe spojrzenie, na co ona reagując, położyła dłoń na moim kolanie i przewracając oczami, rzekła:

— Zastanawiam się, co ona ma w sobie takiego, że  tak łatwo owinęła cię wokół paluszka? Robi co chce, a ty za nią biegasz. Obudź się Cris zanim nie będzie za późno. Kobiety, które bawią się mężczyznami niewiele są warte – słysząc te słowa, złapałem ją mocno za nadgarstek i ściskając go mocno, wysyczałem:

— Powiedz jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że stracę panowanie nad sobą. Wypierdalaj!

— Uderzysz mnie? – próbowała grać silną, choć na jej twarzy widziałem, jak z trudem znosiła ból wokół nadgarstku.

— Chcesz się przekonać? – zacisnąłem jeszcze mocniej, a w jej oczach natychmiast pojawiły się łzy.

— Puść... proszę – wymamrotała, a po policzkach zaczęły spadać słone krople. Puściłem jej dłoń.

— Jak tylko wrócimy do Monte Carlo zabierzesz wszystkie swoje rzeczy i wyniesiesz się z mojego domu – wyrzuciłem surowym tonem.

— Dokąd mam pójść? Cristóbal... – mówiła rozmasowując swój obolały nadgarstek, ale ja już na to nie odpowiedziałem.

Gdy tylko wylądowaliśmy na lotnisku w Walencji, dosłownie wybiegłem z samolotu. Nie mogę żyć dłużej w tej niepewności. Mateo podstawił mi samochód, do którego od razu wsiadłem i wybierając numer do Gabrieli, czekałem na połączenie.

— Haa...lo – odebrała zapłakanym głosem.

— Podaj mi adres – próbowałem być silny, choć z trudem przyszło mi słuchanie przez telefon zrozpaczonej matki Céli.

— Szpital na Plaza Monteolivete 4, drugie piętro – rozłączyła się, a ja poczułem jakiś dziwny niepokój. Célia jest w szpitalu.

Na miejsce dojechałem w rekordowe siedem minut. Miałem wyjebane na wszelkie zakazy, ograniczenia, czy nawet brak miejsc do zaparkowania. Zostawiłem samochód na samym środku ulicy i nie zważając na kierowców, którzy w tym czasie jechali za mną, wbiegłem do szpitala. Nad recepcją wisiała duża tablica informacyjna, która wskazywała poszczególne piętra i oddziały im przypisane. Od razu dostrzegłem drugie piętro i napis wielkim literami OIOM. Serce zaczęło bić mi mocniej, a w głowie układałem najgorszy ze scenariuszy. Moja żona walczącą o życie przeze mnie...
Wbiegłem po schodach i z daleka widziałem stojącą Gabrielę oraz Antonia, któremu towarzyszyło dwóch kolegów. Kutas ma tupet przychodzić tutaj. Po chwili matka Céli weszła z lekarzem do gabinetu, a ten skurwiel postanowił urządzić sobie show. Nawet nie musiałem być blisko, by słyszeć, jak parodiował Gabrielę przy swoich żałosnych koleżkach, którzy głupotą dorównywali mu w stu procentach. Podszedłem już naprawdę blisko, ale Antonio w dalszym ciągu stał do mnie obrócony plecami i kontynuował swoje żałosne przedstawienie.

— Stary, ty serio chcesz tracić czas dla niej? Przecież to warzywo, nawet dobrze nie obciągnie – odezwał się jeden z jego towarzyszy, na co wszyscy zareagowali śmiechem.

— Spokojnie. Plan jest prosty: chcę ją tylko zaliczyć, by utrzeć nosa takiemu jednemu. Ale nie wydajcie mnie przed Gabrielą muszę udawać zrozpaczonego inaczej...

— Inaczej wpakuję ci w dupę całą serię i z dumą będę obserwować, jak zdychasz – dokończyłem za niego, przykładając mu po kryjomu pistolet do tyłka: — a teraz grzecznie razem z kolegami opuścisz szpital i nigdy więcej się tu nie pojawisz, zrozumiano? – Antonio pokiwał lekko głową, tak samo jak jego koledzy, po czym zdenerwowani opuścili korytarz. O dziwo nie zgrywał już tak wielkiego bohatera, jak wtedy na przyjęciu.

Schowałem pistolet pod marynarkę i podchodząc do wielkiej szyby zobaczyłem ją. Leżała podpięta do respiratora i całej masy innego sprzętu. Miałem wrażenie, że tylko dzięki nim ona wciąż jeszcze żyje. Była taka niewinna i łagodna. Kilka ran zdobiło jej twarz, ale najgorsza była ta niepewność. Nie mam pojęcia co się wydarzyło i jak mogę jej pomóc. Ta niemoc jest coraz bardziej frustrująca.
Nie mogłem dłużej znieść tego cholernego widoku, dlatego z całej siły uderzyłem pięścią w szybę dając upust swoim emocjom.

— Cristóbal! – nagle usłyszałem swoje imię i ten krzyk na chwilę oderwał mnie od widoku, który miałem przed oczami.

Zobaczyłem przed sobą zrozpaczoną Gabrielę, która ledwo stała na nogach. Jej podkrążone od płaczu oczy oraz trzęsące się dłonie mówiły mi jedno: jest źle. Podszedłem do niej i łapiąc za ramiona próbowałem ją jakoś utrzymać. Była wrakiem człowieka, którego doszczętnie pochłonęły emocje. Wówczas podniosła na mnie wzrok, po czym zalewając się kolejną falą płaczu upadała na kolana i rozpaczliwie wołała:

— Cristóbal błagam cię, jak matka... pomóż mojej córce. Proszę cię na wszystkie świętości, ona umiera. Ja nie mogę jej stracić, to moje jedyne dziecko... byłam złą matką, ale jest moją małą córeczką. Błagam cię na kolanach... – nie byłem w stanie dłużej tego słuchać, jej płacz i to błaganie sprawiało, że coraz bardziej zaczynałem bać się o moją żonę.

— Gabrielo, wstań – podniosłem ją siłą z kolan i pomogłem usiąść na krześle.

— Miała wypadek samochodowy, gdy wracała od lekarza. Pamiętam jej ostatnie słowa... Cristóbal ona... – Gabriela chwyciła za moją dłoń i patrząc mi w oczy, dodała: — poduszki powietrzne nie zadziałały. Uderzenie było zbyt silne...

— Co mówią lekarze? – próbowałem zachować zimną krew.

— Kwestia kilku dni, godzin – zamarłem. Patrzyłem na nią nie dowierzając słowom, które właśnie padły z jej ust. Mimowolnie odwróciłem swój wzrok w stronę leżącej Céli... nie mogę jej stracić... nie w taki sposób.

— Gabrielo, co tam się wydarzyło? Muszę wiedzieć wszystko. Nie pozwolę jej... – miotałem się we własnych słowach, to było straszne. W jednej sekundzie ktoś oznajmił mi, że moje życie dobiegło końca... że osoba, która wypełniała je całą sobą odchodzi. Czułem się fatalnie.

— Silny uraz głowy, pęknięte żebra i krwotok wewnętrzny... lekarze opanowali go na tyle ile pozwolił im sprzęt, ale... – odwróciłem wzrok na Gabrielę, na co ona natychmiast schowała twarz w dłoniach, po czym wyszeptała: — nie są w stanie zoperować ją do końca, bo rany są mikroskopijne. Kazali mi się z nią pożegnać. Cristóbal, jak mam to zrobić? Jak mam żyć z świadomością, że jej nie uratuję, że pozwolę na śmierć? Ile mam wylać łez, by Bóg wysłuchał mojej modlitwy?

— Nie da się nic zrobić? – nie dopuszczałem do siebie myśli, że widzę ją ostatni raz.

— Jest jeden szpital, który przeprowadza zabiegi łączące milimetrowe naczynka, ale... nie stać mnie. Nawet gdybym chciała sprzedać mieszkanie, nie zrobię tego w tak krótkim czasie.

— Ile? – patrzyłem na nią oczekując na werdykt.

— Pół miliona – wybuchła płaczem, zakrywając się dłońmi.

— Daj mi namiary, jeszcze dzisiaj się tym zajmę. Nie pozwolę by Célia... – nie dokończyłem, nawet nie mogłem wypowiedzieć tego słowa.

— Zawołałam lekarza – westchnęła, po czym robiąc kilka kroków w stronę gabinetu, dodała: — oddam, co do grosza. Przyrzekam.

Lekarz pomógł mi załatwić miejsce dla Célii w jednej z klinik specjalizującej się operacjami pod mikroskopem. Czas w tym wypadku był nieubłagalny i z każdą godziną stan zdrowia mojej ukochanej pogarszał się.
Siedziałem właśnie przed blokiem operacyjnym, wgapiając się bezczynnie w obrączkę na moim palcu. To się tak nie skończy, nie może. Choćbym do końca życia miał błagać ją o wybaczenie, to chcę to robić, chcę wiedzieć, że jest, że żyje...

— Proszę – usłyszałem głos Gabrieli, która w tym momencie włożyła mi w dłoń kubek z gorącą kawą. Spojrzałem na nią niepewnie, na co ona westchnęła: — nie martw się nie zatruta, za dużo ci teraz zawdzięczam.

— Kocham ją... – westchnąłem po dłuższej chwili ciszy, która była między nami.

— Wiem, a ona kocha ciebie. Tylko spieprzyłeś to, cholernie to spieprzyłeś – spojrzałem na nią i już chciałem coś odpowiedzieć, gdy z bloku operacyjnego wyszedł lekarz.

— Państwo są od Céli Carrera?

— Tak, jestem matką, a to jej mąż, panie doktorze co z nią? Jak operacja? – mówiła zaaferowana Gabriela.

— Przykro mi... krwotok był zbyt silny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top