Rozdział 16
Cristóbal
Célia była tutaj, wyłącznie dla mnie. Tak, jak tego chciałem. Wiła się miedzy moimi kolanami, sądząc, że jej nie rozpoznam. Nawet gdybym bardzo tego chciał, to nie byłbym w stanie. Wystarczyło przelotne spojrzenie, dotyk jej dłoni i zapach, którego codziennie mocno pragnę. Wszędzie ją rozpoznam, bo kurewsko mocno ją kocham. Byłem całkowicie zaskoczony jej bezpośredniością... sądziłem, że kolejny raz powie mi o Antonio i o tym cholernym rozwodzie. Tak jednak się nie stało. W oczach Céli widziałem niepewność i walkę, którą toczyła sama ze sobą. Czy to możliwe, że nadal coś do mnie czuje? Tak. Widzę to dokładnie, a zwłaszcza wtedy, gdy jej ciało pożądliwie reaguje na mój dotyk. Pragnę ją coraz mocniej, kocham ją coraz bardziej i kurwa... nie oddam jej nikomu.
Oddając mi się tej nocy, wiem, że pragnęła mnie tak samo. Dzika rządza i namiętność wypełniły cały pokój, a ja zupełnie nie potrafiłem powstrzymać kutasa w spodniach. Podnieca mnie sam jej widok, a to jak się rusza i kusi doprowadza do szału. Mogę ją pieprzyć codziennie, byleby tylko należała do mnie. Zasnęliśmy wtuleni w siebie, to było najlepsze co dzisiaj mogłem od niej otrzymać.
Nazajutrz obudził mnie dzwoniący telefon. Sam dźwięk tego gówna, doprowadzał do obłędu. Wściekły otworzyłem oczy i chcąc przytulić się do Céli dostałem zimny kubeł na głowę. Nie było jej, za to na poduszce widniała jakaś biała koperta z napisem Cristóbal. Wstałem natychmiast i rozglądając się po pokoju, zauważyłem, że nie było też jej rzeczy. Uciekła. Uciekła ode mnie.
Telefon wciąż nie dawał za wygraną, dlatego podniosłem swoje spodnie z podłogi i wyciągając z kieszeni smartfon zobaczyłem na wyświetlaczu numer Pablo. Odrzuciłem. Teraz nie mam dla niego czasu. Po chwili pojawiła się wiadomość od Céli.
„Nie szukaj mnie, nie dzwoń – daj mi żyć, bez ciebie. Seks był pożegnaniem, resztę masz w liście"
Przerzuciłem wzrok na łóżko. Ta biała koperta dalej tam była. Zacisnąłem mocno dłoń wokół telefonu, po czym wysyczałem pod nosem:
— Kurwa! To chyba jakiś pierdolony żart, Célia!
Usiadłem na krawędzi materaca i wyciągając z koperty kartkę, zacząłem czytać:
„Cristóbal...
Ciężko jest przelać na papier uczucia, które nie pozwalają normalnie funkcjonować, ale wiem, że muszę to zrobić dla siebie..., dla nas. To co wydarzyło się w naszym życiu, było bajką, w którą wierzyłam do samego końca. Uratowana przed ślubem z despotycznym Hectorem, zakochuje się w jego synu. Tak... zakochałam się. Pokochałam cię tak bardzo, że w pewnym sensie zatraciłam się w tym uczuciu. Przecież znaliśmy się tak krótko, a ja byłam w stanie zmienić dla ciebie całe swoje życie. Urodzić ci dzieci, zamieszkać w Monte Carlo i wieść życie zakochanej do szaleństwa pani Carrera.
Dzisiaj, pisząc ten list do Ciebie to uczucie minęło. Ból i gorycz wypełniają moje serce. Zawiodłam się, bo wyidealizowałam człowieka, który jest zły. I ta wina należy wyłącznie do mnie. Miłość przysłoniła mi wszystko, dając nadzieję, że facet, który potrafi z zimną krwią zabić zmieni się w dobrodusznego męża. Ale oboje dobrze wiemy, że ty takim nie potrafisz być. Wychowałeś się na mordercę i człowieka pozbawionego jakichkolwiek uczuć, więc nie mogłabym oczekiwać kogoś zupełnie innego.
To co wydarzyło się kilka lat temu między Tobą, a moim ojcem codziennie spędza mi sen z powiek. Tak Cristóbal, codziennie śnię o tym jak naciskasz spust i zabijasz. Boli. A myśl, że zrobił to mężczyzna, którego kocham doprowadza mnie do szału. Nie potrafię ci wybaczyć, bo odebrałeś mi szczęśliwe życie. Sprawiłeś, że przez siedem lat żyłam obwiniając siebie za wszystko. Teraz pragnę wrócić na normalne tory. Z dala od brutalności, łez i cierpienia. Z dala od... Ciebie.
Proszę Cię w imię miłości i tej chorej obsesji... zwróć mi wolność. Daj szansę.
Célia.
P.S Gdyby można było cofnąć czas... przepraszam Cristóbal."
Kończąc czytać ten list zamknąłem powieki i ściskając mocno kartkę, poczułem się w tym momencie jak kutas. Kochała mnie, a ja to wszystko spierdoliłem. Okłamywałem ją od samego początku, łudząc się że jakoś to będzie.
Po chwili otworzyłem oczy i zrywając się z miejsca, włożyłem na siebie pospiesznie ubrania z wczoraj. Schowałem list do kieszeni i nie tracąc czasu, wyszedłem z pokoju. Nie pozwolę jej odejść, nie po tym co wczoraj widziałem w tych brązowych oczach. Ona nadal mnie kocha i zrobię wszystko, by ją odzyskać.
Wsiadłem do samochodu i ślepo jadąc przed siebie, wymijałem po kolei auta, którymi zdecydowanie nikt nie powinien ruszać z miejsc. Banda idiotów! – pomyślałem, zaciskając na kierownicy dłonie. Dojeżdżając pod dom, zauważyłem wychodzącą Amelię. Czekała na mnie, z założonymi rękoma, tupiąc prawą nogą. Po jej minie nic nie wnioskowałem, zresztą gówno mnie ona teraz obchodziła. Chcę tylko spakować kilka rzeczy i przygotować samolot na podróż do Walencji.
— Cristóbal, martwiłam się – zaczęła, kiedy tylko wysiadłem z czarnego mercedesa.
— Amelia, nie teraz – zlekceważyłem ją, wchodząc do domu.
W salonie siedział Pablo obejmując czule Susanę. Chyba kurwa coś przeoczyłem. Mój brat rucha się z moją byłą. Ja pierdolę.
— Mam wam już pogratulować? – przerwałem ten mdlący mnie obraz.
— Cristóbal?! – wrzasnęła Susana, kiedy zorientowała się, że stoję tuż za nimi, po czym oblana wstydem, udawała niewiniątko.
— Stary myślałem, że właśnie posuwasz swoją żoną... co ty do chuja tu robisz?! – Pablo, jak zwykle w swoim żywiole.
— Przyjechałem po rzeczy, lecę do Walencji – odwróciłem się do nich i wtedy zobaczyłem stojącą przy schodach Amelię. Wpatrywała się we mnie nieobecnie.
— Spierdoliła? – wstał poruszony Pablo, a po chwili dołączyła do niego Susi.
— Spierdoliła – skwitowałem, po czym wchodząc po schodach usłyszałem głos stewardessy:
— Nie jest tego warta.
Stanąłem w miejscu i przez moment zastanawiałem się, czy powinienem w jakiś sposób zareagować... tylko po co? Nie mam ochoty słuchać kolejnych wykładów na temat mojego związku. Kocham Célię i dopóki wiem, że mam o co... o kogo walczyć nie zmienię tego. Wchodząc do pokoju, wyciągnąłem walizkę i pakując do niej randomowe rzeczy, wybrałem numer do Mateo.
— Przygotuj mi na już samolot do Walencji – rzuciłem zimnym tonem, gdy ten ledwo podniósł słuchawkę.
— Na już to ty musisz być w Argentynie – pierwszy raz odezwał się do mnie w taki sposób. Był zdenerwowany, co lekko mnie zaniepokoiło.
— Co się stało?
— Pedro Gonzalez nie żyje. Wczoraj znaleźli go w domu z dziurą w głowie. Egzekucja.
— Kurwa! – rzuciłem ostro i zaciskając pięść, uderzyłem nią w ścianę.
— Musimy tam lecieć. Jego synowie chcą zemsty, jeśli im nie pomożemy... – tłumaczył mi jak dziecku, co trochę mnie irytowało.
— Przygotuj samolot, zaraz będę na lotnisku – przerwałem mu i rozłączając się, dokończyłem pakowanie. Wszystko się pierdoli po kolei. W dodatku los odbiera mi możliwość walki o kobietę, która jest dla mnie wszystkim.
Byłem w drodze na lotnisko razem z Amelią, gdy kolejny raz czytałem wiadomość od mojej żony. Znałem już ją na pamięć... każde słowo wyryło mi się mocno w głowie. Seks na pożegnanie, dobre sobie. Gdy tylko załatwię sprawę w Argentynie, możesz być pewna, że zjawię się w tej pieprzonej Walencji i zabiorę cię siłą do domu – pomyślałem, wgapiając się beznamiętnie w telefon.
— Cristóbal, czy możemy... – westchnęła cicho Amelia, kładąc dłoń na moim kolanie. Natychmiast podniosłem na nią wzrok i marszcząc wrogo brwi, odparłem:
— Zabierz dłoń albo wyrzucę cię z tego samochodu.
— Dlaczego zachowujesz się w ten sposób? Przyjaźnimy się – jej pretensje można było wyczuć już w pierwszym słowie.
— Nie przyjaźnię się z kobietami. Co więcej, nie ufam nikomu poza sobą i...
— Célią? – dokończyła za mnie, przewracając oczami. Złapałem ją mocno za szyję i ciągnąc w swoją stronę, rzekłem:
— Posłuchaj...
— Jesteśmy na miejscu – wtrącił się kierowca, parkując samochód na płycie lotniska. Puściłem Amelię i wychodząc z samochodu, wbiegłem natychmiast do samolotu.
Mateo siedział już na miejscu, przeglądając dokumenty. Zająłem miejsce naprzeciwko i patrząc na niego wymownym wzrokiem, rzekłem:
— Kto za tym stoi?
— Kutas, który skroił mu towar za dwa miliony – słysząc to uderzyłem pięścią w w oparcie.
— Sukinsyn! – wyrzuciłem.
— Jego synowie to żółtodzioby, totalnie nie ogarniają tematu. Jeśli im pomożemy... – uśmiechnął się pod nosem.
— Złoty strzał – dokończyłem i klepiąc go dłonią po plecach, dodałem: — chyba powinienem cię bardziej doceniać.
— Pamiętaj o tym przy premii świątecznej – zaśmiał się, po czym wskazując mi dłonią jeden dokument, kontynuował: — Luis Rubio, pięćdziesiąt lat, wdowiec, rucha co popadnie, lubi tortury, a swoich wrogów traktuje w odpowiedni sposób. Zresztą wystarczy spojrzeć na Pedro. Zawsze chodzi z bandą ochroniarzy, ale ma jeden słaby punkt. Lubi grać w pokera i przegrywać. Pomyślałem...
— Zagramy z nim. Ustaw spotkanie w kasynie.
— Pozwoliłem sobie już to zrobić, ale jest jeden problem... – zaczął nerwowo bawić się swoją brodą.
— Jaki? – spojrzałem na niego badawczo.
— W Trilenium Casino jest pewna zasada. Musisz pojawić się z żoną albo... kochanką, tu dowolność – śmiał się głośno, a mnie w tym momencie kompletnie nie było do śmiechu.
— A jeśli przyjdę sam? – założyłem dłonie na torsie, patrzą na głupkowatą twarz Mateo. Po chwili ochroniarz ułożył z dłoni pistolet i wymierzają nim we mnie, rzekł:
— Kulka w łeb. To w pewnym sensie bilet wstępu, albo go masz, albo...
— To jest popierdolone – obruszyłem się.
— Taka jest Argentyna, óle! – klasnął w dłonie, dumnie.
Pokręciłem głową z niezadowolenia, po czym przeglądając papiery szukałem jakiegoś innego rozwiązania. Coś, co mógłbym wykorzystać...
Po kilkugodzinnym locie wreszcie wylądowaliśmy w słonecznym Buenos Aires. Lekki powiew wiatru musnął moją twarz, a wtedy w myślach pojawiła się Ona. Wyciągnąłem telefon z kieszeni, licząc na kolejną wiadomość od niej, ale to była zdecydowanie marna perspektywa. Wtedy bez namysłu wybrałem jej numer i przykładając smartfon do ucha, czekałem na połącznie. Chcę jej tylko przekazać, że nie odpuszczę i wkrótce wrócę po to co moje. Niestety po dwóch sygnałach odrzuciła mnie. W sumie mogłem się tego spodziewać, ale idąc jej tropem, napisałem krótką wiadomość:
„Jeśli sądzisz, że zrezygnuję... NIGDY, Célia możesz być tego pewna"
Może to nie było zbyt przemyślane, ale ja często w życiu kieruję się chwilą, a ta zdecydowanie należała do mojej żony.
Minęły dwa tygodnie, a ja dalej tkwiłem w tej pieprzonej Argentynie. Plan Mateo z kasynem musiał zostać przełożony, bo Rubio odwołał wcześniejsze spotkanie. Wkurwiałem się tym codziennie, bo każda godzina zwłoki oddalała mnie od Céli. Już powinienem być w Walencji i trzymać ją w ramionach, a koczuję w Buenos Aires czternasty dzień.
Ubierając smoking, szykowałem się właśnie na spotkanie z Luisem. O dziwo moją żoną została Amelia, która bez wahania zgodziła się na tę rolę. Przez ten cały czas nie rozmawialiśmy ze sobą, bo ona dalej chowała do mnie urazę po akcji w samochodzie. Ale jeśli sądziła, że ją przeproszę to była w głębokim błędzie. Nie obchodziło mnie to co sobie myślała, dzisiaj miała za zadanie odegrać scenę i tylko na tym mi zależało.
Przeglądając się w lustrze, usłyszałem pukanie do drzwi. Nawet nie zdążyłem wypowiedzieć żadnego słowa, gdy do środka weszła Amelia w długiej, czerwonej sukni. Wyglądała zupełnie inaczej. Włosy spięte w wysokiego koka, a do tego mocny makijaż zmienił ją w piękną kobietę. Naprawdę to dzisiaj zobaczyłem i byłem zdumiony.
— Gotowy? – zapytała, przerywając mi taksowanie jej wzrokiem.
— Wyglądasz... pięknie – wydobyłem z siebie komplement, na który dziewczyna zareagowała lekkim zawstydzeniem.
— Rozumiem, że to przeprosiny, przyjmuję bo nie umiałbym się na ciebie gniewać – uśmiechnęła się i obejmując moją dłoń, zeszliśmy razem do sali, w której miała odbyć się rzeź.
To była zamknięta rozgrywka, w której brali udział tylko wybrani. Czterech kutasów, którzy chcą zgarnąć szmal i ja, pragnący zemsty za śmierć Pedro. Na środku sali znajdował się okrągły stół, przy którym siedzieli już wszyscy. Czas zacząć tę zabawę. Pocałowałem Amelię w policzek i odprowadzając ją do baru, zająłem wyznaczone miejsce. Luis od razu zmierzył mnie wzrokiem, po czym przerzucając spojrzenie na Amelię, rzekł:
— To twoja żona?
— Nie – odpowiedziałem, upijając łyk postawionej przede mną whisky.
— W takim razie chcę grać o nią – na jego twarzy zagościł cwaniacki uśmieszek, a mnie tym całkowicie zbił z tropu.
— Mam zasadę, że nie dzielę się swoimi dziwkami – potarłem dłonią swój kilkudniowy zarost, a on prychając, rzekł:
— Célia Rojas o tym wie? – zamarłem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top