Special Part - One Shot.
(Przed czytaniem tego OneShot'a polecam przeczytać Cruel Intention. Bo to co tu opisuje dzieje się tuż po wydarzeniach z ostatniego rozdziału tamtego Fanfiction. )
Londyn był pięknym miastem. Kolejny dzień uświadomił jej, że przyjazd tutaj to najlepsze co mogła zrobić. Infrastruktura była taka sobie i korki to też nie marzenie. W dodatku ta zmiana kierunku jazdy, ale ludzie? Ludzie tutaj są tacy oziębli i nie wylewni, że Agnes czuła się tutaj jak w domu. Mimo to coś zaczęło jej przeszkadzać.
Koszmary senne. To zaburzało jej błogi spokój utopi jaką znalazła w tym deszczowym mieście. Nigdy takich nie miała. Nigdy nie miała żadnych snów. A teraz co noc przeżywa tą traumę i budzi się z niej spocona i zagubiona.
Nie jest w stanie wytłumaczyć co i dlaczego się z nią dzieje. Nie wie nawet czy chce się dowiedzieć. Na pewno chce żeby to się skończyło. Przez to znów zaczęła być nieprzyjemna dla otoczenia. Mimo iż tutaj to norma to w pracy ma kilka osób, które odstają od reguły i gdy tylko zauważyli jej zmianę zaczęły się te dziwne spojrzenia, których doświadczała w domu.
Te koszmary dotyczą jednego i tego samego tematu. Oficera z Chicago. Mężczyzna nawiedza jej sny i jest dla niej miły. Tak, miły! Uśmiecha się, przytula ją, dotyka tak jakby była czymś najcenniejszym na świecie. Do tego mówi jej miłe rzeczy i czułe słówka. Można uznać to za chore, że dziewczyna widzi w tym coś złego, ale to na dłuższą metę budzi w jej dziwne reakcje. Zważywszy na to jak się z nim rozstała.
Zostawiła go w obcym dla niego mieście i nie odwróciła się nawet gdy odchodziła. Potem zadzwoniła, ale on miał już dość. Jak większość ludzi, z którymi kiedykolwiek miała do czynienia. Po pewnym czasie gdy przechodzi fascynacja jej chorobą i mija moment próby zmienienia jej wszyscy odpuszczają i reagują tak samo. Agresją i niechęcią. Tak też było z Adamem. Wiec dlaczego śni jej się teraz taki jaki był dla niej wcześniej. To tak jakby.... tęskniła za tym? Ale ona nie może tęsknić. Nie zna uczuć, nie wie co to znaczy tęsknić. Bała się co dzieje się z jej głową.
Jednak gdy pewnej nocy przyśnił się jej inny sen postanowiła coś z tym zrobić. To było zbyt wiele jak na socjopatkę. Wzięła wolny tydzień w pracy i kupiła bilet. Nie wiedziała po co to robi. Wiedziała tylko tyle, że musi się skonfrontować z kimś kto jej to wyjaśni. Tydzień powinien wystarczyć.
Wylądowała w Chicago późnym popołudniem. Ulice były dziwnie puste, ale znajome. Jak wtedy gdy biegała nimi o piątej rano. Jak wtedy gdy poznała blondyna z zarostem jak u bezdomnego. W głowie pojawił się obraz jego przerażonej miny z dnia wypadku. Tej twarzy, którą potem obdarzyła siarczystym policzkiem. Zaśmiała się na wspomnienie tego zdarzenia. Szybko jednak przywołała się do porządku analizując to co się właśnie wydarzyło.
Taksówka zawiozła ją prosto pod budynek, którego miała nadzieję nigdy nie oglądać. Zatrzymali się po drugiej stronie ulicy. Już miała wysiadać gdy zauważyła coś co przykuło jej uwagę. Czarne wstążki na lusterkach radiowozów, na ramionach policjantów w białych koszulach i na odznakach. To dziwne, że z takiej odległości dostrzegła te szczegóły. Może to wina snu, w którym widziała te wszystkie rzeczy z bliska. Bardzo wyraźnie gdy składali jej kondolencje, których nie rozumiała.
- Wysiada pani? - zniecierpliwiony kierowca przerwał jej rozmyślania. Agnes opadła na siedzenie i odchyliła głowę do tyłu starając się ogarnąć myśli. - Halo! Wszystko...
- Tak. Proszę jechać. Zaraz podam adres - rzuciła pewnie szukając czegoś w notesie. Nie miała zamiaru tam wchodzić. Nie gdy dzieje się to co wiąże się z czarnymi wstążkami.
Na niebie zebrały się deszczowe chmury i Chicago zaczęło przypominać coraz bardziej Londyn. Patrząc przed siebie myślała o tym dlaczego w ogóle zdecydowała się na przyjazd. Mogła przecież pójść do terapeuty w mieście gdzie mieszkała. Wystarczyło powiedzieć z czym się zmaga i tyle. Po co wsiadała w ten durny samolot i leciała na drugi koniec świata? Do miasta gdzie w ciągu trzech dni spędzonych z policjantami zginęła by więcej razy niż przeciętny żołnierz na wojnie.
Nie potrafiła tego wytłumaczyć i chyba nie chciała. Przynajmniej na razie. Teraz chciała znaleźć się w miejscu, które odpowie na inne pytanie. Podjechała pod kamienicę w cichej dzielnicy. Brązowa cegła zdobiła cały budynek. Spojrzała w górę w mieszkaniu, które ją interesowało nie paliło się światło, a powinno bo zrobiło się ciemno. To był zły znak. Znak, który zatykał jej gardło tak, że prawie się dusiła. Szybko pokonała schody targając mała podróżna torbę. Spojrzała na domofon i gdy już miała nacisnąć przycisk drzwi się otworzyły.
- Proszę nie zamykać - powiedziała z wymuszonym uśmiechem do mężczyzny wychodzącego z budynku. Ten odpowiedział uśmiechem i przytrzymał drzwi, aby Agnes weszła bez konieczności ich dotykania. - Dziękuję - rzuciła wiedząc, że kultura tego wymaga.
Podreptała na drugie piętro. Pokonując ostatnie stopnie prawie się zatrzymała. Jakby mur wyrósł przed nią i nie pozwalał jej iść dalej. Spojrzała na drzwi na końcu korytarza. Tam była odpowiedz. Zmotywowała się i ruszyła. Brązowe skrzydło drzwi było takie samo jak te, przed którym stanęła kilka miesięcy temu. Zapukała dwa razy, ale nie usłyszała żadnej odpowiedzi z wnętrza. Coś ścisnęło jej żołądek i serce. Nie potrafiła opanować tego co się z nią działo. Nagle nabranie powietrza w płuca było czymś niemożliwie ciężkim.
Usłyszała przekręcając się zamek w drzwiach i wszystko odeszło. Patrzyła w miejsce gdzie powinna pojawić się twarz. Odliczała sekundy. I doczekała się, ale nie tego się spodziewała.
Z wnętrza ciemnego pomieszczenia wyłoniła się twarz oficera. Jasne światło korytarza oślepiło go na początku, a potem sprawiło, że o mały włos Agnes nie zemdlała. Adam wyglądał okropnie.
Potargane włosy i zarost. Blada twarz i podkrążone czerwone oczy. Słaniał się na nogach. Ubrany był jak lump. A zapach jaki się wydobywał z mieszkania dawał jasno do zrozumienia, że alkohol to jedyny składnik powietrza i organizmu oficera.
Patrzył na Agnes jakby zobaczył ducha, ona na niego tak samo. Ten widok był bardzo intensywny i socjopatka nie była w stanie poradzić sobie z reakcja.
- Coś ty z siebie zrobił? - rzuciła nagle. Czuła coś dziwnego czego nie była w stanie nazwać, ale wrócił jej dawny nastrój.
- Co ty tu robisz? - odparł, a gdy tylko się odezwał dziewczyna zasłoniła dłonią usta i nos.
- Przyleciałam... - zatrzymał się odsuwając rękę. Wyprostowała się i postanowiła nie zwracać uwagi na zapachy. - Chciałam porozmawiać.
- Agnes - westchnął bez nadziei - Nie mam ochoty na kłótnie czy twoje docinki. Nie mam humoru wiec jeśli to nic pilnego... - zaczął zamykać drzwi, ale dziewczyna zatrzymała skrzydło ręką.
- Chciałam tylko sprawdzić czy z tobą okay! - warknęła będąc niemile zaskoczoną.
- Ty? Martwiłaś się o mnie? - powiedział sarkastycznie. - Nie drwij ze mnie.
- Adam co się stało do jasnej cholery!? - jęknęła. Oficer nie miał ochoty więcej dyskutować. Odwrócił się i zniknął w ciemnym mieszkaniu. Nie zamknął drzwi wiec Agnes uznała to jak zaproszenie. Weszła starając się nie zabić w tych ciemnościach. Rzuciła torbę na ziemię i po omacku sunęła ręką po ścianie. Pamiętała, że gdzieś tam jest włącznik świata. Chwilę później znalazła go i podniosła do góry. To co zobaczyła było o wiele gorsze od stanu oficera. Wszędzie butelki i kawałki drewna. Z pewnością to stolik, którego resztki były odsunięte w kąt. Całe mieszkanie wyglądało jak pobojowisko. - To... to wygląda jakby przeszła tu wichura. Ruzek nie tak wygląda remont? - rzuciła chcąc rozładować dziwne napięcie panujące wokół. Jednak wzrok Adama uświadomił jej, że to źle zabrzmiało. - Przepraszam - rzuciła skupiając się na postawie oficera. Skulony siedział na kanapie. Na jego dłoniach widniały ślady bojki, ale raczej nie bił się z kimś, a z czymś. Otarcia i rany... to musiał być ten stolik,... szafa i ściany, na których zauważyła krople krwi. Znów zacisnął jej się żołądek, ale tym razem to uczucie było na tyle silne, że poczuła jak w oczach zbiera się płyn. - Adam... - złamany głos nie chciał jej przejść przez gardło. Czuła jakby nie była władna panować nad swoim ciałem. Usiadła obok oficera chciała zrobić cokolwiek by dowiedzieć się co się z nim dzieje. Położyła mu rękę na ramieniu, a wtedy usłyszała jak płacze. Pociągnął nosem jak mały chłopczyk chcąc ukryć ten fakt przed nią. - Co się stało? - zapytała łagodnie.
- Jay nie żyje - odpowiedział z ciężkim sercem. - Umarł...
- Jak to? - ta wiadomość uderzyła ją i nie wiedziała dlaczego. - Adam? - zerknęła na niego nie otrzymując odpowiedzi. Kiedy tylko podniósł na nią swój wzrok od razu zatopił twarz w jej ramionach. To jeszcze bardziej wprowadziło Agnes z konsternację. Nie wiedziała jak ma się zachować. Ma go przytulić, czy odepchnąć. Zaśmiać się czy pocieszać. Czy ma się w ogóle odzywać, czy milczeć i dać mu się uzewnętrznić.
Postawiła na to ostatnie i milczała. Przytuliła go także myśląc, że tak powinna się zachować. Okropnie dziwnie czuła się starając przetworzyć to co się dzieje. Miała w objęciach oficera pogrążonego w smutku, a ona nawet nie zdawała sobie sprawy z tego co to znaczy. Wiadomość o śmierci detektywa też wydawała jej się zbędna, mimo to poczuła ukłucie wewnątrz na wzmiankę o tym. Potrzebowała odpowiedzi na to co się z nią dzieje. Ale na razie musiała zostać i pomóc Adamowi. Wydawało jej się, że to właściwe.
Obudziła się rano wciąż tuląc oficera. Leżeli w jego łóżku. Było to szokująco przyjemne dla socjopatki. Kiedy Ruzek przestał już płakać zeszłego wieczoru zaciągnęła go pod prysznic i kazała się porządnie wykąpać. Posprzątała trochę salon i ogarnęła sypialnie. Kiedy Adam mokry wyszedł z łazienki chciała wskoczyć na niego i pocałować, ale cała ta sytuacja jakoś zgasiła jej zapędy. Z jednej strony poczuła jak wszystko co działo się z nią przez ostatnie godziny odeszło, z drugiej przyszło coś innego czego także nie była w stanie pojąć. To całe zamieszanie w swojej głowie postanowiła odsunąć i zająć się Adamem. Położyła się na jego łóżku pozwalając mu się do siebie przytulić. Wypytała go o wszystko co wydarzyło się gdy jej nie było.
Usłyszała historię prosto ze szklanego ekranu. Nieobecna siostra zjawiła się po latach. Pracowała w Med. Detektyw Halstead zakochał się w niej, najpierw o mały włos nie wsadzając jej do więzienia. Potem historia działa się szybko. Ktoś napadł na szpital gdzie zaatakował pacjenta siostry Adama, Jay chciał ją ratować i zginął. Cała ta opowieść była przepleciona łzami i śmiechem przez łzy. Na domiar złego teraz jego siostra nie chce mieć z nim kontaktu, a Ruzek bardzo to przeżywa. Obwinia się, a nie powinien. Nie miał wpływu na to co się stanie, gdy rozdzielał się z detektywem w szpitalu. Jednak Adam nie chciał słuchać tłumaczeń Agnes i szybko zasnął. Dopiero rankiem oprzytomniał na tyle by przeanalizować obecność behawiorystki w jego mieszkaniu.
- Agnes? Po co przyleciałaś? - spytał wychodząc ze sypialni. Dziewczyna parzyła kawę dla niego i siebie. - Dałaś mi jasno do zrozumienia, że to bez sensu.
- Chciałam porozmawiać - powtórzyła to co powiedziała zeszłego wieczoru.
- O czym?
- O tobie, o mnie... - miotała się. Nie wiedziała co odpowiedzieć skoro sama tego nie rozumiała.
- O nas?
- Tak.
- Ale nie ma nas. Mówiłaś, że nigdy nie będzie nas! - wypomniał jej. Czuł się dziwnie widząc dziewczynę w swojej kuchni. Myślał, że już nigdy jej nie zobaczy. Chciał o niej zapomnieć, chociaż żywił do niej prawdziwe uczucie. Zraniła go jak nikt wcześniej.
- Bo... bo to prawda. Chciałam tyko zobaczyć czy wszystko z tobą w porządku i widzę, że nie - bąknęła podając mu kubek.
- Nie wiedziałaś o Halsteadzie. Dlaczego przyleciałaś? - odstawił kubek naciskając na odpowiedz.
- Już ci powiedziałam.
- Nie! Nie wierzę, że od tak przyleciałaś sprawdzić czy ze mną okay. Ty nie sprawdzasz czy z ludźmi jest okay. Ty nie masz uczuć! Tobie nie zależy - warknął. Nie chciał aby bawiła się z nim kolejny raz. Nie chciał dodatkowo cierpieć.
- Dobrze! Przyleciałam sprawdzić czy moje koszmary są prawdziwe! Lepiej! - krzyknęła. Przyparta do muru nie chciała już kłamać.
- Jakie koszmary?
- O tym, że nie żyjesz! Śniło mi się to dwa dni temu i trzy dni temu! Śniło mi się, że leżysz w kałuży krwi i umierasz wołając moje imię! - powiedziała wzburzona. Ruzek nie wierzył wciąż w to co mówi dziewczyna.
- Ale po co? Wystarczyło zadzwonić, poza tym... - zwiesił głowę czując, jakby behawiorystka z niego żartowała. - Ty nie dbasz o nikogo? Co cię obchodzi, czy żyję?
- Nie wiem! Po prostu obchodzi! Ale masz rację niepotrzebnie przyjeżdżałam - odstawiła kubek i zabrała kurtkę z krzesła zakładając ją. Ruzek śledził każdy jej krok i gest. Wydawała się inna. Nie wiedział jednak czy to nie jego pobożne życzenia. Kilka razy próbował ją zmienić, ale jego starania poszły na nic, bo dziewczyna wyraźnie dawała mu do zrozumienia, że jej choroba jest nieuleczalna. Ale teraz? Może jest beznadziejnym optymistą, ale Agnes wydaje się naprawdę inna niż gdy widział ją ostatnio.
- Zaczekaj - Agnes zatrzymała się przy drzwiach nie odwracając się. - Dziękuję, że tu byłaś całą noc.
- Nie ma za co. Wydawałeś się tego potrzebować, więc zostałam - westchnęła od niechcenia.
- Agnes - zerknęła na oficera tuż przed wyjściem. - Zmieniłaś się.
- Wydaje ci się - odparła wychodząc. Nie miała zamiaru wchodzić w dyskusje o tym co jest z nią nie tak. Chciała odpowiedzi, a nie debaty. Mogła je dostać jeszcze od jednego człowieka. Zadzwoniła po transport i ruszyła w kierunku szpitala Med.
Gdy zjawiła się na izbie przyjęć znów zobaczyła grono ludzi smutnych i zapłakanych. Nieswojo czuła się w takich miejscach, natłok emocji na metr kwadratowy był nie do zniesienia. Dziewczyna szybko podeszła do recepcji przedstawiła się i poprosiła o wizytę z Doktorem Charlesem. Kobieta kazała jej zaczekać, co spotkało się z dezaprobatą Agnes. Chciała załatwić to szybko, a nie czekać na bóg wie co. Usiadła jednak na krześle i czekała.
- Agnes Szepańska? - podniosła głowę gdy usłyszała jak dobrze lekarz przeczytał jej nazwisko. Doktor Charles wydawał się zaskoczony jej obecnością w szpitalu, ale nie dał jej tego odczuć w rozmowie. - Dzień dobry Agnes. - powiedział w jej ojczystym języku.
- Dzień dobry. Doktor zna polski? - zdziwiła się.
- Przydaje się czasem - odparł. - Zapraszam. - wskazał jej drogę do wewnątrz. Izba pękała w szwach. Mnóstwo lekarzy i pielęgniarek, a do tego to pikanie urządzeń niepokoiło Agnes. Lekarz zaprosił ją do pokoju po prawej. - Co cię do mnie sprowadza? - wrócił do swojego ojczystego języka i prosił aby usiadła na łóżku, a on zajął miejsce na krześle.
- Nie przyszłam się leczyć! - oznajmiła zła zaczynając myśleć, że to nie był dobry pomysł aby zjawić się u psychiatry. - Chciałam tylko porozmawiać. Wydaje mi się, że coś się dzieje z moją głową. - Lekarz wyłapała zmieszanie dziewczyny. Starał się ją poprawnie ocenić, ale z socjopatami było to trudne.
- Co takiego dzieje się z twoją głową?
- Mam koszmary i... czuję coś czego nie potrafię nazwać - wyznała. - Jest mi źle, ale nie wiem dlaczego?
- Spokojnie znajdziemy sposób żeby się dowiedzieć - lekarz był miły. Poprosił aby położyła się na łóżko. - Wezwę na początek lekarza i sprawdzimy czy jest tego jakaś fizyczna przyczyna.
- A jeśli nie?
- To znajdziemy tą psychiczną - oznajmił z uśmiechem zbawcy. Kilka chwil później do sali wszedł lekarz i pielęgniarka. Zlecił komplet badań i zniknął tak szybko jak się pojawił. Gdy Agnes zabrano na tomografię głowy przekazał psychiatrze, że jego zdaniem dziewczyna nie miała problemów psychicznych. Nie miał nigdy do czynienia z socjopatami ale nie widział nic dziwnego w zachowaniu dziewczyny oprócz sporadycznych zdań nie pasujących do sytuacji. Uważał, że po prostu jest nietaktowna. Doktor przyjął spokojnie ocenę lekarza i sam zaczął szukać odpowiedzi na pytanie co dzieje się z behawiorystką. Godzinę po badaniach Agnes zaczęła się zastanawiać, czy o niej nie zapomnieli, ale szybko przestała. Zjawił się doktor Charles i znów usiadł na krześle.
- Twoje wyniki są całkowicie normalne.
- Normalne? - zdziwiła się. Wolałaby przyczynę fizyczną niż psychiczną. Kolejna wada w jej mózgu znaczyła, że naprawdę coś z nią nie tak.
- Tak, żadne z badań nie wykazało odchyleń od normy czy zmian w głowie.
- To znaczy, że jestem wariatka tak na sto procent? - oznajmiła zrezygnowana.
- Nie lubię tego słowa, ale... powiedz mi dokładnie co cię tak niepokoi w swoim zachowaniu?
- Wszystko. Zaczynając od koszmarów, a skończywszy na tym jak się czuję i jak odbieram otoczenie.
- Od kiedy to zauważyłaś?
- Nie wiem, od tygodnia. Od wyjazdu z Krakowa.
- Stało się tam coś co mogło spowodować zmianę?
- Nie - odparła szybko, a potem wyznała całą historię. Opowiedziała wszystko w najdrobniejszych szczegółach. - Zostawiłam Adama na rynku, bo wyznał mi, że mnie kocha i powiedział, że ja nie chcę kochać go - zakończyła.
- A chcesz?
- Doktor wie, że nie mogę! Socjopaci nie czują emocji. Poza tym miłość to tylko zmiana chemiczna w mózgu.
- To co mówisz jest ciekawe - westchnął wstukując coś na tablecie. On postawił już diagnozę. Ale musiał ją potwierdzić - Spójrz na to - odwrócił do niej tablet i pokazał jakieś nagranie. Dziewczyna na nim tuliła i całowała chłopaka. Następna scena była o tym jak zobaczyła chłopaka z inną dziewczyną, a kolejna gdy on tłumaczył jej coś, a potem mocno przytulił dziewczynę.
- Co to ma być?
- Wiesz co się stało?
- Koleś ją zdradził, a ona jak głupia wróciła do niego. To ma mi pomóc? - zdziwiła się. Czuła jakby lekarz z niej żartował.
- To może teraz z głosem - włączył nagranie jeszcze raz z dźwiękiem i z każdą sekundą dziewczyna robiła się bardziej smutna, a na jej polikach pojawiły się łzy. Zaskoczona swoją reakcją otarła je szybko i zamrugała nerwowo.
- Co się dzieje do jasnej cholery! - krzyknęła- Co mi pan zrobił?
- Ja nic. To ty i twoje emocje.
- Emocje? Ja nie mam emocji jestem socjopatka! Nie ma możliwości żebym coś czuła.
- Widzisz, ludzki mózg jest chyba największą tajemnicą dla lekarzy i całego świata nauki - oznajmił pogodnie. Agnes wpatrywała się w niego i chłonęła jego słowa. - Stawiamy diagnozy, leczymy choroby, uśmierzamy ból i tym podobne, ale wciąż zdarzają się rzeczy takie jak u ciebie.
- To znaczy? O czym doktor mówi, bo ja wciąż nie pojmuję tego co się dzieje! - zdezorientowana zeskoczyła z łóżka.
- Miłość zmienia wiele.
- Już mówiłam miłość to...
- To zmiana chemiczna w mózgu - dokończył za nią. - Wiem. Zmiana, która włączyła coś w twojej głowie i pozwala ci w końcu poczuć coś co my wszyscy nazywamy emocjami. Widzę to pierwszy raz, ale cóż takie rzeczy nazywa się....
- Chce mi lekarz powiedzieć, że to cud? - zirytowana zaczęła chodzić po pokoju.
- Może.
- Emocje to nie cud! To katorga... Nie potrzeba mi takiego cudu!
- Może ten cud nie jest potrzebny tobie, a komuś innemu - odwróciła się nagle na słowa lekarza i czekała na odpowiedz. Nie mogła tego ogarnąć. Czuła jakby ktoś przegrzał jej zwoje i odłączył od prądu procesor. - Adam przechodzi ciężkie chwile, tak jak i jego siostra. Może to jemu jest potrzebny twój cud!
Wybiegła ze szpitala jak oparzona. Nie chciała wierzyć w to co powiedział jej psychiatra. Jeśli miał choć odrobinę racji to by znaczyło, że Adamowi się udało. Sprawił, że jest zdolna kochać. Chociaż wciąż nie rozumie na czym to polega. Jej racjonalna strona jednak wiodła prym w jej głowie i poradziła jej jedyny słuszny cel. Wsiadła w taksówkę i wróciła do mieszkania Ruzeka. Niestety nie zastała go, a telefonu nie odebrał. Musiała znów ruszyć w drogę.
Weszła na posterunek mimo niechęci. Stanęła przed biurkiem pani sierżant.
- Chcę rozmawiać z Adamem - powiedziała twardo. Trudy zmierzyła ją wzrokiem, ale nie zamierzała się z nią kłócić. Wskazała na schody przyciskając guzik. Sierżant nie powinna jej tam wpuszczać, ale ostatnie wydarzenia zmiękczyły także ją. Pokonała schody do wydziału jak gazela i zatrzymała się na ostatnim. Zobaczyła puste biurko detektywa, a na nim różę i jego zdjęcie z czarną wstążką. To był przykry widok i Agnes nie mogła się powstrzymać przed uronieniem łzy. Nim doszła do socjalnego gdzie dostrzegła Ruzeka jej poliki były mokre jakby dopiero co wyszła z deszczu. - Adam... - łamiącym się głosem wypowiedziała jego imię. Oficer był zaskoczony jej obecnością.
- Co ty tu robisz?
- Chciałam ci powiedzieć, że wygrałeś - wyznała, ocierając łzy i grając znów niewzruszoną. - Wygrałeś! Postawiłeś na swoim i mnie złamałeś. Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale udało ci się.
- Co mi się udało?
- Wywołać moje emocje. Sprawić, że się w tobie zakochałam, cokolwiek to znaczy - wyznała. - Doktor Charles twierdzi, że to przez miłość doznałam zmiany i czuje emocje.
- Co takiego? - czekał na jakąś puentę tego żartu, ale się nie doczekał. Wyglądało na to, że Agnes jest z nim szczera. - Skąd wiesz co czujesz skoro nigdy nie czułaś emocji - jego sceptyczny ton sprawił jej ból.
- Bo płaczę - oznajmiła. - Płaczę z powodu Halsteada. Płaczę, bo widzę twoje zaczerwienione oczy od łez wylanych przez detektywa i twoją siostrę. Czuję jak rozrywa mnie od środka żal, że nie było mnie przy tobie gdy przeżywałeś to wszystko. Czuję, że jeśli miałabym stąd wyjechać i nigdy już cię nie zobaczyć umarłabym. Umarła z tęsknoty, bo gdy tylko cię zobaczyłam mimo tego, że wyglądałeś jak wrak człowieka ulżyło mi, że żyjesz! Że to nie ty zginąłeś i moje sny były tylko koszmarami.
- To nie gra? - spytał wciąż czekając aż wyskoczy ktoś i krzyknie "Mamy cię". Jednak nadzieje znów zaczęła się tlić w jego sercu. - Skąd mam wiedzieć, że nie żartujesz.
- Nie wiem, sama nie wiem czy to na pewno to, ale czuje... cokolwiek to jest. Czuję i chyba nie chcę przestać, mimo że to boli - znów po jej policzkach pociekły łzy. Ale szybko wchłonęła jej koszula Adama. Przytulił ją tak mocno jak tylko umiał, a gdy sam poczuł, że to nie może być tylko żart uniósł jej głowę i mocno pocałował.
Kilka dni później wybrał się z Agnes na stypę organizowaną w domu Halsteada. Will zaprosił wszystkich by uczcić brata. Przestępując próg dowiedział się, że jest tam i jego siostra. Znalazł ją płaczącą w pokoju Jaya. Agnes stała w drzwiach widząc jak Ruzek tuli siostrę i pomaga jej ukoić ból po stracie. Była już pewna, że mimo swojej choroby czuje. Powoli poznawała wszystkie emocje. Radość, smutek, złość, rozczarowanie, podziw, dumę.... wszystko to u boku oficera, który wywołał w niej te emocje.
Ja pienie.
Nie wierzę, że poszło to tak daleko.
To miało mieć góra 1k słów. A wyszło 3.5k....
Oszalałam.
Mam nadzieję, że się podoba.
Takie zakończenie, którego mi tu brakowało.
⭐ i komentarze mile widziane. Chcę wiedzieć jak się podoba ten OneShot.
Dziękuję za poświęcony czas. 🧡🧡🧡🧡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top